Nie idźmy tą drogą

Mimo szlachetnych intencji organizatorów mszy za byłego prezydenta w kościele sióstr Wizytek wydarzyło się coś niepokojącego.

10.08.2015

Czyta się kilka minut

 / / fot. Grażyna Makara
/ / fot. Grażyna Makara

Mogło być tak: kościół sióstr Wizytek w Warszawie. Msza w intencji Bronisława Komorowskiego i jego rodziny. Odprawiona jak każda inna. Bez oświadczeń i komentarzy. Były prezydent przyjmuje komunię. Przecież nawet według kierującego Komisją Prawną Episkopatu abp. Andrzeja Dzięgi sprawa jest delikatna i bez jednoznacznego rozstrzygnięcia ordynariusza nie sposób odmówić Eucharystii.
Sapienti sat. Mądremu by wystarczyło. Głupi i tak nie pojmie. Są rzeczy na niebie i na ziemi, którym szkodzi nadmiar słów – a sprzyja cisza.


TEMAT NUMERU: Polska mszami podzielona. Kościół Dudy kontra Kościół Komorowskiego.

Przeczytaj także:

Ks. Kazimierz Sowa w rozmowie z Błażejem Strzelczykiem: Jeśli uważasz, że Andrzej Duda został prezydentem, bo wybory były w dzień Zesłania Ducha Świętego, albo że z faktu obecności w Piśmie Świętym fragmentu „Pan miłuje prawo i sprawiedliwość” wynika, że Andrzej Duda jest Mesjaszem, to jest jakaś parodia.

o. Wacław Oszajca SJ: Czy odprawiający mszę za byłego prezydenta sprzeniewierzyli się swojemu powołaniu, bo wypowiedzieli posłuszeństwo biskupom? Nie sądzę. Gdybym mógł, stanąłbym z nimi przy ołtarzu.

Ks. Andrzej Luter w kazaniu wygłoszonym podszas mszy świętej u Sióstr Wizytek: Dzisiaj dziękujemy panu Bronisławowi Komorowskiemu za pięć lat jego prezydentury i za jego służbę w wolnej Polsce.


Ale tak się nie stało. Podczas mszy ks. Aleksander Seniuk zwrócił się do Bronisława Komorowskiego: „My nie jesteśmy episkopoi, my jesteśmy tylko presbiteroi, a jednak czujemy się odpowiedzialni na naszą miarę za te niesprawiedliwości rzucane na pana”. Padły przeprosiny w imieniu kilku księży za podłe ataki ze strony „ludzi, których nazywamy ludźmi Kościoła”. Za słowa, które „ranią, zwłaszcza dotyczące pana wiary, sumienia, wierności Kościołowi”.

Amicus Plato, sed magis amica veritas. Przyjacielem jest Platon, ale większym przyjacielem prawda. Dlatego z żalem piszę: mimo szlachetnych intencji w kościele sióstr Wizytek wydarzyło się coś niepokojącego.

Przede wszystkim traktujmy byłego prezydenta serio. Na miarę jego biografii i odwagi, którą odznaczył się zwłaszcza w czasach PRL. Po podpisaniu ustawy o in vitro nie podoba mi się zarówno posyłanie Bronisława Komorowskiego bez mrugnięcia okiem do piekła, jak i poklepywanie po plecach, że nic się nie stało. Nie spłycajmy moralnych dylematów. Ze spraw skomplikowanych nie róbmy na siłę oczywistych. Wystarczy przypomnieć króla Belgii, który na dwa dni abdykował, żeby nie złożyć podpisu pod ustawą aborcyjną.

Czy prezydent popełnił grzech? Ciężki grzech? Czy poparł ustawę po dokładnym rozważeniu wszystkich za i przeciw? Dysponował pełną wiedzą? Czy brał pod uwagę wskazówki dla katolickich polityków stanowiących prawo, które w encyklice „Evangelium vitae” wyłożył Jan Paweł II? Czym kierował się Bronisław Komorowski? Dobrem wspólnym? Polityczną kalkulacją?

Nie wiem. Nie chcę i nie potrzebuję wiedzieć. To rzecz do rozstrzygnięcia wyłącznie w jego sumieniu, potem w konfesjonale. Reszta powinna być milczeniem. Niestety nie jest.

Tu od razu pojawi się kontrargument: jak można milczeć, gdy były prezydent jest brutalnie atakowany? Czy przeprosiny w kościele sióstr Wizytek nie były czynem ewangelicznym? Czy mamy obojętnie przejść – niczym kapłan i lewita z przypowieści – obok człowieka poturbowanego przez zbójców?

Ale znowu: mimo szlachetnych pobudek – skutki mogą być opłakane. Zabrakło precyzji i roztropności. Za kogo i za co przepraszano? Za słuchaczy Radia Maryja porównujących Komorowskiego do Hitlera? A może również za wypowiedzi przewodniczącego Episkopatu? Za wspomniany komunikat abp. Dzięgi? Za katolickich publicystów? Których? Za redaktora Terlikowskiego? Za każdego wyrażającego wątpliwości, czy prezydent postąpił słusznie?

Inna kwestia: przepraszano za ataki ze strony tych, których „nazywamy ludźmi Kościoła”. Co to znaczy? Że wprawdzie tak się ich nazywa, ale tak naprawdę nie są ludźmi Kościoła? Przykro mi, ale to trąci retoryką płynącą dotychczas głównie z Torunia.

Zresztą wszystko to można było powiedzieć. Ale nie przy ołtarzu. Nie podczas mszy. Za duża stawka i zbyt wielkie ryzyko.
Nie wątpię, że intencją nie były agitacja czy walka partyjna. Ale było też jasne, że

polityczny wir porwie każde słowo wykraczające poza liturgię. Dlatego trzeba się tego było wystrzegać jak ognia.

Teraz nie dziwmy się, że wybuchł pożar. Emocje brały górę już podczas mszy. Gdy padły słowa: „My nie jesteśmy episkopoi” – zgromadzeni zgotowali owację. Nie pomogły dalsze wyjaśnienia ks. Seniuka, że został źle zrozumiany: natychmiast ruszyła lawina komentarzy o buncie księży przeciw biskupom, schizmie i wojnie Kościoła Dudy z Kościołem Komorowskiego. Największym kuriozum było zestawianie, ile osób było na dwóch mszach odprawionych jednego dnia w tym samym kościele – w intencji nowego i byłego prezydenta. W internetowych komentarzach krzepnie opinia, jakoby kilku duchownych publicznie podważyło nauczanie Kościoła w kwestii in vitro.

Mnie jednak niepokoi coś innego. Rozmawiałem z różnymi osobami, które wydarzenia z kościoła sióstr Wizytek przyjęły ze szczerym entuzjazmem. Mówiły, że wreszcie IM pokazaliśmy, że dla NAS też jest miejsce w Kościele. Że MY wciąż się mitygujemy i dzielimy włos na czworo, a ONI nie mają skrupułów. Że skoro ONI robią, co chcą – trzeba IM wreszcie odpłacić.

Skąd się to bierze? Naturalnie z goryczy i poczucia niesprawiedliwego traktowania. Z faktu, że biskupi nawet się nie zająkną o skrajnym upolitycznieniu Radia Maryja, podczas gdy ks. Boniecki wciąż ma zakaz wypowiadania się poza „Tygodnikiem” – na dodatek za opinię, która wcale nie stała w sprzeczności z nauczaniem Kościoła.
To wszystko prawda. Tylko co z tego? Czy damy sobie wmówić, że cel uświęca środki, a pięknym odpłaca się za nadobne? Czy pozwolimy się zatruć myśleniem o Kościele w kategoriach MY i ONI?

Na horyzoncie majaczy katastrofa. Trzy lata temu pisałem, że „trwają usilne starania, aby zapisać Jezusa do PiS”. Dziś jesteśmy na etapie wciągania Go na listy wyborcze. Pozostała jedna niewiadoma: w którym okręgu będzie jedynką? Oczywiście poza Warszawą, gdzie dostałby miejsce za prezesem Kaczyńskim.

Za flirt z polityką Kościół już wkrótce zapłaci straszną cenę. Ale sami nie przykładajmy do tego ręki. Trzeba pamiętać, że liczą się nie tylko intencje, ale także odbiór społeczny. To kwestia wiarygodności. Kiedy znowu zaczniemy narzekać, że np. Jasna Góra zamienia się w polityczną trybunę – usłyszymy, że przecież NASZ Kościół ma własne wiece.

Przyjaciele – nie idźmy tą drogą. Bo czym posolimy sól, jeżeli do końca zwietrzeje? ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Były dziennikarz, publicysta i felietonista „Tygodnika Powszechnego”, gdzie zdobywał pierwsze dziennikarskie szlify i pracował w latach 2000-2007 (od 2005 r. jako kierownik działu Wiara). Znawca tematyki kościelnej, autor książek i ekspert ds. mediów. Od roku… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 33/2015