Nie ma się z czego śmiać

Czasem nie wypada dołączyć do rechotu. Wióry, które lecą w jego trakcie, to nasza wrażliwość, przyzwoitość, wzgląd na innych, a wreszcie szacunek do samego siebie.

02.07.2012

Czyta się kilka minut

 / ryc. Andrzej Dudziński, z cyklu hiszpańsko-włoskiego / Dibujos italo-españoles, 1996-2000
/ ryc. Andrzej Dudziński, z cyklu hiszpańsko-włoskiego / Dibujos italo-españoles, 1996-2000

Komentarz pary Wojewódzki-Figurski do sytuacji w grupach eliminacyjnych Euro 2012 ma jedną dobrą stronę: wywołał lawinę odpowiedzi, artykułów, felietonów, dyskusji. Można by rzec, że zupełnie nieświadomie, pogadując na antenie Eska Rock, panowie stworzyli laboratoryjną sytuację, w której możemy zobaczyć splot stereotypów i uprzedzeń, podzielanych przez nieokreśloną większość kosztem równie nieokreślonej mniejszości.

Ten splot to płeć, narodowość i status społeczny. Większość i mniejszość jest nieokreślona, ponieważ nikt nie widzi samego siebie w żadnej z tych grup. Mało kto otwarcie przyznaje się do ksenofobii, niemal nikt nie chce zdefiniować się jako ofiara, pogardzana mniejszość, zwłaszcza jeśli pogardę rodzi wykonywanie podrzędnych prac, egzystowanie poza kolorowym światem przyjemności i dostatku.

GRA W DOMINACJĘ

Na ofiarę najlepiej wybrać kogoś, kto wydaje się dostępny, abstrakcyjny (choć dobrze znany) i zarazem definitywnie wyłączony. Trudno byłoby uderzyć śmiechem w „nasze” kobiety, zawsze mogłyby znaleźć obrońców swego honoru. Cudzoziemka, ta z „gorszej” strony świata, nie może liczyć na niczyje wsparcie. Jest obca, jest kobietą, jest służącą i jako taka – podlega tym, którzy ją wynajmują. Nie tylko do sprzątania, także dla potwierdzenia swojego statusu oraz podtrzymania dobrej samooceny.

A jednak nastąpiło przełamanie. „Większość” okazała się nie dość większościowa, by bezkarnie grać w starą grę dominacji. Oczywiście, w oporze przeciw nieograniczonemu prawu do dobrego humoru najważniejszy był moment: stosunki polsko-ukraińskie, mające szansę na poprawę w efekcie wspólnego gospodarowania Euro 2012, zostały wydane na kolejną próbę. Obraziliśmy ich, nasi mężczyźni obrazili ich kobiety.

Słów „Ukrainka” i „kobieta” nie możemy z tej dyskusji wymazać. Wzmacniają się wzajemnie, żadnego z nich nie można wyminąć. Być może więc, dzięki debatom na temat uprzedzeń narodowościowych, mocniej zabrzmią argumenty dotyczące przemocy symbolicznej wobec kobiet. Wyjaśniane w dziesiątkach komentarzy skojarzenia, odwołania do samopoczucia Polek i Polaków, tworzenie rewersu feralnej (dla prowadzących) audycji, pozwala wielu osobom ujawnić lub zmienić własne poglądy na temat tego, czy kobieta jest przedmiotem codziennego użytku. Ukrainki z Eska Rock, jeszcze zanim panowie Wojewódzki i Figurski stali się adresatami listu autentycznych kobiet ukraińskich, zaczęły reprezentować te i tych, którym nie do śmiechu.

KARYKATURA COOL

Nie ma się z czego śmiać – to zdanie brzęczy mi w głowie. Skąd się wzięło? Jest tytułem autobiograficznej książki Josepha Hellera napisanej ze Speedem Voglem (polskie wydanie pt. „Nic śmiesznego”, tłum. Magdalena Mosiewicz) oraz tytułem także autobiograficznej książki Stefanii Grodzieńskiej. Tytuł ten sam, znaczy coś innego – u Hellera chodzi o diagnozę egzystencjalną, o reakcję na nieoczekiwaną zapaść, jaką dla znanego pisarza staje się choroba. U Grodzieńskiej – o czasy, w których już nie ma się z czego śmiać, a właściwie nie warto reagować satyrycznym komentarzem na otaczający nas świat, bo humor zszedł na psy.

Wypożyczam ten tytuł ze względu na jego sprawczą moc. „Nie ma się z czego śmiać” – ta fraza może być narzędziem dyscypliny, formułą magiczną, działaniem. Tak mawiały nauczycielki w szkołach mojego dzieciństwa, kiedy chciały poskromić niesfornych, trochę histerycznych uczniów. Zwykle działało, podsumowywało wybryk, kończyło konflikt. Była w tym ambiwalencja, jak w każdym akcie władzy: uspokojenie i pacyfikacja; uporządkowanie i zepchnięcie na margines. Więznący w gardle śmiech wybuchał poza klasą, przechodził w akt anarchii i wyzwolenia.

Pogłos szkolnej sytuacji wydaje się adekwatny do występu duetu Wojewódzkiego i Figurskiego. Zadałam sobie pytanie: czy mamy prawo do śmiechu, czy istnieją granice śmiechu, czy istnieje mechanizm regulujący oddziaływanie tego żywiołu, którego pierwotne zadania rozpoznajemy jako przywoływanie do porządku z jednej, burzenie ograniczeń z drugiej strony? Zostawmy pierwotne funkcje, w XX wieku śmiech ratował nas z wielu opresji, sformułowanie o życiu „w najweselszym baraku bloku wschodniego” wiele mówi o terapeutycznych pożytkach z dowcipu. Dowcip ratował społeczności z wielu opresji, umiemy to jego działanie odnaleźć w opisach wojny, życia i śmierci w obozach koncentracyjnych; wszędzie tam, gdzie może wydawać się „niestosowny”. Jednak co znaczy „niestosowny”? Taką dyskusję wywołał film „Życie jest piękne” Roberta Benigniego. Czy komik może opowiedzieć Zagładę? Ważny jest nie tylko efekt estetyczny – bo z estetycznego punktu widzenia zestawienie tragedii i komedii nie stanowi wykroczenia, tak jak wzniosłe może spotkać się z trywialnym – lecz efekt etyczny. Czy zawsze i na wszystko można odpowiedzieć śmiechem?

W historii sztuki na tak postawione pytanie odpowiadano w zależności od kanonu obowiązującego w epoce. Dziś historia sztuki nie na wiele się przyda. Mówimy bowiem o mechanizmach kultury masowej, o estetyce i etyce rozpowszechnianej natychmiast i na dużą skalę, uwikłanej w świadomie uprawianą i mimowolną pedagogikę społeczną. Z jednej strony mamy więc akademicką, wysublimowaną dyskusję o przekraczaniu tabu, o transgresyjnych mocach gestów artystycznych uderzających w powagę tematów i egzystencjalnych sytuacji, a z drugiej lejący się bezustannie, szeroką strugą potok niezakłóconego dobrego humoru, poetykę „cool”, upowszechniającą zasadę, iż nie ma granic, których nie wolno przekroczyć. „Cool” jest karykaturą prawa do wolności słowa, wolności wyrażania siebie.

Działanie tej nowej normy obserwować możemy w różnych miejscach, jej niezbędność zgłaszana bywa przez krytyków sztuki i krytyków literackich, gdy mówią, iż brakuje im poczucia humoru we współczesnych dziełach. Owszem, wiem – panuje konkurencyjna moda na melancholię, dotykająca młodych, średnich i starych. Wyrazem tej mody są wyznania depresji, jakimi obdarzamy znajomych i nieznajomych na przywitanie. Być może ta zapaść nastroju ma coś wspólnego z radosnym ożywieniem, demonstrowanym przez kulturę masową? Może ktoś, kto z racji zajęcia posiada resztki (lub pokaźne porcje) empatii, nie potrafi zareagować inaczej na różne odmiany tego samego syndromu „cool” – inteligentne bon moty wygłaszane wśród znajomych z korporacji, zabawy w zbijanego, podejmowane wobec klasowej sieroty, uporczywe nękanie płatników abonamentu programami telewizyjnymi typu wieczór kabaretowy, talk show, taniec z... i tak dalej?

„Brak poczucia humoru” bywa zarzutem nie tylko towarzyskim, ale przede wszystkim estetycznym, bo przecież dość mieliśmy i mamy ponuractwa. Powaga i ponuractwo są niemal pojęciami synonimicznymi, oznaczają też jakieś zasadnicze zapóźnienie. Na przykład feministki, podobno, nie mają poczucia humoru, zwłaszcza na własny temat. W ogóle sporo ludzi nie ma poczucia humoru, mają za to roszczenia, skłonność do tragizowania, wyniesioną ze szkoły, gdzie nadal obowiązuje patriotyczny, tragiczny sznyt, odmieniana przez Mickiewicza i Herlinga-Grudzińskiego martyrologia, > od której wyzwolić nas może tylko to, co już nieraz nam w naszej trudnej historii pomagało: zdrowy, ironiczny, stawiający nas ponad (nie wiadomo czym) śmiech.

Wiara w to wyzwolenie jest o tyle trudna, że mamy (niestety) stale dostępne przejawy jej realizacji. Wystarczy włączyć telewizor. Są takie pasma, które wywołują u mnie odruch panicznej ucieczki, zniszczyłam niejednego pilota, naciskając guzik zmiany kanału niczym przycisk alarmowy, umożliwiający natychmiastową ewakuację. Nie, proszę, nie wchodźcie do mojego domu z tą zabawą, z tym ględzeniem nazywanym niegdyś kabaretem. Triumf telewizyjnych programów satyrycznych nad wszelkimi formami spektakli, prowadzących do wypuszczania powietrza nazywanego niegdyś katharsis, polega na tym, że te drugie już nie żyją.

Śmiech potrzebuje niuansu, czytelnego dla sporej grupy, lecz nie dla odbiorcy masowego. Żeby rozbawić tysiące, trzeba walić siekierą, aluzja literacka, odwołanie sytuacyjne już tu nie wystarczą. Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą. Spontaniczna reakcja tysięcy przypomina akt zbiorowej histerii. Są oni i my, grubi i chudzi, mądrzy i głupi, chłopy i baby. Wśród tych, którzy się śmieją, siedzą i ci, z których się śmieją. W tej nowej sytuacji – w kulturowej skórze, wybranej dla nas przez współczesność – nie warto analizować zbyt uważnie położenia pojedynczych osób, zwłaszcza zaś naszego położenia. Trzeba przyjąć porcję drew, uciec przed odpryskiem spod siekiery i odnowić swój pakt ze społecznością.

MARTWY ŚMIECH

Śmiech wyzwalający bywał śmiechem anarchicznym, wyrazem sprzeciwu, tarczą chroniącą przed opresją. Śmiech naszych czasów jest głupi i agresywny; agresywnie głupi. Zagarnia grupy i jednostki, wymazuje uczucia, gra na najprostszych skojarzeniach. Panoszy się w naszej krainie, idzie środkiem, ma siłę. Ponurych, poważnych, ględzących o empatii zmiata z drogi według tej samej zasady, która działa w gimnazjalnej klasie: po jednej stronie są fajni, po drugiej ofiary. Żeby nie być ofiarą, należy w porę przystać do fajnych.

Nie dość, że nie wolno nie podzielać dobrego humoru większości, bo to grozi wyrzuceniem na margines życia towarzyskiego, w jakimś sensie także społecznego – cały ten proces w gruncie rzeczy zabija śmiech. „Nie ma się z czego śmiać” – powie Stefania Grodzieńska. Ja dodam: czasem po prostu nie wypada dołączyć do rechotu, nie ze względu na dobry smak, bo dobry smak w dzisiejszych czasach trąci muzealnictwem. Nie wypada, gdyż uczestniczymy w ten sposób w demontażu znaczenia, jakie mają w kulturze i życiu reakcje wzięte z różnych rejestrów. Nie wypada, bo wióry, które lecą, to nasza wrażliwość, przyzwoitość, wzgląd na innych, a wreszcie szacunek do siebie.

Wszystkie te uwagi brzmią słabo, należą do słabego języka, nie ma w nich efektownych przyszpileń konkretnych osób. Wiem o tym. Może więc tak: wiele razy słuchając dowcipasów kabaretowych i inteligentnych podśmiechów z ludzi czułam ból brzucha. Jasne, wrażliwość na innego to nudne hasło, dziś trzeba przebojowo wyrywać swoje. Inteligentny człowiek potrafi na gębę odpowiedzieć gębą. Na grubiaństwo grubiaństwem? W pojedynku – można spróbować. Kiedy jednak warunki pojedynku zostaną nierówno ustalone, lepiej dać spokój, w tym polu nie stawać.

Nauczycielki mówiące do uczniów „nie ma się z czego śmiać” potrafiły przywrócić równowagę. Może trzeba głośniej mówić: „nie ma się z czego śmiać” – w reakcji na głupie komedie, durne kabarety i nieprzystojne dowcipy w miejscu pracy – żeby jednak było z czego? Odzyskać śmiech, odbić go z rąk wyznawców „cool” życia.  


INGA IWASIÓW (ur. 1963 r.) jest pisarką, krytyczką, teoretyczką literatury, profesorką Uniwersytetu Szczecińskiego. Opublikowała liczne prace naukowe (m.in. „Gender dla średnio zaawansowanych”), tomy wierszy, a także książki fabularne – ostatnio powieść „Na krótko” (2012). Stała felietonistka „Magazynu Literackiego” TP.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 28/2012