Niepokoje kibica z cenzusem

„Fucking euro”, taki dość czytelny komunikat znajduję na okładce nowego numeru „Czasu Kultury”. Niby logiczne, bo czas futbolu nie jest czasem kultury. Ale może czasem jest?

02.07.2012

Czyta się kilka minut

Gwoli sprawiedliwości w zeszycie „CZK” znaleźć można sporo ciekawych tekstów, świadczących przynajmniej o tym, że Euro daje do myślenia. Gospodarka, emocje zbiorowe, perswazje społeczne, faszyzm, męskie rozrywki, Polska, Ukraina i koniecznie coś w gender. Numer jest naprawdę niezły, szkoda, że nie mogłem go przeczytać tydzień wcześniej. Może dowiedziałbym się, co należy zrobić, jak postąpić, jak żyć.

Pójść czy nie pójść, im bliżej 10 czerwca, tym pytanie to stawało się coraz bardziej dręczące. Tego dnia w moim mieście miała się odbyć, i odbyła, manifestacja pod hasłem „chleba zamiast igrzysk”. Kiedy ma się wybór między igrzyskami i chlebem, to właściwie nie ma się wyboru. Więc pójść, żeby wiadomo było, że nie wierzy się w nagłe wzbogacenie, jakiego jesteśmy świadkami, że wie się, jak wszyscy, ile przyjdzie zapłacić za krótkotrwały stadionowy blichtr. „Podczas, gdy na organizację turnieju piłkarskiego wydaje się miliardy złotych, w całej Polsce obcina się wydatki na realizację podstawowych potrzeb społecznych. Zamykane są przedszkola, szkoły i domy kultury, wzrastają opłaty za żłobki, komunikację publiczną i mieszkania. Prywatyzuje się lub zamyka przychodnie, szpitale i zakłady pracy” (ze strony www.10czerwca.eu). Pójść.

Ale nie poszedłem. Dałem się uwieść igrzyskom. Do utraty głosu krzyczałem na polskich piłkarzy, że nie mają prawa do wytchnienia, do ochrony swych kości i płuc, że oddali to prawo za rozgłos, że skoro poznaliśmy ich nazwiska, wiemy, jakie są ich ulubione dania (książki? czy ktoś ich spytał, co czytają?), z kim się spotykają, skoro wydaliśmy te miliardy, to oni teraz muszą, muszą, w tej chwili, niezwłocznie pokazać, że wiedzą, że należy zrobić wszystko, co można. Niech ich szaleństwo usprawiedliwi nasze wariactwa.

Wchodzę, żeby podnieść się odrobinę na duchu, zmniejszyć moralny dyskomfort, na równie ciekawy portal: www.sztukapilki.pl. Okazuje się, że piłkarstwo sprowokowało nie tylko sztukę, ale i humanistykę. Zaplanowano sympozja, konferencje naukowe, akcje muzealne, włączyły się biblioteki, panelistom nie zamykają się usta. Pisarze piszą, Jerzego Pilcha definicja lobowania – finezyjna. Pośród różnych precjozów literackich, dwa kawałki Karola Maliszewskiego: „Czuję się genialny, kiedy pędzę prawym skrzydłem i wszystko odbywa się poza rozumem, w tym dziwnym szumie, z którego dopiero później mózg coś wyłowi i ustanowi w ramach sensownej narracji, a tak naprawdę biegnie się przed siebie”. I jeszcze niezapomniany wiersz, napisany w pomeczowej ekstazie po niezapomnianym pojedynku poetów z krytykami (Poznań Poetów 2001):

Chciałbym umrzeć na boisku, w wyskoku. Za grabarzy mieć towarzyszy miłych; Grzebala i resztę zlanych potem panów po czterdziestce. Umrzeć dla drużyny, iść w ślady Nemeczka (...)

Skończyć w akcji, wśród podobnych sobie, w zapamiętaniu, w środku życia? Aż strach powiedzieć – jak facet. Boisko jest azylem staroświeckiej męskości. Bezpośrednio lub przed ekranem telewizora toczy się walka według względnie jasnych reguł. W kąt odkurzacze, najgorszy z okularników, ostatni fajtłapa, dostaje szansę, by zatryumfować, nakarmić się chwałą, którą poniekąd w jego imieniu zdobywają zawodnicy. I choć to szowinistyczne, to zrozumiałe. A nawet pożądane, gdyż wojna symboliczna jest lepsza od wojny per se – jeśli założyć, że ta druga nie jest ostatecznie wykluczona, albo że nie zaczyna się od walki o symbole.

Agata Araszkiewicz, autorka błyskotliwego szkicu „Szaleństwo Euro”, nie cieszy się z piłkarskich substytutów historii, a nasz zaślepiony entuzjazm dla Wydarzenia tłumaczy jako przejaw prowincjonalności i kompleksów. Co więcej, kulturalne zaangażowanie po stronie futbolu to dla niej wyraz „koniunkturalizmu”. Wspólnota na trybunach (i przed ekranem) jest udziałem w „grze, hiperbolizującej patriarchalną homospołeczność męskich zachowań, uprzywilejowujących siebie nawzajem, własną siłę i solidarność w rytualnych konfliktach”, wypierającej „przy tym wszelką inność (paradoksalną logiką jest tu właśnie homospołeczność wypierająca i karząca prawdziwą homoseksualność)” („CZK”2012, nr 1). Czymże zatem jest poszukiwanie wierszy piłkarskich, jeśli nie poszukiwaniem alibi dla swoich prymitywnych uprzedzeń, a na dobitek maskowaniem wiadomych skłonności, podwójnym zakłamaniem? No i, Karolu, o czym świadczy Twoja adoracja „drużyny”? Powinienem pójść!

Ale nie poszedłem, ponieważ chciałem zdążyć na Chorwację, słusznie przeczuwając, że pokażą bałkańską determinację. Z jakiegoś powodu – obawiam się, że jest to powód dwuznaczny, że chodzi o atawistycznie rozumiany honor, darwinowską potrzebę dominacji – Chorwaci, nie będąc wirtuozami na miarę Hiszpanów, są niebezpiecznymi piłkarzami. Czy godzi się podziwiać ich za to? Mimo zawstydzenia, podziwiam.

Ratuję się wierszem. Interesujący kawałek znajduję u Bartosza Sadulskiego (w tomiku „Post”, Poznań 2012):


gary lineker powiedział
że piłka nożna to taka gra
w której dwudziestu dwóch mężczyzn biega za piłką
a na końcu i tak wygrywają niemcy
czy gary lineker wiedział że śmierć
jest mistrzem z niemiec? czy wiedział
że niemiec niebieskie ma oko trafi cię celnie?
czy gdyby wiedział powiedziałby inaczej?
śmierć jest mistrzem niemiec w swoich robótkach
i sam heidegger przejęzyczył się mówiąc:
pogodna wiedza jest bramą do wieczności
bo chciał powiedzieć bramką ale się przejęzyczył

Kluczowe w utworze są słowa „czy gdyby wiedział”. Czy gdyby Lineker – strzelec doskonały – wiedział, to miałby do niemieckiej piłki inny stosunek? Tylko co wiedział? Miałby czytać Celana, Heideggera, studiować historię? O czym jest ten wiersz, o piłce, filozofii, zbrodni?

Wiersze kiwają. Kiwka jest toposem obu zajmujących nas tutaj dziedzin, z czego wynika niezbicie, że czytelnicy wierszy w i n n i ciekawić się piłkarstwem, a miłośnicy piłkarstwa winni czytać wiersze. Winni, niewinni, skazani na siebie.

Bo może futbol jest mimo wszystko chlebem dla zmęczonych mężczyzn, a dla zmęczonych kryzysem ludów Europy mistrzostwa są niczym niedziela. Poczuć się genialnym i zjednoczonym, choć raz, choćby per procura, w akcie masowej identyfikacji z Błaszczykowskim, czy to się nie należy? Nie poszedłem, prawda, że to nie aż tak ciężki grzech? O szkołach porozmawiamy później, na serio, jak Paweł Huelle z profesorem Balcerowiczem.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 28/2012