Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Czy był wart tych pieniędzy? Oczywiście nie (jeśli takie kwoty powinno się płacić przy zatrudnianiu kogokolwiek, to prędzej ludzi zdolnych uratować ludzkość przed chorobami nowotworowymi), choć każdy, kto ma pojęcie o świecie piłki, wiadomość o 100 milionach za Bale’a przyjął bez zaskoczenia. Talent piłkarski Walijczyka jest tu równie istotny, co jego potencjał marketingowy – zdolność do odpracowania tej sumy nie tylko świetną grą, ale także całym tym globalnym przemysłem pamiątkowo-koszulkowym (w ciągu całej kariery Davida Beckhama kolejne kluby słynnego Anglika sprzedały koszulki z jego nazwiskiem o wartości miliarda funtów). I fakt, że prezes madryckiego klubu z powodów wizerunkowych zainteresowany jest „galaktyczną” skalą swoich zakupów.
Real jest bowiem największym klubem świata – pierwszym w historii, którego roczne przychody przekroczyły 500 milionów euro. Co paradoksalne, zadłużenie drużyny z Kastylii również zbliża się do 500 milionów i Tottenham żądał bankowych gwarancji, że Real będzie miał czym zapłacić (poprzedni rekordowy transfer, Cristiano Ronaldo, finansowała Bankia, która popadła później w kłopoty i musiała korzystać z pomocy publicznej; lider prawicowych populistów z Holandii, Geert Wilders, pytał w parlamencie ministra finansów, co zamierza zrobić z faktem, że Real kupuje Bale’a dzięki wsparciu, jakiego Hiszpanii udzielają m.in. holenderscy podatnicy). Świat futbolu nie od dziś stoi na głowie: przywiązanie do racjonalnego prowadzenia sportowego biznesu, wiązanie przychodów z wydatkami itd., nie przekłada się na trofea, a największe kluby świata są praktycznie nieupadalne. Jeszcze jeden paradoks: oburzamy się takim obrotem spraw, a równocześnie odkładamy już pieniądze na madrycką koszulkę Garetha Bale’a.
Więcej o głośnym transferze na blogu autora: okonski.tygodnik.onet.pl