Wędrówki ludu Bożego

Dziś, bardziej niż kiedykolwiek, jesteśmy wędrowcami. Pracujemy w jednej części miasta, mieszkamy w innej. Zakupy robimy w odległym hipermarkecie. Dla dzieci wybieramy którekolwiek przedszkole i którąkolwiek szkołę, ale parafii nie wybieramy - jesteśmy do niej przypisani.

07.09.2003

Czyta się kilka minut

 /
/

W prawodawstwie kościelnym parafia to wspólnota wiernych zamieszkujących konkretne terytorium. Tymczasem wielu z nich, zwłaszcza w wielkich miastach, jeździ do innych kościołów, żeby słuchać lepszych kazań albo uczestniczyć w spotkaniach swojej grupy charyzmatycznej. Część proboszczów przymyka na to oko, inni konsekwentnie realizują prawo kanoniczne, zakazując chrztu, ślubu czy pogrzebu poza własną parafią. Jaka będzie przyszłość struktur kościelnych? Czy wzorem niedawnych kas chorych - obok parafii terytorialnych pojawią się parafie “branżowe"?

Po pierwsze, terytorium

Wspólnota parafialna jest spadkobierczynią pierwotnej gminy chrześcijańskiej, skupiającej wiernych wokół pasterza. Coraz większe grono wyznawców Chrystusa spowodowało konieczność rozbudowy instytucji. Na wzór struktury administracyjnej państwa rzymskiego powstały dekanaty, diecezje i metropolie. Problem w tym, że w ciągu wieków - nie bez wpływu teologii - relację z Bogiem pojmowano coraz bardziej indywidualistycznie, a coraz mniej wspólnotowo, zaś w parafii, jak i pewnie w całym Kościele, bardziej zaczął decydować element instytucji, mniej natomiast charyzmatu.

Prawodawstwo kościelne głosi, że parafia jest normalną i podstawową - choć nie wyłączną - formą duszpasterstwa. Według prawa kanonicznego to utworzona “na sposób stały" określona wspólnota wiernych, “nad którą pasterską pieczę, pod władzą biskupa diecezjalnego, powierza się proboszczowi jako jej własnemu pasterzowi". Trzy kanony później czytamy, że parafia powinna być terytorialna, to znaczy “obejmująca wszystkich wiernych określonego terytorium".

Tymczasem w dużych miastach brakuje poczucia przynależności do określonej parafii. Ludzie traktują kościoły jak punkty usługowe, tyle że oferujące specyficzny “produkt". Jest dobrze, jeśli kryterium wyboru stanowi jakość, a nie czas trwania kazań i liturgii. Warszawscy księża żartują, że najwięcej wiernych w stolicy gromadzą dwie Msze niedzielne: jedna dla żyjących w związkach niesakramentalnych, druga - bez kazania. Zdarza się, że po wyjeździe z parafii księdza słynącego z dobrych homilii frekwencja spada na łeb na szyję. Jeśli taki ksiądz zostanie w mieście, tyle że przeniesie się do innej parafii, w ślad za nim “idą" parafianie.

Owce bez pasterza

Proboszczowie wielkomiejskich parafii podają też inne powody, dla których ludzie opuszczają swoje kościoły parafialne: a to bardziej odpowiadające godziny Mszy, a to ładniejsza świątynia, a to lepszy dojazd czy na przykład parking przed kościołem. Księża z Warszawy przyznają, że winni są nie tylko wierni. Parafie zostały tu tak podzielone, że kościoły często znajdują się na ich obrzeżach. Ks. Wojciech Maćkowiak, proboszcz parafii Bożego Ciała w Poznaniu, dodaje, że zimą parafianie odchodzą z tej prozaicznej przyczyny, że jego zabytkowy, gotycki kościół nie jest ogrzewany. Proboszcz z warszawskiego Imielina, ks. Tomasz Król (osiedlowa parafia, 28 tys. wiernych), mówi z kolei, że jego kościół pustoszeje latem, kiedy duża część wiernych wyjeżdża. O. Waldemar Aramowicz, jezuita pracujący w duszpasterstwie akademickim, zna studentów z małych miast i wiosek, którzy postanowili, że podczas studiów w Warszawie zwiedzą wszystkie kościoły na Starym Mieście: co niedzielę inny.

Tylko od woli proboszcza zależy, czy pozwoli na to, ażeby jego parafianie wzięli ślub np. w Kaplicy Witkiewiczowskiej w Zakopanem. Trudno nie przyznać racji tym, którzy żądają ślubu w kościele parafialnym (narzeczonej lub narzeczonego), bo tak mówi prawo kanoniczne: do funkcji specjalnie powierzonych proboszczowi, obok m.in. chrztu, sakramentu chorych i pogrzebu, należy asystowanie przy zawieraniu małżeństw. Jednak w praktyce proboszczowie udzielają takiej zgody bez problemów: - Nie ma sensu robić kolejnych utrudnień, co najwyżej powstanie z tego uraz - tłumaczy ks. Maćkowiak. W krakowskiej parafii św. Jadwigi (typowo osiedlowej, 20 tys. wiernych) zawarto w tym roku jedynie 20 małżeństw, a około 30 par zdecydowało się na ślub gdzie indziej. - Młodzi decydują się na ślub w kościele, do którego mają sentyment, albo szukają świątyni usytuowanej najbliżej lokalu, w którym potem będzie przyjęcie - mówi ks. Jan Dziasek, proboszcz św. Jadwigi.

Skąd proboszcz ma wiedzieć o rzeczywistym religijnym zaangażowaniu parafianina? Prawo kanoniczne jest tu nieubłagane: zaświadczenia (najczęściej potrzebne przyszłym rodzicom chrzestnym) może wystawiać tylko on. - Piszemy wtedy najprościej, że ktoś nie jest w kolizji z prawem kanonicznym - mówią proboszczowie.

Przybysze

Jak mówi ks. Tomasz Król, tradycja chodzenia do określonego kościoła tworzy się latami. Kontakt z “własną" parafią ogranicza się wtedy do przyjmowania księdza na kolędzie i załatwiania formalności związanych ze ślubem, pogrzebem czy chrztem, natomiast prawdziwe zaangażowanie adresowane jest gdzie indziej.

Wielcy pasterze skupiają wokół siebie wiernych niezależnie od terytorium. Znane są postaci nieżyjących już ks. Bronisława Bozowskiego z Warszawy czy biskupa Jana Pietraszki z Krakowa, którzy stworzyli nieformalne “parafie personalne". “Parafianie" księży Bozowskiego i Pietraszki dążą teraz do beatyfikacji swoich “proboszczów".

Rośnie grono osób związanych ze wspólnotami zakotwiczonymi w innych kościołach oraz działających niezależnie od parafii (zwanych rektorskimi - tak funkcjonują najczęściej kościoły dominikanów czy jezuitów w centrach miast). Zdarza się, że ze strony proboszczów padają sugestie, by wrócić do parafii. Jednak równie wielu proboszczów akceptuje taki stan rzeczy. - Także i w naszych czterech wspólnotach neokatechumenalnych są osoby spoza parafii - przyznaje ks. Król.

Wspólnota wspólnot

Parafia nie jest tylko punktem na mapie, wyznaczającym wiernym kościół, do którego mają uczęszczać. Sobór Watykański II przypomniał, że jej pierwszym obliczem jest wspólnota. - Parafia jest małą komórką wspólnoty kościelnej, w której realizuje się na co dzień misja Kościoła w stosunku do człowieka - tłumaczy bp Tadeusz Pieronek. - Mówiąc najprościej: to, czego człowiek potrzebuje od Boga i Kościoła, powinien znaleźć w parafii.

Trudno jednak o jakąkolwiek wspólnotę w 30-tysięcznej parafii miejskiej, w której ludzie praktycznie się nie znają, a wiedza proboszcza o swych “owieczkach" opiera się na kartotekach tworzonych przeważnie podczas kolędy. Odpowiedzią Soboru na te problemy jest idea parafii jako wspólnoty wspólnot. W praktyce polega to na tworzeniu jak największej liczby środowisk, w których ludzie mogą się poznawać, współpracować, podejmować zadania i inicjatywy. W efekcie niemal w każdej dużej parafii są liczne grupy i wspólnoty, od charyzmatycznej Odnowy w Duchu Świętym po koła przyjaciół Radia Maryja. Proboszczowie organizują także przeróżne akcje mające przyciągnąć parafian. Ale i one przyciągają w jednakowym stopniu swoich i obcych.

Duszpasterze przyznają, że do “zaistnienia" wspólnoty optymalne byłyby parafie 5-10 tysięczne, ale akurat tam, gdzie najbardziej ich potrzeba - czyli np. na warszawskim Ursynowie - podziału po prostu już nie da się zrobić: na nowe kościoły nie ma miejsca między blokami.

Zresztą nawet jeśli każda parafia byłaby idealną “wspólnotą wspólnot", ludzie nie przestaną wędrować. W licznych artykułach na temat modeli parafii na trzecie tysiąclecie znajdziemy wiele słów o konieczności odnowy wspólnoty, eklezjalności, jednak nikt nie znalazł rozwiązania problemu wędrówek. Proboszczowie wielkomiejskich parafii, dla których to zjawisko jest codziennością, z konieczności akceptują taki stan rzeczy. - Na kolędzie pytam: czy chodzicie do kościoła? Przyjmujecie sakramenty? Jeśli tak, to jest dobrze. Gdzie chodzicie, to sprawa drugorzędna - mówi ks. Dziasek. Czy pasterze powinni być tak “tolerancyjni" dla swoich wiernych, czy też mają zabiegać o to, by wracali do swoich parafii?

Parafianin, nie niewolnik

Wędrowcy trafiają tam, gdzie większe poczucie bliskości, gdzie godniej sprawowana liturgia i gdzie lepiej głoszone słowo Boże. Albo po prostu - fajniejszy ksiądz: jak zauważa o. Waldemar Aramowicz, na początek jest to ważniejsze od terytorialnej przynależności. Zwłaszcza, jeśli ktoś znalazł odpowiednią dla siebie wspólnotę, dobrze się w niej poczuł i na nowo odkrywa Boga, wiarę i chrześcijaństwo. - Nie ma ścisłego obowiązku wiązania się na co dzień z własną parafią - potwierdza bp Pieronek. - Nie można potępiać ludzi za to, że są zaangażowani religijnie poza jej terytorium. Przecież parafianin to nie jest niewolnik. Ma prawo korzystać z pełnej oferty, jaką daje Kościół.

- Jeśli proboszcz patrzy złym okiem na mieszkańców swojej parafii dlatego, że chodzą do innego kościoła, to powinien sobie uświadomić, że oni są nadal katolikami! - dodaje ks. Leszek Slipek, proboszcz 32-tysięcznej parafii położonej w centrum Warszawy, autor wydanej niedawno książki: “Parafia, jakiej pragnę".

Sam zaś zgłasza postulat współpracy między parafiami, najlepiej koordynowanej przez biskupa, której celem byłoby stworzenie ludziom jeszcze większego pola wyboru: - Warto podkreślać “charyzmat" poszczególnych wspólnot parafialnych w mieście. Jedne organizują koncerty organowe, w innych - szczególnie czci się Matkę Bożą czy też Boże Miłosierdzie. Gdzie indziej odbywają się regularne wykłady albo medytacje biblijne. Dobrze, by we wszystkich kościołach w mieście przekazywane były takie informacje i zachęty do korzystania z wszelkich propozycji.

Specjalizacja mogłaby objąć same parafie: - Nie wszędzie są księża-sportowcy, którzy potrafią znakomicie zagospodarować czas młodzieży - tłumaczy ks. Slipek. Gdzie indziej ksiądz jest świetnym spowiednikiem. Jest wiele problemów, którym parafie nie są w stanie do końca sprostać: opieka nad dziećmi i młodzieżą, wyjazdy kolonijne, domy pomocy społecznej czy pomoc dla biednych i potrzebujących. - Dla każdej parafii mieć odpowiednią ilość księży, współpracowników i organizacji od wszystkiego to za dużo - mówi ks. Slipek. - Wspólne działania pomogłyby w rozwiązaniu tych problemów.

Warszawskiego proboszcza nie martwi również poszukiwanie przez mieszkańców dużych miast odpowiednich kaznodziejów: - W jednym mieście należałoby stworzyć ludziom możliwość wyboru różnego poziomu homilii. Do kościoła przychodzą ludzie o różnym przygotowaniu religijnym i różnej wiedzy ogólnej. Kazania mówione przez księdza o wysokich walorach intelektualnych mogą być niezrozumiałe dla ludzi mniej wykształconych, z kolei homilia powierzchowna nuży ludzi bardziej przygotowanych religijnie.

Zmierzch czy reforma?

Czy to znaczy, że nadchodzi zmierzch parafii terytorialnej? Czy należy pomyśleć nad uelastycznieniem struktury parafii? Zdania na ten temat są podzielone.

- Żyjemy w czasie przełomu. Wyczerpały się funkcjonujące do tej pory formy, z terytorialnością na czele - twierdzi o. Waldemar Aramowicz. - Dzisiejszymi parafiami są dla ludzi ruchy, grupy i wspólnoty. Dobry katecheta tak naprawdę prowadzi parafię w szkole. W wielkich miastach istnieje masa kościołów zakonnych, do których ściągają tłumy. Takie wspólnoty mogłyby się przekształcić w parafie personalne.

Prawo kanoniczne nie stoi temu na przeszkodzie. Mówi ono, że tam, gdzie nie jest wskazane tworzenie parafii terytorialnych, “należy tworzyć parafie personalne, określone z racji obrządku, języka, narodowości wiernych jakiegoś terytorium, albo z innego jeszcze powodu". Trzeba jedynie uznać, że realia duszpasterstwa w wielkich miastach są już jednym z “innych powodów".

Z opinią, że nadchodzi zmierzch parafii terytorialnych, nie zgadza się bp Pieronek, według którego nawet wielkomiejskie parafie spełniają dziś swoją rolę i byłyby trudne do zastąpienia. Podobnego zdania jest ks. Slipek: - Trzeba je reformować, a nie zastępować innymi strukturami. Parafie - będące sposobem na życie Ewangelią - nie powiedziały jeszcze ostatniego słowa.

Bp Pieronek twierdzi, że tworzenie parafii branżowych dla lekarzy czy nauczycieli stworzyłoby niebezpieczeństwo getta i zmiany mentalności: - Każdy powinien wzrastać w całym gronie wspólnoty kościelnej, w której są nauczyciele, sędziowie, lekarze i robotnicy, ludzie dobrzy i źli, święci i grzesznicy. Nie stwarzajmy sztucznego świata. Powinniśmy żyć w świecie normalnym.

Zarówno teoretycy, jak i praktycy-proboszczowie twierdzą, że lepszym rozwiązaniem dla środowisk branżowych są duszpasterstwa, gdzie lekarze czy nauczyciele spotykają się od czasu do czasu. Faktem jest jednak, że ich dzisiejsza działalność pozostawia często wiele do życzenia.

Mniej biurokracji, więcej miłości

Co w takim razie należy zmienić w parafii? Bp Tadeusz Pieronek: - Oj, bardzo dużo. Przede wszystkim trzeba przestać uważać parafię za punkt usługowy, do którego przychodzi się po chrzest, bierzmowanie, ślub i pogrzeb. Zbyt często parafię utożsamiamy z jej administracją: dotyczy to i wiernych, i księży.

Istotny - w opinii duszpasterzy - jest także wysiłek, by wierni przestali traktować sakramenty jak produkty konsumpcyjne. Ks. Leszek Slipek: - Ochrzczonym, bierzmowanym jest się po to, aby budować Kościół i dawać wyraz temu, że jest się częścią wspólnoty uczestniczącej w misji Chrystusa i Kościoła. Niestety, często o sakramenty inicjacji chrześcijańskiej prosi się z powodów, które nie mają nic wspólnego z wiarą.

Jeśli chodzi o samo funkcjonowanie parafii, nie wolno zapomnieć o dostosowaniu duszpasterskich propozycji do potrzeb ludzi: - Wydaje się, że czas pewnych pobożnych praktyk, jak niektóre procesje, niedzielne wypominki, odpusty, szkoły parafialne, już mija - uważa ks. Slipek. - Pojawiają się jednak nowe rzeczy: wymiana informacji (internet), niezastąpiona rola debaty, propozycja inicjacji chrześcijańskiej dla dorosłych (katechumenów i powracających do wiary), tworzenie lokalnych wspólnot wiary, miejsc spotkania i wymiany myśli.

Jak mówi bp Pieronek, należy pokazywać charyzmat parafii ponad strukturą. Dzisiejsze parafie nie zawsze stwarzają ludziom możliwości zaangażowania się u siebie, a zwłaszcza - nie pokazują wiernym, że właśnie tu i dla tej konkretnej wspólnoty powinni poświęcić się w pierwszej kolejności: - Nie zmienimy człowieka i jego stylu życia. Ludzie wrócą do swoich parafii, jeśli pokażemy im, czym tak naprawdę jest parafia. Ważne tylko, by to przekonanie nie było im narzucone, lecz dojrzało samo.

Według o. Aramowicza, jak w życiu każdego człowieka przychodzi czas odpowiedzialności, tak i dla chrześcijanina nadchodzi czas podjęcia odpowiedzialności za konkretną wspólnotę. Ten czas wyznacza kres wędrówkom. Ks. Leszek Slipek dodaje: - “Wędrujących" zapytałbym: czy tam, gdzie chodzicie, bierzecie odpowiedzialność za Kościół? Jeśli tak, wszystko w porządku. Jeśli nie, miejscem podjęcia zadań jest właśnie parafia.

Napięcie między wędrującymi parafianami i terytorialnymi parafiami jest - przyznają to wszyscy. Jednak problemu wędrówek nie rozwiąże zastąpienie parafii terytorialnej przez personalną - tak uważa większość. Największy problem (w dużych miastach) to w oczach naszych rozmówców “owce bez pasterza": wędrujący, gdzie popadnie i często zmieniający faktyczną przynależność parafialną. Skoro przyczyny tego zjawiska usytuowane są głębiej niż się z pozoru wydaje, i dotyczą samego rozumienia chrześcijaństwa, to do tej sporej grupy należy jeszcze doliczyć typowych domatorów, którzy jedynie tym się różnią od wędrowców, że chodzą do parafialnego kościoła tylko dlatego, że najbliżej.

Bez wątpienia, parafia musi zmienić wizerunek. Musi być postrzegana jako wspólnota, a nie biurokratyczna instytucja, bo to najbardziej zniechęca poszukujących. Jak mówi ks. Leszek Slipek, parafianom trzeba zapewnić przede wszystkim prosty i serdeczny klimat dzielenia się; miejsce, gdzie każdy może swobodnie odczuwać pragnienie zrobienia czegoś, bez bycia osądzanym i odrzuconym.

W przypowieści ewangelicznej pasterz pozostawia dziewięćdziesiąt dziewięć owiec i wyrusza na poszukiwanie jednej zagubionej. Ale to tylko przypowieść.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 36/2003