Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Przechadzając się po luźno zadrzewionych murawach polskiej myśli politycznej, zaglądając pomiędzy świeżo nasadzone zakrzaczenia, patrząc popod łopiany, rozgarniając psiankowate, jednoroczne i sezonowe pędy inicjatyw bądź to partyjnych, bądź obywatelskich czy ideowych, natknęliśmy się na pieniek. Z wyglądu pieniek ów wydał nam się martwym już próchnem, więc dla zabawy kopnęliśmy weń energicznie czubkiem bucika, licząc, że rozsypie się efektownie jak – dajmy na to – purchawka. Ból palucha głównego uświadomił nam, że ten pieniek jest twardy jak beton, że – do diaska – żyw jest. Szkła przetarłszy, przyjęliśmy pozycję kuczną i przyjrzawszy się teraz pieńkowi bacznie, zobaczyliśmy, że oto pędy zielone z niego wystają, że wyłazi zeń mnóstwo przeróżnych owocników bądź nasion, jakby ziemniaków, bulw, bananów, pestek, agreścików i ogóreczków, że jakby jest on też żywą grzybnią wszystkiego. Taki to był ten pień, niby suchy i strupieszały, schowany jak muchomorek pośród wspomnianych zakrzaczeń.
Opis ten, pora to szybko wyznać, sprawia wrażenie wątłe. Ma charakter bajkowy i fantastyczny, jest jakby wstępem do bajań o krasnoludkach i sierotce Marysi, i właśnie dlatego przyszedł moment, by odejść natychmiast od metafor i bujania w obłokach choćby najudatniej namalowanych. Otóż ten wiecznie zielony okaz pieńka to w istocie pramatka wszelkich sprawdzonych politycznych pomysłów ostatniego ćwierćwiecza, a mianowicie idzie nam tu o pionierskie inicjatywy Stanisława Tymińskiego.
Młodszemu czytelnikowi należy się słówko objaśnienia. Tymiński w zamierzchłej przeszłości przybył do Polski z daleka, był człowiekiem majętnym, ale jakby z innego układu planet, bo z Peru, a może z Kanady, a może z USA. Pokonał on w pierwszej turze wyborów prezydenckich w 1990 r. Tadeusza Mazowieckiego. Wydarzenie to uznano naonczas za wypadek, za efekt poplątania czy też zagubienia mas. Zagubienia miały wynikać z okrutnych reform i transformacji ustrojowej, o której bynajmniej nie wszyscy marzyli. Tymiński mocno działał na wyobraźnię przetransformowanego powierzchownie ludu, a to dzięki tajemniczości i sukcesowi finansowemu, który odniósł na magicznym Zachodzie. Był opisywany – też podczas późniejszych prób powrotu do tutejszej polityki – jako szarlatan, dziwak, by nie rzec: szaleniec, z doświadczeniami naonczas dla nas tutaj niesłychanymi. Komentatorzy i analitycy bacznie przyglądali się jego wystąpieniom w telewizji i snuli przypuszczenia, że człowiek ów jest być może silnie stuknięty, być może jest Indianą Jonesem bądź to istotą z Czwartego Wymiaru albo Czarnym Koniem. Spekulowano, czy mówiąc to i owo nie był on przypadkiem pod wpływem środków halucynogennych, a zważyć należy, że sam opublikował fotografię, na której był oplecion stadem żywych wężów boa. Jego wygraną z Mazowieckim uznano za rodzaj raczej wybryku ciemnych sił niźli za sygnał cokolwiek znaczący, zwłaszcza dla naszej przyszłości. Taki to był kandydat. Wypada też przytoczyć kilka detali z agendy politycznej Tymińskiego, co niechybnie pozwoli nam znaleźć się w teraźniejszości.
Oto Tymiński przybył tu, by ratować polską duszę, naszą wolność, demokrację, z gibkim programem pielęgnacyjnym dla naszej specyfiki, którą chcą nam odebrać bądź zamazać ludzie obcy. Narodowości owych obcych nie trzeba chyba tu wymieniać, jak sam zresztą mówił, nie chodziło mu przecież o Chińczyków. Był bodaj pionierem w zwalczaniu drugiego sortu, odrywaniu darmozjadów od koryta i definiowaniu, kto w kraju jest złodziejem, a kto ubekiem. Wygrywając z Mazowieckiem, pokazał oświeconej i jakby racjonalnej, ale zbyt dobrze myślącej o sobie inteligencji polskiej, gdzie jej miejsce. To miejsce lud wskazał jej jasno, a były to peryferie konceptów politycznych i widzenia rzeczywistości. Był to zaprawdę pierwszy taki moment. Praktykował też oczyszczanie organizmu metodami dziś stosowanymi przez celebrytów, słowem: Tymiński niósł nowe w każdym wymiarze, więc to, co dziś słyszymy i widzimy, jest jedynie powtórzeniem bądź wariacją jego konceptów. Jeśli zatem pan Tymiński żyje, wydaje się idealnym kandydatem na miejsce zdymisjonowanego właśnie pana Misiewicza, któremu była potrzebna aż specjalna komisja złożona z najważniejszych partyjniaków kraju, by zbadać jego kompetencje. ©℗