Kabaret skeczów męczących

Świat przedstawiony? Żona-sprzątaczka, emigrant-złodziej, ksiądz-pedofil. Środki wyrazu? Dosłowny, możliwie chamski żart. Autorstwo? Polski kabaret współczesny, wersja telewizyjna.

14.12.2014

Czyta się kilka minut

Kabaret pod Wyrwigroszem (powyżej) i Robert Górski z ekipą parodiującą posiedzenie rządu / Fot. Tomasz Barański / REPORTER i MONKPRESS / EAST NEWS
Kabaret pod Wyrwigroszem (powyżej) i Robert Górski z ekipą parodiującą posiedzenie rządu / Fot. Tomasz Barański / REPORTER i MONKPRESS / EAST NEWS

Pojedynek rozpoczyna się w niedzielę o 20.05. „Kabaretowa Scena Dwójki Przedstawia” będzie konkurować o widza z „XIX Rybnicką Jesienią Kabaretową – Ryjek 2014” Polsatu. Polsat stawia na „Ryjka”, gdyż „»Ryjek« to najważniejszy festiwal sceny kabaretowej w Polsce” (cytat za zapowiedzią programu). TVP2 w pierwszej godzinie decyduje się z kolei na obchodzący 10-lecie istnienia kabaret Paranienormalni, który „w ciągu dekady zdobył pozycję jednej z najlepszych polskich grup” – w godzinie drugiej ma wystąpić obchodzący 20-lecie istnienia Kabaret pod Wyrwigroszem. W Polsacie artyści prezentują skecze „na wskazane wcześniej tematy” (będące kategoriami wręczanych przy okazji nagród). Wśród nich – obok np. „skeczu bez tekstu albo bez sensu” – pojawi się temat „Strzał w kolano”.

Pojedynek, którego nie ma

– Jak przebiega pojedynek na żarty? – z tym pytaniem zwróciłem się do przedstawicieli obu stacji.

Z odpowiedzi wynika, po pierwsze, że bezpośrednie pojedynki zdarzają się rzadko. Po drugie, że o żadnym pojedynku właściwie nie może być mowy. Bo jeśli ktokolwiek się tu ściga z kimkolwiek, to raczej Polsat z TVP, która jako pierwsza zaczęła pokazywać kabarety (odpowiedź TVP); bo Polsat nie gra z TVP na tym samym boisku, gdyż pokazuje wybrane i pojedyncze wydarzenia, podczas gdy TVP ma w ofercie stałe pasma (odpowiedź Polsatu).

Jak wyglądają statystyki pojedynku, który się nie odbywa?

– Wszystkie tegoroczne letnie festiwale kabaretowe były liderami swoich pasm, pokonując programy nadawane w tym czasie przez konkurencję – przyznaje Jacek Rakowiecki, rzecznik TVP, zastrzegając, że kryterium oglądalności nie jest jedynym branym pod uwagę przez telewizję publiczną. – Prezentujemy szerokie spektrum kabaretów – dodaje rzecznik. – Od tych skierowanych do szerokiego widza po bardziej wysublimowane i niszowe.

Ale najchętniej oglądanym programem kabaretowym 2014 r. był wyemitowany przez Polsat „Śmiechostan, czyli 10-lecie Kabaretu Skeczów Męczących”.

Odsłona pierwsza, czyli społeczeństwo

Na dobry początek konferansjerzy polsatowskiej „XIX Rybnickiej Jesieni Kabaretowej Ryjek 2014” – Robert Korólczyk i Bartosz Demczuk, członkowie Kabaretu Młodszych Panów – proponują publiczności skecz w kategorii „Takie mamy czasy”.

Występują głównie dziadek (sam Korólczyk) oraz wnuk. Tego ostatniego widzimy przy komputerze, wykrzykującego do ekranu: „Giń, szmato!”. Gra najwyraźniej w grę wojenną, na co dziadek, jak to dziadek, reaguje entuzjastycznie. Motyw główny? Dziadek zakłada sobie profil na Facebooku. Efekt humorystyczny? Wnuk pyta o dane potrzebne do założenia konta. Edukacja? „Zespół szkół zbombardowanych”. Ulubione miejsca? „Placówki NFZ”. Zainteresowania? „Trzy kobiety naraz, w tym jedna czarna”.

– Jeszcze opcja „zsynchronizuj znajomych” – mówi wnuczek.

– Mnie by się przydała opcja „wskrześ znajomych” – odpowiada dziadek.

W reakcji na taki początek Polsatu publiczna Dwójka rozkręca godzinny program, w którym prowadzący Tomasz Raczek – w konwencji talk-show – przepytuje członków kabaretu Paranienormalni, wnikając w kulisy powstania formacji, a także narodzin jej najbardziej rozpoznawalnej postaci: Mariolki. Mariolka (typ „głupawej blondynki”) od lat odgrywana jest przez jednego z członków grupy – Igora Kwiatkowskiego – który z tej okazji zakłada perukę.

W ramach pierwszej odsłony pojedynku dostajemy ponadto, po stronie Polsatu, obraz polskiego społeczeństwa w wykonaniu kabaretu Jurki (mąż, jak to mąż, przychodzi z pracy i mówi o smarach samochodowych oraz sworzniach; żona ściera podłogę i słyszy od niego: „na wszystko masz czas”), a także – ze strony TVP2 – kilka występów Paranienormalnych. W tym skecz o polskiej emigracji z zaskakującymi motywami: językowej indolencji robotników („Jak jest »dobranoc« po angielsku? Zgaś światło, woman”) czy ich zamiłowania do kradzieży („z Wołodią będziemy sprzątać na akord, to znaczy mamy trzy minuty od włączenia alarmu”). Występuje tu ponadto element komicznej gry słownej: – Ameryka to niesamowity kraj – mówi robotnik do polonijnego reportera. – Dałbyś dziecku na imię Szopa albo Altana? A tu prezydent ma na imię Barack.

Dywanowy nalot chamstwa

– Z czego się pan śmieje? – z tym pytaniem zwróciłem się do Wojciecha Manna, legendy radiowej Trójki i telewizyjnej rozrywki.

– Współczesne kabarety nie tyle oglądam, co ogląduję – odpowiedział. – Gama występów, od fatalnych po całkiem zabawne, jest zauważalna. Poziom gwarantuje np. kabaret Mumio czy Hrabi, spadkobierca kabaretu Potem. Tyle że to wszystko tonie w magmie fatalnych pomysłów. Wiele kabaretów wychodzi z założenia, że wystarczy wsadzić sobie wielkie sztuczne zęby, a użyte w desperacji przekleństwo to już beczka śmiechu. Przekleństwo oczywiście nie zaszkodzi, ale umiejętnie użyte, a tutaj mamy dywanowy nalot chamstwa.

– Jak się pan broni przed nalotami?

– Wyłączam telewizor.

– Kabarety zabija dosłowność?

– Dosłowność, czyli bezradność. Pamiętam czas popularności tzw. stand-upu w USA. Tam widownia zanosi się śmiechem w sytuacji, kiedy mówiący niemal się nie rusza, tylko monologuje. Mało tego: nie mówi tzw. siekier, tylko zostawia rzeczy do dopowiedzenia. Mówienie i bawienie jest sztuką, nie jest sztuką stanie na scenie i kopanie się w tyłek.

Pytam Wojciecha Manna o społeczeństwo. Nie to portretowane przez kabarety, ale to realne, siedzące przed telewizorami.

– Społeczeństwo, proszę pana, jest wyczulone na dobry żart – mówi. – Tyle że posiada też swoją inercję, może jest nawet lekko leniwe. Jak ktoś uporczywie podsuwa społeczeństwu najprostsze rozwiązania, to ono się pośmieje, może miejscami się tylko żenując. A potem idzie do swoich zajęć.

– A kto powinien podsunąć społeczeństwu jakieś trudniejsze rozwiązania? Telewizja publiczna?

– Tam panuje taki sam terror oglądalności. TVP może się obudzić z ręką wiadomo gdzie, kiedy dojdzie do sytuacji podobnej do tej z USA. W Stanach pojawiło się kilka kablówek, które nagle zaczęły produkować genialne seriale. Jeśli u nas zdarzy się coś podobnego, z radością zobaczę miny pań redaktorek z TVP: „O co tutaj chodzi?! Przecież my mamy takie śmieszne skecze o dwóch pijakach, a tu ludzie oglądają seriale typu »Breaking Bad«!”.

Odsłona druga, czyli seks i obyczaje

Pojedynek między Polsatem a TVP2 rozkręca się tymczasem na dobre. W Polsacie – w ramach „skeczu bez sensu albo bez tekstu” w wykonaniu kabaretu K2 – na scenę wychodzi człowiek przebrany za drób. Szybko nawiązuje kontakt z publicznością, po czym kieruje się do czarnego pomieszczenia. W środku intonuje hejnał mariacki, przerwany jednak nie przez strzałę tatarską, ale za sprawą zniesienia jajka.

Po dawce absurdu otrzymujemy skecz osadzony w rzeczywistości. Osadzony aż do bólu: Mariusz Kałamaga z grupy Poliż Stand-Up opowiada o doświadczeniu z dziewczyną. Najpierw o rozmowie w sieci (On: „Co robisz?”; ona: „Trzymam się za myszkę. A ty?”; on: „Ja dalej gram joystickiem”). Później o pierwszym spotkaniu w realu („Miała taki cellulitis, że gdyby jeździła na taksówce, toby miała otwory na pięciozłotówki”). Wreszcie o schadzce w domu.

– Jak ja zdjąłem te buty, jak to się ulotniło wszystko. Ale nagle patrzę, że jej to nie przeszkadza. Wiecie dlaczego? Ona sobie lubiła popierdzieć – mówi Kałamaga, by już po zakończeniu skeczu, wywołany zza kulis, ukłonić się publiczności i powiedzieć: – Dziękuję uprzejmie.

Tematykę obyczajową podejmuje w tym samym czasie również misyjna Dwójka. Po przedstawieniu w programie Tomasza Raczka genezy innej, po Mariolce, „postaci kultowej kabaretu” (chodzi o Kryspina, którego Igor Kwiatkowski odgrywa zakładając okulary i wielkie, sztuczne zęby) przychodzi czas na jubileuszowy program Kabaretu pod Wyrwigroszem.

W tym skecz Łukasza Rybarskiego – rozmowę telefoniczną z żoną. Żona, jak to żona, siedzi w domu, próbuje wyciągnąć od męża pieniądze i jest gruba. Mąż ją pociesza („twoja matka też jest gruba”), a następnie zapewnia o miłości do teściowej („Gdyby tu teraz była, pozwoliłbym jej nawet pocałować się w kolano. Dlaczego w kolano? Lekarz kazał mi nacierać jadem ze żmii”).

Na koniec autor decyduje się odejść od tematyki obyczajowej, a pretekstem są wakacje małżonków w Egipcie: – Boisz się, że arabscy piloci nie latają tak dobrze jak polscy? – pyta. – W World Trade Center trafili, w Pentagon trafili, to do Hurghady nie trafią?

Jacyś ludzie, bez imienia i nazwiska

– Czy polski kabaret został zarżnięty, a jeśli tak, to kto go zarżnął? – z tym bezceremonialnym pytaniem zwróciłem się do prof. Izoldy Kiec z poznańskiego UAM.

Prof. Kiec, polonistka i kulturoznawczyni, opublikowała niedawno książkę „Historia polskiego kabaretu”. Od Jamy Michalikowej (siedziby Zielonego Balonika), przez kawiarnie międzywojnia (choćby lokal Pod Pikadorem) i kluby lat 50., 60. i 70. (np. Piwnicę pod Baranami), aż po pełne kamer estrady ostatniego dwudziestolecia. Te ostatnie zresztą autorka – na ile to możliwe – omija, próbując skupić się na współczesnych kabaretach niszowych.

– Historia zarzynania kabaretu to historia telewizji – odpowiedziała prof. Kiec. – Kabaret zawsze toczył się w bezpośredniej obecności widza, który mógł wejść na scenę i reagować. Starsi Panowie też zmagali się z „problemem telewizji”, tyle że zachowali pewną konwencję, tworząc specyficzny „teatr w teatrze”. To były te wszystkie postaci, które przychodziły do ich mieszkanka, śpiewały, opowiadały swoje historie. Ci goście byli jak widzowie. Odkąd pojawiła się wielka estrada i transmisje, ten element zniknął. W książce przytaczam, świetny skądinąd, monolog Zenona Laskowika. „Co to za ludzie? – rzuca w kierunku publiczności. – A, jacyś ludzie”. Dzisiaj właśnie tak jest: gramy dla widza, który nie ma imienia i nazwiska.

Odsłona trzecia, czyli Żydem w księdza

W ramach kategorii „Gdzie diabeł mówi dobranoc i gdzie pieprz rośnie” kabaret K2 przedstawia w Polsacie skecz o plebanach na pewnej wsi. Obecny przyjechał właśnie z Krakowa, zaś budzący go skoro świt pijany sołtys opowiada o poprzednim – Alojzym.

– Alojzy odszedł do raju – informuje sołtys.

– A ja myślałem, że go przenieśli na Dominikanę.

– No przecież mówię, że do raju.

Temat wróci kilka minut później w niezobowiązującej pogwarce konferansjerów Polsatowskiej imprezy.

– Byłeś ministrantem, prawda? – dopytuje pierwszy.

– Tak, ale mnie się udało – uspokaja drugi.

Na wystawionego przez Polsat księdza publiczna Dwójka odpowiada Żydem. W skeczu Kabaretu pod Wyrwigroszem „Kot pogrzebany” Żyd dzwoni do trenera podrzędnej drużyny piłkarskiej – Tsunami Siekierczyna – by kupić „mecz piłkarski wraz z wynikiem”. Żyd, jak to Żyd, dzwoni z Betlejem, w dodatku o piątej rano, bo wtedy jest tańsza taryfa. Za mecz oferuje 50 zł, ale w efek cie słownych nieporozumień decyduje się kupić kota. Trener kota nie ma, oferuje więc Żydowi szereg zwierząt gospodarskich. Oddaje je za darmo.

Głupawość głupia i mądrzejsza

– Czy bardzo pan cierpiał? – z tym pytaniem zwróciłem się do Kota Przybory, speca od reklamy, współwłaściciela agencji reklamowej PZL, jednego z ojców słynnych reklam telefonii komórkowej z kabaretem Mumio.

– Czy chce pan rozmawiać o polskim kabarecie z kimś, kto go nie ogląda? – zapytał retorycznie Kot Przybora, postanowiłem więc przesłać mu linki do pięciu popularnych skeczów. M.in. do numeru kabaretu Hrabi pt. „Wywiadówka” (żona przychodzi ze szkoły i próbuje zainteresować męża sprawami syna), a także do „Ostatniego posiedzenia rządu”, czyli politycznego skeczu, który przeszedł już – za sprawą wizyty w kabarecie samego Donalda Tuska – do historii.

Co znalazło się w skeczu?

Choćby taka uwaga rzucona przez „premiera” (gra Robert Górski) do „ministrów”: „Jakbym wszystko zrobił, co byście mieli do roboty? Leżelibyście na laurach, a to jest bezproduktywne. Chyba że jest to Laura, żona takiego dyrektora departamentu”.

Albo relacja ze snu „premiera”: „Jeszcze mi się śniło, że byłem u Wałęsy na wódce. I mówi, że jakby co, to możemy przejść na ty, i jakby co, to on jest Bolek. Ja mówię: »Stary, dla mnie to ty możesz być Renata, bylebyś wódkę lał«”.

Sen zresztą jest centralnym motywem skeczu. „Obudziłem się, jak mi mucha usiadła na twarzy” – mówi „premier”. „Taki owad?” – dopytuje odgrywany przez inną gwiazdę kabaretu „minister”, by wreszcie, już dla pełnej jasności, rzucić: „Myślałem, że ta nowa od sportu”.

– Trochę tak – odpowiedział na pytanie o cierpienie Kot Przybora. – Choć kilka razy się zaśmiałem – dodał po chwili. – Czasami się człowiek śmieje, kiedy występuje fajna postać, jak Joanna Kołaczkowska z kabaretu Hrabi. Skecz miejscami zabawny, choć w tzw. dawnych czasach ktoś zadbałby o to, by był o wiele krótszy.

– A reszta? – dopytywałem.

– Porozmawiajmy o czymś innym – zaproponował Kot Przybora, przeszliśmy więc płynnie do zjawisk pozytywnych.

– Bawił mnie i bawi Artur Andrus – mówił Przybora. – Kabaret to jednak zawsze śmianie się z głupot. Piosenki Andrusa też są głupawe, ale głupawość może być tragiczna albo wspaniała. On jest i oryginalny, i niezwykle muzykalny. Zarówno w tekście, jak i w muzyce widać ironię, pastisz, a nawet jak się zdarza rym częstochowski, to trafiony w odpowiednim momencie. Inteligentny i pomysłowy jest też niszowy kabaret Pożar w Burdelu.

Pytam, co najbardziej szkodzi współczesnemu kabaretowi. – Nigdy nie robiła mu dobrze duża scena. Kameralne warunki to lepszy kontakt z publiką. Można delikatniej obejść się z tekstem, zawiesić głos. To odwrotność sytuacji z dużej sceny, czyli relacji tekst-rechot, tekst-rechot.

Jest początek XXI w. Ojciec Kota, Jeremi, współtwórca Kabaretu Starszych Panów, natrafia na skecz młodego kabaretu Mumio. Pierwszy, jak mówi w rozmowie z synem, jaki zdołał go rozśmieszyć od wielu lat. Wspólnik Kota Przybory, Iwo Zaniewski, postanawia namówić członków grupy do wzięcia udziału w reklamie sieci telefonii komórkowej Plus.

Absurdalne żarty Mumio wchodzą pod strzechy, mimo że nie kojarzą się z ciosanymi grubo dowcipami. – Bo słabe żarty to nie problem głupiego społeczeństwa – potwierdza teorię Manna Przybora. – To problem tych, którzy mają swoje wyobrażenia na temat tzw. masowego odbiorcy. „Ja to bym jeszcze może zrozumiał – myślą – ale klient to już nie”.

– Choć z pewnością pewna era humoru się skończyła – zastrzega współwłaściciel agencji PZL. – Niedoścignione są zjawiska sprzed kilkudziesięciu lat, takie jak genialny Marian Załucki, ale nawet Mann, Materna, Szczęśniak i Wasowski, którzy wydawali się w miarę dostępni dla ogółu, teraz wydają się niszą intelektualną spokojnego humoru.

Odsłona czwarta, czyli rozstrzygnięcie

– Ile ten silnik ma wat? – pyta klient.

– Żadnych, same zalety – odpowiada oferująca odkurzacz dziewczyna-domokrążca w jednym z ostatnich zaprezentowanych przez Polsat skeczów.

Niewykluczone, że to m.in. ten dowcip przesądza w ostatecznym rozrachunku. Liczby przesłane z biura prasowego Polsatu nie zostawiają wątpliwości: „Rybnicką Jesień Kabaretową Ryjek 2014” obejrzało 1,9 miliona widzów, podczas gdy „Kabaretową Scenę Dwójki” tylko 1,57 mln.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 51-52/2014