Bądźmy niekonsekwentni

Polaków myślowego centrum, którzy nie dzielą świata na „nasz” i „obcy”, jest więcej niż ekstremistów, którzy opanowali media i politykę.

11.08.2019

Czyta się kilka minut

 / MAREK MALISZEWSKI / REPORTER
/ MAREK MALISZEWSKI / REPORTER

Nie chodzę na marsze równości, bo nie chodzę na żadne polityczne marsze w Polsce – kiedyś pisałem w „Tygodniku”, dlaczego dziennikarze w demokratycznym kraju nie powinni uczestniczyć w takich demonstracjach.

Jest oczywiście teza, popularna zwłaszcza na lewicy, że marsze równości nie są polityczne; wręcz przeciwnie, są apolitycznym wezwaniem do tolerancji i miłości bliźniego. Jeśli tak, byłby to ewenement na skalę światową – wszędzie indziej na Zachodzie marsze Gay Pride (a parada równości jest ich polskim odpowiednikiem) są elementem całkowicie politycznej walki o poszerzanie sfery praw dla osób homoseksualnych, transpłciowych, agenderowych, demigenderowych, genderfluidowych i innych odmian płciowości opisanych w ostatnich dekadach – zainteresowanych odsyłam do literatury fachowej. Formy tych marszów są różne, w Londynie czy Paryżu okazywanie dumy z bycia gejem czy transseksualistą polega czasem na publicznym demonstrowaniu technik seksualnych, w Polsce się tak nie dzieje.

Po właściwej stronie

W krajach zachodnich walka podjęta przed laty przez (swoją drogą podzielone i często skłócone wewnętrznie) środowiska LGBT+ jest w zasadzie wygrana. Na przykład naukowcy i intelektualiści, którzy publicznie kwestionują tezę, że płeć jest wyłącznie konstruktem kulturowym, albo twierdzą, że istnieją różnice w budowie mózgu kobiet i mężczyzn, bywają traktowani jak barbarzyńcy. W Polsce jest na odwrót: siła polityczna środowisk LGBT+ jest mizerna, a za udział w marszu pod tęczową flagą można co najwyżej dostać po twarzy, a nie np. własną katedrę na uniwersytecie.

W kraju mamy więc lustrzane odbicie problemów obecnych w znacznie bardziej liberalnych społeczeństwach: tam na margines debaty publicznej spychani są kwestionujący prawdy „świętej trójcy” determinującej poziom postępu cywilizacyjnego (rasa, gender, seksualność), u nas ofiarą braku tolerancji padają ludzie, którzy odstają od nacjonalistyczno-katolickiego wzorca określonego przez obecne władze, część Kościoła, mediów i innych wpływowych osób publicznych.

W jednym nasza lokalna wojna kulturowa nie różni się od innych. Obie jej strony robią to, co zwykle robi się w przypadku wojny: dzielą świat na swoich i obcych, tych drugich traktując jak wrogów, których należy unicestwić. W imię wolności, sprawiedliwości, równości i braterstwa. W obu grupach triumfują wrzaskliwi oportuniści, a zachowania stadne i kolektywizm myślenia charakteryzują ludzi przekonanych w głębi duszy o swojej intelektualnej niezależności i skrajnym indywidualizmie.

Wydaje im się, że biorą udział w starciu dobra ze złem – po właściwej stronie, ma się rozumieć. Tymczasem wojna kulturowa to świat podobny do starcia Pepsi z Colą – marketingowcy przekonują cię, że wybierając jedną z nich, kreujesz swoją tożsamość. Podobnie, przyłączając się do jednego z obozów wojny kulturowej, dostajesz gwarancję, że stajesz po właściwej stronie. Warunkiem jest wyłączenie myślenia i zaprzedanie politykom jeśli nie duszy, to na pewno rozumu. Nie będzie ci potrzebny.

Polska chce, żebyś wiedział

Co mają zrobić ludzie, którzy nie chcą brać udziału w tym teatrze cieni? Czyli np. tacy, których przeraża przemoc wobec uczestników parady w Białymstoku i obrażają słowa arcybiskupa Jędraszewskiego, ale nie oznacza to automatycznie, że akceptują znak Polski Walczącej wpisany w gejowską tęczę? A co jeśli mdłości wywołują w nich androny wygadywane przez Zofię Klepacką, podobnie jak sugestie, że warszawscy powstańcy walczyli o prawa społeczności LGBT+? Co mają robić ci, których w ogóle nie interesuje, co robią w swoim domu dorośli ludzie w przeróżnych dobrowolnie ustalonych konfiguracjach, ale nie chcą, by miarą naszego rozwoju cywilizacyjnego miał być przejazd ulicami Warszawy platform, na których postaci w lateksie z pluszowymi penisami odgrywają fantazje erotyczne?

Tacy ludzie mają problem i to poważny. Mają problem, bo żyjemy przecież w kraju pod okupacją PiS-u, w Polsce toczy się wojna na wyniszczenie i jeśli nie jesteś z nami, to jesteś faszystą. Albo inaczej: w październiku 2015 r. Polska została odzyskana od komuchów, Niemców i Tuska, ale siły wroga przegrupowują się, kontrrewolucja przybiera nowe formy i barwy. W 2015 r. chcieli nam wymienić naród na Arabów i czarnych, tym razem nadchodzi tęczowa zaraza. Jeśli tego nie widzisz, nie jesteś prawdziwym Polakiem. Określenie się po jednej ze stron jest konieczne, inaczej świat się zawali. Musisz działać, musisz mieć zdanie nie tylko w sprawie LGBT+, w każdej sprawie musisz mieć zdanie. Jeśli nie masz, to znaczy, że ci nie zależy na Polsce. Budzisz się i masz myśleć, jak obalić pisizm albo jak go ocalić.


Czytaj także: Tadeusz Sławek: Rozum, furia i wiara


Jeśli po przebudzeniu myjesz się i pijesz kawę, a potem odprowadzasz dzieci do szkoły, to jesteś nikim. Jeśli nie wiesz, czy budowa Centralnego Portu Lotniczego to dobry pomysł czy zły, bo niby skąd, u diabła, miałbyś to wiedzieć – nie liczysz się. Jedni piszą to, a drudzy owo, ale Polska chce, żebyś wiedział. Polska, czyli jedni albo drudzy, którzy szantażują cię moralnie. Jeśli się nie określisz, uznają cię za podejrzanego, pożytecznego idiotę, symetrystę, a ostatecznie i tak skończysz jako zdrajca. Lepiej więc, nawet jeśli musisz wyłączyć rozum, przyłącz się do stada – wszystko jedno którego, oba będą zadowolone, bo oba nie mogą bez siebie żyć. Będzie ci łatwiej.

Świat plemienny jest poukładany i przewidywalny, czyli zapewnia człowiekowi jedną z podstawowych potrzeb – poczucie bezpieczeństwa. Wiesz, jak trzeba reagować na każde wydarzenie, wiesz, kogo słuchać, żeby mieć zdanie na każdy temat, zwłaszcza na taki, o którym nie masz pojęcia.

Większość ludzi nie ma pojęcia o większości tematów. Świat jest skomplikowany, wszystkiego jest za dużo i dzieje się za szybko, nikt normalny za tym nie nadąża. Nie wiem, czy Centralny Port Lotniczy jest dobrym pomysłem, nie wiem nawet, czy likwidacja podatku dla osób poniżej 26. roku życia jest dobra. Chyba dobra, ale w końcu to PiS na to wpadł, więc może nie tak dobra, jak się wydaje na pierwszy rzut oka.

Dowody? Tylko te wygodne

Teoretycznie można by się podszkolić albo np. posłuchać specjalistów. Tylko że nie ma już niezależnych specjalistów. Są eksperci postępowi i reakcyjni, literaci piszą książki gejowskie albo prawicowe, nawet sportowcy i kibice są patriotyczni (piłka nożna) albo januszowi (siatkówka). Jeszcze kilka lat temu chodziłem na Legię, żeby w pełnej godności frustracji towarzyszyć mojej drużynie w jej swobodnym spadaniu punktowanym co jakiś czas niespodziewanym wzlotem. Dzisiaj nie dość, że oglądam beztalencia na boisku, to dodatkowo zmuszony jestem uczestniczyć w tzw. oprawie, której nieodzowną częścią są gusła polskiego kościoła narodowo-kibicowskiego odprawiane pod drogimi mi symbolami. Żeby było ciekawiej, kogo nie spytam, to się im podoba. Czy jestem ostatnim człowiekiem w Polsce, który przychodzi na mecz piłkarski, żeby obejrzeć mecz piłkarski?

Dodam zresztą, że większość dziennikarzy-komentatorów także nie ma pojęcia na tematy, na które się wypowiada. Ja np. znam się jako tako na dwóch, może trzech rzeczach i z sentymentem wspominam czasy, kiedy nie stanowiło to dla nikogo problemu. Każdy znał się tylko na piłce nożnej i polityce, co było ostatecznie do wytrzymania, natomiast dziedziny specjalistyczne były jednak domeną ludzi, którzy coś wiedzieli. Dziś każdy, kto przepisze z internetu tekst na temat ocieplenia klimatu, staje się ekspertem, zaprasza się go do telewizji, potem robi podkast na YouTubie, gdzie komentuje jeden z najbardziej skomplikowanych tematów współczesności. Pewnie dlatego, że temat jest skomplikowany, media wolą zaprosić kogoś takiego, a nie naukowca, który będzie dzielił włos na czworo i tłumaczył trudno zrozumiałe zagadnienia.

Youtuber albo inny publicysta ma ocieplenie klimatu w małym palcu – wystarczy, że sprawdzi, co na ten temat mówią jego ulubieni politycy. Wśród negacjonistów klimatycznych przodują ludzie prawicy, co lewicowcom służy czasem za dowód na to, że prawica to motywowany ideologicznie ciemnogród, a stanowisko lewicy bazuje na niekwestionowanych zdobyczach oświeceniowego rozumu. Problem w tym, że lewicowcy zwykle odwracają się od dociekań naukowych, gdy mowa np. o skutkach spożywania żywności genetycznie modyfikowanej (nie istnieje naukowy konsensus w sprawie jej szkodliwości) albo o biologicznych różnicach między kobietą a mężczyzną (jest mnóstwo poważnych opracowań naukowych na ten temat).

A zatem bardzo prawdopodobne jest, że różnice w podejściu do zmian klimatycznych nie polegają na sprzeczności między ideologicznym skrzywieniem prawicowców a naukową czystością lewicowców. Chodzi raczej o to, że ludzie wybierają tylko takie dowody naukowe, które potwierdzają to, w co i tak wierzą. Żyjemy w czasach, w których zainteresowanie drugim człowiekiem, wysłuchanie tego, co ma do powiedzenia, podzielenie się z nim życiowym doświadczeniem, wreszcie nauczenie się czegoś od niego jest traktowane jako dziwactwo.

Polski Ruch Myślących Samodzielnie

Co zatem mają zrobić ludzie, którzy nie chcą tak żyć? Najbardziej kuszącym wyjściem jest emigracja wewnętrzna: można się zamknąć w domu, czytać Dostojewskiego i Szekspira, słuchać Mozarta, oglądać stare mecze i walki bokserskie na YouTubie albo nowe seriale na Netfliksie. To jest rozwiązanie dające sporo satysfakcji, sprawdzone przez pokolenia Polaków. Emigracja wewnętrzna wymaga jednak pieniędzy – z czegoś trzeba żyć – co mocno ogranicza jej dostępność. Co ważniejsze, dzisiaj oznaczałaby ona kapitulację przed zalewem miernoty, ignorancji, prostactwa i nienawiści, czyli naczelnymi orężami bojowników wojny kulturowej. Nie wolno się godzić na ustawianie rozmowy o Polsce w takich kategoriach. Ludzi myślowego centrum, którzy nie dzielą świata na „nasz” i „obcy”, jest w Polsce więcej niż ekstremistów, którzy opanowali media i politykę. Właśnie ludziom z centrum miałbym do zaproponowania coś innego, zwłaszcza tym, którzy żyją z pisania albo mówienia, choć w mniejszym lub większym stopniu wszyscy wyrażamy opinie i komentujemy wydarzenia, nawet jeśli tylko niektórzy biorą za to pieniądze.

Pomysł nie jest oryginalny, ideę ściągam z portalu Quillette. Brytyjski konserwatysta Toby Young zaproponował niedawno powołanie Związku Zawodowego Wolności Słowa. Nazwa taka sobie, ale to mniej ważne. Chodzi o organizacyjno-prawną ochronę osób, które ze względu na poglądy stają się obiektem nagonki, czasem przemocy psychologicznej, niekiedy fizycznej, tracą pracę i szansę na zatrudnienie na skutek działań mobbingowych. W krajach Europy zachodniej dotyczy to głównie naukowców, pisarzy, intelektualistów, których poglądy nie mieszczą się w liberalnym mainstreamie.

W Polsce w mainstreamie nie mieszczą się poglądy ludzi, którzy nie chcą ustawiać się po jednej ze stron barykady, tylko desperacko próbują zachować trzeźwość umysłu. Proponuję zatem powołanie PRMS – Polskiego Ruchu Myślących Samodzielnie. Jeśli nie odnajdujesz się w podziale na faszystów i zdrajców, jeśli nie masz poglądów na wszystko i czujesz się z tym dziwnie, jeśli w ogóle czujesz się nieswojo w towarzystwie, kiedy coś powiesz; jeśli bardziej niż samym sobą jesteś zainteresowany światem i innymi ludźmi, jeśli potrafisz dostrzec dobre i złe strony decyzji politycznych bez względu na to, kto je podejmuje – to PRMS jest miejscem dla ciebie.

Jednym z powodów spustoszeń, jakie czyni każda wojna kulturowa, jest umiejętność kreowania przez jej żołnierzy wrażenia, że ich poglądy są nie tylko jedynie słuszne, ale że wyznaje je większość ludzi na ziemi. Przypuszczam jednak, że jest dokładnie na odwrót – najgłośniejsi rycerze słusznych spraw reprezentują w istocie samych siebie i garstkę znajomych z Facebooka. Jednocześnie przy pomocy mediów, zwłaszcza społecznościowych, potrafią wytworzyć wrażenie, że ich postawy są powszechne, a prawdy przez nich głoszone nie do zakwestionowania.

Kwestionujmy je. Odkrywajmy sprzeczności, bądźmy niekonsekwentni, używajmy zwrotu „nie wiem”. Nie gódźmy się na urawniłowkę, szufladkowanie, etykietowanie ludzi i wyrzucanie ich na margines tylko dlatego, że myślą samodzielnie. Jedną z najdotkliwszych cech bycia samodzielnie myślącym jest samotność, która czyni człowieka wrażliwym na ataki tłumu. Może warto z tej słabości uczynić oręż. Może warto policzyć się, stworzyć na początek forum wymiany opinii, potem jakąś inną formułę organizacyjną. Kto wie, może kiedyś będziemy płacić składki i znajdziemy sponsorów strategicznych.

Jest inny świat

Nie mam złudzeń – PRMS może okazać się ruchem nielicznym, bo większość potencjalnych członków zajmuje się pracą, nauką, wychowywaniem dzieci, czytaniem książek, sprawianiem sobie i innym drobnych przyjemności, przeżywaniem osobistych sukcesów i dramatów, czyli życiem, a nie polityką. Mimo wszystko warto spróbować. Nie musi nas być wielu, ważne, żeby dawać o sobie znać. Przed nami wybory, okres, kiedy wielu Polaków zawiesi rozum na kołku w imię większego dobra. Nie przyłączajmy się do nich, nie dajmy sobie wmówić, że nie ma świata poza PiS-em i anty-PiS-em.

Nie obiecuję, że zmienimy Polskę, ale na pewno poczujemy się pewniej w swoim w kraju. Czekam na odzew. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dariusz Rosiak (ur. 1962) jest dziennikarzem, twórcą i prowadzącym „Raport o stanie świata” – najpopularniejszy polski podkast o wydarzeniach zagranicznych (do stycznia 2020 r. audycja radiowej „Trójki”). Autor książek – reportaży i biografii (m.in. „Bauman… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 33/2019