Trzeci Sobór Watykański

Massimo Faggioli, historyk: Decyzje podejmą wszyscy uczestnicy obrad. Ta formuła jest odbiciem kryzysu tożsamościowego w Kościele i odrzucenia obowiązującego modelu męskiej i klerykalnej zwierzchności. | Konserwatyści twierdzą, że instytucje stworzone w wyniku Vaticanum II należy zburzyć i zbudować nowe, oparte o neotradycjonalistyczną formację w seminariach.

14.05.2020

Czyta się kilka minut

Ponad 100 ton śmieci zebrano z Placu św. Piotra i okolicznych ulic w ciągu pierwszych godzin po zakończeniu mszy kanonizacyjnej papieży Jana XXIII i Jana Pawła II (27 kwietnia 2014 r.). /  / fot. KAI PFAFFENBACH / REUTERS / FORUM
Ponad 100 ton śmieci zebrano z Placu św. Piotra i okolicznych ulic w ciągu pierwszych godzin po zakończeniu mszy kanonizacyjnej papieży Jana XXIII i Jana Pawła II (27 kwietnia 2014 r.). / / fot. KAI PFAFFENBACH / REUTERS / FORUM

Edward Augustyn: Czy to był dobry pomysł?

Massimo Faggioli: Sobór? Myślę, iż nikt nie ma wątpliwościci, że najlepszy.

Ale że watykański? To była zaskakująca decyzja.

To prawda. Gdy pięć lat temu papież ją ogłosił, wielu z dezaprobatą kręciło głowami.

Pan nie. Czy dlatego, że jest Pan z pochodzenia Włochem, czy że, jako historyk Kościoła, specjalizował się Pan w Soborze Watykańskim II?

Oczywiście, że Rzym wciąż jest bliski mojemu sercu, choć pochodzę z północy Włoch, a w dodatku od 40 lat mieszkam i pracuję w USA. Ale przecież nie o to chodzi. Watykan, mimo wszystkich zmian społecznych i kulturowych, jakie zaszły we Włoszech, wciąż jest sercem Kościoła katolickiego.

Krytycy pomysłu przytaczali jednak argumenty praktyczne: zredukowana do minimum kuria nie poradzi sobie z organizacją tak wielkiego wydarzenia; w Watykanie, ba, nawet w Rzymie, w budynkach należących do Kościoła brak miejsc na przyjęcie tylu gości. Kościoły i klasztory już dawno pełnią funkcję przytułków, jadłodajni, centrów pomocy. Wynajęcie pokoi w hotelach to spore koszty. A i sam Rzym, gdzie ponad połowę mieszkańców stanowią migranci z Afryki i Azji, chrześcijański jest tylko z nazwy. Soborowi nie towarzyszą żadne emocje, raczej obojętność.

To prawda. Rzym i Włochy to teren misyjny. Podobnie jak i niemal cała Europa Zachodnia. A Kościoły, które kiedyś nazywano misyjnymi (zgodnie z nomenklaturą XX-wieczną), przysyłają tu misjonarzy do pracy.

Kiedyś straszono islamizacją Europy. Tymczasem większym zmartwieniem stała się powszechna areligijność ­europejskiego społeczeństwa.

Dlatego właśnie kraje, które uważamy za kolebkę chrześcijaństwa, wymagają ewangelizacji. Pomoc społeczna, w jaką zaangażował się Kościół, jest pierwszym krokiem. Zwłaszcza jeśli chodzi o pracę z dziećmi z rodzin imigranckich, których w naszym społeczeństwie jest najwięcej.

Rzeczywiście, dokonująca się od co najmniej dwóch dekad socjologiczna zapaść katolicyzmu w północno-zachodniej części globu sprawiła, że zainteresowanie soborem w Europie jest niewielkie.

Jeśli o to chodzi, lepszym miejscem na sobór byłoby choćby São Paulo.

Albo Nairobi czy nawet Manila. W tych trzech wielkich ośrodkach odbyły się ostatnie synody kontynentalne i wiemy, że są tam warunki, by przyjąć nawet kilka tysięcy gości. Lepsze byłoby nawet Los Angeles, bo w Stanach Zjednoczonych spadek liczby ochrzczonych i uczestniczących we mszy został zrekompensowany napływem imigrantów z katolickich krajów Ameryki Środkowej i Południowej. Do Europy, a zwłaszcza do Włoch, od lat napływają imigranci niechrześcijańscy. Kościół katolicki ma w Europie niewielki wpływ na społeczeństwo. Żyją obok siebie.

I dalej będzie Pan bronił pomysłu, by w Watykanie organizować sobór? Nawet bazylikę św. Piotra, gdzie zbudowano aulę dla obrad plenarnych, trzeba było wynajmować od muzeum. A dyrekcja wcale nie była entuzjastycznie nastawiona do pomysłu zamknięcia jej na kilka tygodni. Nie lepiej było zorganizować obrady choćby w przestrzeni wirtualnej? To z pewnością zmniejszyłoby koszty.

Dykasteria komunikacji, która, jak wiemy, ma siedzibę w Silicon Valley, rozpoczęła pracę nad projektem pod roboczą nazwą „WikiSobór” czy też „Concilium Cyberspatiale Primum”. Oczywiście wiązało się to ze ścisłą współpracą z największymi potentatami na rynku usług cyfrowych, na co już rada soboru i papież nie chcieli się zgodzić. W ich przekonaniu, które podzielam, Vaticanum Tertium powinno być, podobnie jak poprzednie sobory, okazją do spotkania w przestrzeni rzeczywistej, aktem duchowym i niemal sakramentalnym.

Duża część wiernych uważa jednak sobór za instytucję przestarzałą i w obecnej sytuacji Kościoła ­całkowicie zbędną.

Wydawało się, że decyzja papieża, by w 500. rocznicę rozpoczęcia obrad Soboru Trydenckiego (1545-63) zwołać sobór powszechny, ma znaczenie tylko symboliczne. Że wszystkie sprawy Kościoła można rozwiązywać na bieżąco. Rzeczywiście, rozwinięta w ostatnich dekadach droga synodalna wydawała się do tego bardzo przydatna. To, jak wiadomo, zasługa jeszcze papieża Franciszka I, którego długi, 17-letni pontyfikat obfitował w synody. Najpierw były to tylko synody biskupie, potem, w 2025 r., dokładnie w 1700. rocznicę soboru nicejskiego, przekształcone w Synody Kościoła Katolickiego, w których uczestniczą już nie tylko biskupi, ale też w równym stopniu i liczbie reprezentanci wszystkich wiernych Kościoła (księży, zakonnic, zakonników, świeckich kobiet i mężczyzn). W ten sposób usankcjonowano starania kilku Kościołów lokalnych, gdzie takie synody obradowały zarówno na poziomie diecezji, jak i całego kraju, na przykład w Niemczech.

Nocna modlitwa przed Al-Kabą. Mekka, Arabia Saudyjska, 27 lipca 2019 r. / fot. Ashraf Amra / Anadolu Agency / Getty Images

Następca Franciszka I poszedł jeszcze dalej tą drogą.

Jan XXIV zwołał po raz pierwszy synody kontynentalne – azjatycki i afrykański. Paweł VII podtrzymał ten zwyczaj i patronował obradom w Ameryce Południowej, Północnej i ponownie w Afryce. Był to wyraźny powrót, po długiej, kilkuwiekowej przerwie, do tradycji częstego zwoływania synodów i soborów, znanej w średniowieczu i początkach epoki nowożytnej.

Czym zatem będzie się różnił rozpoczynający się dziś sobór od tamtych wielkich zgromadzeń?

Przede wszystkim składem uczestników. W soborze wezmą udział reprezentanci wszystkich Kościołów lokalnych z całego świata. W nawie głównej bazyliki, przerobionej na aulę plenarną, zasiądą nie tylko kardynałowie i biskupi, ale także przedstawiciele wszystkich tzw. porządków (ordines) Kościoła katolickiego: przełożeni zakonów żeńskich i męskich, wybrani delegaci ruchów kościelnych czy reprezentacji wiernych świeckich ze wszystkich krajów. Bardzo ściśle przestrzegany jest parytet płci – kobiet musi być tyle samo co mężczyzn.

A co z byłymi papieżami? Wezmą udział w obradach?

Zgodnie z przepisami wprowadzonymi jeszcze po śmierci Benedykta XVI, pierwszego i jednocześnie ostatniego „papieża-emeryta”, papieżowi po abdykacji przysługuje tytuł emerytowanego biskupa Rzymu oraz strój, jaki nosił przed wyborem na Stolicę Piotrową. Jak wiadomo, biskupi emeryci nie biorą udziału w soborze. To zresztą dobra decyzja, skutkująca obniżeniem nie tylko liczby uczestników (proszę pomyśleć o tej olbrzymiej rzeszy emerytowanych biskupów na całym świecie!), ale też średniej wieku podczas obrad.

Jednak wciąż, mimo tych wszystkich zmian, jedynie biskupom przysługuje prawo głosu na soborze. Dlaczego?

To tylko częściowo prawda. Podobnie jak na wszystkich dotychczasowych synodach, w głosowaniach ogólnych udział wezmą kardynałowie i biskupi. Ale wprowadzono istotne novum: ich głos musi odzwierciedlać zdanie wszystkich uczestników. W praktyce będzie to wyglądać tak, że obradujący podzieleni zostaną na grupy robocze. Biskup jest nie tylko przewodniczącym takiej grupy, ale i jej reprezentantem. Musi więc przed głosowaniem uzyskać akceptację całej grupy kapłanów, diakonów, diakonis i świeckich. Można więc śmiało powiedzieć, że decyzje na Soborze Watykańskim III podejmą wszyscy uczestnicy obrad. Ta nowa formuła jest z pewnością odbiciem kryzysu tożsamościowego w Kościele i odrzucenia obowiązującego od XI wieku (po „rewolucji gregoriańskiej”) modelu męskiej i klerykalnej zwierzchności. Kościół uwolnił się od niego dopiero w trzecim tysiącleciu, przede wszystkim dzięki rewolucji gender – akceptując po części doświadczenie, jakim żyją różne wspólnoty w świecie, poddając je refleksji teologicznej i eklezjologicznej oraz podejmując próbę przedefiniowania problemu przywództwa i posługi.

Hasłem poprzedniego soboru, sprzed 80 lat, było aggiornamento – dostosowanie się Kościoła do zmieniającej się rzeczywistości. Co będzie głównym tematem Vaticanum III?

Bez wątpienia jedność. Formalnie Kościół jest jeden, ale wszyscy wiemy, jak bardzo jest podzielony. Rozpoczęta ćwierć wieku temu afirmacja różnorodności doprowadziła do sytuacji, gdy różnice pomiędzy Kościołami lokalnymi sprawiają, że wielu katolików zadaje sobie pytanie, czy to wciąż jest jeden, święty, powszechny Kościół katolicki.

Chodzi o podział na tradycjonalistów i postępowców? To problem stary jak świat.

Sytuacja jest dziś bardziej złożona. Zacznijmy od liturgii. Decyzja Benedykta XVI z 2007 r. („Summorum pontificium”) zahamowała na pewien czas reformę liturgiczną poprzedniego soboru. Papież Ra­tzinger zgodził się na birytualizm, który wzmocnił odwieczne prądy tradycjonalistyczne, socjologicznie ograniczone, ale po jego decyzji rozszerzające się dość intensywnie, zwłaszcza na ­obszarze anglojęzycznym. Dał teologiczną legitymizację tym, którzy kontestowali reformę liturgiczną Vaticanum II, sprawił, że liturgia łacińska stała się bardziej widoczna, także wirtualnie, zdobywając wielu zwolenników za pośrednictwem sieci. To odegrało dużą rolę w kształtowaniu się katolicyzmu rzymskiego, zaważyło też na jego przyszłości, bo tradycjonalizm cieszy się dużą popularnością wśród młodych wiernych, jak też wśród „narodzonych na nowo”, czyli konwertytów z innych tradycji chrześcijańskich, głównie protestanckich. Z wielką ochotą zwrócili się do niego także młodzi księża i klerycy.

Ale z drugiej strony, dzięki uznaniu neotradycjonalistów możliwa stała się później akceptacja kolejnych rytów – nazywanych inkulturacyjnymi. Po rycie zairskim, wprowadzonym jeszcze w latach 80. XX wieku, przyszła kolej na ryt amazoński, za pontyfikatu Franciszka I, a potem filipiński i hinduski (Jan XXIV). Globalizacja sprawiła, że nie dało się ich zatrzymać w granicach wyznaczonych geograficznie. I dlatego teraz sobór musi zdecydować, w jaki sposób te wszystkie ryty mogą ze sobą współistnieć, z całą ich odmienną symboliką, muzyką i rytuałami.

Ale to nie różnorodność liturgii jest osią podziałów w Kościele.

Prawda. Kwestią sporną jest przede wszystkim teologia, a zwłaszcza jej „uleganie” świeckiej nowoczesności. Ciekawym zjawiskiem jest też tzw. katolicyzm antyinstytucjonalnej rewolucji konserwatywnej. Zwolennicy tego nurtu uważają katolicki establishment – instytucjonalny i kulturowy – wraz z wszystkimi jego wadami i słabościami (wykorzystywanie seksualne nieletnich, sekularyzacja, uległość islamowi) za pochodną zmian soborowych i posoborowych drugiej połowy XX wieku. Twierdzą, że instytucje stworzone w wyniku Vaticanum II powinny zostać zburzone, a w ich miejsce należy zbudować nowe, oparte o neotradycjonalistyczną formację w seminariach, klerykalną i zmaskulinizowaną. Tak ukształtowane nowe elity powinny całkowicie zastąpić księży i biskupów uważających się za wychowanków Soboru Watykańskiego II.

A spór o rolę kobiet w Kościele?

Myślę, że nie da się dłużej utrzymać kluczowej roli Kościoła w kwestii praw człowieka bez jasnej deklaracji w sprawie posługi kobiet. Stanowczy, instytucjonalny i „polityczny” głos Kościoła (tak na poziomie Stolicy Apostolskiej, jak i episkopatów oraz lokalnych stowarzyszeń wiernych) w kwestiach społecznych, w obronie praw podstawowych, na rzecz państwa opiekuńczego, niwelującego skutki katastrofalnej społecznie polityki neoliberalnej, wciąż jeszcze jest zauważalny, ale brzmi coraz mniej wiarygodnie. Brak odważnej decyzji w sprawie kobiet jest tego najważniejszą przyczyną.

Wiele Kościołów lokalnych w praktyce uznaje ich pełne prawo do pełnienia wszystkich funkcji, także liturgicznych, ale brakuje akceptacji na płaszczyźnie oficjalnej.

Trzeba mieć nadzieję, że rozpoczynający się sobór podejmie wreszcie prawdziwą dyskusję o przyszłości posługi sakramentalnej w Kościele, która związana jest ze święceniami, a nie z funkcjami administracyjnymi. Podczas wcześniejszych synodów starano się unikać tematu, przechodząc do porządku dziennego nad zróżnicowaną praktyką lokalnych wspólnot. Bo choć oficjalnie święcenia kapłańskie udzielane są jedynie mężczyznom żyjącym w celibacie, a kobiety mogą zostać jedynie diakonisami (na co zgodził się poprzedni papież, realizując zgłaszany od niemal wieku postulat), to przecież powszechnie wiadomo, że sytuacja w wielu regionach świata wymusza działania poza­prawne, a funkcje duszpasterskie, dotąd przynależne tylko duchownym, powierzane są osobom bez święceń, zarówno mężczyznom, jak i kobietom.

Zapadną w tej kwestii jakieś decyzje?

Wierzę, że Sobór Watykański III przełamie ten binarny model: albo posługa wynikająca ze święceń, albo stan świecki. Wierzę, że katolicyzm odzyska i uzna także inne (poza stałym diakonatem) posługi, znane w Kościele pierwotnym, a nieobecne w eklezjologii drugiego tysiąclecia, które pozwalają na integrację powołania kapłańskiego i życia świeckiego. Być może też porzuci odziedziczoną po ostatnich dziesięciu wiekach tradycję życia zakonnego żeńskiego i męskiego na rzecz innych form życia wspólnotowego (stowarzyszenia i ruchy).

Dokumenty poprzedniego Soboru – Vaticanum II – zamknęły na lata życie Kościoła w sztywnych i instytucjonalnych ramach: władza wynikająca ze święceń, struktura terytorialna (nie personalna), pozycja publiczna w odniesieniu do państwa (które może być partnerem bądź przeciwnikiem).

Naprawdę nic nie zmieniło się przez te ostatnie 80 lat?

Antyglobalistyczny nurt, zapoczątkowany przez Franciszka I, jedynego papieża urodzonego w XX-wiecznej megalopolis, wprowadził katolicyzm na nowy poziom rozumienia tego, co religijne i świeckie, globalne i lokalne.

Cechą wyróżniającą Kościół rzymskokatolicki stała się akceptacja świata przenikających się różnorodności. Jednak jest też druga strona tego medalu. Coraz częściej podnoszą się głosy, że model kongregacjonalny (Kościół jako organizacja autonomicznych lokalnych wspólnot), podkreślający wymiar horyzontalny, jest nie tylko sprzeczny z historycznym doświadczeniem, ale też nieadekwatny do aktualnych oczekiwań wiernych. Coraz mocniej widoczna jest paląca konieczność szerszej, ponadnarodowej i ponadkontynentalnej wspólnoty działań oraz potrzeba skutecznej więzi pomiędzy Kościołami narodowymi.

A kolejni papieże?

Decyzja Jana XXIV o święceniach dla żonatych mężczyzn (viri probati) nie rozwiązała problemu braku powołań kapłańskich. W kolejnych latach spadek liczby wyświęconych księży oraz członków zakonów żeńskich i męskich był nawet jeszcze bardziej zauważalny. Odważnym krokiem, ratującym życie zakonne, było otwarcie za Pawła VII klasztorów dla osób świeckich, które mogą należeć do wspólnoty zakonnej pozostając w związkach małżeńskich. Tacy „współtowarzysze” stanowią dziś większość w przeważającej liczbie zgromadzeń zakonnych żeńskich i męskich.

Ale pamiętajmy, że wszystkie te zmiany, cała redystrybucja przywództwa w Kościele, spowodowane zostały nie decyzją o podłożu teologicznym, tylko spadkiem powołań kapłańskich. Zostały niejako wymuszone przez życie. Dziś w Kościele amerykańskim czy europejskim większość funkcji pełnią diakoni stali, jednak przecież stały diakonat męski został przywrócony już na poprzednim soborze. I dopiero brak księży wymusił powierzanie im władzy. Na podobnej zasadzie w wielu parafiach, gdzie brak nawet diakonów, funkcje kierownicze obejmują inne osoby świeckie (kobiety i mężczyźni), wystarczy, że mają jakąkolwiek formację czy zrzeszone są w ruchach, zresztą często całkowicie niezależnych od kościelnej hierarchii, a więc poza jej kontrolą.

Podsumujmy. Jaką agendę wyznaczyłby Pan zbierającym się dziś na obradach delegatom soborowym?

Znalezienie równowagi między różnorodnością i jednością. Decyzje w sprawie nowych posług – męskich i żeńskich, związanych (lub nie) ze święceniami, uznanych (lub nie) w całym Kościele. I wreszcie – nowe wyzwania ewangelizacyjne, bo to przecież najważniejsze w misji Kościoła. We współczesnym świecie religia coraz częściej przybiera formy „płynne”, a ludzie, którzy uważają się za chrześcijan, nie dostrzegają już źródeł swej duchowości w instytucji. Oczekują natomiast od tej instytucji uznania i zatwierdzenia różnych form życia chrześcijańskiego, zarówno tych sięgających do korzeni, jak i całkowicie nowych, odpowiadających na ich potrzeby duchowe.

Katolicyzm to taka szczególna forma chrześcijaństwa, która zdolna jest do inter­akcji ze światem i zmagania się z jego wyzwaniami. W tej kwestii nic się nie zmieniło. Tak było od początku istnienia Kościoła.            ©℗

Dr Massimo Faggioli (ur. 1970) jest profesorem Uniwersytetu Villanova (Filadelfia, USA), wykładowcą historii Kościoła i teologii historycznej, publicystą, autorem artykułów i książek nt. Soboru Watykańskiego II, doktorem honoris causa Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Najświętszego Serca w Connecticut.

 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz „Tygodnika Powszechnego”, akredytowany przy Sala Stampa Stolicy Apostolskiej. Absolwent teatrologii UJ, studiował też historię i kulturę Włoch w ramach stypendium  konsorcjum ICoN, zrzeszającego największe włoskie uniwersytety. Autor i… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Historia 1/2020