Cyberprzemoc, cyberniemoc

Siedmioro na dziesięcioro młodych Polaków przynajmniej raz zetknęło się z przemocą elektroniczną. Jako sprawcy bądź ofiary.

23.04.2012

Czyta się kilka minut

 / rys. Agata Dudek
/ rys. Agata Dudek

Lekcję przerywa płacz. Klasa odwraca się w stronę wpatrzonej w smartfon dziewczyny. Na pytanie nauczycielki, co się stało, odpowiada, że ktoś napisał coś o niej na Facebooku, że właśnie to usunęła, ale „wisiało” w sieci przez półtorej godziny. I że to straszne.

– Zorientowałam się, że wszyscy w klasie wiedzą, co to było – opowiada Zofia, historyczka w jednym z liceów w północnej Polsce.

Uczniowie jeden przez drugiego pocieszają: „Wiesz, jakie rzeczy mi napisali?”. Jedna z uczennic: „O mnie, że każdemu robię za darmo”.

Dziewczyna podchodzi do nauczycielki podczas przerwy. Relacjonuje: jeden z kolegów napisał na jej facebookowym profilu: „Teraz już wszyscy wiedzą, że jesteś homo”.

– Opowiadała, że najbardziej boi się o rodzinę – wspomina Zofia. – Jej kuzynka zdążyła już odpisać: „Zawsze o tym wiedziałam. Nie myśl, że rodzice się nie dowiedzą”. Dla mnie wstrząsające było odkrycie, że młodzież pisze w sieci, co im ślina na język przyniesie.

NĘKANY PRZEZ INTERNET

Chłopak i dziewczyna, licealiści z Torunia. Będąc jeszcze parą, wymieniają się rozbieranymi zdjęciami. Gdy związek się rozpada, w ramach odwetu publikują fotografie na blogach. Znacznie dotkliwiej przeżywa zdarzenie M., jeszcze niepełnoletnia. Po kilku tygodniach razem z rodziną wyprowadza się z miasta.

– Dochodziło u niej do urojeń prześladowczych, wydawało się jej, że każdy, z kim ma kontakt, widział te zdjęcia – opowiada Grzegorz Chudzik, pedagog, założyciel toruńskiego punktu konsultacyjnego dla ofiar cyberprzemocy, do którego trafiła kilka miesięcy temu rodzina ofiary. – Potrzebny był psychiatra.

Jak tłumaczy toruński pedagog, młodym ofiarom cyberprzemocy najtrudniej zgłosić się po pomoc do dorosłych, mimo że ich życie rówieśnicze zostaje często zrujnowane. Tak jak w przypadku K., któremu koledzy z klasy zakładają prześmiewczy profil na Wikipedii. Chłopak stara się o usunięcie wpisów, ale zanim powie o tym rodzicom, sytuacja powtórzy się kilkadziesiąt razy. Problem udaje się rozwiązać dopiero po tym, jak rodzice zgłaszają się do Dyżurnet.pl – zespołu zajmującego się reagowaniem na zgłoszenia o nielegalnych i szkodliwych treściach w sieci.

Dr Jacek Pyżalski, pedagog, pracownik łódzkiego Instytutu Medycyny Pracy, autor książki „Agresja elektroniczna i cyberbullying”, przypomina, że zjawisko elektronicznej agresji ma różne oblicza: od obraźliwego sms-a czy maila po założenie komuś fałszywego konta na Facebooku czy nękanie przy użyciu innych narzędzi internetowych.

Dlatego badacze posługują się coraz częściej pojęciem cyberbullying. Bullying to nękanie, a więc działanie regularne, z premedytacją i wobec słabszego. Nękanie w sieci wciąż dotyczy mniejszego odsetka młodych ludzi niż bullying „tradycyjny”: jego ofiarą padło 6 proc. badanych przez naukowca dzieci i młodzieży. Także europejskie badania EU Kids Online, w Polsce przeprowadzone w 2010 r. przez dr Lucynę Kirwil z warszawskiej Wyższej Szkoły Psychologii Społecznej, pokazują, że ofiarą cybernękania było co dwudzieste dziecko w wieku 11-16 lat.

Jednak przynajmniej raz z cyberprzemocą – to pojęcie szersze, odnoszące się także do mniej szkodliwych, jednostkowych aktów – zetknęło się aż siedmioro na dziesięcioro młodych ludzi. Jako sprawcy bądź ofiary.

EFEKT „KABINY PILOTA”

Martyna Różycka, która zajmuje się przyjmowaniem zgłoszeń w Dyżurnet.pl, zauważa, że cyberprzemoc często przejawia się w przygotowaniu fałszywego profilu ofiary. – Prześladowcy podszywają się pod daną osobę i wysyłają jej znajomym wulgarne czy ośmieszające wiadomości. Dziś łatwo zdobyć czyjeś zdjęcie, kopiując je z normalnego profilu czy robiąc komórką.

F. zakłada profil na portalu randkowym. Niby nic takiego – zwykłe zdjęcie, opis, całość ogólnodostępna. Koledzy jednak zaczynają kpić: drukują profil, rozrzucają po szkole. Aż ktoś idzie dalej i zakłada fałszywy blog F., publikując jego rzekome perwersyjne fantazje. W komentarzach stos wyzwisk. Chłopak zgłasza sprawę, policja ustala adresy IP sprawców. Gdy funkcjonariusze wchodzą do ich domów, ci wybuchają płaczem.

– Dzieci często uważają, że tylko robią sobie żarty. Nie zdają sobie sprawy, że mogą popełniać przestępstwo – tłumaczy Anna Rywczyńska, koordynator Polskiego Centrum Programu Safer Internet, prowadzonego przez NASK i Fundację Dzieci Niczyje. Jak dodaje, za pośrednictwem realizatorów programu tego typu sprawy trafiają zarówno do wymiaru sprawiedliwości – to przypadki, które skończyły się depresją czy próbą samobójczą dziecka – jak również do administratorów danej strony z prośbą o interwencję.

– „Tradycyjna” przemoc odbywała się w stosunkowo niedużej grupie, np. w klasie, gdzie funkcjonowała zarówno ofiara, jak i sprawca – tłumaczy Jacek Pyżalski. – Sieć może być tylko nowym narzędziem przemocy w tej samej grupie, ale atak może też dotyczyć osoby nieznanej sprawcy. Tak jest w około połowie przypadków.

Większej łatwości krzywdzenia za pośrednictwem internetu sprzyja opisany w książce łódzkiego naukowca „efekt kabiny pilota”: tak jak załoga bombowca nie ma styczności z cierpieniem ofiar, tak dzieciakowi przed monitorem łatwiej skrzywdzić kogoś, kogo nie widzi (choć, jak zastrzega dr Pyżalski, syndrom ten, na mniejszą skalę, istniał już, zanim pojawił się internet – choćby w postaci obraźliwych napisów na murach czy ścianach).

Badacz dodaje, że kolejną cechą cyberprzemocy jest niejawność komunikacji online. – Przejawy przemocy tradycyjnej, np. pobicia, łatwiej zauważyć rodzicom czy nauczycielom – mówi. A Anna Rywczyńska dodaje: – Jeszcze niedawno szkolna przemoc kończyła się po lekcjach. Cyberbullying idzie za dzieckiem do domu, trwa 24 godziny na dobę, a ono zostaje z tym samo.

WIZERUNEK JEST NA FEJSIE

P. przychodzi do nowego liceum. Z poprzedniego wyrzucono go za pobicie: bójka z kolegą była konsekwencją ciągnącego się miesiącami prześladowania w sieci. Wreszcie rodzice zmuszają chłopaka do zlikwidowania profilu na Facebooku: mimo że portal był dla niego źródłem cierpień, sam nie był w stanie się na to zdobyć. Po zmianie szkoły P. zakłada jednak profil ponownie.

Na czym polega fenomen tego popularnego portalu? – Służy do kreowania własnego wizerunku – mówi Zofia. – Za naszych czasów pozycję w grupie budowało się, chodząc do konkretnej knajpy. Gdy miałam 15 lat, ubranie się do szkoły zajmowało mi godzinę, a decyzja, czy być na tej, czy innej imprezie, spędzała sen z powiek. Dziś nie można nie być na fejsie, bo to on jest narzędziem do „tworzenia siebie”.

Również zdaniem dr. Pyżalskiego pod pewnymi względami nic się nie zmieniło. – Młody człowiek realizuje za pomocą sieci te same potrzeby, co my wówczas: choćby potrzebę afiliacji i „układania” swojej tożsamości – mówi. A Anna Rywczyńska dodaje, że swoje profile ma na Facebooku ogromna większość młodzieży powyżej 13. roku życia (tyle trzeba mieć, żeby założyć profil).

Na czym polega specyfika Facebooka? Wszystko widać na nim dużo wyraźniej. Np. liczbę znajomych, wyznacznik społecznej popularności, która wypisana jest na profilu wielkimi cyframi. – Oczywiście, łatwo młodzieży zdemaskować kogoś, kto na Facebooku ma 150 znajomych, a w szkole siedzi sam. Młodzież to wie i w rozmowach często zapewnia, że fejsowym wizerunkiem się nie przejmuje – dodaje Zofia. – A jednocześnie wszyscy są niewolnikami tego narzędzia.

Być może dlatego akt przemocy wyrządzonej na facebookowym profilu boli szczególnie, bo godzi w sam środek autoprezentacji. Polskie Centrum Programu Safer Internet rozpoczęło właśnie adresowaną do młodych kampanię „Dbaj o fejs”. – To pierwsza kampania prowadzona bezpośrednio na portalu społecznościowym – opowiada Rywczyńska. – Uczymy za jej pomocą troski o wizerunek swój i innych: by nie publikować o sobie czegoś, czego się potem będziemy wstydzić, by nie wrzucać cudzych zdjęć. I by wiedzieć, że jeśli ma się niezabezpieczony profil, mogą go zobaczyć wszyscy.

Przedstawiciele organizacji dbających o bezpieczeństwo w sieci wskazują na mankamenty społecznościowego giganta. – Jego siedziba jest poza Polską i jej prawodawstwem, brakuje kontaktu z administratorami – mówi Magdalena Zych, koordynatorka programu „Szkoła bezpiecznego internetu” fundacji KidProtect. – Nie ma działu bezpieczeństwa, są trudności z usunięciem profilu – wylicza.

Ale problem dzieci w internecie na Facebooku się nie kończy. – Dzieci coraz częściej mówią, że na fejsie pilnują, co wrzucają, co piszą i jakie mają zdjęcia – opowiada Rywczyńska. – Bo wiedzą, że tam są dorośli. Natomiast swoje robią na innych portalach. Gdy na Naszą Klasę przyszli dorośli, dzieci poszły do Facebooka, teraz przenoszą się jeszcze dalej.

POKOLENIE TUBYLCÓW

– Młodzi używają sieci inaczej niż my – konstatuje Zofia. To zdanie, jak mantrę, powtarza się od miesięcy, zwłaszcza po głośnych protestach w sprawie ACTA. „Tylko co to właściwie znaczy?”, zapytają wychowawcy i rodzice.

Wśród odpowiedzi aż roi się od mitów, które wiele mówią o różnicach w postrzeganiu cyberprzestrzeni przez pokolenia. – Tylko 9 proc. gimnazjalistów za podstawowy temat swoich zainteresowań uważa internet – mówi dr Pyżalski. – Nic dziwnego: to tak, jakby nas ktoś zapytał, czy interesujemy się telefonami. Nie, traktujemy je przecież jako naturalne narzędzie komunikacji.

Kolejny mit: kompetencje cyfrowe młodego pokolenia. – Po incydencie w mojej szkole przyjrzałam się facebookowym profilom uczniów – opowiada Zofia. – Większość jest otwarta, każdy ma do nich dostęp i może zostawiać swoje wpisy.

Badania EU Kids Online przynoszą zdumiewające dane. Aż 39 proc. dzieci w wieku 11-16 lat nie potrafi zmienić ustawień prywatności na swoim profilu w portalu społecznościowym. 42 proc. nie radzi sobie z zablokowaniem niechcianych kontaktów.

Skoro nie kompetencje stanowią linię podziału między pokoleniami, co nim jest? Dla generacji 30+ sieć to zwykle sfera „wirtualna”, wydzielona od rzeczywistości. Dla młodych – naturalne środowisko, którego nie sposób oddzielić od życia. Łatwiej to zrozumieć dzięki metaforze, którą za jednym z amerykańskich socjologów przytacza dr Pyżalski. Pokolenie młodsze – wszyscy, którzy urodzili się krótko przed lub już po upowszechnieniu w Polsce internetu – należy do grona „tubylców”, którzy cyfrowe środowisko odczuwają jako swoje.

Pozostali – czyli niemal wszyscy dzisiejsi nauczyciele, pedagodzy, dyrektorzy szkół, rodzice – to „imigranci”. Imigranci, którzy – niezależnie od kompetencji – pozostaną nimi do końca życia.

GENERACJA „ALWAYS OFF”

Choć dr Pyżalski zwraca uwagę, że metafora traci na adekwatności – choćby dlatego, że mamy coraz więcej „tubylców” – na razie najtrafniej opisuje różnice pokoleniowe.

Czym internet jest dla rodziców? Najczęściej czymś, z czego się czerpie, rzadziej czymś, w czym się czynnie uczestniczy. Jest jak gazeta, ostatecznie okienko w banku. W tej optyce trudno przyjąć, że sieć to miejsce, w którym toczy się życie dzieci. Przykładem służą dane EU Kids Online: aż 90 proc. polskich rodziców, których dziecko doświadczyło cybernękania, sądzi, że nic takiego nie miało miejsca. Podobnie 85 proc. rodziców, których dzieci otrzymywały przez sieć wiadomości o treści seksualnej – pozostają nieświadomi incydentu.

Może również dlatego wyjątkowo pochopnie przyzwalają na korzystanie przez swoje dzieci z internetu poza kontrolą. Według tych samych badań, co drugie polskie dziecko łączy się z siecią z komputera, który ma do wyłącznej dyspozycji (w Europie 34 proc.), a aż 64 proc. we własnym pokoju (w Europie: 48 proc.). Więcej dzieci łączy się też u nas z siecią przez smartfon – to 37 proc. przy 28 proc. w Europie.

A jak wygląda odpowiedzialność szkoły? Łatwiej zdefiniować tę prawną: według ustawy o systemie oświaty do obowiązków dyrektora należy zapewnienie warunków bezpieczeństwa uczniom w czasie zajęć (nie chodzi tylko o ryzyko złamania nogi na schodach, ale też o wolność od szykan czy poczucia zagrożenia).

Jeszcze niedawno odpowiedzialność szkoły kończyła się za jej murami. Dziś mury pękają. – Cyberprzemoc wymyka się z ram, w tym geograficznych – mówi Magdalena Zych z KidProtect. – Bywa, że sprawa jest ewidentna: np. gdy krążące w sieci zdjęcia zostały zrobione na terenie szkoły albo gdy uczniowie oglądają w szkole zdjęcia. Zwykle jednak problem jest nieuchwytny.

Trudno też doszukać się spójnego systemu, w którym tematyka nowych mediów znalazłaby miejsce w programach wychowawczych i profilaktycznych.

– Z moich badań wynika, że szkoła zajmuje się sprawami związanymi z internetem, choćby cyberprzemocą, dopiero gdy wyniknie jakiś problem – mówi dr Pyżalski. – W 2009 r. tylko co piąta placówka miała w dokumentacji jakikolwiek ślad zajmowania się problematyką relacji online między uczniami.

Zofia: – Moja szkoła to w tym temacie pustynia. Być może większość nauczycieli uznaje, że to nieważne. Ale nie można miotać wszystkich gromów na kadrę – zastrzega. – Jest nieprzygotowana do funkcjonowania w sieci jak reszta społeczeństwa.

Jak mówi dr Pyżalski, jeszcze w 2009 r. tylko co piąty nauczyciel szerzej wykorzystywał nowe media na potrzeby zajęć. – Problemem polskiej szkoły jest nawet nie tyle brak wiedzy niektórych nauczycieli, co brak wiedzy przy jednoczesnym poczuciu posiadania wiedzy – mówi naukowiec. – Gdy komuś się wydaje, że wie, to nie robi nic, by się czegoś dowiedzieć.

Nauczyciele miewają też problemy z rozumieniem natury nowych mediów: krakowskie wydanie „Gazety Wyborczej” donosiło o nowo mianowanym dyrektorze jednej ze szkół muzycznych, którego profil na Facebooku odsyłał do... stron z seksistowskimi dowcipami i erotyką. On sam zdawał się nie rozumieć problemu: twierdził że w sieci jest osobą prywatną.

PYTANIA OD NAUCZYCIELKI

Jak zapewniają przedstawiciele organizacji pozarządowych, jest i druga strona medalu: do NGOsów¬ zgłasza się coraz więcej nauczycieli: po materiały edukacyjne, scenariusze zajęć, prelekcje.

– Tylko co z tego, że nawiążę współpracę z taką organizacją, skoro mój dyrektor w ogóle nie uznaje tego za warte zainteresowania? Musiałabym działać na własną rękę – mówi Zofia i dodaje: – Mam mnóstwo pytań i wątpliwości. Podstawowe dotyczy tego, z kim powinnam je przedyskutować.

– Skoro mowa o problemach online, szukajmy odpowiedzi online – odpowiada dr Pyżalski. – Na forach czy specjalistycznych portalach, choćby na tym założonym przez Lechosława Hojnackiego, wybitnego znawcę nowych mediów w edukacji. Dzięki podobnym źródłom możemy dojść do wniosku, że nowe media są bardziej humanistyczne niż tradycyjne, bo gwarantują nie tylko kontakt z treściami, ale też z innymi ludźmi.

Być może właśnie w sieci nauczyciele znajdą odpowiedzi na konkretne pytania dotyczące internetu. Nie tylko sytuacji skrajnych, takich jak cyberprzemoc, ale też odnoszące się do relacji nauczyciel–uczeń w sieci, czy wykorzystania internetu w edukacji.

Zofia: – Uczniowie zakładają konta na Facebooku i zapraszają nauczycieli do grona znajomych. Mam obawę, która rodzi się, gdy obserwuję koleżanki i kolegów akceptujących te zaproszenia: czy nie naruszają dopuszczalnej granicy w relacji uczeń–nauczyciel? Gdzie ta granica przebiega? Czy Facebook to sfera prywatna, czy publiczna?

Dr Pyżalski zwraca uwagę, że podobne wątpliwości to doskonały pretekst, by dać uczniom do myślenia: – Nauczyciel może na drugi dzień po pojawieniu się podobnych propozycji przyjść do szkoły i powiedzieć: „Powiedzmy, że przyjmę zaproszenie: czy wiecie, co z tego wynika? Że z pełną odpowiedzialnością dzielicie się ze mną swoją prywatnością. Przemyślcie więc to jeszcze raz, pamiętając, że jeśli np. będziecie na FB chwalić się ilością wypitego alkoholu – potraktuję to tak, jakby słowa te padły w szkole”.

Jak dodaje Pyżalski, pytanie o to, czy facebookowe treści należą do sfery prywatnej, czy publicznej, nie różni się niczym od tradycyjnego dylematu: „Czy jeśli zobaczę pijanego ucznia na ławce w parku, powinienem zareagować?”. Jeśli na to pytanie odpowiadamy „tak”, podobnie powinna brzmieć odpowiedź na pytanie o Facebooka.

Co z prywatnością nauczyciela? – Czy będąc „znajomą” ucznia na FB, nie tracę zbyt dużo? – pyta nauczycielka.

– Nauczyciel, nawet ten otwarty na nowe formy komunikacji, ma prawo stawiać granice, powiedzieć np.: „Znajomymi nie będziemy, ale mogę udostępnić adres e-mail, tyle że nie prywatny, ale specjalnie stworzony na tę okazję”. Jeśli ktoś jest nauczycielem starej daty, może powiedzieć: „Przynieście mi na lekcję biologii zdjęcie sosny zrobione komórką, albo wyślijcie mi je mailem, ale na forum z wami rozmawiać nie będę” – odpowiada dr Pyżalski.

Jak wykorzystywać internet do pracy dydaktycznej? Jak realizować program, używając narzędzi, które są bliższe „tubylcom”? – Zaczęłam od tego, że nie gonię ich za posiadanie komórek, bo za ich pomocą mogą podczas lekcji sprawdzać potrzebne im informacje. I przestałam korzystać ze słowników, bo wszystko jest do sprawdzenia online – opowiada Zofia. – Jeśli korzystają tylko z Wikipedii, traktuję to jako okazję do rozmowy o wadach i zaletach tego źródła.

Listę pomysłów na lekcje przy użyciu nowych mediów uzupełnia dr Pyżalski: konkurs plastyczny, do którego nauczyciel może włączyć fotografię autorską (zdjęcie można „zawiesić” na szkolnej stronie internetowej); wywiad z przedstawicielem lokalnych władz na lekcję polskiego albo ze świadkiem ważnych wydarzeń na lekcję historii, które można opublikować w sieci, i dzięki którym uczniowie nauczą się, jak istotna jest zgoda na publikację i autoryzacja rozmówcy; wreszcie nadający się na każde zajęcia i robiący coraz większą furorę w szkołach lipdub: rodzaj tworzonego przez uczniów i nauczycieli wideoklipu („Lepsze niż sto słów wyjaśniających, czym lipdub jest, będzie obejrzenie licznych przykładów na YouTube” – radzi nauczycielom dr Pyżalski).

– Zapraszajmy nowe media do szkoły w taki sposób, by młodzi poczuli się twórcami – podsumowuje pedagog. – Zamiast wykopywać tę rzeczywistość ze szkoły albo udawać, że jej nie ma, starajmy się ją ucywilizować.

Tym bardziej że, jak zauważa naukowiec, młodzi ludzie – wbrew stereotypowi głoszącemu, że w sieci interesuje ich głównie łamanie zasad – chcą nie tylko w internecie być, ale również o nim rozmawiać: o specyfice nowej komunikacji, jej zaletach, ale też zagrożeniach takich jak cyberprzemoc.

Jak na razie z tą gotowością uczniów jest tylko jeden problem: rzadko spotyka się z odzewem dorosłych.



GDZIE SZUKAĆ POMOCY


www.helpline.org.pl – reaguje na zagrożenia bezpieczeństwa młodych użytkowników: cyberprzemoc, molestowanie w sieci, publikowanie zdjęć bez ich zgody, włamania do profili itp. Telefon zaufania: 800 100 100 (pon.–pt. 11.00–17.00) e-mail: helpline@helpline.org.pl


www.kidprotect.pl – Fundacja prowadzi wraz z Ministerstwem Edukacji Narodowej program „Szkoła Bezpiecznego Internetu” (www.szkolabezpiecznegointernetu.pl). W ramach programu specjalny system certyfikacji dla szkół, materiały edukacyjne (również dostępne online), szkolenia dla nauczycieli, rodziców i uczniów. Telefon konsultacyjny Fundacji Kidprotect.pl: 801-1234-00.


www.dyzurnet.pl – przyjmuje zgłoszenia o internetowych treściach nielegalnych, wytworzonych z udziałem dzieci lub wymierzonych w ich bezpieczeństwo. Formularz kontaktowy dostępny na stronie.


www.116111.pl – strona telefonu zaufania Fundacji Dzieci Niczyje, gdzie dzieci i młodzież mogą się zgłosić z każdym problemem, z którym czują się same i bezradne. Telefon zaufania: 116 111 (pon.–sob. 12.00–22.00).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zastępca redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”, dziennikarz, twórca i prowadzący Podkastu Tygodnika Powszechnego, twórca i wieloletni kierownik serwisu internetowego „Tygodnika” oraz działu „Nauka”. Zajmuje się tematyką społeczną, wpływem technologii… więcej
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 18-19/2012