Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Do szwedzkiego na przykład, albo i do szwajcarskiego. Na świecie jest dużo mądrych narodów, a nie tylko ten jeden głupi. Dasz mu trochę wolności i już zachowuje się jak głupek jakiś, jak ciemnota jakaś. W pogardzie ma wolność i knuta wygląda. I nas za sobą w otchłań niewoli ciągnie. Za komuną tęskni. Za faszyzmem, za czerezwyczajką i żeby w nocy przychodzili i mówili, co mamy robić. A myśmy krew za nich przelewali i po ciemnicach siedzieli, i edukowali, i świat przekonywali, że już dojrzeliśmy do uczestnictwa w europejskim dziedzictwie swobód. Tacy dobrzy dla nich byliśmy. Przykładem świeciliśmy, jak się zachować. Jak słomę z butów w przedpokojach wytrząsać, zanim się wejdzie. Tylko udawali, że słuchają, a swoje myśleli po cichu.
Zły naród, niedobry naród, trzeba było sobie wziąć jakiś inny, który by słuchał, doceniał i wdzięczność chował w szczerym sercu. A nie ten. Nieobliczalny i dziki jakiś taki oraz mentalnie niedomyty. Na modernizacyjne nauki odporny. Na własny obraz w świecie obojętny. Na przyszłość nieczuły, a na minione, zgniłe i trumienne – to oczywiście i jak najbardziej. Dwadzieścia pięć lat procesu wychowawczego jak psu w dupę. Dwadzieścia pięć lat oświecenia, a oni i tak w romantyzmie po pas wolą brodzić i gusła czynić, upiory wołać, strzygi przyzywać, giezła żałobne wdziewać, i ciemno wszędzie, głucho i nie wiadomo, co będzie. To znaczy wiadomo. A właściwie jednak nie wiadomo. Znaczy na pewno wiadomo, ale strach nawet pomyśleć.
A przecież telewizja była. I gazety. I sieć szerokopasmowa. I kino w każdym większym mieście. Wystarczyło popatrzeć, żeby wiedzieć, jak ma to wszystko wyglądać. Ludzie z szerokiego świata przyjeżdżali z prelekcjami na tematy ogólne i szczegółowe w sprawie ogłady narodów i jednostek. Artyści pokazywali sztuki wszelakie o człowieczych prawach i wolnościach. I co? Nic, jak grochem o ścianę. Naród niby kiwał głową i wychodził. Korzystał z funduszów i stypendiów, ale wdzięczności nie okazał. Krył myśli czarne i reakcyjne, a w czterech ścianach szydził i pokazywał, że „a takiego!”. Gdybyśmy tylko wiedzieli... Lecz któż to mógł wiedzieć? Nikt nie mógł i nikt nie wiedział.
Więc co? Przyjdzie poszukać innego narodu. Zaprawdę gorzki jest chleb wygnania. Przyjdzie sobie odnaleźć jakiś inny naród i sobie go wybrać. To znaczy zostać przez niego wybranym. Albo odwrotnie. Zresztą wszystko jedno. W każdym razie przyjdzie udać się na tułaczkę. W końcu, jak mówi wiekowa mądrość: nikt nie jest prorokiem we własnym kraju. Przyjdzie na czele wiernego, heroicznego elektoratu udać się na pustynię w poszukiwaniu jakiegoś lepszego narodu. Z piętnem wstydu, bo gdzie przecież nie zajdziesz, to kpić będą: „Patrzcie, to oni! Z tego głupiego narodu”. Komu się nie pokażesz na oczy, to usłyszysz: „Aaaaa, to wy... Z tego narodu, który nie wiedział, co czyni...”. Lecz w końcu przecież i jedni, i drudzy zrozumieją, że jesteśmy uchodźcami, i trafimy na jakiś naród obiecany.
Tutaj chciałbym jednak zakończyć czymś w rodzaju jeszcze jednej, odautorskiej pociechy: Lejzorek Rojtszwaniec, żyjący przecież w czasach raczej niedemokratycznych, mawiał: „Zwalniają? Znaczy się będą przyjmować”. ©