Nazywam się Poncjusz Piłat

Tak, wątpiący Piłat był chrześcijanom niezbędny, by uspójnić historię o zbawieniu, którego nie byłoby bez ukrzyżowania. Ale nawet gdy to przyznamy, różnica między postacią historyczną a jej religijną „personą” nie przestanie niepokoić.

09.04.2017

Czyta się kilka minut

Jacek Malczewski „Chrystus przed Piłatem”, 1910 r. / Fot. Lwowska Narodowa Galeria Sztuki
Jacek Malczewski „Chrystus przed Piłatem”, 1910 r. / Fot. Lwowska Narodowa Galeria Sztuki

Hegemon nie przedstawia się nikomu z imienia i nazwiska. Nie musi i nie może. Wszyscy go znają. Poza tym sprawuje funkcję, której nie powierza się ludziom skromnym. Przeciwnie: żeby wspiąć się tak wysoko, trzeba mieć nie tylko talent i determinację, ale też rozbuchane ego.

I on, hegemon, uwielbia nasładzać się sobą.

Nie powinniśmy mieć mu tego za złe. Miejsce, z którego spogląda na świat, i rola, którą pełni, wymuszają określone zachowania.

Gdyby zaczął łagodnie przemawiać do niewolnika, który o poranku przyniósł mu strawę, stałby się dla wszystkich zagadką, a nie ma nic gorszego niż hermetyczny władca. Robi zatem to, co robić powinien. Jest człowiekiem rozsądnym.

A jednak coś jest nie tak. Doprawdy, hegemonowi nie jest łatwo. Jest panem innych, ale nie jest panem samego siebie. Mechanicznie wykonuje gesty, którym nie towarzyszą już żadne emocje. Im mniej czuje, tym częściej ulega narcystycznym impulsom i jeszcze częściej się złości. Ale napady gniewu nie są świadectwem jego porywczości. Jak miałby zachować spokój, skoro nie wie już, kim jest?

Nie wolno tak myśleć! Hegemonowi to nie przystoi! Hegemon musi wiedzieć!

Gdy nad Jerozolimą zapada wreszcie zmierzch i palący skwar zwalnia uścisk, prefekt składa ciało na sofie. Znów dokucza mu migrena, więc przyciska do czoła (potem do ust) gąbkę obficie nasączoną wodą. Nie, nie da się opanować tej gmatwaniny myśli.

Nazywam się Poncjusz Piłat, powtarza w myślach hegemon, nazywam się Poncjusz Piłat.

I z trudem, powoli zapada w sen.

Różnica

Rzeczywiście, wszyscy go znają. Każdy, kto miał jakąkolwiek styczność z religią chrześcijańską, o nim słyszał. Wiadomo, że był zarządcą Judei i wydał Jezusa na śmierć przez ukrzyżowanie. Jako postać historyczna odegrał kluczową rolę w planie zbawienia. Bez jego udziału nie mogłoby się wydarzyć to, co konieczne. Właśnie dlatego w 381 r. podczas Soboru konstantynopolitańskiego został włączony do tekstu, za pomocą którego chrześcijanie wyznają swą wiarę. Pojawia się tam – on, poganin! – obok Jezusa Chrystusa i Maryi Dziewicy, by zakorzenić wydarzenia związane z męką Pańską w porządku historycznym, ale też po to, by to, co historyczne, czyli przygodne, połączyć z tym, co wieczne, czyli właśnie konieczne.

A zatem znamy go wszyscy. Ale czy na pewno? Im dłużej analizuję źródła historyczne, im intensywniej studiuję opowieści ewangeliczne, tym więcej mam wątpliwości. Postać prefekta spowija mgła. Piłat składa się z samych sprzeczności.

Jego istnienie potwierdza zaledwie kilka dokumentów, z których najważniejsze są przekazy Józefa Flawiusza i Filona z Aleksandrii. Wynika z nich, że sprawował swój urząd w Judei przez 10 lat (od 26 do 36 r.). Niby długo, a jednak nie wystarczająco długo, by uznać go za zarządcę sprawnego i przebiegłego, który potrafi się układać z poddaną mu ludnością. W rzeczywistości Piłat – świadomie lub w wyniku braku umiejętności strategicznego myślenia – popełniał rozliczne błędy. Jako pierwszy prefekt Judei wszedł w konflikt z Żydami, najpierw profanując ich święte miejsca (z jego rozkazu rzymskie oddziały przemaszerowały przez Jerozolimę z pozłacanymi tarczami, na których widniały wizerunki Tyberiusza, by następnie umieścić je w pałacu Heroda, co zostało odebrane jako religijna prowokacja), a następnie przejmując pieniądze ze świętej ofiary, nazywanej przez Izraelitów korban (przeznaczył je na budowę akweduktu doprowadzającego wodę do Jerozolimy). Flawiusz przedstawia go jako człowieka bezwzględnego i wyrachowanego, niewrażliwego na krzywdę podległych mu Judejczyków, za wszelką cenę próbującego udowodnić swą wyższość, oczekującego bezwarunkowego posłuszeństwa, próżnego i kapryśnego. Ktoś taki z łatwością mógł skazać niewinnego na śmierć, zapominając o całym zdarzeniu jeszcze tego samego dnia (wydawanie wyroków było – jak się zdaje – jednym z jego ulubionych zajęć).

W 36 lub 37 r. Piłat został odwołany ze stanowiska przez Witeliusza, rzymskiego prokonsula, któremu podlegała prowincja syryjska (Judea była jej częścią). Prefekt miał wrócić do Rzymu i stawić się przed obliczem Tyberiusza, by odebrać z jego rąk karę za nadużycia, które popełnił w ciągu lat sprawowania urzędu. Co się z nim stało później, historycy nie potrafią ustalić.

Wedle jednego z wielu podań Piłat popełnił samobójstwo. Nie miało to nic wspólnego z ukrzyżowaniem Jezusa. Źródłem bezbrzeżnego rozgoryczenia Poncjusza było upokorzenie związane z degradacją. Gdy odebrano mu wszystkie godności, jego krnąbrne i narcystyczne usposobienie znalazło ostateczny wyraz w geście autodestrukcji.

Zupełnie inny obraz Piłata wyłania się z Ewangelii. Prefekt Judei jest skonfliktowany z Żydami, ale podstawą tego napięcia jest stosunek do Jezusa, w którym widzi człowieka niewinnego. Nie ma w nim uporu właściwego bezwzględnym prokuratorom, którzy wierząc w moc prawa, mechanicznie wydają wyroki. Ewangeliczna opowieść pokazuje człowieka słabego i targanego wątpliwościami, który do końca nie jest pewien, co powinien uczynić. To nie jest Flawiuszowy decyzjonista, który – powodowany niemal zwierzęcymi popędami – ponad wszystko ceni szybkość reakcji, zmuszając poddanych do celebracji swojej nieustępliwej i impulsywnej natury.

Można powiedzieć, że wątpiący Piłat był chrześcijańskim autorom niezbędny, by uspójnić historię o zbawieniu, którego by nie było, gdyby Chrystus nie został ukrzyżowany. Ale nawet gdy uwzględnimy teologiczne motywacje ewangelistów i późniejszych komentatorów, różnica między postacią historyczną a jej religijną „personą” nie przestanie nas niepokoić. Aby ten niepokój uśmierzyć, musielibyśmy uwznioślić, zabsolutyzować i uznać za prawdziwy tylko jeden z tych dwóch obrazów. Albo zsyntetyzować je za pomocą dialektycznej formuły (dzieje chrześcijaństwa pamiętają wiele takich formuł). Wydaje mi się, że podobna redukcja – choć jej przykłady nieustannie pojawiają się ze strony wierzących i ateistów – jest powierzchowna. Napięcie nie znika, lecz zostaje otamowane. Albo jeszcze lepiej: zasłonięte.

W rzeczywistości nieustannie poruszamy się (przynajmniej ja się wciąż poruszam) między dwoma biegunami, z których każdy przyciąga z magnetyczną siłą.

Dwa królestwa 

Ewangeliści zdawali sobie sprawę ze znaczenia owej różnicy i – mimo że „przemodelowali” prefekta – uczynili z niej jeden z naczelnych tematów swoich opowieści. Spotkanie Piłata i Jezusa jest momentem, w którym to, co historyczne, spotyka to, co wieczne; w którym immanencja zostaje zderzona z transcendencją. Naprzeciw siebie stają przedstawiciele dwóch światów, dwóch królestw. Ich konfrontacja jest konieczna, a zarazem niemożliwa, tak jak niemożliwe jest przyciągnięcie do siebie dwóch przeciwległych krańców naszego metafizycznego doświadczenia. Albo inaczej: przyciągnięcie ich do siebie jest możliwe (powstaje wówczas łuk, który obejmuje zarówno naszą skończoność, jak i tęsknotę za nieskończonością), ale nie można ich ze sobą na zawsze połączyć. Żeby się na chwilę zetknęły, potrzebna jest potężna siła, i ewangeliczna opowieść (zwłaszcza wersja św. Jana) jest właśnie emanacją tej energii.

Jest więcej niż oczywiste, że Piłat nie chce zajmować się sprawą Jezusa. Gdy jeszcze jako dziecko słuchałem opowieści o procesie, wyobrażałem sobie, że jest po prostu gnuśny. Zajęty sobą, zmęczony pełnioną funkcją, odrobinę rozżalony, że przypadł mu w udziale tak niesmaczny kąsek rzymskiego tortu, chciałby mieć święty spokój. A tu przychodzą przedstawiciele Sanhedrynu i żądają (zgodnie z prawem) zatwierdzenia wyroku śmierci na człowieka, na którego ktoś musiał zrobić donos, bo choć nic złego nie uczynił, został aresztowany. U Bułhakowa w dniu procesu Piłatowi dokucza potworny ból głowy, poza tym czuje zapach olejku różanego, którego nie znosi. W takiej sytuacji najłatwiej byłoby po prostu przesłuchać więźnia i podyktować sekretarzowi wyrok, a potem – to wciąż „Mistrz i Małgorzata” – położyć się na sofie, przywołać do siebie ukochanego psa i wreszcie odpocząć. Ale gdy tylko pojawia się Jezus, prefekt czuje, że jego działania zaczynają podlegać jakiemuś tajemniczemu impulsowi. Nie rozumie tej siły, a przy tym nie jest w stanie się jej przeciwstawić.

Co robi Poncjusz Piłat w tej historii? Proste: osądza Jezusa i skazuje go na śmierć przez ukrzyżowanie. To odruchowa odpowiedź, której teologiczna wykładnia już kilka razy majaczyła na powierzchni mojego tekstu. Prefekt jest kluczowym elementem ekonomii zbawienia. Jezus musi zostać postawiony przed rzymskim trybunałem, którego władza rozciąga się na cały ówczesny świat, by – skazany na mękę jako Mesjasz – mógł odkupić ludzkość. Z pewnego punktu widzenia liczy się wyłącznie zbawienie, ale zanim do niego przejdziemy (albo zanim ono przyjdzie po nas), chciałbym się przyjrzeć jednej z wykładni, zgodnie z którą 14. dnia miesiąca Nisan w roku żydowskim 3790 odbyło się coś, co zaledwie przypominało proces, i co być może wcale nie zakończyło się wyrokiem.

W niewielkiej książeczce „Piłat i Jezus” Giorgio Agamben – włoski filozof, który odebrał gruntowne wykształcenie prawnicze i teologiczne – sugeruje, że nie da się znieść sprzeczności między porządkiem ziemskim i boskim, ujawniającej się w tym epizodzie. Jezus musi zostać osądzony, dlatego staje przed Piłatem, ale jego królestwo nie jest z tego świata, w związku z czym doczesny sąd nie może wydać w Jego sprawie prawomocnego wyroku. Stając naprzeciw siebie w jerozolimskim pretorium, namiestnik królestwa ziemskiego i król niebiański inicjują proces, który na dobrą sprawę nigdy nie powinien mieć końca. Dwa światy, dwie przestrzenie, których Jezus i Piłat nie są jedynie reprezentantami, ale do których przynależą, nie mogą się na siebie w pełni nałożyć. Prefekt osądza Mesjasza, który nikogo nie chce sądzić, lecz każdego (każdą i każde) zbawić. Ale świat ziemski – pisze Agamben – nie chce zbawienia (mówiąc ściśle: nie może zbawienia przyjąć tu i teraz, gdyż jest ono sprzeczne z jego ontologią; może przyjść wyłącznie u kresu czasów). Świat doczesny pragnie sprawiedliwości.

Piłat doświadcza powyższej sprzeczności, nawet jeśli jej nie rozumie – stąd jego zachowanie, w którym tyle wątpliwości i niezdecydowania. Dla Agambena zdarzenie w pretorium nie jest jednak wyłącznie dramatem psychologicznym, lecz ma sens teologiczny i polityczny. Piłat i Jezus nigdy nie połączą się w jedną postać, choć jeden jest alter ego drugiego. Oznacza to także, że żadna polityka nie znajdzie nigdy religijnego ugruntowania czy teologicznego uzasadnienia.

Paradoks wiary jest nierozwiązywalny i właśnie na tym polega jego sens i siła.

Nie pamiętam

W „Trzydziestu srebrnikach” Sándor Márai opisuje dzieje Jezusa z perspektywy ludzi, którzy żyli wówczas w Galilei i Judei. Czy mieli świadomość, co tak naprawdę się dzieje? – pyta węgierski pisarz. Czy mogli przypuszczać, że właśnie wydarza się coś, co naznaczy dzieje świata w tak dramatyczny sposób? Nie, nie mogli. Ich forma życia wspierała się na innych fundamentach. Wciąż jeszcze wyznawali inne wartości. Pocieszenia szukali w innych rytuałach.

Gdybyśmy zredukowali postać Piłata i wybrali jako prawdziwą historyczną wersję jego życiorysu, łatwo przyszłoby nam umieścić go wśród grona nieuważnych, dla których Jezus był jedynie uzdrowicielem, magiem, reformowanym rabinem lub charyzmatycznym poetą. Jednym z wielu, którzy swą obecnością burzyli spokój mieszkańców ówczesnych żydowskich i pogańskich miast.

W 1892 r. Anatol France napisał krótkie opowiadanie zatytułowane „Prokurator Judei” (tak przedstawiano Piłata do 1961 r., kiedy to odkryto w Cezarei tzw. Kamień Piłata, tablicę z inskrypcją, na której Poncjusz określony został mianem prefekta). Głównym bohaterem jest Aelius Lamia, wywodzący się ze znakomitej italskiej rodziny, błyskotliwy i utalentowany człowiek, którego gubi feblik do hulaszczego trybu życia. Za romans z żoną byłego konsula zostaje wygnany z Rzymu. Po śmierci Tyberiusza, który na owo wygnanie go skazał, częściowo wraca do łask, ale jego życie jest już przegrane. Na stare lata wyprawia się co jakiś czas do rzymskich uzdrowisk, by podreperować zdrowie. Podczas jednej z takich wypraw spotyka starego Poncjusza Piłata, który w przeszłości pomógł Aeliusowi, gdy spadła nań kara za rozwiązłość. Podczas rozmowy wspominają dawne wydarzenia. Lamia opowiada o żydowskich kobietach, których wdzięki zawsze cenił wysoko. Zwłaszcza jednej z nich, która później przyłączyła się do grupy chrześcijan, przez co stracił ją z oczu (domyślamy się, że chodzi o Marię Magdalenę). „W kilka miesięcy po jej utracie – mówi Aelius – dowiedziałem się przypadkowo, że przystała do małego grona kobiet i mężczyzn, którzy skupili się dokoła jakiegoś młodego Galilejczyka, cudotwórcy. Nazywał się on Jezus, pochodził z Nazaretu; ukrzyżowano go później za jakąś zbrodnię. Czy przypominasz sobie tego człowieka, Poncjuszu? Poncjusz Piłat zmarszczył brwi i ręką pociągnął po czole jak człowiek, który usiłuje coś sobie przypomnieć. Po kilku chwilach milczenia szepnął: – Jezus, Jezus z Nazaretu? Nie, nie przypominam sobie” (tłum. J. Sten; przekład zmieniony).

Oto Piłat bez reszty zamknięty w porządku immanencji, przywiązany do świata ziemskiego. Wieczory nie są już tak straszne jak niegdyś, migreny nie dokuczają tak często, psa nie ma, ale kto by się w jego wieku chciał zajmować domowymi zwierzętami. Zasypia szybko i gładko. Kłopoty z pamięcią przeszkadzają tylko wtedy, gdy trzeba załatwić jakąś drobną urzędową sprawę.

Poza tym nie dzieje się nic.

Poncjusz czuje się dobrze. Wie, kim jest. ©℗


Więcej artykułów do czytania na Wielkanoc >>>

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodzony w 1978 r. Aktywista literacki, filozof literatury, eseista, redaktor, wydawca, krytyk i tłumacz. Dyrektor programowy Festiwalu Conrada. Redaktor działu kultury „Tygodnika Powszechnego”. Dyrektor programów literackich Fundacji Tygodnika Powszechnego.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2017