Jeszcze jeden polski Grudzień

Sto lat temu zamordowanie prezydenta Narutowicza wywołało w Polsce niedowierzanie i gniew. Emocje groziły wybuchem bratobójczych walk.

05.12.2022

Czyta się kilka minut

Gabriel Narutowicz wychodzi z Sejmu po zaprzysiężeniu na prezydenta RP. Warszawa, 11 grudnia 1922 r. / PAP / CAF
Gabriel Narutowicz wychodzi z Sejmu po zaprzysiężeniu na prezydenta RP. Warszawa, 11 grudnia 1922 r. / PAP / CAF

Sobota 16 grudnia 1922 r. jest pochmurna i dżdżysta, choć dość ciepła jak na tę porę roku – temperatura oscyluje wokół zera stopni Celsjusza.

Tego dnia, kilka minut po południu, prezydent Gabriel Narutowicz przyjeżdża do gmachu Zachęty w Warszawie, by uczestniczyć w otwarciu dorocznej wystawy – Salonu Sztuki. W otoczeniu świty staje przed obrazem „Szron” Teodora Ziomka. Nagle padają strzały. Trafiony w plecy trzema pociskami, prezydent upada. Mimo reanimacji umiera po pół godzinie (pogotowie przyjeżdża dopiero dziesięć minut później).

Zamachowiec – Eligiusz Niewiadomski, malarz i wykładowca akademicki, zwolennik endecji (czyli szeroko rozumianego obozu prawicowego) – ze spokojem oznajmia: „Do nikogo już strzelać więcej nie będę”. Porucznik Ignacy Sołtan, adiutant głowy państwa, wyrywa mu broń z ręki. Morderca nie stawia oporu. Później zezna, że nie mógł znieść „pohańbienia Polski niepolskimi głosami” oddanymi na Narutowicza.

Wiadomość o tej śmierci obiega kraj, wywołując szok i żal – oraz żądzę odwetu.

Jak do tego doszło?

Pierwszy prezydent

Powstała pod koniec 1918 r. II Rzeczpospolita jest młodą demokracją. W marcu 1921 r. zostaje uchwalona konstytucja, a pierwsze oparte na jej zasadach wybory do Sejmu i Senatu odbywają się w listopadzie 1922 r. Wygrywa je prawicowa koalicja, Chrześcijański Związek Jedności Narodowej, zwany przez jej oponentów „Chjeną”; najsilniejszym ugrupowaniem w tym aliansie jest Związek Ludowo-Narodowy.

Przyszłego prezydenta ma wybrać Zgromadzenie Narodowe, tj. Sejm i Senat. Mający teoretycznie największe szanse na wygraną naczelnik państwa Józef Piłsudski rezygnuje z walki o ten urząd. Ostatecznie ubiega się o niego pięciu kandydatów. Dopiero w piątym głosowaniu 9 grudnia 1922 r. zwycięża Narutowicz. Popierają go Polska Partia Socjalistyczna i Polskie Stronnictwo Ludowe „Wyzwolenie”, a po dramatycznych wahaniach także PSL „Piast” i posłowie mniejszości narodowych. Przegrywa kandydat prawicy hrabia Maurycy Zamoyski. Dla tego obozu politycznego jest to policzek.

Wybór Narutowicza – uczonego, profesora politechniki w Zurychu, a w II RP wcześniej ministra robót publicznych i spraw zagranicznych – wywołuje gwałtowny protest prawicy. Werbalny, na łamach prasy, i bezpośredni – na ulicy.

Do zamieszek pod Sejmem dochodzi już 9 grudnia. Później jest gorzej. Uczestniczący w protestach w Warszawie antagoniści Narutowicza (dominują młodzi, zwłaszcza studenci) adorują zwolennika prawicy gen. Józefa Hallera, który 10 grudnia z balkonu swojego mieszkania w Alejach Ujazdowskich radzi im, by rozpoczęli „długie i mozolne przygotowania”, jeśli chcą mieć „swojego prezydenta”.

Okrzyki na cześć bohatera narodowego, wodza Błękitnej Armii (sformowanej we Francji podczas I wojny światowej polskiej formacji), mieszają się z hasłami podziwu dla Benito Mussoliniego, który chwilę wcześniej zdobył władzę we Włoszech w drodze zamachu stanu [czytaj „TP” nr 41/2022 – red.].

Wymiana słów i ognia

Napięcie eskaluje. 11 grudnia w stolicy dochodzi do animowanych przez prawicę rozruchów – mają nie dopuścić do zaplanowanego na ten dzień zaprzysiężenia Narutowicza.

Areną starć jest plac Trzech Krzyży, gdzie naprzeciw siebie stają endecy i socjaliści z PPS. Z obu stron padają strzały. W tamtym czasie, wkrótce po zakończeniu kolejnych wojen, tej światowej i potem o polskie granice, w rękach ludzi jest dużo broni.

W wymianie ognia ginie działacz PPS Jan Kałuszewski, są też ranni. Jadący otwartym powozem w asyście wojska Narutowicz dosłownie przebija się przez plac na ul. Wiejską. W jego stronę padają nie tylko obelżywe słowa, lecz także śnieg, odłamki lodu, kamienie.

W Sejmie wrze. Jego marszałek Maciej Rataj, członek PSL „Piast”, zarzuca bezczynność ministrowi spraw wewnętrznych Antoniemu Kamieńskiemu (zanotuje potem, że jest on „głupkowato nieporadny”). Ceremonia zaprzysiężenia Narutowicza odbywa się bez przeszkód, choć bojkotuje ją prawica. Mimo to, notuje poseł PPS Adam Pragier, była „wstrząsająca w swojej ponurej grozie”. W kuluarach dochodzi później do kłótni i przepychanek między posłami lewicy i prawicy. Rataj opanowuje jednak sytuację. Po wyjściu z Sejmu przygląda się ulicom: „Stoją gromadki i gromady i dyskutują, czy Narutowicz Żyd, czy nie. Powstają kłótnie – nikt nie rozpędza, nie interweniuje”.

W reakcji na te wydarzenia przez kraj przetaczają się wiece i strajki. Uczestniczą w nich głównie sympatyzujący z PPS robotnicy, którzy deklarują poparcie dla demokracji i zapowiadają walkę z jej przeciwnikami „do ostatniej kropli krwi”. Strajk powszechny wisi na włosku. Krążą różne rewelacje, np. o rzekomo przewidzianym na 14 grudnia ataku prawicy na Belweder, siedzibę prezydenta. Tego dnia ceremonia przekazania władzy Narutowiczowi przez Piłsudskiego odbywa się jednak bez przeszkód.

„Prawo! Prawo! Prawo! Nie przestaniemy wołać o Prawo, przy każdej sposobności. Gdzie nie ma Prawa, tam być nie może Rzeczypospolitej ani Demokracji. Tam być nie może Państwa nowoczesnego. I ci, co lekkomyślnie albo i w złej wierze opluli Prawo, ugodzili śmiercionośną strzałą w podstawy najistotniejsze państwa Polskiego. I trzeba wybierać pomiędzy niemi a państwem Polskiem!” – takie słowa przynosi rano 16 grudnia „Robotnik”, organ prasowy PPS.

Ale sytuacja wymyka się spod kontroli. Tego dnia padną strzały w Zachęcie.

Po wstrząsie

Elektryzujące słowa – „zabili prezydenta” – przechodzą z ust do ust. Zamach jest szokiem – najpierw dla bezpośrednich świadków tego wydarzenia, a później dla ogółu Polaków.

Przebywająca wtedy w Zachęcie osoba (jej personalia nie są znane) wspomina: „Trudno opisać, jak wstrząsające wrażenie wywarł na większości obecnych potworny mord. Ludzie chodzili jak błędni. Rozlegały się głosy: »teraz wojna domowa jest nieunikniona« i in.”.

W ocenie ówczesnego metropolity warszawskiego abp. Aleksandra Kakowskiego w przypadku mordu w Zachęcie zawiniły partie polityczne, które „wytworzyły niezdrową atmosferę walki i nienawiści w narodzie. Morderca zdobył sobie sławę Herostratesa”. Pisarz Zygmunt Kisielewski (ojciec Stefana) notuje 17 grudnia: „Dzisiaj (niedziela przed południem) wygląda Warszawa na miasto, w którem co dziesiąty mieszkaniec opłakuje kogoś, kto mu zginął, jakby ten ktoś należał do jego rodziny. A przecie Narutowicza nikt z tych ludzi nie zna, jak nie znałem go ja. Skrytobójcy ugodzili bowiem w symbol odzyskanej niepodległości”.

Ale są też tacy, którzy co najmniej z ulgą przyjmują wieść o śmierci prezydenta. Przykładowo „Robotnik” donosi o uczniach pewnej warszawskiej szkoły, którzy „w radosnem podnieceniu” biegli w stronę Zachęty.

Nad przepaścią anarchii

Na bezprecedensowy mord reaguje krajowa prasa – od lewa do prawa. Komentują go również światowe media.

16 grudnia ukazuje się jednostronicowy dodatek nadzwyczajny „Robotnika”, który krzyczy tytułem o zabójstwie prezydenta. Winą obarcza „prawicę sejmową”. Informuje o zagrożeniu demokracji; w jej obronie zjednoczą się „wszystkie czynniki ludowe i robotnicze”.

W wydanej dzień później odezwie PPS przestrzega, że „reakcja spycha Polskę w przepaść anarchii”. Ale chłodzi nastroje z obawy przed rozruchami. Działalność partii socjalistów ma zostać ukierunkowana na uświadamianie Polaków w sprawie zagrożeń ze strony prawicy, by nie doszło już do podobnego zdarzenia jak w Zachęcie. „Wieczna hańba mordującej Polskę reakcji! Ślubujmy bezwzględną obronę Rzeczypospolitej i demokracji!” – pisze „Robotnik”, zrzucając odpowiedzialność za mord na „Chjenę”. Winą za śmierć prezydenta lewicowa prasa (i nie tylko ona) obarcza też Hallera.

Prawicowe media próbują robić dobrą minę do złej gry. Jest to o tyle trudne, że większość opinii publicznej uważa, iż to prawa strona sceny politycznej ponosi moralną odpowiedzialność za strzały w Zachęcie. W wydaniu popołudniowym 16 grudnia „Kurier Warszawski” potępia zbrodniczy czyn Niewiadomskiego, usiłując przedstawić go jako osobę niepoczytalną (czemu zaprzeczą wykonane później w więzieniu mokotowskim jego badania psychiatryczne). 17 grudnia „Rzeczpospolita” drukuje artykuł znanego prawicowego publicysty Stanisława Strońskiego „Ciszej nad tą trumną!”, który wzywa do uszanowania pamięci po zamordowanym. Autor zauważa, że zgoda w „odruchowym” potępieniu zbrodni jest „bezcennym skarbem duchowym i najpewniejszą ostoją w chwili bardzo ciężkiej”.

Brzmi to jednak nieprzekonująco w kontekście wcześniejszej – głośnej – publicystyki Strońskiego, który na łamach tejże „Rzeczpospolitej” (na przykład w artykułach o znamiennych tytułach „Ich prezydent” z 10 grudnia i „Zawada” z 14 grudnia) ostro atakował Narutowicza i środowiska polityczne, które na niego głosowały.

Niektórzy nie mogą uwierzyć w to, co się stało. Prasa nie dociera do całej Polski, a przepływ oficjalnych informacji nie jest natychmiastowy (Polskie Radio zacznie nadawać dopiero w lutym 1925 r.). Łatwo rozchodzą się więc plotki i pogłoski. Po Katowicach krąży rewelacja, że władze w Warszawie zdementowały informację o śmierci Narutowicza. A w stolicy rozchodzi się zmyślona wieść o zamordowaniu Hallera.

Groźba wojny domowej

W kraju wrze. Korpus dyplomatyczny, bojąc się wybuchu wojny domowej, pakuje walizki. W stolicy Kakowski zwołuje kapitułę metropolitalną, która postanawia wezwać naród do spokoju, a księży do potępienia z ambon zbrodniczego czynu.

W dużych ośrodkach robotniczych odbywają się wiece i strajki. Przykładowo białostocka PPS wyraża gotowość do czynnej obrony „praw ludu roboczego”, a robotnicy z Łomży deklarują chęć walki w obronie „gwałconej przez zwyrodniałych faszystów Konstytucji”. Do wybuchu wystarczy iskra.

Jest do tego blisko już 16 grudnia, gdy około godziny 14.30 z kaplicy przy szpitalu Dzieciątka Jezus w Warszawie rusza kondukt żałobny, który odprowadza na cmentarz Wolski zastrzelonego pepesowca Kałuszewskiego. Trasa pochodu wiedzie przez centrum – Aleje Jerozolimskie, Marszałkowską, Królewską (w jej sąsiedztwie jest zlokalizowana Zachęta), Chłodną, Wolską.

Wiadomość o zamachu na prezydenta uderza jak piorun w uczestniczące w pogrzebie dziesiątki tysięcy ludzi (niektóre źródła mówią nawet o 200 tysiącach). Świadek wydarzeń Tadeusz Hołówko notuje, że „groźba zemsty i odwetu istotnie wisiała w powietrzu… jedno słowo wystarczyłoby, aby tłum runął do miasta pełen gniewu i zemsty. A jednak to słowo nie padło”. Gdyż – dopowiada Hołówko, członek władz PPS – „ci, którzy mogli dać rozkaz, nie mogli przewidzieć, gdzie i kiedy skończyłaby się ta wojna domowa”.

Jedno z większych spontanicznych wystąpień ma miejsce w Krakowie. 16 grudnia w Domu Robotniczym przy ul. Juliana Dunajewskiego gromadzą się pracownicy przemysłowi. Oczekują na decyzję władz PPS w sprawie mordu w Zachęcie. Po studzących głowy wypowiedziach działaczy partyjnych robotnicy idą w kilkutysięcznym pochodzie pod urząd wojewódzki przy ul. Basztowej; tu przemawia do nich poseł i członek władz PPS Zygmunt Żuławski.

Delegacja protestujących pyta wicewojewodę Władysława Kowalikowskiego, czy władze potrafią stłumić „antypaństwowe knowania i akcje”, jakie doprowadziły do zabójstwa prezydenta. Bo jeśli nie, to „lud pracujący będzie sam zmuszony bronić konstytucji i całości państwa”. Kowalikowski zapowiada, że państwo uczyni wszystko, by do zaburzeń nie dopuścić. Mimo to socjalistyczny poseł Zygmunt Marek apeluje do robotników o samodzielną obronę przed zamachami na konstytucję i demokratyczne prawa.

Część demonstrantów wraca pod Dom Robotniczy. Inni ruszają w stronę ul. Andrzeja Potockiego (obecnie Westerplatte), gdzie policja urządza na nich szarżę, raniąc kilka osób. Pochód ostatecznie wraca na Dunajewskiego, gdzie po przemówieniach manifestacja się kończy (niecały rok później – 6 i 7 listopada 1923 r. – ta sama ulica stanie się areną krwawych walk na tle ekonomicznym między robotnikami a policją i wojskiem).

Ratować Państwo

Gotowość do odwetu za zamordowanie Narutowicza jest właściwie powszechna.

Pod datą 17 grudnia Rataj notuje: „W sejmie konferencja z [Jędrzejem] Moraczewskim PPS. Opowiada, że robotnicy gotują bomby i granaty przeciw ND (poseł [Bogusław] Miedziński, który zjawił się u mnie rano przed wyjazdem mym do Belwederu, opowiadał to samo: całą noc trzymali robociarzy za ręce, bo chcieli bić!)”.

Z obawy przed ulicznymi starciami 18 grudnia w Warszawie zostaje wprowadzony stan wyjątkowy. PPS, która ma największą zdolność mobilizowania mas, wydaje cztery dni później odezwę, w której pisze: „Nie chcemy ani odruchów zemsty, ani anarchii, chcemy ratować Państwo”.

Zaprowadzenie ładu i porządku jest sprawą racji stanu, niemalże niepodległości. Sytuacja geopolityczna odrodzonej Rzeczypospolitej jest trudna, kraj liże rany po zwycięskich, ale wyczerpujących wojnach o granice.

W efekcie zbrodnia wywołuje falę ogólnego potępienia. Utrzymane w tym duchu uchwały wydają – jako jedni z pierwszych – posłowie klubów prawicowych (oponenci oskarżają ich z tego powodu o obłudę). W podobnym duchu zabierają głos oczywiście także inne partie. Podczas zwołanego już 16 grudnia Konwentu Seniorów Rataj, który pełni w tym czasie obowiązki głowy państwa, wygłasza przemówienie poświęcone zamordowanemu. Na znak żałoby 17 grudnia swoje posiedzenie przerywa Sejm Wolnego Miasta Gdańska. Na ręce marszałka Sejmu spływają kondolencje z całego świata.

Reagują też organizacje społeczne, związki zawodowe, uczelnie, zakłady pracy itp. Wydają odezwy i protesty przeciw atakowi na głowę państwa. Senat Uniwersytetu Warszawskiego wzywa studentów do zachowania spokoju. „Niech krew i życie pierwszego Obywatela Polski będą oddane na ołtarzu Jej dobra” – pisze Senat UW, akcentując znaczenie tej ofiary dla budowy nowej, „bardziej kulturalnej epoki rozwoju Polski współczesnej”. Związek Zawodowy Literatów Polskich rzuca „piętno hańby” na „wszystkich moralnych sprawców niesłychanej w dziejach Polski zbrodni”.

Straszny dzień

Napięta sytuacja wymusza na Rataju powołanie silnego rządu. Na jego czele staje – już 16 grudnia – gen. Władysław Sikorski. Jego gabinet okaże się słaby, upadnie po pół roku.

20 grudnia Zgromadzenie Narodowe wybiera nowego prezydenta: zostaje nim kandydat centrum i lewicy prof. Stanisław Wojciechowski.

Dzień wcześniej, 19 grudnia, zwłoki prezydenta zostają uroczyście przeniesione z Belwederu na Zamek Królewski. Prezes PSL „Wyzwolenie” Stanisław Thugutt wspomina: „Straszny był dzień pogrzebu Narutowicza. Pogoda była tak mroczna i mglista, że w samo nawet południe panowały ciemności. Na chodnikach od Belwederu do Zamku stał w gęstym skupieniu jakiś skamieniały w bezruchu, nieodgadniony tłum i nie wiadomo było, co się kryje pod tą skorupą milczenia”.

22 grudnia trumna z ciałem prezydenta zostaje złożona w krypcie katedry św. Jana.

30 grudnia 1922 r., po jednodniowym procesie, Niewiadomski zostaje skazany na śmierć i rozstrzelany 31 stycznia 1923 r. Na jego pogrzeb przyjdzie co najmniej kilka tysięcy osób.

Emocje związane z zabójstwem Narutowicza z czasem cichną, ale głębokie polityczne i społeczne antagonizmy pozostają. Choć strzały w Zachęcie są memento dla demokracji II RP, jej system trawi kryzys. Jego słabość ostatecznie obnaży kanonada, która rozlegnie się na ulicach Warszawy w maju 1926 roku. ©

Autor, doktor historii, jest pracownikiem warszawskiego IPN. Właśnie ukazała się jego książka „Orient zesłańców” o poznawaniu Bliskiego Wschodu przez polskich uchodźców podczas II wojny światowej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 50/2022