Ośmiornica w sosie własnym

Nepotyzm budzi sprzeciw, ponieważ łamie zasady sprawiedliwości, równości szans i dostępu do dóbr. Faworyzuje irracjonalne więzi w sytuacjach, w których oczekujemy zastosowania bezstronnego kryterium kompetencji.

24.03.2009

Czyta się kilka minut

Fot. Sanja.Gjanero /
Fot. Sanja.Gjanero /

Oto typowy schemat: problem trwa latami, wszyscy wiedzą, lecz mało kto się przejmuje. Aż prasa ujawni nowy bulwersujący przypadek, zwany następnie "aferą". Wzbudza to lawinę komentarzy, czasem polityczne reperkusje. Np. - u nas to już rytuał - powołuje się parlamentarną komisję śledczą.

Modelowym przypadkiem ujawnienia korupcji i nadużyć władzy była afera Rywina. Dziś uwagę opinii publicznej przykuł problem nepotyzmu. Stało się tak za sprawą wicepremiera Waldemara Pawlaka, a ściślej: dwóch dziennikarzy "Dziennika", Michała Majewskiego i Pawła Reszki, którzy 11 marca rozpętali kolejną burzę artykułem "Pawlak, konkubina i interesy robione na boku".

Medialna geneza takich debat - nie inicjują ich przecież etycy ani socjologowie, tylko dziennikarze - przesądza o ich doraźnym, nieakademickim charakterze. Szybko wybuchają i zamierają, a uwaga prasy i publiczności podąża ku nowszym tematom.

Ulubieńcy

Warto zajrzeć do Kopalińskiego. W "Słowniku wyrazów obcych i zwrotów obcojęzycznych" czytamy, że nepotyzm to: "nadużycie zajmowanego stanowiska przez faworyzowanie, protegowanie krewnych a. ulubieńców - łac. nepos dpn. nepotis »bratanek; wnuk«". Prócz bratanków i wnuków zapamiętajmy ulubieńców: kochanki, szkolnych kolegów, przyjaciół z wojska, krajan itp. Możliwe jest więc rozszerzające rozumienie nepotyzmu jako praktyki wykraczającej poza rodzinny krąg. Nepotyzm to promowanie swoich zamiast kompetentnych.

Jak objaśnia Wikipedia, "bratanek" czy "siostrzeniec" to średniowieczne eufemizmy; w owych czasach duchowni często zabiegali o stanowiska dla nieślubnych synów i powinowatych, ale "praktykom tym kres położyła bulla papieża Innocentego XII z 1692 r., która raz na zawsze zakazała papieżom nadawania urzędów i godności jakimkolwiek krewnym". Oczywiście oficjalny zakaz i realna praktyka to nie to samo, ale ważne jest publiczne sformułowanie zasady: nazwanie zła złem, zgorszenia zgorszeniem.

Dlaczego pojęcie nepotyzmu odnoszono pierwotnie do Kościoła, a nie innych instytucji życia publicznego? Powód jest oczywisty: w polityce świeckiej rządziły zasady dynastyczne, stanowiska były dziedziczone lub na innych zasadach powierzane członkom rodu. To samo dotyczyło handlu, rzemiosła i banków, w których zawód i przedsiębiorstwo przechodziły z reguły z ojca na syna (firmy rodzinne istnieją do dziś, lecz z normy stały się wyjątkiem). W ówczesnym świecie to, co nazywamy nepotyzmem, było więc praktyką naturalną i zgoła nienaganną. Niestosowną stawało się dopiero po przeniesieniu na teren Kościoła - wśród duchownych o awansie z założenia decydować wszak miały zalety duchowe. Stąd wspomniana bulla papieska, a także znacznie wcześniejszy celibat księży wprowadzony przez Sobór Laterański I w roku 1123 (w Polsce od roku 1197), m.in. w celu "defeudalizacji" Kościoła.

W polityce problem nepotyzmu wystąpił z całą ostrością wraz z pojawieniem się demokracji, wprowadzającej kryterium kompetencji i zasadę obieralności osób sprawujących kierownicze stanowiska (myślę o demokracji nowożytnej, ale tak samo bywało w Atenach i Republice rzymskiej). Można też mówić o nepotyzmie w działalności gospodarczej, ale właśnie wskutek pewnej jej demokratyzacji. Oto więc istota problemu: nepotyzm jest nie tyle zły, co z gruntu obcy podstawowym zasadom demokracji. Można nawet pokusić się o ryzykowne wyjaśnienie: owa obcość wzajemna stąd wynika, że nepotyzm jest wytworem natury, zaś demokracja kultury.

Ludzie są tylko ludźmi. Bardzo trudno im pojąć, że w sytuacjach publicznych nie powinni faworyzować krewnych i przyjaciół. Jest to tym trudniejsze, że wymaga diametralnej zmiany reguł przy przejściu od sfery prywatności do sfery publicznej. Członków rodziny winniśmy wszak kochać i dbać o ich dobro, m.in. wykształcenie, pozycję społeczną itp. Chcemy, by nasze dzieci zawarły szczęśliwe małżeństwa, by nie cierpiały nędzy, a nawet by w miarę możności robiły karierę. Przyjaciół mamy szanować i wspierać. Ich też znamy najlepiej, dlatego w sposób naturalny wśród nich szukamy współpracowników. O wszystkim tym trudno zapomnieć po wyjściu z domu i przekroczeniu progu urzędu czy firmy. To jakby nieludzkie - trudno porzucić naturalny odruch popierania "swoich" kosztem "obcych".

Zauważmy wreszcie, że mówiąc o nepotyzmie mamy raczej na myśli świat wysokich stawek (zysków i strat). Nie mówimy o nim w przypadku właściciela straganu z warzywami zatrudniającego żonę i syna - ba, wcale nas to nie martwi. Martwi natomiast analogiczne zachowanie polityka lub bogatego biznesmena, przy których ogniu ogrzeje ręce niejeden bratanek.

Siostra korupcja

Socjolog Pierre L. van den Berghe, który prowadził badania terenowe nad etnicznością w RPA, Meksyku, Gwatemali, Iranie, Libanie, Nigerii, Peru i Izraelu, stworzył teorię "nepotyzmu etnicznego". Opisywał rasizm i etnocentryzm jako nepotyzm rozciągnięty na szeroko pojętych krewnych - zbiorowość symboliczną, jaką jest plemię, klan, naród. Myśl ta, choć uznana za kontrowersyjną, nie jest całkiem od rzeczy. Szereg zachowań praktykowanych w naszych społeczeństwach i pochwalanych jako patriotyczne - z innej, nieetnocentrycznej perspektywy uznalibyśmy za niestosowne.

Od siebie Polacy (oraz inne narody) oczekują patriotyzmu i mają go za cnotę, w wydaniu innych budzi jednak ich niepokój. "My" mamy wspierać swoich, "oni" niekoniecznie. Przypisywany "obcym" nepotyzm etniczny staje się często elementem negatywnego stereotypu. Klasycznym przykładem jest przekonanie antysemitów, że Żydzi popierają sekretnie swoich pobratymców, rugując gojów z intratnych stanowisk (nie przeszkadza to oczywiście oskarżać Żydów o zbrodniczą niewrażliwość na los współbraci w okupowanej Europie czy o okrucieństwo wobec swoich w gettach i obozach).

Nepotyzm zarówno zwykły, jak etniczny budzi sprzeciw dlatego, że łamie zasady sprawiedliwości, równości szans i dostępu do różnych dóbr. Faworyzuje rodzinę (lub rodaków) w sytuacjach, w których oczekujemy zastosowania bezstronnego kryterium kompetencji.

W świadomości społecznej nepotyzm funkcjonuje w kręgu pojęć pokrewnych - takich jak korupcja, dyskryminacja, klientelizm. Uważa się - często nie bez pewnej racji - że skoro jest symptomem demokratycznej dysfunkcji, mogą mu towarzyszyć i inne zjawiska. Inaczej mówiąc, skoro już demokracja w danym kraju niedomaga, to zapewne na wielu frontach. Nepotyzm kojarzy się nie tylko z korupcją i dyskryminacją - także z destabilizacją i brakiem demokracji, jej mniej lub bardziej fasadowym charakterem.

Obywatele bogatych demokracji Zachodu i Północy skłonni są odruchowo kojarzyć to zjawisko z biedniejszym Wschodem i Południem, gdzie demokracja jest wątła i grasują dyktatorzy. Nie jest to, niestety, skojarzenie całkiem mylne - w Trzecim Świecie nepotyzm i jego siostra korupcja przybierają katastrofalne rozmiary, stając się naczelną zasadą ostentacyjnie organizującą świat polityki.

Łatwo pochylać się z troską nad losem tonących w nepotyzmie Indii, Azerbejdżanu, Malediwów czy Korei Północnej i Fidżi, zapominając o sobie.

Opinia publiczna Zachodu czyta rzecz jasna o głośnych aferach korupcyjnych we własnych krajach. Słyszała o dynastiach Kennedych i Bushów, o tym, ile wiceprezydent Cheney i koncern naftowy Halliburton zarobili na wojnie z Irakiem, o prywatnym imperium Berlusconiego i dziesiątkach innych skandali. Jednocześnie nepotyzm i korupcja kojarzone ze słabością demokracji jawią się jako specjalność krajów zacofanych i peryferyjnych, w tym naszego. U nich, powiada się, są wyjątki od reguły, u nas to reguła. Stereotypy zastępują wiedzę. Rzec można, że wektor stereotypizacji skierowany jest w Europie tradycyjnie z Zachodu na Wschód - przeciwnie do wektora wiedzy.

Niebezpieczne związki

Kiedy dwa lata temu wyszło na jaw, że nepotyzm uprawia nominowany przez George’a W. Busha dyrektor Banku Światowego Paul Wolfowitz, przez światowe media przetoczyła się fala oburzenia: "Prezes Wolfowitz, który poświęca wiele czasu na pouczanie krajów Trzeciego Świata o złu korupcji, przyłapany na skandalicznym promowaniu partnerki"

(www.soxfirst z 9 kwietnia 2007). "Po objęciu posady Wolfowitz poinformował komisję etyczną Banku o tym, że utrzymuje nieformalny związek z pracownicą centrali Banku zajmującą się Bliskim Wschodem. [...] Komisja etyczna zasugerowała, że wobec konfliktu interesów Riza powinna zostać przeniesiona do pracy poza Bankiem, a w ramach rekompensaty nagrodzona awansem i podwyżką. Nikt chyba się nie spodziewał jednak, że Wolfowitz nakaże awansowanie Rizy na stanowisko odpowiadające wiceprezesowi Banku Światowego [...]. Gdy w ostatnich dniach wyszło na jaw, że to Wolfowitz osobiście ustalił warunki dalszej pracy Rizy, a na dodatek początkowo próbował ukryć swoją rolę, Bankiem zatrzęsło" ("Gazeta Wyborcza" z 14-15 kwietnia 2007). Na nowym stanowisku dostała więcej niż sekretarz stanu Condoleezza Rice.

"Shaha Ali Riza pochodzenia libijsko-saudyjskiego, wychowana w Tunezji i wykształcona w Wielkiej Brytanii pozostaje w romantycznym związku z Wolfowitzem od 2001 r., który po 30 latach małżeństwa jest w separacji z żoną" ("The Guardian" z 7 kwietnia 2007).

Wolfowitz podał się do dymisji 17 maja 2007 r. W kwestii dymisji Pawlaka (którego sytuacja rodzinna wydaje się łudząco podobna) zdania w Polsce są podzielone. Dominika Wielowieyska uważa, że wicepremier złamał reguły przyzwoitości, jednak powołując się na Maxa Webera przypomina, że w polityce obowiązuje etyka odpowiedzialności, a nie przekonań. "Serce podpowiada, że powinien zapłacić dymisją. Rozum - że Polska potrzebuje politycznej stabilizacji, a Pawlak nie przekroczył jednak granicy, poza którą dymisja jest nieunikniona. [...] Pozostaje jednak pytanie, czy Tusk - kierując się moralnym rygoryzmem - powinien rozbić koalicję rządzącą i wyrzucić Pawlaka z rządu? To oznaczałoby zapewne nowe wybory" - pisze dziennikarka ("Gazeta Wyborcza" z 20 marca).

Przyznając jej sporo racji, spytać jednak wypada, czy konieczność przebaczenia Pawlakowi w imię politycznej stabilizacji nie świadczy aby dobitnie o jej kruchości? Tusk pogroził mu palcem i na przykładzie senatora Misiaka pokazał, co by z nim zrobił, gdyby był z jego podwórka. Sam szykuje ustawę poselskich czystych rąk, lecz nie jest wcale pewne, czy zyska dla niej dość głosów, zwłaszcza koalicyjnego partnera.

Pełno Makiawelów

PiS marzyłby oczywiście o wyłuskaniu PSL z koalicji. Zaciera więc ręce i czeka, tym razem nie kwapiąc się do ciskania antykorupcyjnych gromów. Tylko mająca trudności z rozpoznaniem partyjnej linii Nelly Rokita ironizowała: "Bardzo chwalę pana Pawlaka, że znalazł pracę dla swojej mamy" ("Dziennik" z 17 marca). O "nepotyzmie czystej wody" mówił też jej partyjny kolega Arkadiusz Mularczyk ("Dziennik" z 11 marca), który wybiegł przed szereg, zanim linia została ustalona.

Do tego, że nie ma takiego kota, którego nie dałoby się wykręcić ogonem, gdy ojczyzna w potrzebie, Jarosław Kaczyński powinien już dawno wszystkich przyzwyczaić. Nie przyzwyczaił Moniki Olejnik, nadal zadziwionej krótką pamięcią ekspremiera: "Pan Kaczyński upomina i przypomina, że nie toleruje nepotyzmu". Oczywiście w Platformie. "Szkoda, że zapomniał, co działo się w szeregach jego partii i u koalicjanta. Pierwszy lepszy przykład - Przemysław Gosiewski i praca dla rodziny. Pan prezydent, który załatwił pracę znanemu adwokatowi sopockiemu w PKO BP, w kancelarii tegoż adwokata pracowała córka pana prezydenta. Jarosław Kaczyński zapomniał o słynnej rozmowie Renaty Beger w hotelu sejmowym, gdzie jego zaufany człowiek proponował pani Renacie lukratywną posadkę. Adam Bielan (PiS) nawet doradza Tuskowi wyrzucenie Pawlaka z koalicji, tak by postąpił człowiek z zasadami. Bo przecież zasadami kierował się Jarosław Kaczyński. Pamiętamy, jak w 2007 r. we wrześniu wyrzucił Andrzeja Leppera z funkcji wicepremiera, ale już po miesiącu przywrócił go na to stanowisko" ("Gazeta Wyborcza" z 20 marca).

W pełni podzielając uczucia Moniki Olejnik do PiS, nie mogę nie zauważyć, że każdy dziwi się i oburza "wedle właściwości". Stefan Niesiołowski gromi "Dziennik" za nazwanie kochanki Pawlaka strasznym słowem "konkubina", mówi o podłości i chamstwie. Bronisław Wildstein oburza się więc na Niesiołowskiego, nazywając go "osobnikiem", po czym dodaje: "W obronie Pawlaka powielane są różne nonsensy. Jeden z nich to zarzut, że dziennikarze korzystali z »wrogich« inspiracji. Jeśli nawet tak było, niczego to nie zmienia. Intencje informatorów nie mają nic do rzeczy, jeśli dzięki nim można odsłonić prawdę" ("Rzeczpospolita" z 18 marca). Wildstein wierzy w inspiracje (sam też inspirował - vide lista Wildsteina). Nawiązuje do "spiskowej teorii, według której za atakiem na Pawlaka kryje się drugi z wicepremierów Grzegorz Schetyna", a o której opowiada Tadeusz Iwiński ("Dziennik" z 11 marca). I tak dalej. Pełno wokół Makiawelów zapatrzonych w swoje talenty. A gdzie - spytajmy staromodnie - zasady inne niż skuteczność?

***

Trzynaście lat temu prof. Jacek Hołówka powtórzył starą prawdę: "Pewni ludzie nie rozumieją, że polityka - a podobnie nauka, sztuka i religia - ulegają błyskawicznemu zwyrodnieniu, gdy traktuje się je jako pole działania na rzecz osobistych korzyści" ("Res Publica Nowa" z grudnia 1996). Opisał XIX-wiecznego lobbystę Demokratów George’a Washingtona Plunkitta, który z wielkim talentem prowadził zakulisowe gry polityczno-biznesowe, kupował i sprzedawał głosy itp. "Wszystko, co robił Plunkitt, było legalne, choć wszystko, co robił, było nieuczciwe". Latami grał i wygrywał, aż trafił na bezwzględniejszych i bezwstydniejszych od siebie. Tak było kiedyś, dziś winien trafić na bezwzględne prawo, a przynajmniej choć trochę się zawstydzić.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2009