"Nie rzucim Ujścia"

Mieszkańcy północnej części wielkopolskiego miasta Ujście nie chcą należeć do parafii w pobliskim Motylewie, w diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej. Wolą chodzić do kościoła św. Mikołaja, należącego do archidiecezji poznańskiej, gdzie modlą się od dziewięciu wieków. Prosili nawet Papieża o zmianę granic diecezji.

26.10.2003

Czyta się kilka minut

“Byliśmy, jesteśmy i będziemy parafianami parafii św. Mikołaja" - pisze komitet protestacyjny, sprzeciwiający się przyłączeniu 400 mieszkańców Ujścia do parafii w Motylewie. Tamtejszemu proboszczowi, ks. Leonardowi Zychowi, komitet oświadczył: “Nie po drodze nam razem wypełniać nasze katolickie obowiązki!". - Nie chcę wszczynać wojny religijnej - odpowiada ksiądz. - Wypełniam tylko dekret biskupa.

Malowniczo położone Ujście należy do najstarszych miast w Polsce. Mieszkańcy chlubią się, że pisał o nim w kronice Gall Anonim. Nazwę zawdzięcza połączeniu dwóch rzek, dzielących miasto, Noteci i Gwdy.

Źródło konfliktu sięga odległych czasów. W 1772 r. miasto dostało się pod zabór pruski. Po 1918 r. południowa część wróciła do Polski. Północna, na drugim brzegu rzek, została w Niemczech i nazywała się Usch. Katolicy z obu części miasta (Polacy) modlili się jak dawniej w neobarokowym kościele św. Mikołaja, a Niemcy (ewangelicy) w zborze. - Tu wszyscy mieli przepustki dla przekraczania granicy - wspomina Franciszek Disterheft, najstarszy mieszkaniec Ujścia, urodzony w 1914 r. Pamięta czasy międzywojenne i to, że “jak Ujście Ujściem, zawsze była tu jedna parafia katolicka". Po 1945 r. obie części Ujścia znalazły się w Polsce, Niemcy musieli odejść. Modlono się już tylko u św. Mikołaja.

Założona w XII w. parafia katolicka należała do archidiecezji poznańskiej. Dziś jej granicę tworzą Noteć i Gwda. Teren na północ od rzek po wojnie wszedł w skład tymczasowej administracji kościelnej na Ziemiach Zachodnich. Kiedy w 1970 r. PRL i RFN podpisały traktat uznający granicę na Odrze, Watykan ustanowił na “Ziemiach Odzyskanych" diecezje - i prawobrzeżne Ujście przypadło diecezji gorzowskiej. W 1992 r. stworzono nową administrację kościelną i przyłączono je do diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej.

Ale mieszkańcy, tak jak przodkowie, chodzili wciąż do kościoła w Ujściu.

To Watykan, nie biskup

Kiedyś Motylewo było wsią, od 10 lat jest osiedlem Piły. Neogotycki kościół z czerwonej cegły postawili pod koniec XIX w. niemieccy protestanci. Od 1945 r. modlą się w nim katolicy.

Przez ostatnie lata mieszkańcy Motylewa byli filią pilskiej parafii św. Jana Bosko. W niedzielę przyjeżdżał ksiądz i odprawiał Mszę. Parafialna kancelaria znajdowała się jednak w oddalonej o 10 km Pile. - To było utrudnienie. Jak miałem zostać chrzestnym, musiałem tam jeździć załatwić formalności - opowiada student Przemek Wełniak.

Pod koniec sierpnia 2002 r. biskup Marian Gołębiewski z Koszalina założył w Motylewie samodzielną parafię, pod wezwaniem Matki Bożej Częstochowskiej. Liczy ona niecałe tysiąc dusz: 520 z Motylewa i 440 z prawobrzeżnego Ujścia. - Jej utworzenie wymusiła potrzeba duszpasterska - tłumaczy decyzję ks. Edward Sienkiewicz z koszalińskiej kurii.

W Motylewie ludzie przyjęli ustanowienie parafii z radością. W Ujściu z oburzeniem. Na pretensje tych drugich, oskarżających bpa Gołębiewskiego o oderwanie ich od archidiecezji poznańskiej, ksiądz Sienkiewicz odpowiada: - To nie jest zabór. Przecież Watykan ustala granice diecezji, a nie biskup.

Z najbardziej wysuniętych na północ domów Ujścia do kościoła św. Mikołaja jest niewiele ponad kilometr. Do kościoła w Motylewie - pięć.

- Po co mam chodzić tak daleko, jak mam kościół u siebie? - dziwi się Marek Borkowski, który w niedzielne południe wraca z Mszy u św. Mikołaja. Z nim podążają inni mieszkańcy północnej części miasta. - Nikt nie zgodzi się na przyłączenie do Motylewa - zarzeka się Borkowski.

- Tu przejdę kawałek i jestem w kościele, a tam musiałbym dojeżdżać - Janusz Namerła nie był dziś na Mszy, ale też nie chce należeć do Motylewa.

Na podział Ujścia na dwie parafie nie godzą się również mieszkańcy lewobrzeżnego Ujścia. - U św. Mikołaja ludzie brali śluby, chrzcili dzieci, szli do Komunii, a teraz mają chodzić gdzie indziej? - dziwi się 80-letnia Irena Grencel.

Franciszek Disterheft podział miasta na dwie parafie komentuje: - To jakby wrócić do granicy z czasów III Rzeszy.

Kolędy nie chcieli

O tym, że jest w innej parafii i diecezji, Norbert Schoenradt dowiedział się w ostatnią niedzielę lipca 2002 r. Pod koniec Mszy u św. Mikołaja proboszcz odczytał komunikat z informacją, że mieszkańcy prawobrzeżnego Ujścia należą już do parafii w Motylewie. - Jak inni byłem zaskoczony - wspomina Schoenradt, pracownik ujskiego Urzędu Miasta. Kiedy wyszedł z kościoła, obstąpili go ludzie. “Norbert zrób coś" - zaczęły go nagabywać starsze kobiety.

I tak Schoenradt, razem z Eugenią Ukleją i Kazimierzem Warginem, założyli komitet protestacyjny. Chodzili po domach i zbierali podpisy pod petycją. Podpisali prawie wszyscy. Petycję wysłali do Prymasa i Nuncjusza. Przeciw podziałowi Ujścia na dwie parafie w dwóch diecezjach wypowiedziała się Rada Miasta: “Dokonanie sztucznego podziału w tak niewielkim miasteczku, jakim jest Ujście, jest bezzasadne i w znacznym stopniu utrudni wiernym możliwość korzystania z posługi kapłańskiej" - napisali radni.

Na stanowisko radnych ani petycję mieszkańców nikt nie odpowiedział.

Na Boże Narodzenie 2002 r. ks. Zych wysłał mieszkańcom północnego Ujścia życzenia świąteczne. Podał godziny Mszy i numery telefonów, łącznie z komórkowym. Wszystko wysłał pocztą. - Nie miałem innej możliwości dotarcia do nich, bo do mojego kościoła nie przychodzili - tłumaczy.

Mieszkańców Ujścia życzenia zdenerwowały. - Były obraźliwe - twierdzi Eugenia Ukleja. Z teczki wyciąga odbitą na ksero kartkę, którą ksiądz wysłał parafianom: stadko baranków, a obok tekst: “Błogosławiony jest ten czas, który wciąga świat w wielką konspirację miłości". - Stare babcie, jak dostały te kartki, to popłakały się, że ksiądz sobie z nich kpi - mówi Ukleja.

Ks. Zych, prawie ze łzami w oczach: - Kupiłem te kartki hurtowo! Wydało je kościelne wydawnictwo. Nigdy bym nie wpadł na to, że mogą kogoś obrazić.

“Dziękujemy Księdzu za przesłane nam nieszczere życzenia" - odpisał mu złośliwie komitet protestacyjny. “To Ksiądz jest inicjatorem oderwania nas od parafii świętego Mikołaja" - pisali dalej członkowie komitetu. I dodali, że nie mają zamiaru należeć do jego parafii: “Przykro nam, że z tego tytułu Ksiądz nie będzie miał dochodów, gdyż o nie chyba chodzi".

Tymczasem prócz kierowania motylewską parafią, ks. Zych jest dyrektorem Centrum Charytatywno-Opiekuńczego w Pile. Dostaje tam pensję. - Nie zostałem proboszczem dla pieniędzy, mam z czego żyć. A w Ujściu też od nikogo grosza nie żądałem - mówi.

Czy poczuł się obrażony takimi posądzeniami? - Mnie nie jest tak łatwo obrazić, bo znam swoją wartość - odpowiada. - Ale jest mi przykro.

Parę tygodni później ks. Zych znów napisał do parafian. Powiadomił, że będzie chodzić z kolędą. Tych, którzy zechcą go przyjąć, prosił o telefon. Zadzwoniły trzy rodziny. Kiedy przyjechał, zaprosiły go dwie kolejne. Pozostałe kilkadziesiąt rodzin nie odpowiedziało.

- Jak ktoś prosi, to nie wypada go nie przyjąć - mówi mieszkaniec Ujścia, który przyjął kolędę. Nie chce podać nazwiska: - Tu wszyscy się znają, będą mnie potem palcami wytykać.

Ale w Ujściu i tak wszyscy wiedzą, które domy odwiedził proboszcz z Motylewa.

Diecezje trzy, nie dwie

- Trudno kogoś zmuszać, by chodził do tego czy innego kościoła - zgadza się ks. Zych. Dlatego, żeby ułatwić życie swym ujskim parafianom, chce wybudować u nich kaplicę. Na razie władze miasta odmówiły sprzedania ziemi pod świątynię. - W planach zagospodarowania przestrzennego nie ma takiego gruntu - mówi burmistrz Henryk Kazana.

Ksiądz poprosił o zmianę planu. Ze starań o budowę kaplicy nie zrezygnuje. - Za kilka lat Piła rozbuduje się do samego Ujścia, przybędzie wiernych. I o nich trzeba zadbać, żeby też nie musieli po kilka kilometrów chodzić do kościoła - mówi.

Komitet protestacyjny o budowie kaplicy w Ujściu nie chce słyszeć.

Urzędujący naprzeciw kościoła św. Mikołaja burmistrz Kazana nie chce komentować sporu. - Moim zadaniem jest jednać ludzi, nie dzielić - ucina. Jego zastępca, Stefan Piechocki, jest bardziej rozmowny. - Dzielić takie małe miasto na dwie parafie, przynależące do różnych diecezji jest lekceważeniem zasady międzyludzkiego współżycia - zaznacza.

- Mam tego dość - proboszcz parafii św. Mikołaja, prałat Marian Kozłowski, nie chce rozmawiać o konflikcie. Ujską parafią kieruje przeszło 20 lat. W mieście nie mają wątpliwości, że prałatowi podział miasta się nie podoba. Kiedy spór był świeży, ks. Kozłowski odprawił Mszę w intencji jedności ujskiej parafii. Zamówił ją komitet protestacyjny.

Potem komitet wysłał list do Papieża. Treści ujawnić nie chcą, tylko jedno zdanie: “Gorąco błagamy o zmianę granic diecezji". Odpowiedź nadeszła z watykańskiego Sekretariatu Stanu: “Należy żywić nadzieję, że kwestia, o której mowa w korespondencji, zostanie wkrótce rozpatrzona stosownie do kompetencji". List kończyła standardowa formuła: “Ojciec Święty poleca Bogu w modlitwie powierzoną Mu przez Państwa sprawę i zachęca również do ufnej modlitwy". Członkowie komitetu przechowują list jak relikwię.

Wreszcie, kiedy konflikt stawał się coraz bardziej gorszący, głos zabrali ordynariusze obu diecezji. Abp Stanisław Gądecki i bp Marian Gołębiewski wydali “porozumienie dotyczące posługi duszpasterskiej względem wiernych z Ujścia, należących do parafii w Pile Motylewie". Nie zostawili złudzeń: “Zmiana granic archidiecezji, która przebiega na rzece Gwdzie, domagałaby się zmiany samego Konkordatu!". Ale, żeby “wyjść naprzeciw prośbom wiernych", biskupi zgodzili się, by wierni z północnej części miasta mogli “bez przeszkód" chodzić na Mszę do św. Mikołaja i tam przyjmować sakramenty.

Tymczasem Kazimierz Wargin, który zakładał komitet protestacyjny, chciałby się z niego wycofać. Ale nie z powodu listu biskupów. - Mnie właściwie ten spór nie dotyczy, bo mieszkam w innej diecezji - tłumaczy.

Jak to w innej? Przecież jest z Ujścia. - Tak, ale mieszkam w diecezji gnieźnieńskiej -Wargin pokazuje na mapie miasta: klin między Gwdą a Notecią należy do archidiecezji gnieźnieńskiej. Kilkudziesięciu mieszkańców trzech tamtejszych ulic powinno chodzić do kościoła w Dziembowie, oddalonym o 8 km.

I Gniezno nie upomniało się o tych kilkadziesiąt dusz? - Nie - odpowiada spokojnie Wargin. - Oni wiedzą, że jak ktoś całe życie miał kościół pod nosem, nie przeniesie się gdzie indziej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2003