Niesłuszne poglądy na wszystko

Oto istota ładu moralnego, który szykuje dla nas rząd wsparty przez „nowoczesną” opozycję: będziemy mieli w Polsce strefę wolną od obrazy i nienawiści, a jeśli się to komuś nie podoba, pójdzie na dwa lata do więzienia.

04.05.2013

Czyta się kilka minut

 / il. Zygmunt Januszewski
/ il. Zygmunt Januszewski

Dla bezpieczeństwa, weźmy na początek przykład z zagranicy. I z dziedziny, wydawałoby się, apolitycznej.

Urugwajski piłkarz Liverpoolu Luis Suarez pogryzł w polu karnym Branisława Ivanovicia z Chelsea i został za karę odsunięty od dziesięciu meczów, a cała Anglia rozpoczęła debatę na temat kanibalizmu w piłce nożnej. Nie do wiary? Ależ naturalnie, że tak, nawet premier Cameron uznał za stosowne wypowiedzieć się na ten temat.

Włoch Paolo di Canio został trenerem Sunderlandu. Kiedyś, jako gracz rzymskiego Lazio, di Canio wykonał w stronę kibiców gest faszystowskiego pozdrowienia, potem bredził coś bez ładu i składu na temat faszyzmu. To wystarczyło, by teraz wiceprezes Sunderlandu, były minister spraw zagranicznych David Milliband zrezygnował z klubowej funkcji, a członkowie związku zawodowego górników usunęli swoje symbole ze stadionu Sunderlandu w proteście przeciwko przejęciu klubu przez włoskiego faszystę.

PRECZ Z FASZYZMEM

Teraz konieczne wyjaśnienie. Uważam, że kanibalizm i faszyzm są złe, bardzo złe. Na boiskach piłkarskich nie ma miejsca dla kanibalizmu ani faszyzmu. Zresztą poza boiskami też nie ma – precz z kanibalizmem i faszyzmem! Tylko że wybryk Suareza oraz powołanie di Canio na trenera drużyny broniącej się przed spadkiem z ligi to nie jest ani kanibalizm, ani faszyzm. W Liverpoolu nikt nie został zjedzony (Suarez nie odgryzł Ivanoviciowi nawet kęsa bicepsa), a w Sunderlandzie nie powstała żadna komórka partii faszystowskiej. Nie staczamy się po równi pochyłej w kierunku kanibalizmu i faszyzmu na Wyspach.

To właściwie o co chodzi? Dlaczego poważne gazety zupełnie poważnie pisały o Suarezie jak o zwyrodnialcu, a o di Canio jak o faszyście? Dlaczego te historie stanowią dla wielu ludzi ilustrację upadku zachodniej cywilizacji i inspirują do protestów moralnych i politycznych, zamiast np. śmieszyć? Tak, śmieszyć. Przecież to nie są żadne moralitety na temat współczesności, tylko przykłady rozrywkowej, jarmarcznej, ludowej natury futbolu. Młodszym czytelnikom warto przy okazji przypomnieć, że kiedyś futbol był rozrywką, głównie dla pospólstwa, dziś – zwłaszcza w Anglii – jest kontrolowanym przez medialno-polityczną policję sferą poprawności, w której gra w piłkę jest niezbędnym, choć daleko niewystarczającym elementem składowym.

W tym sensie dzisiejszy futbol rzeczywiście może stanowić ilustrację upadku naszej cywilizacji, a przynajmniej jednej z jej podstawowych wartości, mianowicie wolności. Idealny futbol, zarówno na boisku, jak i na trybunach, ma być domeną konformistów, sługusów Ducha Czasów, dla których medialne i polityczne mody będą stanowić podstawowy punkt odniesienia. Dla odstępstw od normy, zaburzeń emocjonalnych i dziwnych wybryków – nie ma miejsca. Nigdzie zresztą nie ma miejsca, nie tylko i nie przede wszystkim w futbolu.

WALKA O DOBRO

Jak to działa w praktyce? Odstępstwa od normy są złe, bo mogą prowadzić do cierpienia innych. Nie tylko zachowania, ale poglądy – zwłaszcza oburzające – mogą ranić. Próbujemy zatem zorganizować świat w taki sposób, by nikt nie cierpiał. Oczywiście prawo w zasadzie karze postępowanie, które zagraża innym, np. nie wolno zabijać, gwałcić, napadać na innych ludzi. Ale kara za uczynki to dziś za mało. Po to, by ograniczyć skalę cierpienia, które ewentualnie moglibyśmy sobie nawzajem zadawać, myślimy o tym, by profilaktycznie karać za poglądy, czyli – nazwijmy rzecz po imieniu – za myślenie. Poglądy przekładają się przecież na słowa, a słowa też mogą ranić.

Mechanizm jest prosty: skoro mniej więcej wiadomo, co jest dobre, a co złe, to powinniśmy zakazać niesłusznych poglądów, by dobro mogło się owocniej rozwijać. Aby drogę postępowi ułatwić, w wielu krajach wprowadzane są ustawy przeciwko tzw. mowie nienawiści. W Polsce rząd i opozycja również zamierzają chronić ludzi przed byciem obrażanym.

PRAWO DO BYCIA LUBIANYM

Dziś prawo chroni przed atakami i wzywaniem do przemocy z powodu rasy, narodowości i wyznania. Platforma Obywatelska chce do tego dodać „przynależność polityczną i społeczną” oraz „naturalne lub nabyte cechy osobiste lub przekonania”. Czyli w zasadzie wszystkie cechy ludzkie, ponieważ innych cech poza naturalnymi i nabytymi nie ma. Palikot w obronie przed odstępstwami od normy chce dorzucić płeć, wiek, niepełnosprawność, orientację seksualną i tożsamość płciową. Np. nie wolno się będzie śmiać z łysych i grubych, podobnie zresztą jak z owłosionych i chudych, z rudych i blondynek (z blondynek właściwie to już teraz nie wolno), z gejów, z prostych, z okularników, z wierzących, z wątpiących, z internautów, a nawet z tych, którzy nie mają dostępu do internetu. Z niczego i z nikogo nie będzie się można śmiać ani robić aluzji, które ktokolwiek kiedykolwiek mógłby odebrać jako obraźliwe.

I tak dochodzimy do istoty ładu moralnego, który szykuje dla nas rząd wsparty przez „nowoczesną” opozycję: będziemy mieli w Polsce strefę wolną od obrazy i nienawiści, a jeśli się to komuś nie podoba, to pójdzie na dwa lata do więzienia. Wszyscy będziemy dla siebie mili, wyrozumiali i tolerancyjni. Ciągle poszerzająca się sfera praw człowieka zostanie wreszcie domknięta ostatecznym prawem człowieka do tego, żeby wszyscy pozostali ludzie go lubili. To wprawdzie postulat sprzeczny z ludzkim doświadczeniem i zdrowym rozsądkiem, ale kto by się przejmował zdrowym rozsądkiem, skoro wszyscy wiemy, że obrażanie innych jest złe.

NOWA DEFINICJA TOLERANCJI

Ta urawniłowka mentalna i postęp konformizmu, to objaw szerszego trendu współczesnej kultury, w której wiara, że ludzie są silnymi indywidualnościami potrafiącymi sobie poradzić z przeciwnościami, krytyką ze strony innych, a nawet agresją słowną, zostaje zastąpiona przekonaniem, że wszyscy składamy się z wrażliwych na krzywdę grup pokaleczonych ofiar losu, które bez ochrony państwa, ekspertów i coachów do spraw rozwoju duchowego, organizacji społecznych i sądu zginą marnie.

Istnieją też tematy tak naładowane emocjami, że każda próba podważenia konsensu wokół nich wydaje się bluźnierstwem. Np. krytyka kryminalizacji negowania Holokaustu uznana będzie za oburzającą, choć w istocie karanie prawem za negowanie Holokaustu nie jest niczym innym jak karaniem prawem za myślenie (w tym przypadku: bezmyślność). Być może warto się zastanowić, jaką cenę płacimy za karanie za poglądy (także za te najbardziej odrażające) i na czym w istocie polega nasza tolerancja. Na akceptowaniu poglądów i postaw, z którymi się zgadzamy?

ZWYCZAJNE NIEPRZYJEMNOŚCI

Paradoksalnie w świecie, w którym nikogo nie wolno obrazić, bycie obrażonym to najlepsza droga do kariery w życiu publicznym. Każdy chce być obrażany, dyskryminowany, sekowany, wyrzucony poza nawias mainstreamu, ponieważ bycie ofiarą stanowi nobilitację i daje niezłą szansę zaistnienia w mediach, które nie interesują się dziś głównie tym, kto komu dał w mordę i jak ten drugi zareagował.

Oczywiście obcowanie z opiniami, które nas oburzają, a nawet bycie obrażanym (że nie wspomnę o odebraniu komuś programu w telewizji albo felietonu w tygodniku) to elementy ludzkiego doświadczenia, podobnie przykre, jak np. kontakt z głupim szefem, zawiścią, agresją i innymi złymi cechami ludzi. Wydawałoby się, że jeśli ktoś chce brać udział w życiu publicznym, powinien to raczej zaakceptować. Jednak wielu woli tchórzliwie chronić się za parawanem prawa.

SPORT DAWNIEJ LUDOWY

Oczywiście nie wszystkie grupy są równie wpływowe, nie każda walka o zakneblowanie innych jest równie skuteczna. Proces przekształcania futbolu z pełnego pasji i (obsesyjnych, czasem złych) emocji widowiska ludowego w przemysł kontrolowany przez biznes i policję polityczną jest właściwie na ukończeniu.

Na boisku przed meczami już teraz mamy piłkarzy odczytujących drżącym głosem apele o zwalczanie rasizmu – moim zdaniem wkrótce pójdziemy krok dalej: piłkarze, którym wymsknęło się przekleństwo albo, nie daj Boże, „rasistowski” czy „homofobiczny” gest, będą musieli składać przedmeczową samokrytykę. Nie będzie wolno wykonywać żadnych gestów religijnych, np. żegnać się przed meczem, ani politycznych.

Czy ktoś jeszcze pamięta piłkarzy Liverpoolu, którzy napisami na koszulkach wyrażali wsparcie dla strajkujących dokerów? Nikt nie pamięta. Kto by się przejmował dokerami, których nie ma, a nawet jakby byli, to i tak nie stać by ich było na bilet na mecz? Zamiast bluzgających proli na trybunach będziemy mieli jednolity tłum przypominający pacjentów po lobotomii mózgu klaszczący radośnie po równo dla obu drużyn i wznoszący zupełnie nieobraźliwe okrzyki, które potem sponsorzy wykorzystają w reklamie chipsów i coli.

RELIGIA DAWNIEJ PANUJĄCA

Inny przykład: obrażanie chrześcijan w Europie jest dziś praktycznie bezkarne. Wielu ludzi musi czuć się upokorzonych, gdy obraża się ich za to, że deklarują swoje poglądy albo po prostu stwierdzają fakty, np. że według religii katolickiej uprawianie seksu poza małżeństwem (wszystko jedno z kim) jest grzechem, podobnie jak zapłodnienie in vitro, podczas którego likwiduje się zapłodnione komórki.

Współczuję ludziom obrażanym za to, że np. nie godzą się na adopcję dzieci przez gejów – w Wielkiej Brytanii nie tylko się ich obraża, ale dyskryminuje prawem, bo katolickie organizacje adopcyjne, wbrew swoim przekonaniom, zobowiązane są akceptować pary gejów jako kandydatów na rodziców albo tracą licencję. Współczuję wszystkim polskim katolikom wyzwanym od „katoli” i „moherów” za to, że mają odwagę publicznie deklarować przywiązanie do swojej wiary podczas pielgrzymek czy innych religijnych uroczystości.

Jest to tym bardziej godne ubolewania, że katolicy ciągle stanowią w Polsce większość, a próby wyśmiewania ich poglądów i postaw są ulubionym zajęciem niektórych postępowych środowisk i mediów. Współczuję im, ale nigdy w życiu nie zgodzę się, aby poglądy katolików na temat np. Trójcy Świętej albo słusznego życia seksualnego, albo prawidłowego wychowania dzieci, były obwarowane prawem tylko dlatego, że gdy je głoszą, ktoś inny ich obraża.

WRÓG SIĘ PODDAŁ

Pewnie z tego samego powodu nie umiem przyjąć postępowego konsensu w sprawie małżeństw homoseksualnych. We współczesnej historii nie było chyba tematu, w którym miejsce na przeciwstawne poglądy kurczyłoby się w tak błyskawicznym tempie jak w przypadku debaty o prawach gejów.

Z pewnością nie było tak i nie jest w przypadku stosunku do komunizmu, do agentów SB, do roli „Gazety Wyborczej” albo „Gazety Polskiej”, do Żydów i Polaków podczas wojny, do katastrofy smoleńskiej – by ograniczyć się do kilku polskich drażliwych tematów. W każdym z nich ciągle istnieje miejsce na różne poglądy. Nawet o ociepleniu klimatu daje się jeszcze rozmawiać, z trudem, ale jednak poglądy niezgodne z obowiązującymi można jeszcze prezentować, nie narażając się na wykluczenie poza nawias normalności. Prawo gejów do małżeństwa to co innego.

Jeśli oprzeć się na obserwacji opinii w mediach tzw. Zachodu, to w zasadzie debata jest zakończona: nie ma wpływowych ośrodków opinii publicznej, które bronią prawa do zachowania małżeństwa w tradycyjnej formie. Za małżeństwami gejów są socjaliści i konserwatyści w USA i Europie, a ci, którzy jeszcze do końca nie są (np. prawica w Hiszpanii), pogodzili się z myślą, że i tak ustanowionych praw nie da się odwrócić. Krytyka małżeństw gejów z liberalnego punktu widzenia (taka również istnieje) ustała, bo uznawana jest za zdradę. Krytykę ze strony Kościoła uważa się za przejaw mentalności inkwizycyjnej i jako taką w ogóle się pomija. Kilkusettysięczne manifestacje obrońców tradycyjnej rodziny, np. we Francji, nie mają żadnego przełożenia na politykę i ustawodawstwo. Jak powiedział niedawno wspierający wprowadzenie jednopłciowych małżeństw ojciec przełożony amerykańskiej prawicy Bill O’Reilly, zwracając się do zwolenników zmian: „Możecie już złożyć broń (...) wróg się poddał”.

RUCH ELIT

Jak to możliwe, żeby tak szybko się poddał? Jak to możliwe, że w ciągu dekady małżeństwa gejów z tematu koszarowych dowcipów zmieniły się w społeczną ortodoksję?

W Polsce ten proces przebiega jeszcze szybciej – trwa co najwyżej trzy, cztery lata. Nie jestem fachowcem od zmian społecznych, ale one chyba nie przebiegają tak szybko. Nie w czasie pokoju i względnej stabilizacji społecznej. Amerykański publicysta Christopher Caldwell pisze, że „nigdy od czasu »ery postępowej« [czyli pierwszych dwóch dekad XX wieku – DR] nie było ruchu społecznego, który w tak silny sposób byłby kreowany przez elity jak ruch poparcia dla małżeństw homoseksualnych”. Caldwell zwraca uwagę, że poprzez swoją elitarność kampania ta jest również sprzeczna z tradycją amerykańskiego ruchu praw obywatelskich, który nigdy nie rozwijał się w kierunku „z góry na dół”, tylko odwrotnie.

To jest kampania wymyślona na uniwersytetach i w salach debat politycznych, a potem przeniesiona do sądów i tam wprowadzana w życie przez zideologizowaną armię sędziów. Jak pisze Caldwell: „kiedy elity skupiają się jednomyślnie wokół jednej sprawy, może ona przekształcić się w coś w rodzaju zdrowego rozsądku”. Tak zdrowego, że – jak ujął to amerykański tytuł „State Hornet” w artykule redakcyjnym – „debata na temat tego, czy jakiejś grupie społecznej wolno odmówić praw obywatelskich, jest nie do zaakceptowania”.

Czyli sprawa zamknięta: w naszej cywilizacji nie wolno podważać prawa gejów do ślubu.

ZDROWY KONFORMIZM

Walka o małżeństwa dla gejów pokazuje w sposób modelowy, jak tworzy się dziś narracje polityczne i jak łatwo ludzie akceptują konformistyczne postawy.

 Ktoś mógłby pomyśleć, że skoro małżeństwo jako instytucja nie zostało wymyślone dla gejów i przez wiele stuleci nie im służyło, to zadanie obrony argumentów za rozszerzeniem definicji małżeństwa spadnie na innowatorów. Jednak nie. W świecie, w którym konformizm utożsamiany jest ze zdrowym rozsądkiem, niezgoda na przyjęcie nowej ortodoksji społecznej będzie automatycznie traktowana jak atak na prawa człowieka.

Tylko co zrobić z milionami ludzi, którzy albo wprost nie popierają małżeństw gejów, albo nie są przekonani ich argumentami? Bo przecież te miliony poza elitami ciągle istnieją. Albo opinia publiczna nie zmienia się tak szybko, jak chciałyby elity, albo może jako społeczeństwo i uczestnicy debaty publicznej nie jesteśmy tak wolni, jak mogłoby się wydawać.

DYMEK W CENTRAL PARKU

Na koniec jeszcze obrazek. Oglądałem niedawno w telewizji rozmowę z brytyjskim aktorem Jeremym Ironsem w programie BBC „HARDtalk”. Irons znany jest z kontrowersyjnych poglądów, np. uważa, że idiotyzmem jest zakaz palenia papierosów w Central Parku, nie jest też zwolennikiem adopcji dzieci przez gejów i ma wątpliwości co do małżeństw homoseksualnych. Prowadzący wywiad, skądinąd znakomity prezenter, tłumaczył aktorowi jak opóźnionemu w rozwoju dziecku, że jego przekonania są co najmniej dziwne, a w zasadzie nie wypada, by tak wspaniały aktor opowiadał brednie. Irons wił się jak piskorz, tu ustąpił trochę, tam nie oddał pola. Ot, dziwoląg, krowa z trzema cyckami, kobieta z brodą, facet nie wie, że paląc papierosy w Central Parku, zatruwa życie innym (zawsze przecież ktoś mijający go może wdechnąć trochę dymu), a geje są bardzo dobrymi rodzicami, kochają dzieci, czego przecież nie można powiedzieć o wszystkich rodzicach heteroseksualnych.

No, ale aktorowi można wybaczyć, dla całej reszty wybaczenia nie będzie. Myślenie to zbyt poważna sprawa, by zostawić je każdemu z osobna.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dariusz Rosiak (ur. 1962) jest dziennikarzem, twórcą i prowadzącym „Raport o stanie świata” – najpopularniejszy polski podkast o wydarzeniach zagranicznych (do stycznia 2020 r. audycja radiowej „Trójki”). Autor książek – reportaży i biografii (m.in. „Bauman… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 19/2013