Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Na świecie zrobiłoby się jaśniej, gdyby ludzie przyswoili sobie prostą zasadę: tak to tak, nie to nie, i koniec, kropka. Czarne jest czarne, białe jest białe, a szare w najlepszym przypadku nijakie, mdłe? I rzeczywiście tak bywa, na przykład wtedy, gdy ewidentne zło próbujemy przechrzcić na dobro z tego tylko powodu, że się owo zło nam coraz częściej przydarza, i co ważniejsze – przynosi nam korzyść, niechby tylko przyjemność. Jaki sens ma zadręczanie siebie i innych wyrzutami sumienia, nie lepiej machnąć na nie ręką i zbyć powiedzeniem: co mi tam, ktoś tam, jakieś tam normy będzie mi narzucał, sam wiem, co dla mnie dobre?
I znowu: bywa, że takie podejście do norm etycznych okazuje się zasadne. Prawodawcy, w tym kościelni, bywają omylni. Podobnie jak wydający rozkazy. Stanowiąc prawo, wydając rozkazy, można przekraczać przykazania, łamać je z wielkiej pobożności, w imię obrony Kościoła, jeśli nie samego Boga. Więcej: znamy to z historii Kościoła, można zabijać człowieka, i to w okrutny sposób, i utrzymywać, że to dla jego dobra, dobra wiecznego. Patrz – Inkwizycja, a obecnie sprawa kary śmierci. Na dodatek prawo, choćby nie wiem jak doskonałe, nie jest w stanie przewidzieć wszystkiego, co niesie życie.
Wróćmy jeszcze do trzech pierwszych przykazań Dekalogu. Czy rzeczywiście dotyczą one wyłącznie tych, którzy wierzą w Boga lub mają zamiar uwierzyć? Niekoniecznie. Bóg Biblii nie jest tym, który stoi ponad światem czy z boku. Przeciwnie, jest On ze światem złączony tak ściśle, jak tego dokonać potrafi jedynie Ten, kto potrafi być wszędzie. Po prostu, Stwórcy od stworzenia nie można nijak oddzielić. Dlatego rzeczywistość, w której żyjemy, jawi się nam jako nieustannie dziejące się misterium, wciąż na nowo odczytywane. Misterium, w którym wielu z nas wcale nie do śmiechu. Właściwie trudno jest powiedzieć, z czym mamy do czynienia. Dramat to? Tragedia? Komedia, tragikomedia? Żadna nazwa do tego, co się tutaj dzieje, nie pasuje.
Co więcej, odnalezienie Boga w tym teatrze tylko wyostrza tragizm tego przedstawienia. Wychodzi bowiem na to, że zło, a co za tym idzie również cierpienie, nie jest tylko naszym nieszczęściem, ale również Boga. Wielki Piątek jest na to wystarczającym dowodem. Jak zatem zrozumieć to zamotanie Boga w zło, to uleganie Boga złu? Różnie różne religie na to pytanie odpowiadają i żadna odpowiedź, łącznie z chrześcijańską, nie jest wystarczająca.
Co więc nam pozostaje? Załamać ręce, siąść i płakać? A może wzorem naszych braci ateistów i tych, którzy całą nadzieję pokładają w tak zwanej doczesności, powiedzieć: spokojnie, horyzont wędruje razem z nami.