Najpierw Ameryka

Jeszcze nigdy katolicy w Stanach Zjednoczonych nie byli tak podzieleni. Powstałe w ostatnich latach napięcia promieniują na cały Kościół.
z Filadelfii (USA)

08.07.2019

Czyta się kilka minut

Abp Georg Gänswein towarzyszy Donaldowi Trumpowi i jego małżonce Melanii w drodze na spotkanie z papieżem Franciszkiem, Watykan, 24 maja 2017 r. / REUTERS / FORUM
Abp Georg Gänswein towarzyszy Donaldowi Trumpowi i jego małżonce Melanii w drodze na spotkanie z papieżem Franciszkiem, Watykan, 24 maja 2017 r. / REUTERS / FORUM

Kościół katolicki w USA to dla papieża Franciszka od samego początku pontyfikatu trudne wyzwanie. Ideologiczna polaryzacja amerykańskiego społeczeństwa nie oszczędziła wspólnot religijnych, w tym katolickiej. Początki tego procesu sięgają lat 70., ale jego przyczyną nie były posoborowe przemiany w Kościele, tylko sytuacja wewnętrzna w kraju – zwłaszcza wyrok federalnego Sądu Najwyższego z 1973 r., legalizujący aborcję. Wtedy to różnice polityczne zaczęły nakładać się na podziały wewnątrzkościelne – co dziś jest już zjawiskiem typowym dla północnoamerykańskiego katolicyzmu. Pęknięcie pogłębiło się jeszcze w latach 80. z powodu polityki personalnej Watykanu, który przez kolejne trzy dekady faworyzował w nominacjach biskupich księży uważanych przez Jana Pawła II (i jego amerykańskich współpracowników w Rzymie i USA) za najlepiej przygotowanych do prowadzenia „wojen kulturowych” (culture wars) – a więc na polu etyki seksualnej i walki o rodzinę.

Podzielony Kościół

Za pontyfikatu Franciszka to pęknięcie stało się już wszechogarniające, aż po niebezpieczeństwo rozbicia wspólnoty kościelnej w Stanach Zjednoczonych i zerwania łączności z Rzymem. Moment największego napięcia przyszedł w sierpniu ubiegłego roku – było to „świadectwo” byłego nuncjusza papieskiego w Waszyngtonie, abp. Carla Marii Viganò. Jednak nie o sam komunikat chodzi ani o zawarte w nim żądanie dymisji papieża, ale o reakcję amerykańskiego episkopatu. Tylko nieliczni biskupi wzięli w obronę Franciszka; bardziej widoczni i aktywni byli ci (ponad dwudziestu), którzy publicznie stanęli po stronie Viganò (zresztą do dziś przebywającego – bez zgody Watykanu – prawdopodobnie w Stanach Zjednoczonych).

Pontyfikat Franciszka, entuzjastycznie przyjęty przez katolików liberalno-postępowych, a krytycznie, aż po zakwestionowanie, przez neokonserwatywnych i neotradycjonalistycznych, ujawnił głębię tego rozłamu. Wszelkie dyplomatyczne i kościelne próby zmniejszenia tego napięcia okazały się nieskuteczne. Nawet wizyta Franciszka w Stanach Zjednoczonych we wrześniu 2015 r. i spodziewany po niej „miodowy miesiąc” zostały zneutralizowane przez szok, jakim dla wielu amerykańskich biskupów (mianowanych jeszcze przez Jana Pawła II czy Benedykta XVI) był październikowy synod na temat rodziny i małżeństwa oraz posynodalna adhortacja „Amoris laetitia”, wydana w kwietniu 2016 r. Potem doszły kolejne elementy: zwycięstwo Donalda Trumpa w prawyborach Partii Republikańskiej, a następnie w wyborach prezydenckich (listopad 2016 r.) i jego wpływ na amerykański Kościół katolicki oraz relacje transatlantyckie, a także – wiosną i latem 2018 r. – sprawa kard. McCarricka i próby manipulowania nią tak, by stworzyć kościelno-polityczny kontekst dla żądania impeachmentu papieża. Odwołać papieża się nie udało, ale dla wielu amerykańskich katolików sprawa pozostaje otwarta. I jest spektakularnym obrazem tego, co dzieje się w najbardziej podzielonym na świecie Kościele lokalnym. Pęknięcia i podziały widać na kilku poziomach.

Bliżej ściany

Pierwszy ma charakter teologiczno-kulturowy. Widoczne dziś napięcia między katolickim konserwatyzmem (reprezentowanym przez większość amerykańskich biskupów i znaczną mniejszość katolików świeckich) a papieżem Franciszkiem trzeba rozpatrywać w kontekście zmiany paradygmatu, jaka zaszła w opinio- twórczych środowiskach amerykańskich katolików w ostatniej dekadzie. Pokolenie neokonserwatystów z lat 80. i 90. ustąpiło miejsca katolickiemu neotradycjonalizmowi, ucieleśnianemu przez młodych dziennikarzy i intelektualistów, którym bliższe są tradycje antysoborowe niż uzasadniona krytyka okresu posoborowego.

Infografika Edward Augustyn

Katolicki neokonserwatyzm ograniczał się do zakwestionowania dość niejasnego pojęcia „ducha Vaticanum II”, które utożsamiał (nie bez powodu) z teologicznym, kulturowym i politycznym liberalizmem. Tymczasem już za pontyfikatu Benedykta XVI doszła do głosu druga generacja antysoborowych rewanżystów: nie wystarcza im umniejszanie rangi soboru i krytyka jego „ducha”. Nie wystarczy też tęsknota za liturgią sprzed reformy (msze przedsoborowe, na które zezwolił Benedykt XVI w 2007 r., cieszą się w USA ogromną popularnością). Tradycjonalizm liturgiczny stał się początkiem szerszego ruchu, który próbuje wykreślić Sobór Watykański II z doktryny katolickiej. Neotradycjonaliści stawiają postulat jego delegitymizacji i unieważnienia zatwierdzonych i ogłoszonych dokumentów.

Debata nad Vaticanum II nigdy w Stanach Zjednoczonych nie była tylko teoretyczna. Dla skrajnej katolickiej prawicy sobór był początkiem końca nie tylko katolicyzmu, ale całej zachodniej cywilizacji. Główną konsekwencją odrzucenia teologii soboru przez amerykańskich konserwatystów i tradycjonalistów jest rewizjonistyczna interpretacja papieskiego nauczania na tematy społeczne i polityczne (np. o sprawiedliwości społecznej i gospodarczej), dzięki czemu ożywiły się nurty antyliberalne wśród amerykańskich katolików. Doszła do tego żywa dyskusja o karze śmierci (uznawanej za element niezmiennego magisterium Kościoła i integralną część „amerykańskiej tradycji teologicznej”), rodzinie i nierozerwalnym małżeństwie. A także ataki na idee pluralistycznej i świeckiej demokracji, szanującej prawa mniejszości.

Rzekomy liberalizm dokumentów Vaticanum II został więc połączony z liberalizmem politycznym i wspólnie z nim obwiniony o porażkę globalizacji i idei wielokulturowości. Interesująco na tym tle wygląda zmiana oceny Jana Pawła II, jeszcze kilka lat temu uważanego za bohatera konserwatywnego katolickiego ruchu oporu wobec liberalizmu. Dziś pojawia się jego krytyka i to nie z pozycji liberalnych, ale konserwatywno-tradycjonalistycznych: nie tak dawno dyrektor magazynu „First Things”, R.R. Reno zarzucił mu współodpowiedzialność za zmianę nauczania Kościoła na temat liberalizmu.

Pomijając oczywiste różnice między kulturą polityczną neokonserwatystów i neotradycjonalistów, przemiana katolickiej prawicy religijnej jest ważnym czynnikiem w zrozumieniu oporu – czy po prostu pogardy – wobec nauczania Franciszka. Da się go zauważyć nie tylko w środowiskach intelektualistów. Dokonało się także w części episkopatu, duchowieństwa katolickiego (zwłaszcza młodych kapłanów), w seminariach duchownych (w tym na Katolickim Uniwersytecie Ameryki w Waszyngtonie – uczelni biskupiej) i wśród sporej liczby katolików, którzy dzięki Partii Republikańskiej weszli w ostatnich latach do polityki.

W neotradycjonalizmie ważną rolę odgrywa też fenomen niedawnych nawróceń na katolicyzm, a zwłaszcza odejść z Kościołów protestanckich (czy to historycznych, jak anglikański, czy wspólnot pentakostalnych). Północnoamerykańskie środowisko religijne odznaczało się zawsze dużym odsetkiem „nawróceń” – rozumianych jako przejście z jednego Kościoła do drugiego. Za pontyfikatu Jana Pawła II i Benedykta XVI Kościół katolicki w USA okazał się atrakcyjny dla dużej konserwatywnej części klasy intelektualnej, która uważała, że jest uciskana przez liberalizm i doktrynalny, moralny progresywizm Kościołów protestanckich. Nic dziwnego, że niedawno nawróceni katolicy (w tym dziennikarze piszący regularnie nie tylko dla czasopism katolickich, ale też dla najważniejszych gazet, takich jak „New York Times” i „Washington Post”) stanowią jeden z najbardziej wrogich i zmobilizowanych oddziałów walki z obecnym papieżem.

Amerykański klerykalizm

Drugim powodem rozejścia się dróg amerykańskich katolików i aktualnie urzędującego papieża jest głęboko klerykalna natura tamtejszego katolicyzmu. Jeszcze do połowy XX w. Kościół katolicki w USA tworzony był przez niedawnych imigrantów, ludzi przywykłych do społecznego, gospodarczego i kulturowego podporządkowania. Przez długi czas był symbolem „obcej kultury” i celem – najpierw fizycznych ataków natywistów czy nawet Ku Klux Klanu, później wielu żartów i kpin.

W demokratycznym i populistycznym społeczeństwie katolicy stanowili wyjątek. Byli mniejszością, wspólnotą słabych i biednych wiernych, zgromadzonych wokół kapłanów i złączonych z nimi w niemal plemienny sposób. Władza księży – osób wybranych i specjalnie wyświęcanych, oddzielonych w symboliczny sposób od reszty społeczeństwa – zawsze budziła podejrzenia Amerykanów, nieufnych wobec jakichkolwiek elit. Tymczasem katolikom autorytet hierarchii nie tylko dawał poczucie pewności, świadomość łączności ze Stolicą Apostolską czy ich europejskimi (w znacznym procencie) ojczyznami. Stwarzał też szanse na awans społeczny, dzięki sieci socjalnych i edukacyjnych dzieł prowadzonych przez diecezje i zakony.

Nic dziwnego, że apele Franciszka o przełamanie kultury klerykalizmu amerykańscy katolicy odbierają jak stawianie pod pręgierzem ich historii i tradycji.

Dopiero z biegiem lat katolicyzm stał się pełnoprawną częścią amerykańskiego narodu, głównie za sprawą akceptacji najważniejszych zasad amerykańskiej kultury społeczno-politycznej: demokracji i wolności religijnej. Katolicy włączyli się w nurt amerykańskiego kapitalizmu, którego kluczowym elementem był anty- komunizm czasu zimnej wojny. Stworzyli i rozwinęli też własną kulturę teologiczną, tak wśród duchownych, jak i świeckich, tylko w niewielkim stopniu zależną od Europy (Rzymu, Francji czy Irlandii), znajdującą własny i wolny od urzędniczej kontroli głos w systemie szkół wyższych. Duże katolickie uniwersytety, kolegia i centra kształcenia konkurują dziś z byłymi protestanckimi uniwersytetami elitarnej Ivy League (takimi jak Harvard, Columbia, Yale czy Princeton).

Infografika Edward Augustyn

Ten proces kulturowy – „amerykanizacja katolicyzmu” – zauważalny jest zwłaszcza po 1960 r., kiedy wybrano pierwszego i jedynego jak dotąd katolickiego prezydenta, Johna F. Kennedy’ego. Obrazuje trwałe wejście amerykańskich katolików do społeczeństwa i systemu gospodarczego. Ale wiąże się też z „protestantyzacją” – np. absorpcją niektórych cech kultury kalwińskiej (etyka sukcesu gospodarczego, duchowość kapitalizmu), czyli odejściem od teologicznych korzeni „katolicyzmu społecznego”, kształtującego (przynajmniej początkowo) system gospodarczy i społeczny wielu krajów Unii Europejskiej.

Antyliberalizm

Trzecia przyczyna podziału jest natury politycznej. Kryzys, jaki ogarnął w ostatniej dekadzie światową gospodarkę, spowodował powrót na scenę ruchów i partii nacjonalistycznych i izolacjonistycznych. Stany Zjednoczone nie są wolne od tego zjawiska. Nie jest ono obce także Kościołowi katolickiemu, dziś już największemu w kraju, w którym coraz mocniej odczuwa się rozdźwięk między katolikami białymi (większość z nich, 60 proc., w wyborach w 2016 r. głosowała na Donalda Trumpa) a kolorowymi (Latynosi, Afroamerykanie, Azjaci – którzy w zdecydowanej większości nie głosowali na obecnego prezydenta). Ci pierwsi, potomkowie katolicyzmu europejskiego, coraz częściej tęsknią za powrotem do tradycji i są przeciwni – teologicznie, liturgicznie i politycznie – nie tylko nurtom liberalno-postępowym, ale także katolikom latynoskim, afroamerykańskim i azjatyckim.

Napięcie między Franciszkową wizją ekonomii (i polityki) a kapitalizmem w wersji amerykańskiej było zauważalne od samego początku. Ale po 2016 r., wraz ze wzrostem popularności Donalda Trumpa, sytuacja jeszcze się pogorszyła. Dla postępowców był to argument za odmówieniem nowemu prezydentowi moralnej legitymacji i początek refleksji nad hipokryzją amerykańskiego chrześcijaństwa. Konserwatyści umiarkowani godzili się na Trumpa uznając, że antyaborcyjne postulaty Partii Republikańskiej są ważniejsze od osobistych cech prezydenta. Radykaliści natomiast uznali jego prezydenturę za wydarzenie opatrznościowe, dzięki któremu uda się wyeliminować i unieszkodliwić progresywizm i liberalizm.

Pojawiły się nawet próby teologicznego uzasadnienia wyniku wyborów – grupa młodych intelektualistów, pełniących ważne stanowiska w świecie akademickim i medialnym (związanych z czasopismem „First Things”), jest zdania, że należy popierać wszystko, co przyczyni się do likwidacji politycznego i teologicznego liberalizmu, zwłaszcza jeśli chodzi o etykę seksualną (walka z aborcją i homoseksualizmem), rodzinę i małżeństwo. Tym samym akceptują politykę imigracyjną i zagraniczną nowej amerykańskiej administracji.

USA nie chcą być peryferiami

Trudno w takiej sytuacji uwolnić się Franciszkowi od admiracji ze strony północnoamerykańskich liberałów, choć sam papież żadnym liberałem nie jest. Jego kulturowy i teologiczny background ukształtował się co prawda także w czasach zimnej wojny, ale przeżywanej w Buenos Aires (a więc daleko od półkuli północnej); równie ważne były też lata argentyńskiego kryzysu gospodarczego (2001-02) i niewypłacalności kraju. Centra formacji i ekspresji wolnej myśli tak konserwatywnej, jak i libertariańskiej w Stanach Zjednoczonych nigdy nie ukrywały, że nauczanie Franciszka w sprawach społecznych i gospodarczych w żaden sposób nie przystaje do amerykańskiego kapitalizmu.

Co więcej, ten pontyfikat jest wyzwaniem nie tylko dla równowagi pomiędzy katolicyzmem a systemem polityczno-gospodarczym w USA, ale także dla roli USA w zglobalizowanym świecie. Stosunek Franciszka do Stanów Zjednoczonych i jego pojmowanie wzajemnych relacji obu Ameryk, zarówno z geopolitycznego, jak i georeligijnego punktu widzenia, to jeden z kluczy interpretacji papieskich poglądów, umożliwiający wydostanie się z ciasnoty najprostszych kategorii typu „prawica kontra lewica” albo „tradycjonalistyczni konserwatyści kontra liberalni progresiści”. A także wyzwanie dla geopolitycznego samozadowolenia amerykańskich chrześcijan, mocno przywiązanych do idei przewodniej roli Stanów Zjednoczonych w dziejach świata.

Bo amerykański katolicyzm, zarówno pro-Trumpowy, jak i liberalno-postępowy, mają podobną w treści – choć różną co do formy – wizję, która dla jednych przejawia się hasłem „Najpierw Ameryka”, dla drugich: „Najpierw amerykański katolicyzm”. Tymczasem Franciszek porównał swoje widzenie świata do „spojrzenia Magellana” – patrzenia na centrum z perspektywy peryferii. To wymaga korekty „geopolitycznych atlasów” wszystkich Amerykanów, w tym również amerykańskich katolików. Bergoglio ustawił rzymskie papiestwo w nowym miejscu w stosunku do globalnej sceny politycznej i zupełnie na nowo zdefiniował powszechność katolickiego Kościoła.

W tym kontekście nie można lekceważyć coraz większej w ostatnich latach roli konserwatywnych mediów katolickich, które siedziby mają w USA, ale biura w Rzymie. Są one wyrazicielami poglądów zamożnych katolickich darczyńców, którzy z racji swoich politycznych powiązań i agendy działania sytuują się w opozycji do Franciszka. Media takie jak EWTN od początku pontyfikatu były zaangażowane we wrogą narrację o papieżu. Niektórzy amerykańscy biskupi w tym systemie medialnym pełnią rolę instytucjonalną, a „niezależne” dziennikarstwo staje się półoficjalnym głosem ważnych amerykańskich hierarchów.

Widmo sekularyzacji

Te trzy podziały – na poziomie teologiczno-kulturowym, kościelnym i politycznym – w Kościele amerykańskim oraz napięcie pomiędzy nim a obecnym papieżem są tylko skrajnym przejawem zjawisk, które od zawsze były obecne. Teraz jedynie wychodzą na światło dzienne, wskutek dwóch gwałtownych wstrząsów: systemowego wykorzystywania seksualnego nieletnich przez księży (w amerykańskim Kościele bardziej widocznego niż w jakimkolwiek innym) oraz upadku amerykańskiej siły gospodarczej i kulturowej w nowym rozdaniu globalnym. Poważnym problemem amerykańskiego Kościoła jest radykalizacja i polaryzacja wizji oraz zanik katolicyzmu teologicznie scentralizowanego, kierującego się zdrowym sensus Ecclesiae, który dba o jego jedność w globalnej rzeczywistości.

Widoczna jest też coraz większa alienacja laikatu (w tym teologii akademickiej, obecnie nauczanej prawie wyłącznie przez świeckich) od hierarchii kościelnej (biskupów, kapłanów, kleryków), której wiarygodność konsekwentnie spada. Kościół katolicki w USA jest z natury zglobalizowany, a przez to bardzo różnorodny, co widać zwłaszcza w wielkich aglomeracjach. Kultura teologiczna i religijna Stanów Zjednoczonych zawsze miała wyraźny związek z dynamiką imigracji, sekularyzacją, kapitalistycznym systemem gospodarczym, kulturą demokratyczną i prawną, widzeniem roli Ameryki na świecie.

Trzeba jednak dodać, że obecny opór wobec Franciszka bierze się nie tylko z obrony klerykalnego status quo, ale też z obaw przed postępującą w kraju sekularyzacją. Postawa nones (bez religii) staje się coraz bardziej popularna wśród młodych osób, również białych katolików europejskiego pochodzenia, a więc w grupie, która od zawsze stanowiła trzon klerykalnych elit rządzących kościelnymi strukturami.

Przyszłość Kościoła katolickiego w USA jest niepewna i trudna do przewidzenia, tak jak niepewna i trudna do przewidzenia jest przyszłość samych Stanów Zjednoczonych. ©

Autor jest profesorem historii Kościoła na Villanova University w Filadelfii w USA. Powyższy tekst został napisany specjalnie dla „Tygodnika Powszechnego”.

Przeł. Edward Augustyn

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 28/2019