Niepokój czytania

Te eseje, pełne błyskotliwych analiz, są przecież czymś więcej niż intelektualną zabawą z odbiorcą. Chcą być zapisem pewnej drogi życiowej, rodzajem autobiografii wewnętrznej.

11.03.2009

Czyta się kilka minut

Do dziś pamiętam tamten osobliwy moment filologicznej epifanii w uniwersyteckiej księgarni UMCS. Zaszyty w kącie między półkami, z niedowierzaniem przerzucałem strony niewielkiej książeczki. Bo jakże to tak: czyż szkic naukowy o utworach powstałych w jednym z najbardziej bezbarwnych okresów literackich może stać się czymś więcej niż szkolarską rozprawką? Czy to możliwe, że ci, których od czasów licealnych miałem za nudziarzy, są w stanie mówić coś, co miałoby związek z moim "tu i teraz"?

Pytania, jakie stawiał autor, wydawały mi się szczytem prowokacji: Co mogą nam dziś powiedzieć "Placówka", "Dziurdziowie" i felietony Świętochowskiego? "Nic, oczywiście, że nic" - mówiły moje licealno-studenckie intuicje. Tymczasem ze stron, które miałem przed oczami, sączył się niepokojący barytonowym tembrem głos: "Jest Pan, młody człowieku, w błędzie".

"Śmierć czarownicy" Jerzego Sosnowskiego - bo o tej książce mowa - radykalnie odmieniła mój sposób postrzegania literatury końca XIX wieku. A może też każdej literatury, podpowiadała bowiem, iż ta nie jest zamkniętym labiryntem intertekstualnych odniesień, lecz posiada dające się uchwycić relacje ze światem pozatekstowym, ludzkim. Przekonywała, że najważniejszym pytaniem, jakie możemy stawiać utworom, jest to, które dotyczy także nas samych - pytanie o wartości. Dobrze się stało, że autor zdecydował się na reedycję tamtych rozważań.

"Czekanie cudu" zawiera również studia nowsze - o utworach Marii Komornickiej, Leopolda Staffa, Tadeusza Micińskiego - zbiera też recenzje poświęcone autorom tzw. "generacji bruLionu" oraz omówienia dzieł filmowych i malarskich. Jeśli książka nie męczy rozmaitością gatunków (studia historycznoliterackie, krytycznoliterackie, szkice interpretacyjne, recenzje), jeśli wciąż wydaje się żywa i ciekawa, to dzieje się tak głównie za sprawą temperatury wypełniających ją tekstów. Wobec tego, co pisze Sosnowski, trudno zachować obojętność.

Dla eseisty czytanie jest bowiem przygodą egzystencjalną, w czasie której poznaje zarówno obce, tekstowe światy, jak i siebie. Owszem, próbuje je oswoić, przymusza do dialogu, stawiając im pytania płynące z wnętrza własnego bycia-tu-

-i-teraz. Ale ów proces nie jest niczym innym niż spotkanie, w trakcie którego gotów jest zakwestionować sam siebie, poszerzyć spektrum własnych doświadczeń, zmienić swoje życie.

Lektura jako przygoda duchowa? Nowoczesne odmiany tzw. krytyki egzystencjalnej, odnajdujące czasem metodologiczne oparcie w hermeneutyce, nigdy nie twierdziły czegoś innego. Czyż największego szacunku czytelników nie budzą wciąż te formy krytycznego dyskursu, które potrafią unieść ciężar rzeczywistości przekraczającej mgławice znaków, wychylające się w stronę świata poza nimi? Eseje Sosnowskiego, pełne błyskotliwych analiz, są przecież czymś więcej niż intelektualną zabawą. Chcą być zapisem drogi życiowej, rodzajem autobiografii wewnętrznej. Nieczęsty to wśród historyków i krytyków literatury projekt pisarski.

Spróbujmy wyodrębnić etapy owej drogi. Autor wprost mówi o nich we wstępie: "Chodzi (...) o rozpadanie się uporządkowanego obrazu świata, zapewniającego nam sensotwórczy ład. O spotkanie z demonem acedii (...). A potem o stopniowe i ostrożne opuszczanie zarażonego obszaru - ze świadomością, że nie należy zapominać o tym pouczającym doświadczeniu, bo bez niego wiara w jakiś porządek, szansę na reintegrację samego siebie i świata robi się podejrzanie łatwa. To znaczy także: dająca się łatwo stracić przy lada jakiej próbie".

Szkice Sosnowskiego odsłaniają najpierw aporie naiwnego racjonalizmu - rozpad założycielskich mitów epoki pracy organicznej. A także kiełkujące na gruzach etyki pozytywistycznej pędy nowej aksjologii - podnoszącej do najwyższej rangi ideę ofiary, tj. bezinteresownej wierności ideałowi, nawet za cenę życia. Aksjologiczne interpretacje wierszy Miriama, Staffa, Leśmiana ukazują wyraźną ewolucję postaw, aż po stanowisko bliskie późniejszym egzystencjalistom. Jak przekonuje badacz, w wierszach Leśmiana chodzi niekiedy - jak u Alberta Camus - o taki rodzaj heroizmu, który staje się fundamentem wartości, utwierdza je w istnieniu: jakże by miały nie istnieć, skoro ktoś jest gotowy oddać za nie życie? Zarysowując heroiczne marzenia moderny, autor nie zapomina przecież o tendencjach przeciwnych - o skłonnościach do ucieczki w dzieciństwo, w utopię, a wreszcie i w obłęd. Wie, że niekiedy właśnie kryzysy i rozczarowania, przeżycia wyczerpania, samotności, utraty sensu stawały się formą metafizycznej tęsknoty.

Choć może się to wydać paradoksalne, drogą ku Transcendencji okazuje się w książce Sosnowskiego niewiara. Najpierw chyba ów najwyższy rodzaj wątpienia, które zadaje pytania samemu sobie, jest sceptyczne wobec własnego sceptycyzmu. To ono pozwala uniknąć uwikłania w nowoczesne i ponowoczesne mitologie. Równie nieufny pozostaje autor wobec tzw. "socjologicznej" religijności, w której dostrzega podobną skłonność do zamykania się w obrębie własnych mitów. Wie, że budowanie mitologii bywa naturalnym odruchem w obronie wartości, a demitologizacja przynosi zachwianie poczucia sensu tego, co się nam zdarza. Wie jednak również, że kulturowy dialog staje się możliwy jedynie wtedy, gdy uzyskamy wobec naszych mitów dystans.

"Czekanie cudu" jest dla mnie przede wszystkim zachętą do rozmowy. Jest książką o trudzie budowania horyzontu takiej rozmowy. Ktoś, kto skłania jakąkolwiek grupę do zdystansowania się wobec własnych systemów tabu i własnych przed-sądów, rzadko może liczyć na wyrozumiałość. Zwykle kończy na wygnaniu. Powraca na kartach esejów przejmujące poczucie obcości... Czy jest dziś konieczną ceną, jaką trzeba zapłacić za ocalenie resztek etosu inteligenta? Czy wciąż jeszcze możemy rozmawiać o pionowym wymiarze kultury?

Jerzy Sosnowski, Czekanie cudu Warszawa 2008, Wydawnictwo Semper

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 11/2009

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (11/2009)