Kto zepsuł mszę u wizytek

Czy odprawiający mszę za byłego prezydenta sprzeniewierzyli się swojemu powołaniu, bo wypowiedzieli posłuszeństwo biskupom? Nie sądzę. Gdybym mógł, stanąłbym z nimi przy ołtarzu.

10.08.2015

Czyta się kilka minut

Uroczysta Msza za Ojczyznę w Święto Niepodległości, Warszawa, 11 listopada 2014 r. / Fot. Krystian Maj / FORUM
Uroczysta Msza za Ojczyznę w Święto Niepodległości, Warszawa, 11 listopada 2014 r. / Fot. Krystian Maj / FORUM

Nie wiem, jak się potoczy rozmowa kard. Kazimierza Nycza z ks. Aleksandrem Seniukiem (kończę pisać ten artykuł 9 sierpnia wieczorem), ale jaki by nie był jej wynik, o sprawie warto rozmawiać. Wezwanie ks. Seniuka przez warszawskiego metropolitę zostało spowodowane kazaniem ks. Andrzeja Lutra i wypowiedzią ks. Seniuka podczas mszy w intencji ustępującego prezydenta Bronisława Komorowskiego, jego małżonki i rodziny. Msza została, jak się to powszechnie mówi, zamówiona przez grupę wiernych. Chciałem wziąć w niej udział, ale musiałem udać się do szpitala na operację.


TEMAT NUMERU: Polska mszami podzielona. Kościół Dudy kontra Kościół Komorowskiego.

Przeczytaj także:

Ks. Kazimierz Sowa w rozmowie z Błażejem Strzelczykiem: Jeśli uważasz, że Andrzej Duda został prezydentem, bo wybory były w dzień Zesłania Ducha Świętego, albo że z faktu obecności w Piśmie Świętym fragmentu „Pan miłuje prawo i sprawiedliwość” wynika, że Andrzej Duda jest Mesjaszem, to jest jakaś parodia.

Marek Zając: Mimo szlachetnych intencji organizatorów mszy za byłego prezydenta w kościele sióstr Wizytek wydarzyło się coś niepokojącego.

Ks. Andrzej Luter w kazaniu wygłoszonym podszas mszy świętej u Sióstr Wizytek: Dzisiaj dziękujemy panu Bronisławowi Komorowskiemu za pięć lat jego prezydentury i za jego służbę w wolnej Polsce.


Polityczna pułapka


Dlaczego chciałem być na tej mszy? Państwo Komorowscy byli naszymi przyszywanymi parafianami. Najczęściej przychodzili na mszę o 21. Nie tylko oni: bywało, że w mszach odprawianych w warszawskim sanktuarium Patrona Polski św. Andrzeja Boboli uczestniczyli wspólnie politycy od prawa do lewa. Wierzę, że w ten sposób spełniało się zalecenie Pawła Apostoła: „Polecam więc przede wszystkim zanosić błagania, modlić się, prosić i dzięki czynić za wszystkich ludzi. Za królów i wszystkich piastujących władzę, żebyśmy mogli żyć spokojnie i cicho w wielkiej pobożności i uczciwości. Oto co jest dobre i miłe w oczach Zbawiciela naszego, Boga, który chce, aby wszyscy ludzie byli zbawieni i doszli do poznania prawdy”. A zatem można: jest możliwa msza ponad podziałami politycznymi. Z tego jednak nie wynika, że taka możliwość zawsze i wszędzie zachodzi, i że wyklucza inne rozwiązania.

Mój współbrat, o. Grzegorz Kramer SJ, tak napisał na swoim blogu: „Wygłupili się ci bracia, którzy w kościele wizytek przepraszali Prezydenta Komorowskiego. To nie czas i miejsce na takie deklaracje. Wygłupili się ci bracia, którzy zorganizowali Mszę w intencji Prezydenta Dudy, nie doprowadzając do wspólnej Eucharystii z grupą z kościoła wizytek. Jeśli nie byli w stanie (jedni i drudzy) doprowadzić do sytuacji »jednego stołu«, powinni zrezygnować z dwóch Mszy. Wczoraj powinna być jedna Msza święta, albo żadnej. Wygłupiają się dziś ci bracia, którzy w publicznej sferze mówią, kto miał rację. Diabeł wygrał, bo podzielił Kościół. A Kościół zgubił istotę. To nie jest tekst o polityce, to jest tekst o Eucharystii”.

Czy na pewno to nie jest tekst o polityce? Mam wątpliwości, ale o tym potem. Najpierw pragnę zauważyć, że nie musi być nic złego w tym, że w jednym kościele, przy tym samym ołtarzu, zostanie odprawionych kilka mszy w podobnej intencji. W intencji każdego człowieka, w tym dawnego i obecnego prezydenta, mszę może zamówić każdy, począwszy od członków tej czy innej partii, a skończywszy na tych, którzy nie podzielają poglądów elekta, ale leży im na sercu dobro kraju – pod tym warunkiem, że będą się modlić, by ten, za kogo tę mszę ofiarowują, trafnie odczytał i sprostał znakom czasu. Wierzymy przecież, że słowem Bożym jest nie tylko Biblia i Tradycja, ale również, a może przede wszystkim, to, co się dzieje tu i teraz. Historia nie wymknęła się Bogu z rąk i nadal wszelka władza pochodzi od Boga. Naszą zaś sprawą jest, by nadal była to władza boska. To znaczy wielkodusznie i bezinteresownie miłosierna.

Może się jednak zdarzyć, że znajdą się tacy, którzy poproszą o odprawienie mszy nie kierując się troską o kraj, ale po to, by dopiec konkurentom politycznym. W tym miejscu zaczynają się schody, na których prezbiterowi i biskupowi łatwo się potknąć.
 

Wiecowa msza?


Według doniesień prasowych rzecznik archidiecezji warszawskiej oświadczył: „Na mszy nie ma miejsca na politykę, potrzeba więcej roztropności” i „Kościół jest i musi pozostać miejscem apolitycznym”. To prawda. Tyle tylko, że słowo „polityka” znaczy tyle, ile mówiący chce, by znaczyło.

Nie wiem, w czym przejawiło się upolitycznienie mszy odprawionej w intencji prezydenckiej pary. Czy w tym, że był na niej były prezydent? Czy w tym, że księża przeprosili prezydenta za wyrządzoną mu krzywdę? Przecież nie powinno dziwić, że na początku wszelkich naszych poczynań, w tym posługi prezydenckiej, prosimy Boga o Jego błogosławieństwo, a na końcu dziękujemy Bogu za dobro, które zaistniało w tym czasie, jako że wszelkie dobro pochodzi od Boga.

Błagalna i dziękczynna msza po prostu należała się prezydentowi Komorowskiemu, jak należała się poprzednim prezydentom: Lechowi Wałęsie, Aleksandrowi Kwaśniewskiemu, Lechowi Kaczyńskiemu, i jak będzie się należała Andrzejowi Dudzie, który już mówi: „małżeństwom, które nie mogą mieć dzieci, czy mają trudności z tym, by mieć dziecko, trzeba pomóc, dlatego procedury in vitro są potrzebne”. Więcej: msza należała się również Wojciechowi Jaruzelskiemu.

Bo jest w dobrym zwyczaju, że na pożegnanie nie tylko dziękuje się, ale również przeprasza. Pamiętam, że moi dziadkowie, kiedy kończyli wizytę w naszym domu, mówili: „Bóg zapłać za gościnę, a co było złego – wybaczcie”. W zasadzie już ten motyw wystarczyłby, żeby przy jednym stole-ołtarzu stanęli wszyscy obywatele.
Msza u wizytek od początku nie miała szczęścia być tym, czym być powinna. Najpierw pojawiła się informacja, że odprawi ją kard. Nycz, co natychmiast sprostowano, a co dało doskonałą okazję do snucia rozmaitych domniemań. Mniejsza o to. A może nie trzeba było czekać, ale uprzedzając wszystkich, znów w myśl Pawłowych zaleceń i dobrego, ludowego zwyczaju, właśnie biskup warszawski i Kancelaria Prezydenta powinni byli taką mszę zorganizować?
 

W sprawie ekskomuniki


Zamiast tego zaczęliśmy prezydenta Komorowskiego ekskomunikować. Odsuwać od Stołu Pańskiego. Pomiatać nim i odsądzać od czci i wiary. Przykłady? Wstyd przytaczać, ale oliwy do ognia dolała Rada Prawna Episkopatu pod przewodnictwem abp. Andrzeja Dzięgi. Suche oświadczenie tego gremium, nie dość, że niemożliwe do odcyfrowania przez zwykłego wiernego (a pewnie niejednego księdza); nie dość, że nie pomagało Kościołowi połapać się, w czym rzecz, to jeszcze próbowało nas, prezbiterów, a myślę, że i biskupów, postawić na pierwszej linii nieszczęsnego frontu.
Mówiąc z odrobiną ironii, próbowano naszymi rękoma wybrać cudze, gorące kasztany. Tak więc z jednej strony mamy: „Kto z katolików świadomie i dobrowolnie podpisuje się lub głosuje za dopuszczalnością metody in vitro, tym samym podważa communio, czyli swoją pełną wspólnotę z Kościołem katolickim”. Następnie czytamy, że są wyjątki: „Należy (…) zakładać, że każdy poseł oraz senator – podejmując w tych sprawach decyzję w Parlamencie – działał w sposób świadomy oraz z pełną wolnością wewnętrzną. Gdyby jednak ktoś z parlamentarzystów nie miał w momencie głosowania pełnej wiedzy lub miałby wiedzę fałszywą, lub miał ograniczoną aktualną świadomość, musiałby to publicznie oświadczyć. Analogicznie winien postąpić ten, kto miał odebraną lub ograniczoną wolność. To samo dotyczy Pana Prezydenta RP”. Jednak: „Co do osób udzielających sakramentów trzeba stwierdzić, iż faktyczne odmówienie komukolwiek Komunii świętej jest niezwykle trudne, ponieważ nigdy nie wiadomo, czy dana osoba nie była wcześniej u spowiedzi i nie uzyskała rozgrzeszenia z tego grzechu, okazując żal, postanowienie poprawy i zadośćuczynienie Panu Bogu i ludziom. Jest to sprawa bardzo delikatna”. I jeszcze: „Poprzez głosowanie za ustawą dopuszczającą in vitro lub jej podpisanie nie zaciąga się automatycznie ekskomuniki. Według Kodeksu Prawa Kanonicznego takową ma prawo nałożyć ordynariusz po dokładnym zbadaniu danej sprawy”. Pointa: „W tak ważnej kwestii dotyczącej życia ludzkiego i godności człowieka powtarzamy za św. Pawłem: »W imię Chrystusa prosimy: pojednajcie się z Bogiem!«”.

A zatem, skoro prezydent Komorowski ustawę podpisał świadomie i dobrowolnie, publicznie się jednak nie pokajał, to znaczy, że sam się ekskomunikował i jeśli czemuś należałoby się dziwić, to temu, że żaden z biskupów diecezjalnych jeszcze tego nie potwierdził (ten brak z nawiązką nadrobili niektórzy publicyści katoliccy).
A przecież wystarczyło przywołać nauczanie św. Jana Pawła, który w encyklice „Evangelium vitae” mówi: „Jeśli nie byłoby możliwe odrzucenie lub całkowite zniesienie ustawy o przerywaniu ciąży, parlamentarzysta, którego osobisty absolutny sprzeciw wobec przerywania ciąży byłby jasny i znany wszystkim, postąpiłby słusznie, udzielając swego poparcia propozycjom, których celem jest ograniczenie szkodliwości takiej ustawy i zmierzających w ten sposób do zmniejszenia jej negatywnych skutków na płaszczyźnie kultury i moralności publicznej. Tak postępując bowiem, nie współdziała się w sposób niedozwolony w uchwalaniu niesprawiedliwego prawa, ale raczej podejmuje się słuszną i godziwą próbę ograniczenia jego szkodliwych aspektów”.
 

Niesforne owce

Wróćmy do wypowiedzi o. Kramera, który twierdzi, że u wizytek „podczas jednej i drugiej Mszy, w której umierał nasz Zbawiciel, księża dołączyli do orszaku politycznego. Jedni i drudzy dostali »oklaski« za odważne słowa, za to, że księża nie boją się mówić prawdy”. Całą zaś wypowiedź zamyka pointa: „Diabeł wygrał, bo podzielił Kościół. A Kościół zgubił istotę”. Czy rzeczywiście to nie jest tekst o polityce, tylko o Eucharystii? Moim zdaniem o. Grzegorz nie zauważył, że również dał się upolitycznić.

Przyznam, że czasami zamiast mszy przy uroczystościach państwowych byłoby stosowniej, a na pewno bardziej ekumenicznie, odprawić liturgię słowa. Sam nie odprawiłbym mszy, gdy miałbym pewność, że po jej zakończeniu, a nawet w trakcie, uczestnicy będą przez głośniki i transparenty ubliżać innym ludziom, w tym politykom. Nie rozumiem, jak można po wyjściu z kościoła mówić o swoich współwyznawcach, że mają na rękach krew. Jak można, będąc katolickim księdzem i zakonnikiem, nie reagować, gdy słuchacz na antenie radia katolickiego porównuje swojego brata w wierze z Hitlerem? Jak można po takiej czy tym podobnej nieludzkiej wypowiedzi, mówić „Serdecznie dziękujemy, Bóg zapłać!”.

Nie reagując na takie wykorzystywanie mszy, pielgrzymek, pomieszczeń kościelnych, więcej: akceptując taki styl prowadzenia, a niech tam, publicznej debaty, nie tyle upolityczniamy mszę, co ją profanujemy. Przestaje ona być szczytem i źródłem chrześcijańskiego życia, a staje się jego zaprzeczeniem. Tak: my, prezbiterzy i biskupi, psujemy liturgię. To jedna strona medalu.

Druga wygląda tak: liturgię psują i upolityczniają również katolicy świeccy, próbując wmawiać duchownym, że jeśli już mają się za kimś przed Bogiem wstawiać, to tylko za tym politykiem, którego poglądy podzielają. Modlić się w intencji polityków przeciwnego obozu, pójść tam na opłatek, opublikować artykuł w ich gazecie czy wystąpić w radiu to zaraz herezja, zdrada ojczyzny, zaprzaństwo. A przecież Kościół nie ma swojego świętego systemu politycznego czy ekonomicznego. Owszem, zna dwa diabelskie – faszyzm i komunizm. Katolik ma prawo być monarchistą, demokratą, socjalistą, liberałem i kim tam jeszcze, i z tego dla Kościoła nic dobrego ani złego jeszcze nie wynika. Zacznie wynikać, kiedy będziemy tych, którzy nam odpowiadają, ubóstwiać, a demonizować tych, których poglądów politycznych nie podzielamy.
Leszek Kołakowski, o którym niejeden mniemał, że jest wrogiem Kościoła, pisał w „Jezusie ośmieszonym”: „To dziwne, to bardzo dziwne, że w chrześcijaństwie wszyscy chcą znaleźć Boga. Jeżeli Go nie znajdują, odchodzą, żeby szukać gdzie indziej. (...) Gdy Kościół uznaje inne sprawy za cele autonomiczne, z konieczności będzie przyciągać tych, którzy zechcą go wykorzystywać do spraw świeckich, a odpychać tych, dla których liczą się przede wszystkim Bóg i Jezus; będzie więc dokonywał w swoim łonie selekcji negatywnej, antychrześcijańskiej. Poszukujący zwrócą się ku medytacji transcendentalnej, mądrości Wschodu, naukom buddyjskim, wiedzy tajemnej”.

O. Kramer ma rację, gdy dopomina się o uszanowanie świętości Eucharystii. Natomiast nie ma racji, gdy próbuje ją zawiesić w próżni, gdyż – mówiąc za Kołakowskim – „całkowite oddzielenie sacrum i profanum nie jest ani możliwe, ani pożądane”.

Mszę można też popsuć przez przedstawienie jej w mediach. Nieudolne lub celowe, czyli takie, które będzie służyło z góry przyjętym założeniom. Fragment wypowiedzi ks. Seniuka, który został odebrany jako polemika z Episkopatem, nie dawał podstaw do takiej interpretacji: „My nie jesteśmy episkopoi, ale presbiteroi i każdy na swoją miarę czujemy odpowiedzialność za te niesprawiedliwości rzucane na pana. To prawda, że nieraz w poczuciu bezsilności milczymy wtedy, kiedy trzeba wołać, że tak nie można, że tak nie mówi Ewangelia. Prosimy, wybaczcie nam i także tym wszystkim, którzy nie wiedzą, co czynią”.
 

Księża podzielili Kościół?

Pytają niektórzy, czy odprawiający mszę u wizytek sprzeniewierzyli się swojemu powołaniu, bo wypowiedzieli posłuszeństwo biskupom? Czy szukali poklasku i dlatego krytykowali innych księży i biskupów? A przede wszystkim: jak śmieli kogokolwiek przepraszać w naszym imieniu?

Otóż postąpili tak z prostego powodu. Próbowali naśladować papieża, namiestnika naszego Pana na ziemi. W przemówieniu do duchowieństwa rzymskiej diecezji Franciszek powiedział: „Jeśli widzicie, że straciłem coś ze swego kapłaństwa, proszę, powiedzcie mi o tym! I jeśli nie możecie mi tego powiedzieć prywatnie, powiedzcie publicznie: »Nawróć się!«”. Używając kościelnego języka, należy powiedzieć, że jak biskupi mają obowiązek napominać prezbiterów, tak prezbiterzy mają obowiązek napominać biskupów.

Idąc dalej, trzeba powiedzieć, że jak duchowni mają obowiązek napominania świeckich, tak świeccy mają obowiązek napominać duchownych. Kościół budują ci, którzy zaufali Jezusowi, sobie nawzajem i również światu, gdyż wierzą, że jest on dziełem Boga – jednym słowem tam, gdzie więzią jedności jest miłość, konflikt jest rzeczą normalną, a nawet pożądaną.

Oczywiście tam, gdzie nie ma miłości, konflikt prowadzi do wojny, w której najbardziej cierpią niewinni i słabi. Za przykład niech posłuży los ks. Antonia Rosminiego-Serbatiego (1779–1855), który m.in. za książkę „O pięciu ranach Kościoła świętego” został osądzony przez Święte Oficjum. W 2001 r. ta sama instytucja odwołała oskarżenie o herezję i zrehabilitowała ks. Rosminiego, a podpisujący wówczas dokument kard. Joseph Ratzinger już jako papież wyniósł go na ołtarze.

I co z tym fantem zrobić? Nic. Papież Franciszek na ciele Kościoła doliczył się nie pięciu, ale piętnastu ran. Większość tych ran (jeśli nie wszystkie) zadali Kościołowi nie jego wrogowie, ale sami chrześcijanie, katolicy. Często nie ze złej woli i braku pobożności, ale z nadmiaru pewności siebie: z tego, że za prawdę uważamy tylko to, co potrafi się zmieścić w naszych głowach. Wszystko jedno, czy jest to głowa świecka, księżowska czy biskupia.

A jeśli tak, to Alleluja! Mamy co robić. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Jezuita, teolog, publicysta, poeta. Autor wielu książek i publikacji, wierszy oraz tłumaczeń. Wielokrotny laureat nagród dziennikarskich i literackich.

Artykuł pochodzi z numeru TP 33/2015