Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Autor tych słów (a niżej podpisany) obiecuje solennie, że powstrzyma się odtąd od formułowania przepowiedni, dotyczących pomysłów i działań wybitnych polityków XVII wieku, zajmujących dziś stanowiska rządowe; byłyby to wróżby samospełniające się. Przy okazji wyraża jednak zadowolenie z nieuchronnego powrotu tradycyjnego zwyczaju czytania trefnych książek pod szkolną ławką (jak to w poprzednim numerze "Tygodnika" skonstatował już w komentarzu Andrzej Franaszek), co zwiększy nakłady niejednego arcydzieła. Skądinąd MEN, głosząc program wychowania patriotycznego, zamiast wykreślać z lektur szkolnych utwory budzące w świecie szacunek dla polskiej literatury i polskiej mowy, mógłby zająć się nieco skuteczniejszymi sposobami pomnażania szacunku dla niej wśród samych rodaków. Wolno sądzić, że wielu kłopotów, a nawet kryzysów w naszym życiu politycznym dałoby się uniknąć, gdyby niektóre, tak często dziś stosowane, wyrazy obce przetłumaczono najzwyczajniej na język polski, z ogólnie dostępnym słownikiem wielkiego Kopalińskiego w ręku. Termin "korupcja" tłumaczy się tam jako "sprzedajność, przekupstwo". Gdyby stosować te proste określniki zamiast obcego terminu, nikt nie miałby wątpliwości, o co chodziło i co się stało w pokoju pani Renaty Beger. Niezależnie od układów, znajomości, a nawet grzechów tych osób, jakie w zajściu uczestniczyły, sam fakt nie mógłby budzić żadnych wątpliwości: chodziło o próbę przekupstwa. Dobre, stare, jednoznaczne polskie słowo wyklucza tu wszelkie "semantyczne nadużycia".
Czeka tylko na odpowiedź pytanie - dlaczego pan poseł Marek Kuchciński, szef klubu PiS, nie chce mówić o istocie sprawy, czyli o wypadku przekupstwa, lecz tylko o tym, kto i dlaczego nam ten wypadek pokazał? Odpowiedź jest prosta: nie mówi, bo jest dżentelmenem. Dżentelmeni o faktach nie dyskutują.