Nie ma offline i online

Dr hab. Jacek Pyżalski, pedagog, ekspert w zakresie edukacji medialnej: Myśląc o naszych dzieciach i ich zachowaniach w internecie, namalowaliśmy sobie ich portret, który ma niewielki związek z rzeczywistością.

08.04.2019

Czyta się kilka minut

 / ADOBE.STOCK.COM
/ ADOBE.STOCK.COM

PRZEMYSŁAW WILCZYŃSKI: Od ostatniej edycji EU Kids Online, badania zachowań młodych ludzi w sieci, którym Pan kieruje, minęła niecała dekada. Dla zmiany cyfrowych zachowań to jak epoka.

JACEK PYŻALSKI: Głównie dlatego, że zmieniła się technologia, pociągając ze sobą zmiany społeczne. Otóż internet przez ostatnie lata stał się dla wielu młodych ludzi bardziej mobilny, a dla części z nich – wyłącznie mobilny. Co piąty na pytanie, czy korzysta bądź korzystał(a) z komputera stacjonarnego lub laptopa, odpowiada „nigdy” albo „prawie nigdy”.

Jakie są tego konsekwencje?

Radykalnie zmieniła się definicja „bycia online”. Tak jak kiedyś oznaczało to odcięcie się od życia poza internetem, tak teraz sfera online towarzyszy nam po prostu w wielu codziennych czynnościach. Przykłady można mnożyć. Młody człowiek biegnie po lesie, a telefon rejestruje jego trasę. Później ta trasa zostanie – też za pomocą telefonu – umieszczona na portalu społecznościowym. Albo grupa młodych ludzi przegląda wspólnie album zdjęć ściągniętych z sieci bądź ogląda film. Są równocześnie offline i online. Internet jest niejako dodatkiem.

Dodatkiem do – jak zdarza nam się mówić – „życia realnego”.

W publikacjach nie używamy już w ogóle podziału na „realny” i „wirtualny”, bo to rozgraniczenie straciło sens. Właśnie z tego powodu, że nie ma już w zasadzie czegoś takiego jak ekskluzywne „przebywanie w sieci”. To ma też swoje konsekwencje badawcze: wiele lat temu próbowano szacować, ile godzin dziennie młodzi ludzie „spędzają w sieci”. Teraz stało się to bardzo trudne.

Przeceniamy rolę internetu w życiu naszych dzieci?

Absolutnie tak! Paradoksalnie to my, używając stereotypów w rodzaju „internet to ich świat”, „nic tylko ta sieć”, prezentujemy podejście internetocentryczne. W ramach naszych badań poprosiliśmy młodych ludzi, by odnieśli się do zdania: „Łatwiej mi być sobą w internecie, niż gdy spotykam się z innymi ludźmi twarzą w twarz”. Tych, którzy odpowiedzieli, że mają tak zawsze, było 7 procent! To my, dorośli, przypisujemy młodszym generacjom masowe zaabsorbowanie siecią. Owszem, to jest część ich świata, ale w znacznie większym, niż sądzimy, stopniu jest on osadzony w świecie, jaki i my znamy.

Sieć to nadal obszar nierówności?

Owszem, ale zupełnie innych niż choćby dekadę temu. Dziś nie dotyczą już posiadania bądź nieposiadania sprzętu, dostępności do technologii. Różnice, często spore, związane są teraz z kompetencjami; z tym, do czego potrafimy technologii używać.

Tymczasem my wrzucamy ich wszystkich do jednego worka.

„W sieci czują się jak ryby w wodzie” – mawiamy. Tylko pytanie: co tak naprawdę umieją? Czy chodzi nam o umiejętności czysto techniczne, czy komunikacyjne, czy związane z poszukiwaniem i weryfikowaniem informacji z sieci? Cokolwiek byśmy z tego zestawu wybrali, okaże się, że oceniamy ich znacznie lepiej niż oni sami siebie. Na przykład pod zdaniem: „Wiem, jak stworzyć i publikować w sieci filmy lub muzykę” zdecydowanie podpisuje się jedynie 39 proc. pytanych. A tylko co trzeci w podobny sposób ustosunkowuje się do stwierdzenia: „Łatwo mi sprawdzić, czy informacja, którą znalazłem w internecie, jest prawdziwa”.

Na szczęście stereotypem jest też przekonanie, że internet jest siedliskiem przemocy.

Po pierwsze: wszystkie dysfunkcjonalne zjawiska, jak mowa nienawiści czy cyberprzemoc, dotyczą zdecydowanej mniejszości młodych ludzi. Owszem, te przypadki są bardzo często dramatyczne, a w dodatku narzucają nam się medialnie, ale w wersji poważnej – tzn. bycia ofiarą bądź sprawcą – dotykają regularnie 9 proc. badanych.

Choć niektóre wskaźniki przemocy wzrastają.

Wzrosła nieco ta rówieśnicza. Z kolei o mowie nienawiści – rozumianej jako komunikaty skierowane wobec całych grup, np. mniejszości narodowościowych, seksualnych czy religijnych – niewiele możemy w kontekście zmiany zachowań powiedzieć, bo nigdy wcześniej nie była poważnie ilościowo badana.


Czytaj także: Agata Okońska: Dzisiejsze dzieci żyją w świecie całkowicie niewirtualnym. To nie YouTube jest ich największym problemem.


Co innego jednak jest ważne: to już trzecie przeprowadzane przeze mnie badanie, które potwierdza, że jest niewielu młodych ludzi podejmujących wyłącznie cyberprzemoc. Po prostu jej sprawcy są też zwykle agresywni poza internetem.

Pada więc kolejny stereotyp: internetu jako przyczyny zła.

Wracamy do punktu wyjścia: sieć jest obszarem funkcjonowania, czasami również przemocowego, a nie przyczyną zachowań. Wniosek: problem leży gdzie indziej niż w naturze medium. Jeśli mam – albo ma młody człowiek – kłopot ze sobą i z funkcjonowaniem wśród ludzi, to ten problem objawi się równie dobrze na forum internetowym, co na szkolnym korytarzu.

Tymczasem my, także w szkołach, pozostajemy wciąż na etapie tzw. pogadanek o „szkodliwości internetu”.

To zdecydowanie za mało, choć mam wrażenie, że i to się zmienia. A na pewno powinno się zmieniać – powinniśmy spojrzeć na problem przemocy, hejtu, szerzej. Na to, jak się do siebie odnosimy, jak radzimy sobie z agresją. Szerszego spojrzenia wymagają zresztą i inne negatywne zjawiska potocznie utożsamiane z siecią, choćby słynne fake newsy, czyli nieprawdziwe informacje. Dezinformacji możemy przecież ulec, i ulegamy, w wielu miejscach. Uczmy więc w szkołach samodzielnego myślenia i krytycyzmu wobec informacji nie tylko w odniesieniu do internetu. Tymczasem rodzice i nauczyciele idą często na skróty, skupiając się na zagrożeniach, a mniej chętnie podejmując pozytywne, wspólne działania w sieci.

O rodziców i opiekunów też respondentów pytaliście. Jaki wyłania się z tego portret?

Po pierwsze: niezbyt chętnie wchodzimy w świat młodych ludzi. Na pytanie, czy rodzicom bądź opiekunom zdarza się dawać rady, jak bezpiecznie korzystać z sieci, aż 40 proc. odpowiada, że nigdy albo prawie nigdy. Jeszcze więcej, bo niemal połowa, deklaruje, iż dorośli nigdy lub prawie nigdy nie rozmawiają z nimi o tym, czego młodzi doświadczają w sieci. To pokazuje, że dość duży odsetek dorosłych jest ze świata aktywności online swoich dzieci wyłączony.

Równocześnie stosunkowo niewielu młodych deklaruje, że ich rodzice nakładają na nich jakieś ograniczenia lub zakazy. Na przykład tylko 15 proc. respondentów powiedziało nam, że wymienianie się z innymi filmami, zdjęciami lub muzyką, jest w ich domu obwarowane całkowitym zakazem, a kolejne 20 proc., że jest to u nich dozwolone, ale tylko za zgodą lub pod opieką dorosłych. Na używanie kamery w telefonie podczas rozmowy, na przykład przez Skype’a, zakaz nałożony ma jedynie co dziewiąty badany. Jeszcze mniej mówi to samo o grach online.

Może dlatego, że sami w naszych zachowaniach cyfrowych nie jesteśmy święci.

Zdarza nam się udostępniać dane naszych dzieci, na przykład zdjęcia, nie pytając ich o zgodę. Do takich zachowań swoich rodziców przyznaje się między 7 a 9 proc. młodych ludzi. To zabawne, bo często mówimy, że młodych cechują „ryzykowne zachowania”...

Równocześnie zbyt rzadko w opinii młodych ludzi angażujemy się w ich aktywność. Oni wcale nie oczekują od dorosłych odcięcia się od tego, co robią w internecie. Wielu deklaruje, że akceptują działania wspierające. Tu dotykamy kolejnego mitu: wcale nie jest tak, że dzieci chcą mieć w sieci jakiś „swój azyl”. Co dziesiąty deklaruje nawet, że oczekiwałby większego zaangażowania ze strony dorosłych.

To kolejny sygnał, że podział na online i offline traci sens.

I że myśląc o naszych dzieciach i ich zachowaniach w internecie, namalowaliśmy sobie ich portret, który ma czasami niewielki związek z rzeczywistością. Warto ten stereotypowy obraz odczarować.©℗

DR HAB. JACEK PYŻALSKI jest pedagogiem, profesorem Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Pracuje na Wydziale Studiów Edukacyjnych UAM, zajmując się m.in. agresją elektroniczną, nowymi mediami czy komunikacją w szkole. Autor pierwszej polskiej monografii na temat cyberprzemocy: „Agresja elektroniczna wśród dzieci i młodzieży”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 15/2019