Futurologia i wychowanie

50 lat temu, w 1968 roku Stefan Wilkanowicz na łamach "Tygodnika" przewidział powstanie Unii Europejskiej i banalizację telewizji wynikającą z nadmiaru kanałów - w czasach, kiedy w PRL istniał zaledwie jeden... A czego nie udało się przewidzieć naszemu Autorowi?

31.12.2017

Czyta się kilka minut

Reklama produkowanego w latach 1957-62 w NRD telewizora Komet firmy KUBA. Luksusowy telewizor ważył blisko 150 kg, a jego czarno-biały ekran miał 23 cale.

Przed kilkoma laty ogłosiliśmy w „Tygodniku” konkurs pt. „Myślę o swojej przyszłości”. Wypowiadali się w nim bardzo różni ludzie zwierzając się ze swych marzeń, przewidywań i obaw. Były to na ogół rozmyślania na dystans kilku czy kilkunastu lat, z założenia ograniczone do spraw osobistych, rzadko tylko związane z przewidywaniami dotyczącymi ewolucji społeczeństwa, zmianami gospodarczymi, politycznymi czy kulturalnymi. Autorzy z zasady bazowali na tym co jest, nie przewidując jakichś większych zmian. Wypowiedzi takie są ciekawe ze względu na postawy piszących, nie są natomiast specjalnie interesujące dla futurologów.

Ci ostatni natomiast zorganizowali w ubiegłym roku konferencję pt. „Problemy przewidywania przyszłości a model kultury” (Tarda, 22-24 maja 1967). Bogaty dorobek tego spotkania przedstawiony został obszernie, choć z konieczności fragmentarycznie i skrótowo w dwóch kolejnych numerach „Kultury i społeczeństwa” (4/1967 oraz 1/1968).

Zagłębiając się w gąszcz poruszonych tam problemów i dyskutantów ma się ochotę powtórzyć za Villonem: „...chudziak ja ubogi, nie mnie rozprawiać tak podniosło”. To więc co chcę przedstawić, będzie w pół drogi pomiędzy wypowiedziami uczestników konkursu a prognozami trustu mózgów z Tardy. Czy jednak taka opinia wkraczająca w dziedzinę przewidywania przyszłości świata a pozbawiona zupełnie naukowego zaplecza może mieć jakąkolwiek wartość? Sądzę, że może mieć wartość o tyle, o ile wniesie jakieś nowe punkty widzenia, sformułuje hipotezy mogące pobudzić wyobraźnie i dać impuls do głębszej analizy, dostrzec sprawy pomijane czy lekceważone. Czytelnik osądzi, czy poniższe uwagi choć jeden z tych warunków spełniają. Nie chodzi tu jednak o samo przewidywanie, ale i praktyczne wnioski, jakie z niego płyną dla wychowania. Budzi bowiem zastanowienie fakt, że w tak licznych dziś dyskusjach na temat wychowania młodzieży tak mało mówi się o przyszłości; jakby ich uczestnicy milcząco zakładali jako punkt dojścia stan społeczeństwa na dzień dzisiejszy plus postęp polegający jedynie na mnożeniu dóbr i dostrzegalnych wartości, zaś pomniejszeni i usuwaniu dostrzegalnych bolączek. Przy tym stan społeczeństwa rozpatruje się praktycznie w izolacji od wielkich problemów współczesnego świata.

Na spotkaniu w Tardzie widziano oczywiście stale rosnący wpływ rozwoju sytuacji światowej na społeczeństwo polskie i postulowano kształcenie poczucia odpowiedzialności za losy świata. Ale właściwie nie wyciągano z tego praktycznych wniosków. Nieraz było to po prostu za trudne. Pewne przewidywania w skali światowej wydawały się niepoważnym, a w każdym razie nienaukowym fantazjowaniem. Działa t także postawa metodologiczna: autorzy prognoz opierali się na ogół na ekstrapolacji zauważonych tendencji, formułując hipotezy, które niekiedy nosiły charakter hipotez „samozapobiegających”, tzn. wywołujących potrzebę przeciwdziałania przewidywanemu rozwojowi wypadków. Stąd na przykład przewidywania, że dysproporcje między krajami bogatymi i ubogimi będą się raczej powiększały chociaż skądinąd prowadzi to do katastrofy, zaś stopa życiowa przeciętnego Polaka będzie rosła proporcjonalnie do obecnego tempa wzrostu i jakby niezależnie od światowych perturbacji, chociaż wiadomo, że tak nie będzie.

Nie jest to zresztą żaden zarzut pod adresem autorów prognoz, oni musieli tak postępować. Ale publicystę nie obowiązują rygory naukowego warsztatu, chociaż obowiązują wymogi logicznego myślenia i obowiązuje wyostrzenie świadomości własnych uproszczeń czy opuszczeń.

Spróbujmy więc zadać sobie prostoduszne i naiwne pytanie: jak będzie wyglądał świat za jakieś 20-30 lat, czyli jak będzie wyglądał świat kierowany przez ludzi dziś dorastających a rozsadzany od wewnątrz przez dziś rodzących się?

Oto hipoteza futurologa-amatora: będzie to świat stanowiący jedność, pluralistyczny i lewicowo-demokratyczny.

Mówiąc „stanowiący jedność”, mam na myśli nie tyle powstanie jakiegoś jednego państwa wedle wzorów obecnie istniejących, ile ten stopień rozwoju instytucji międzynarodowych, który tworzy skuteczną przeciwwagę dla suwerennych i megalomańskich państw, który zabezpieczy niezbędne minimum planowania i kooperacji. Nie warto się zastanawiać w tej chwili, jak to będzie wyglądało, istotne jest to, że instytucje międzynarodowe przestaną być jedynie dość niedoskonałym forum dysput i negocjacji, a otrzymają część kompetencji dzisiejszych rządów, czyli otrzymają realną, choć ograniczoną władzę, w znacznie mniejszym niż dziś stopniu zależną od kontredansów klasycznej dyplomacji.

Przypuszczenie o takim rozwoju sytuacji płynie z przekonania, że jest to konieczność życiowa ludzkości. Stan obecny wydaje mi się nie do utrzymania, ponieważ w jego ramach nie ma możliwości rozwiązania najbardziej palących problemów (wyścig zbrojeń, eksplozja demograficzna i związana  z nią pauperyzacja); jego konserwacja doprowadziłaby raczej do katastrofy atomowej. Może zresztą doprowadzi, wcale tego wykluczyć się nie da.

Także nie wydaje się prawdopodobne szybkie powstanie jakiegoś światowego imperium, żadna bowiem ze stron nie ma odpowiednich środków, aby osiągnąć taki stan bez wojny nuklearnej. Poza Chinami, tendencje rozwojowe raczej cechuje dążność do pluralizmu i znalezienia nowych form demokracji. Moda na maoizm jest wyrazem zmęczenia i protestu wobec oportunistycznej stagnacji, nie ma natomiast głębszych korzeni społecznych ani realnej, skutecznej siły. A i w samych Chinach nie jest wcale pewne, czy rewolucja kulturalna utrzyma się na dłuższą metę. Równie prawdopodobne jest pogłębienie się chaosu i w konsekwencji odwrót od rewolucyjnego ekstremizmu.

Dążenia do jedności wcale nie wykluczają pluralizmu, przeciwnie, nawet do niego prowadzą. Najlepszym tego przykładem może być bliskie już realizacji wprowadzenie na szerszą skalę satelitów komunikacyjnych. Dzięki nim za kilka, najdalej za kilkanaście lat będzie można na całej kuli ziemskiej bez trudu odbierać programy telewizyjne wszystkich technicznie rozwiniętych krajów. To rozszerzenie zasięgu stacji telewizyjnych na cały świat spowoduje zapewne ewolucję ich programów w kierunku udoskonalenia strony wizualnej, zaś ograniczenia i uproszczenia słownej – aby osiągnąć maksymalną zrozumiałość dla odbiorców mających słabą znajomość obcych języków. W rezultacie programy te w pewnym stopniu się do siebie upodobnią. Niemniej dla przeciętnego odbiory ta nowa sytuacja spowoduje wzrost pluralizmu, gdyż zamiast jednego czy dwóch będzie miał do wyboru dziesięć czy dwadzieścia programów, bardzo jednak się różniących pomiędzy sobą a adresowanych także do niego. Telewizja zmieni zupełnie swoje oddziaływanie – zamiast prowadzić do ujednolicenia poglądów i postaw odbiorców, będzie wpływała na wzrost ich różnorodności. Dziś telewidz brodzi się często przed narzucanymi mu niejednolicowymi opiniami, jutro będzie cierpiał z powodu ich różnorodności i trudności wyboru. A dodać jeszcze trzeba, że do niejednego zakątka naszego globu telewizory mogące odbierać Nowy Jork, Paryż, Moskwę, Pekin czy Tokio dotrą wcześniej, niż kanalizacja a może nawet pług.

Oczywiście, jakiś rząd mógłby nie dopuścić do użytkowania tego typu odbiorników. Ale niewątpliwie byłoby to odczuwane przez ogół jako odrażająca i oburzająca dyskryminacja, jako krzyczące naruszenie podstawowych  praw człowieka, jako dowód wstecznictwa.

Napisałem powyżej, że za 20-30 lat świat będzie lewicowo-demokratyczny. W pierwszej chwili chciałem napisać socjalistyczny, ale zawahałem się, bo ten termin wydał mi się zbyt szeroki i zbyt wąski zarazem. Zbyt szeroki, bo nawet w krajach socjalistycznych teoretyczne i praktyczne kształty socjalizmu coraz bardziej się różnicują. Z drugiej strony narastają różnorakie tendencje lewicowe, nie zawsze mające wiele wspólnego z Marksem czy innymi teoretykami socjalizmu. Sądzę zaś, że te kierunki będą miały swoje miejsce w przyszłym świecie. Może więc najprościej mówić o lewicowo-demokratycznym obliczu świata – to określenie jest wystarczająco szerokie i zarazem wystarczająco ukierunkowane.

Czy jednak te kierunki można rzeczywiście wykluczyć? Niemało mamy na świecie wojskowych dyktatur i liczba ich raczej rośnie. Ostatni ferment wśród młodzieży ukazał również niespodziewane wpływy rewolucyjnych ekstremistów. Niemały jest także strach w społeczeństwach bogatych przed naruszeniem ustalonego ładu. A jednak sądzę, że przyszłość należy do nurtu lewicowo-demokratycznego, bo on wydaje mi się najbardziej zgodny z potrzebami ludzkości. Odpowiada potrzebie głębokich zmian cywilizacyjnych eksponujących zasadę ogólnoludzkiej solidarności i poczucie godności człowieka rozwija się pod wpływem palącej konieczności związanego z wyścigiem zbrojeń i powiększeniem się dystansu pomiędzy ubogą i bogatą częścią ludzkości.

Oczywiście wszystko może potoczyć się inaczej, w całkiem nawet przeciwnym kierunku. Ale to już bardziej chyba interesowałoby eschatologów niż futurologów.

*

Jakie z tych przewidywań wypływają wnioski dla wychowania? Jak powinni być przygotowani ludzie do życia w zjednoczonym i pluralistycznym świecie? Największym błędem byłoby wychowanie pod kloszem, próby izolacji. Na nic to się nie zda, rezultaty będą odwrotne: chwiejność i sceptycyzm, infantylizm i brak krytycyzmu. Należy założyć, że młody człowiek będzie żył w gmatwaninie różnych i nieraz sprzecznych prądów myślowych, że będzie coraz intensywniej bombardowany przez różnorodne informacje albo różnorodne interpretacje wydarzeń, że będzie bezustannie konfrontował swoje poglądy, swoją stopę życiową, sposób zachowania się z poglądami, sytuacją i obyczajami innych. Zaścianków już nie będzie, człowiek będzie mieszkał jakby na rynku. Nie powinien tracić głowy, nie powinien ulegać coraz to nowym wpływom, powinien natomiast wiedzieć, czego che – i umieć wartościować.

Te umiejętności nie biorą się z powietrza, trzeba je wypracować. Ma tu znaczenie system nauczania, sposób funkcjonowania masowych środków przekazu, styl działania instytucji życia społecznego, szerokość terenu dla osobistej inicjatywy. Wszystko to wymaga solidnej refleksji i rzetelnego wyciągnięcia wniosków praktycznych. Niech nikt się nie łudzi, że wystarczy zwiększona porcja dyskusji na tych czy innych zebraniach, choć od tego trzeba zacząć, i to jest stosunkowo najłatwiejsze.

Życie w pluralistycznym świecie wymaga dwóch wzajemnie się uzupełniających umiejętności: znajdowania tego co wspólne jako bazy dla współpracy oraz jasnego wyznawania własnych przekonań. Tylko posiadanie obu tych sprawności tworzy postawy społecznie wartościowe. Inaczej powiedziawszy – chodzi o postawę dialogu. To słowo jest dziś bardzo modne, ale niestety często używane jedynie po to, aby zamanifestować własną postępowość i humanizm. Prawdziwy dialog wymaga oczywiście dobrej woli, ale także i umiejętności. Jeden  z polsko-amerykańskich socjologów, prof. Klemens Jędrzejowski, od kilku lat pracuje nad dialogiem jako metodą nauczania – oto przykład poważnego potraktowania zagadnienia.

Stary Arystoteles zauważył, że aby posiąść cnotę, trzeba ją praktykować. Nie tyle więc trzeba się teoretycznie przygotowywać do życia w pluralistycznym świecie, ile uczyć się żyć w pluralistycznym społeczeństwie, jakim jest społeczeństwo polskie. Szybkość tego uczenia się zależy od ogólnego klimatu. Potrzebna jest odwaga i szczerość, proletariacka szczerość, jak dawnej mawiano.

*

Życie w zjednoczonym świecie wymaga wyrobienia zmysłu solidarności ponadnarodowej, a jednocześnie honorowych cech patriotyzmu. Potrzebna tu jest nie tylko dobra, wszechstronna i pogłębiona informacja o „szerokim świecie”, a zwłaszcza o wszystkim co odnosi się do podstawowego zadania, jakim jest wyrównanie pogłębiających się dysproporcji. Potrzebna jest zwiększona ilość kontaktów osobistych o rozmaitych formach: od uprawianego przez młodzieżowe pisma pośrednictwa w nawiązywaniu międzynarodowych znajomości do wspólnych wakacyjnych obozów pracy.

Ale bądźmy realistami. Nie mamy, na szczęście, tradycji kolonializmu, ale i wskutek tego dobrej znajomości krajów zamorskich. Funkcjonowało powiedzenie, że może Polak nie wiedzieć co to może, gdy pilnie orze. Mimo niezłego eksportu królów i rewolucjonistów nawet słonie interesowały nas głównie w związku ze sprawą polską. Trzeci Świat jest dla nas światem obcym, nie znanym i jeszcze takim jakiś czas pozostanie. To jest poniekąd naturalne. Ale nie jest naturalne, jeżeli nasi najbliżsi sąsiedzi w gruncie rzeczy są dla nas także dość nie znani. Sąsiedzi, z którymi nas wiążą ścisłe więzy ideologiczne, polityczne i gospodarcze. Jest to zbyt wielkie i zbyt skomplikowane zagadnienie, żeby je w tym miejscu rozwijać.

Zresztą i w Polsce nie znikły całkowicie problemy narodowościowe, choć sytuacja w tej dziedzinie jest bez porównania lepsza niż przed wojną. Nadal o wiele łatwiej jest uprawiać ekumenizm z holenderskimi protestantami niż z prawosławnymi Ukraińcami i Bieszczadach.

W historii Polski najczęściej widzimy pasmo bohaterskich walk w obronie czy też o niepodległość narodu. Mniej już nas interesuje na przykład historia polskiej myśli politycznej i koncepcji politycznych. A tymczasem w perspektywie nadchodzącej przyszłości może najbardziej powinny nas interesować dzieje pasjonującego eksperymentu Rzeczypospolitej Obojga Narodów. W oparciu o refleksje nad perypetiami tego eksperymentu patriotyzm polski powinien się zabarwiać konkretnym i praktycznym uniwersalizmem. Nie ma oczywiście powrotu do jagiellońskich koncepcji ani do snów o „międzymorzu”. Ale pozostają doświadczenia współżycia narodów, doświadczenia integracji, imponujące i gorzkie zarazem. Pozostaje żywa świadomość, że Polska leży w Europie środkowej, i że ma tej części świata coś do dania. W dobie poszukiwań integracyjnych formuł dla nowoczesnego Polaka nastawionego na przyszłość, historia Polski jest naturalnym punktem oparcia. Jej wielkość budzi zdrową ambicję pokazania ludzkości, że Polacy mogą się skutecznie przyczynić do znalezienia rozwiązań trapiących ją problemów.

Tekst opublikowany w "Tygodniku Powszechnym" nr 30/1968,

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]