Namiętność

Wspólny mianownik wierszy Karaska wyznacza silny temperament stylistyczny, wręcz namiętność, liryczna zachłanność i rozrzutność, liryczny haj, który je unosi.

22.07.2008

Czyta się kilka minut

Krzysztof Karasek pędzi po bocznym torze poezji polskiej - od początku lat 70. poczynając. Wprawdzie już debiut ("Godzina jastrzębi", 1970) postawił go pośród najważniejszych twórców Nowej Fali, lecz raczej w szerokiej niż w ścisłej kadrze pokolenia. Od Barańczaka, Zagajewskiego, Krynickiego starszy (ur. 1937) i zarazem - nie tylko od nich - młodszy. Tak pozostało: od wszystkich starszy i od wszystkich młodszy.

Szaleństwo dojrzałości

Pojawienie się kolejnych wierszy Karaska - tomów "Gry weneckie" w ubiegłym roku, "Autostrady i konie" oraz obszernego wyboru wierszy "Święty związek" w roku bieżącym - daje świetną okazję, by zapytać raz jeszcze o to, dlaczego twórca ten, tak bardzo ceniony przez Zbigniewa Bieńkowskiego, Tomasza Burka czy Zbigniewa Herberta, by przypomnieć wielkie nazwiska naszej poezji i krytyki, ale także przez wielu młodszych, skupionych głównie wokół rzeszowskich pism "Fraza" oraz "Nowa Okolica Poetów", a także wokół trójmiejskiego "Toposu", przez innych - usytuowanych bardziej centralnie - bywa nieomal ignorowany.

Stwierdzenie, że to dlatego, iż mu na tym nie zależy, niczego - rzecz jasna - nie tłumaczy. Wprawdzie w autokomentarzu, zamieszczonym w "Autostradach", obwieszcza stanowczo, że "problem redukcja czy postęp, rozwój czy cofanie się" go nie dotyczy, to przecież słowa podobne można by przypisać każdemu szanującemu się artyście. To wiekowy, choć nie zużyty gest wskazania na własną osobność jako na kwestię samopoznania i uczciwości wobec sztuki. W końcu, czy deklaracja przeciwna, mówiąca o łaknieniu powszechnego uznania, nie byłaby czymś tak samo wątpliwym? Zatem ani skromność, ani cynizm, być może tylko (i aż) dowód poczucia rzeczywistości, rozpoznanie, że głos jego poezji brzmi nieharmonijnie w stosunku do innych. Inna dykcja, wymowa, akcentacja. Inny rytm myśli, chyba nawet jakiś inny metabolizm wrażliwości.

Cielesne metafory talentu tłumaczą się przez to, że choć kolejne tomiki Karaska posiadają za każdym razem nieco odmienny charakter, gdyż zmienia się ich dominanta i forma, to przecież czytelnik odnosi wrażenie, że obszar poetyckich decyzji autora pozostaje w istocie ograniczony, że poeta jest w dużej mierze skazany na siebie. Wspólny mianownik jego wierszy, od najwcześniejszych po nowe, wyznacza silny temperament stylistyczny, wręcz namiętność, liryczna zachłanność i rozrzutność, zdecydowanie, jakiś prawie niepowstrzymany liryczny haj, który je unosi. Dużo w nich przestrzeni, luzów, odstępów, światła, powietrza, jasnych i ciemnych uniesień, swobody mówienia. Uwaga ta jednakowo odnosi się do utworów, które sam autor chciałby skontrastować. Jego zdaniem tegoroczna książka jest "przeciwieństwem, negatywem" tego, co osiągnął w dwu poprzednich; moim zdaniem Karasek w postaci anty-Karaska nie występuje nigdy, choćby raz pisał wiersze długie i polifoniczne, a kiedy indziej prostsze i konkretniejsze.

Słynne Różewiczowskie zdefiniowanie poezji jako "walki o oddech" z porażającą trafnością oddawało sytuację sztuki kilku powojennych dziesięcioleci, wskazując zarówno na jej nadzwyczajny heroizm, jak i stan duszności czy wręcz uduszenia, w jakim się wielokrotnie pogrążała. W ciągu ostatniego mniej więcej dwudziestolecia poezja starała się nie być już "walką", oddychać po prostu, ale za cenę obcięcia wyobrażeń na temat swego społecznego znaczenia. Wobec obu etosów Karasek wydaje się niezależny - jeśli się zachłystuje, to bogactwem życia, sztuki, lektur. Nie ma w nim resentymentu, podobnie jak naiwnego optymizmu, jest - nienasycona chłonność, zadziwienie obrotami spraw, fascynacja możliwością utrwalania doświadczeń, tężyzna, chęć oddychania wszystkimi możliwościami.

Jeśli za słuszne uznać przypuszczenie, że na swego patrona mianują go przede wszystkim zwolennicy orientacji konserwatywnej, dla których kluczem do poezji jest duchowość, w głębokich warstwach jakoby niezmienna, to mamy do czynienia z nieporozumieniem. Karaska nie interesuje bowiem niezmienność jako taka, powtarzalność, przynależność, bo niezmiennie tylko pędzi i szuka, a naprawdę stała jest w nim - powtarzam - pisarska, nieledwie erotyczna witalność. Mimo że pisał wiersze o wierszach, nie jest programowy, walczący, zwalczający, nie głosi nieufności i nie przesadza z zaufaniem do jej efektów. Interpretuje arcydzieła i portretuje geniuszy, zwłaszcza w perspektywie śmierci (jak w zbiorze "Maski" z 2002 r.), jednakowoż tym sposobem zasilając raczej głód niewiadomej, niż krzepiąc się definitywną wiedzą czy otuchą.

Jego dojrzałość, bardzo podobna do niedojrzałości, wynika z przekonania, że poezja jest wyrazem fundamentalnej potrzeby wysłowienia bycia, której żadna doktryna czy świadomość estetyczna, żadna kulturowa czy społeczna diagnoza nie zdoła okiełznać.

Ruch wielokierunkowy

Formy tego wysłowienia zmieniają się wraz z życiem, które pędzi we wszystkich, a nie tylko w jednym kierunku. "Autostrady i konie" przesycone są ruchem, jazdą, przemieszczaniem się, różnością krajobrazów. Melancholia, której nie brakuje w tym zbiorze, nie jest najważniejsza. Najważniejsze jest ożywianie.

Motywy starości, myśli o przemijaniu rozsiane są gęsto, lecz nie ciążą nad wszystkim. Pojawiają się nuty zwątpienia w wypowiadalność i szansę ogarnięcia całości, jednak nie na długo. Uderzającą cechą wielu miejsc są za to wezwania do życia, autozaklęcia w rodzaju: "Nie trzeba ginąć. / Wszystko jest w ruchu. / Aby żyć wystarczy iść naprzód" (z 17. "Elegii izdebskiej") albo: "Człowiek umiera na własne życzenie. / Chyba że słowa tracą sens / a pojęcia znaczenie".

W drugim z przytoczeń zawiera się ślad prowadzący do poetyckiej moralności Karaska: istnienie i język są ze sobą sprzęgnięte, ponieważ jedno bez drugiego nie posiada wartości. Odczucie ruchu, postrzeganie natury, kontemplacje krajobrazu, senne jawy nawiedzające poetę stanowią znak życia, dowód jego realności, jednak dopiero wtedy, kiedy zostanie spisany, ujęty w kształt, taki, który go nie zamieni w fantom. W imię zachowania tego związku formalne poszukiwania Karaska sytuują się dość daleko od eksperymentatorstwa czy wymyślności. Bo według niego nie należy dyktować słowom i rzeczom, w jaki sposób winny ze sobą przestawać. Bo, powtórzę, nie sprawy języka, roztrząsanie, czy dosięga rzeczywistości, czy nie, ale coś, co dzieje się bez wątpienia, zachwyt, podziw, ból, lęk, samotność, wzruszenie, ciekawość, egzystencja i doświadczenie - okazują się zasadniczą rękojmią twórczości, to one sprawiają, że poezja jest czymś koniecznym, a forma czymś zmiennym, lecz dostosowanym do swojej podstawy, podyktowanym przez okoliczności lub jakiś zamysł, projektem doświadczenia, który poeta chce zrealizować, doświadczeniem, które tłumaczy się jako projekt.

Dyktowanie przez egzystencję - nie sądzę, żeby Karaskowi spodobało się to określenie. W posłowiu, o którym była już mowa, autor daje celną wykładnię tomu, demonstrując - intencjonalnie - umysłowe panowanie nad własnym dziełem. Co więcej, egzystencja dyktująca wiersze wywodzi się nie tylko z "podróży do Polski", z wpływów wyobraźni czy sennych objawień, ale w nie mniejszym stopniu z biblioteki. Karasek to erudyta, swobodnie krążący między regałami z literaturą, biografistyką i poezją - i erudycja dyktuje mu nie mniej niż uczestnictwo w życiu. Równie dobrze można by powiedzieć, że jego poezja jest metaegzystencjalna, dość często gnomiczna i nieco w tym irytująca.

Na szczęście sentencjonalność wierszy Karaska jest niewyrachowana, obecna jako efekt uboczny zamaszystości, jakby mimowiednie, nie dla nadania sobie powagi czy chwały, bardziej jako stylistyczny suplement, na pewno nie jako przytyk do epoki bez pamięci. Erudycja jest bowiem w tym przypadku żywiołem takim samym jak życie, w które ostatecznie się wtapia, niknąc. Poezja Karaska jest dla mnie głównie funkcją organicznej, cielesnej niepowściągliwości.

***

I to ją ratuje. Nie chodzi o kompatybilność z modnymi teoriami pisania ciałem, bo Karasek nie daje się za ich pomocą opisać. W odniesieniu do niego ważniejsze jest usposobienie, siła temperamentu, wspomniana młodość, która każe dziwić się istnieniu i - powiedzmy, że odwrotnie niż dojrzałość - żarliwie go pożądać. Konfirmowanie Karaska na kapłana w rzekomo ubogich pod względem duchowym czasach nic nie da jego lekturze. Chyba że zobaczymy w nim kapłana dionizyjskiego, lirycznego lubieżnika, który czyni zadość swemu pragnieniu mówienia, bez oglądania się na opinię literackiego świata.

Krzysztof Karasek, "Gry weneckie", Towarzystwo Przyjaciół Sopotu, Sopot 2007; "Autostrady i konie", Czytelnik, Warszawa 2008; "Święty związek", Więź, Warszawa 2008

Krzysztof Karasek

Pochwała poezji

Każdy umiera od tego co go tworzy.

Głuchy Beethoven, ślepnący Renoir

czy Monet.

Kolory uwewnętrzniały się,

kolory wiedzą kogo zaludnić.

Dźwięk słyszy komu mają grać.

Ale co robią słowa?

Należę do rodziny ptaków,

każda przestrzeń jest dla mnie

za ciasna.

Do twarzy mi z niebem.

Wokół jest piasek. I zatoka,

której granice rozprzestrzeniają się.

Pisarz ma wiele piór.

Ma też wiele

charakterów pisma.

Buduję swoje wiersze jak ptak gniazdo.

Z porzuconych znaków, słów,

obrazów.

Królowie nocy

ujawniają się tylko o zmierzchu.

Żyję jak we śnie

i naraz widzę kolor.

To jest kolor mojego istnienia.

Śmierć wyobrażam sobie jako coś, co się stanie

kiedy wszystko mnie znudzi.

Kiedy ludzie są słabi

pociągają za sobą innych.

Gdy zbaczam ze ścieżki natężam uwagę

bo przeszkadza mi to w uczestniczeniu

w rzeczywistości.

Dinozaury może i były najpotężniejszymi,

najbardziej długowiecznymi zwierzętami

na ziemi, ale mimo to

nie stworzyły swojej poezji, a ich muzyka

przypomina wycie tłumów

na parteitagach Berlina

i Moskwy.

2-15.06.2008

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 30/2008