Niechciani księża

Był taki czas, gdy prymas Wyszyński został uwięziony, a władzom udało się zmusić Episkopat do uległości: w 1954 r. komuniści zrzucili na barki biskupów odpowiedzialność za usunięcie ze Śląska księży autochtonów.

10.02.2009

Czyta się kilka minut

Góra świętej Anny, klasztor na szczycie /fot. A. Fiedler / Wikipedia / CC2.5 /
Góra świętej Anny, klasztor na szczycie /fot. A. Fiedler / Wikipedia / CC2.5 /

Zarzut rewizjonizmu, czyli sprzyjania polityce RFN, był leitmotivem polityki wobec mniejszości niemieckiej w całej historii PRL. To, jak również podsycana w społeczeństwie obawa przed zakwestionowaniem granicy na Odrze, było jedną z niewielu sfer, gdzie władze mogły liczyć na zrozumienie i części społeczeństwa, i Kościoła. Także mniejszość niemiecka w Polsce - której istnienie negowano aż do 1989 r. - budziła nieufność. Niezależnie od realiów politycznych, "niemiecki rewizjonizm" zajmował ważne miejsce w propagandzie: pod pozorem walki z nim możliwe było ograniczanie aktywności mniejszości niemieckiej czy po prostu - Ślązaków.

Na przełomie lat 1953-54 straszak rewizjonizmu wykorzystano również do prześladowania śląskiego duchowieństwa.

Śląski Kościół na celowniku

W grudniu 1953 r. na krajowej odprawie pracowników urzędów ds. wyznań Józef Cyrankiewicz, wicepremier i jeden z liderów PZPR, nakazał im zbierać dane o księżach autochtonach, prowadzących "ożywioną działalność rewizjonistyczną" w województwach: stalinogrodzkim (Katowice wówczas nazywano Stalinogrodem), olsztyńskim i opolskim (ocena, w jakim stopniu były to rzeczywiste obawy, a w jakim "rewolucyjna czujność" wicepremiera, czeka na swego badacza). Cyrankiewicz zasygnalizował możliwość przeniesienia tych księży do Polski centralnej, gdzie nie mieliby oparcia dla działalności "antypolskiej i antynarodowej".

Na temat "zagrożenia rewizjonizmem" wypowiedziało się też środowisko tzw. postępowego duchowieństwa. 11 stycznia 1954 r. jeden z jego aktywistów - związany ze Stowarzyszeniem PAX ks. Stanisław Huet - przygotował pismo "Sprawa Ziem Odzyskanych", skierowane do władz PZPR. W alarmistycznym tonie pisał o zagrożeniu narodowym tych terenów. Aby temu przeciwdziałać, ks. Huet proponował przesiedlić diecezjalne i zakonne duchowieństwo autochtoniczne [mianem autochtonów określano w PRL zarówno Ślązaków czujących się Niemcami, jak i tych czujących się Polakami - red.] do Polski centralnej lub wschodniej. Ich miejsce mieli zająć duchowni z województw centralnych - a wszystko w imię racji stanu PRL.

Ks. Huet chciał też, aby "zakonnice rewizjonistki" zastąpić zgromadzeniami rdzennie polskimi i postulował, aby siostry te wcześniej przeszkolić ideologicznie, tak aby propagowały polskość Ziem Odzyskanych. Ksiądz postulował też, by do seminariów w centralnej lub południowej Polsce przenieść kleryków z seminarium w Nysie (donosił, że 60 proc. z nich to autochtoni) oraz usunąć organistów i innych pracowników parafialnych, gdyż stanowią "niemniejszy rozsadnik niemczyzny" i szpiegują dla RFN. Wymienić należało też składy personalne komitetów parafialnych (na Śląsku tradycyjnie aktywnych), tak aby ich członkowie byli lojalni wobec reżimu. Na koniec ksiądz wskazał na konieczność masowego kolportażu na Śląsku polskiej literatury, modlitewników, podręczników do religii itd. Polonizacja miała się też dokonywać dzięki śpiewowi.

Niektóre z postulatów "postępowego księdza" później zrealizowano.

"Antyrewizjonistyczna" gorączka

Dodatkowym impulsem do prześladowania śląskiego duchowieństwa były raporty o sytuacji na Opolszczyźnie, jakie na początku 1954 r. słali do Warszawy szef opolskiego Urzędu Bezpieczeństwa i szef tamtejszego Urzędu ds. Wyznań. Obaj wskazywali na rzekomą antypolską aktywizację księży autochtonów; obaj też sugerowali, że najlepszą metodą byłoby przesiedlenie tych księży.

W lutym 1954 r. kuria opolska wyraziła zgodę na pozbawienie funkcji duszpasterskich dziewięciu księży, wskazanych przez Urząd ds. Wyznań. W tym samym czasie tzw. postępowi katolicy, zrzeszeni w podporządkowanej władzom "Komisji Duchownych i Świeckich Działaczy Katolickich" (KDiŚDzK), wskazywali na konieczność przesiedlenia z Opolszczyzny aż 32 duchownych, oskarżanych o antypolonizm.

"Antyrewizjonistyczna" gorączka narastała. 4 lutego u Cyrankiewicza odbyła się konferencja, której efektem był kilkustopniowy plan działań. Najpierw postanowiono przesiedlić z Opolszczyzny "przywódców" miejscowych księży: Stanisława Górkę, Antoniego Mencla, Teofila Płotnika i Edgara Sorembę, a także księży dziekanów Bernarda Kudleka i Ferdynanda Puzika. Dalsze etapy zakładały: przeniesienie na emeryturę starszych dziekanów lub proboszczów, przemieszanie księży napływowych z miejscowymi, uaktywnienie KDiŚDzK i rozpowszechnianie "Słowa Powszechnego", organu PAX.

Ale postanowiono też coś jeszcze: do walki z duchowieństwem autochtonicznym włączyć sam Kościół. Czyli: zmusić go do de facto wykonania brudnej roboty. Zastosowano tu - skutecznie - taktykę polegającą na uzyskiwaniu formalnej zgody Kościoła dla działań represyjnych, co pozwoliło nie tylko na usankcjonowanie ich bezprawnego przecież charakteru, ale też na odsunięcie od władz zarzutu prześladowania księży.

Represje rękami Kościoła

3 czerwca przewodniczący Episkopatu bp Michał Klepacz poinformował księży z kurii opolskiej - wikariusza generalnego Michała Banacha i wikariusza kapitulnego Emila Kobierzyckiego - że premier zarzuca niektórym księżom ze Śląska Opolskiego antypolską działalność. Bp Klepacz przedstawił im listę siedmiu duchownych, zaznaczając, że następnych dziesięć nazwisk władze przekażą wkrótce. Klepacz dodał, że ordynariat opolski powinien o każdym przypadku wyrobić sobie opinię. Gdyby stwierdzono niesłuszność zarzutów, musiał w "poczuciu sprawiedliwości" wziąć w obronę swych księży. Ks. Kobierzycki przyjął to do wiadomości, zaznaczając, że zbada sprawę.

Ostateczna decyzja o przesiedleniu zapadła 9 czerwca na posiedzeniu u Cyrankiewicza. Trzy dni później w siedzibie kurii w Opolu wicedyrektor Urzędu ds. Wyznań wręczył list żądający usunięcia wytypowanych księży i zastąpienia ich duchownymi "postępowymi". Ustalono, że od 3 do 10 lipca przesiedleni znajdą miejsce w diecezjach centralnej Polski (ich ulokowaniem miał się zająć sekretarz Episkopatu, bp Zygmunt Choromański), gdzie planowano objęcie ich "akcją wychowawczą".

Autor artykułu ustalił, że 22 czerwca dyrektor Urzędu ds. Wyznań, Antoni Bida spotkał się z bp. Choromańskim (tego samego dnia ks. Kobierzycki znalazł się w szpitalu; sprawę prowadził dalej w jego zastępstwie ks. Banach). Bida wyjaśniał biskupowi, czemu przesiedleniem powinny się zająć władze kościelne. "Zdjęcie rewizjonistów ze stanowisk kościelnych - tłumaczył - winno się stać ostrzeżeniem dla pozostałych księży autochtonów, w rękach których pozostaje na Opolszczyźnie ponad 300 parafii. Jest rzeczą konieczną, by akcję tę wykonały władze kościelne w interesie Kościoła i polskiej racji stanu, by ordynariusze centralnych diecezji byli przez Episkopat przygotowani na rozmieszczenie owych 20 opolan".

Bida odnotował po spotkaniu, że Choromański nie oponował: "Godząc się ze słusznością i koniecznością tego posunięcia wysunął życzenie, czy nie można by owych 20 opolan skierować również na teren diecezji gorzowskiej i chełmińskiej, które odczuwają największy brak księży". Potem jednak wycofał się z tej propozycji i zobowiązał, że 29 czerwca roześle do biskupów z centralnych diecezji instrukcje dotyczące inkardynowania (tj. przyjmowania na gruncie prawa kościelnego) przesiedlonych księży.

Biskup wyraził życzenie, by zostawić im swobodę wyboru miejscowości, celem uniknięcia szumu propagandowego za granicą. Bida odparł, że to oczywiste, skoro akcję przeprowadzą nie władze państwowe, lecz kościelne. Choromański powiadomił na koniec Bidę, że 4 lipca zaczyna urlop i zastąpi go dyrektor Biura Sekretariatu Episkopatu, ks. Bronisław Dąbrowski. Urlop zaplanował też Klepacz; obaj wyjechali przed 6 lipca, być może sprawę księży uznając za przesądzoną (dotąd nieznane są materiały kościelne także na temat rozmowy Bida-Choromański; są one niedostępne dla większości badaczy).

Można sądzić, że w przypadku śląskich księży zaistniała między władzami a Episkopatem jakaś forma porozumienia. Ich przesiedlenie okazało się korzystne także dla Kościoła: celem hierarchii było umocnienie polskości Ziem Odzyskanych i (co szło w parze) tamtejszych struktur Kościoła. Temu zaś służyła wymiana autochtonów na księży Polaków. Inna sprawa, że strona kościelna najpewniej nie wykazała woli zweryfikowania informacji o rewizjonizmie śląskich księży. A jak się okazało, w przypadku przesiedlenia z 1954 r. hierarchia została i tak przechytrzona przez władze, bo w miejsce wysiedlonych reżim narzucił podporządkowanych sobie księży "postępowych".

Szczegółem rzucającym światło na stosunek Episkopatu do przesiedlonych księży może być (ale nie musi, bo nie zostało to dotąd potwierdzone przez inne źródła) doniesienie agenturalne, że bp Klepacz - w związku z protestami wysyłanymi przez przesiedlonych - zlecił przeprowadzenie przeciw nim procesu kanonicznego.

Przesiedlenie

Zgodnie z wolą władz ks. Kobierzycki wydał 26 czerwca dekret o zwolnieniu z parafii i przesiedleniu 20 księży do Polski centralnej z dniem 10 lipca, a następnie powiadomił ich. Wiadomość przekazał im ks. Banach: że na podstawie decyzji rządu i polecenia Episkopatu mają opuścić opolską administraturę apostolską; ks. Banach wręczył im też dekret o usunięciu ze stanowisk i opuszczeniu parafii. Formalnie zwolniono ich na podstawie prawa kanonicznego (zakorzeniona niechęć wiernych, która uniemożliwia sprawowanie urzędu), punkty 7 i 8 porozumienia z 1950 r. (zwalczanie przez Kościół akcji podziemnej i antypaństwowej), a także artykuły 1 i 2 dekretu z 1953 r. o obsadzaniu duchownych stanowisk kościelnych (stanowiły, że mogą zajmować je tylko obywatele polscy, a ich tworzenie itd. wymaga zgody władz).

Po latach skruszony ks. Banach mówił: "Próbowaliśmy ratować Kościół, ale czyniliśmy to - jak się później okazało - paktując ze złem". Protesty przesiedlanych nie odniosły skutku. Także ich delegacja, wysłana do bp. Klepacza, nic nie osiągnęła.

Przed 1 lipca Urząd Bezpieczeństwa nie stwierdził wystąpień w obronie księży. Z czasem to się zmieniło i za niektórymi proboszczami ujęli się parafianie. Byli jednak bezradni wobec machiny państwa; ich petycje nic nie dały, a z najbardziej niepokornymi UB i milicja przeprowadzili tzw. rozmowy ostrzegawcze; niektórych zatrzymano.

W efekcie, zgodnie z nakazem kurii opolskiej, 9 i 10 lipca parafie opuściło 20 duchownych. Trafili oni do Domu Księży Emerytów w Nysie, otrzymali pracę w innych diecezjach albo zajęcie pomocniczo-tymczasowe.

Przesiedlenie to zapoczątkowało serię podobnych akcji, prowadzonych na większą skalę, które latem 1954 r. objęły głównie zakony żeńskie na Ziemiach Odzyskanych.

Odwołania przesiedlonych księży, kierowane do władz kościelnych i państwowych, nie przyniosły rezultatów aż do 1956 r. Dopiero po uwolnieniu prymasa Wyszyńskiego, na fali przemian Październikowych, cofnięto podjęte wobec nich decyzje.

Dr BARTŁOMIEJ NOSZCZAK jest historykiem, pracownikiem warszawskiego oddziału IPN i redaktorem naczelnym kwartalnika internetowego historycy.pl. Ostatnio wydał książkę "Polityka państwa wobec Kościoła rzymskokatolickiego w Polsce w okresie internowania prymasa Stefana Wyszyńskiego 1953-1956" (IPN, Warszawa 2008).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 07/2009