Nadzieja na nieznane

Wiadomość o tym, że nie żyje, była jak cios obuchem w głowę. A przecież w jakimś sensie nas na nią przygotował. Pisał o nadziei, która „nadaje śmierci inny, nowy sens”.

18.02.2013

Czyta się kilka minut

Na pierwsze spotkanie umówiliśmy się w hotelu Bristol. Zszedł na dół w szarych dżinsach, białej, starannie zmiętej koszuli i ciemnych okularach. Zza tych okularów uważnie mi się przyglądał. Dziwne uczucie: nie widziałem jego oczu, ale czułem na sobie ich przenikliwe spojrzenie. Kilka miesięcy później pisał już do mnie w listach „Drogi Stary”, a ja odpowiadałem: „Drogi Wuju”.

Wtedy, podczas naszego pierwszego spotkania, opowiedział mi, jak latem 1980 r. Tischner, z którym był zaprzyjaźniony, zabrał go do Castel Gandolfo na seminarium organizowane przez prof. Jerzego Janika. Kiedy szli do Papieża na Mszę, przyszło mu na myśl, że może wypadałoby też przystąpić do komunii. „Mówię do Józka: »Może byś mnie teraz wyspowiadał?«. Popatrzył na mnie uważnie – a było wtedy na tej sesji jeszcze trzech innych księży – i mówi: »Wiesz, idź lepiej do Życińskiego«. Odeszliśmy z Życińskim na bok i wyspowiadałem się. Efekt był taki, że z Tischnerem przez następne lata nadal żyłem w bliskiej przyjaźni, a z Życińskim nasze drogi się rozeszły”.

TRZEBA ROBIĆ NAUKĘ

Wychował się na Żoliborzu. Przez całe życie był mocno związany z mamą, wcześnie stracił ojca. Żartował, że analizy miłości, które robi w swoich książkach, są trochę odcieleśnione, bo a nuż mama przeczyta... Maturę zdawał w „Lelewelu”. Z grona pedagogicznego wspominał głównie nauczycielkę historii, Annę Radziwiłł, późniejszą wiceminister oświaty, od której pożyczał naręcza książek. Opowiadał też o kolegach. W szkole poznał m.in. Lecha i Jarosława Kaczyńskich, Lejba (Lonię) Fogelmana i starszego o dwa lata Andrzeja Seweryna, który szybko stał się jednym z jego najbliższych przyjaciół. Wspólnie jeździli autostopem „w Polskę”, czytywali na głos literaturę.

Latem 1965 r. Michalski pojechał z Sewerynem na wyjazd organizowany przez ZMS w ramach akcji „Lato”. W powiecie łosickim, na wschodnim Mazowszu, młodzi ludzie o zdecydowanie opozycyjnym nastawieniu (m.in. Barbara Toruńczyk, Seweryn Blumsztajn i Mirosław Sawicki) wygłaszali wykłady, deklamowali wiersze, śpiewali pieśni Okudżawy. Trwał akurat proces Kuronia i Modzelewskiego i zebrani napisali wspólny list do ich żon: „Uśmiechnijcie się od nas Jackowi i Karolowi”.

Przez następne lata Krzysztof był związany z grupą „komandosów”, ale nie angażował się bezpośrednio w jej działania. Nawet w Marcu ’68 roku trzymał się na uboczu. Zdecydował, że zamiast działalności politycznej poświęci się „meblowaniu głów”. Po Marcu Wydział Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego, na którym studiował, został rozbity. Do wyjazdu zmuszono nie tylko znakomitych wykładowców – wśród nich Bronisława Baczkę, Leszka Kołakowskiego i Krzysztofa Pomiana – ale też wielu wybitnie zdolnych studentów. Trzeba było ratować to, co jeszcze zostało.

Na drugim roku studiów napisał pracę o pojęciu czasu u Kanta. Zafascynował go wtedy Heidegger, którego czytał w oryginale. Postanowił uczynić go bohaterem swojego doktoratu. Ale na uniwersytecie nie było z kim rozmawiać o autorze „Sein und Zeit”. Ktoś poradził mu, żeby zwrócił się do czeskiego fenomenologa Jana Patočki, ktoś inny podpowiedział, że jest w Krakowie ksiądz, który wykłada Heideggera klerykom. „Pojechałem do Krakowa i trafiłem akurat na Mszę Tischnera dla przedszkolaków. Po Mszy Tischner zabrał mnie do siebie do mieszkania i tam przez kilka godzin dyskutowaliśmy o filozofii”. Był to początek przyjaźni, która przetrwała ponad ćwierć wieku. Z Patočką, który był już wówczas na przymusowej emeryturze, przez trzy dni spacerowali po Pradze i rozmawiali. W 1974 r. Michalski obronił doktorat i został asystentem na UW. Trzy lata później niespodziewanie dostał paszport i wyjechał na stypendium do Niemiec. W tym czasie w księgarniach pojawił się najpierw zredagowany przez niego tom esejów Heideggera, a następnie jego własna książka „Heidegger i filozofia współczesna”. Ugruntowały one pozycję Michalskiego jako jednego z najciekawszych filozofów młodszego pokolenia.

PRZESTRZEŃ DLA MYŚLENIA

Latem 1978 r. Tischner zaprosił go do Krakowa na sympozjum organizowane pod auspicjami kard. Wojtyły. Michalski miał okazję porozmawiać z Wojtyłą o Heideggerze i wręczyć mu swoją książkę. Wkrótce kardynał pojechał do Rzymu na kolejne konklawe. W jakiś czas później jeden z zachodnich dziennikarzy, których tuż po wyborze Jana Pawła II wpuszczono do krakowskiej kurii, opowiedział Michalskiemu, że na nocnym stoliku w pokoju kardynała ze zdumieniem zauważył jego książkę. Była otwarta, Wojtyła musiał ją czytać w ostatnich dniach przed wyjazdem.

Krzysztof miał talent do poznawania ludzi. Pobyt na Zachodzie wykorzystał do nawiązania jak największej liczby kontaktów. W marcu 1980 r. zaprosił Tischnera do Dubrownika na seminarium „Hermeneutyka i sztuka”, zorganizowane w porozumieniu z Hausem-Gadamerem. Pewnego ranka odbyli długi spacer brzegiem morza. Michalski zwierzył się Tischnerowi, że myśli o stworzeniu placówki naukowej, w której mogliby się spotykać myśliciele ze Wschodu i Zachodu. Ale niezależnej, wolnej od jakichkolwiek politycznych zobowiązań. Tischner poradził, żeby o pomoc poprosić Jana Pawła II. Kilka miesięcy później, podczas spotkania w Castel Gandolfo, Michalski opowiedział Papieżowi o swoim pomyśle. Zasugerował też, że najlepiej byłoby, gdyby instytut miał siedzibę w Austrii. Papież powiedział, że poprze ten projekt.

Mając takie poparcie, przyjaciele pojechali szukać sojuszników w Wiedniu. Przekonali wiceburmistrza miasta Erharda Buska, a ten pozyskał dla idei stworzenia instytutu ówczesnego burmistrza Leopolda Gratza. Zaczęło się zbieranie funduszy. „Z błogosławieństwem Papieża stworzyliśmy instytut za pieniądze George’a Sorosa”, śmiał się po latach Michalski.

Instytut Nauk o Człowieku zaczął działać w roku 1982. W jego radzie naukowej znalazły się same wielkie nazwiska – oprócz Gadamera i Kołakowskiego m.in. sir Isaiah Berlin, Ernst-Wolfgang Böckenförde, Paul Ricoeur, Robert Spaemann, Charles Taylor i Jacek Woźniakowski. Jednym z pierwszych pomysłów Michalskiego i Tischnera było zawiezienie tych sławnych ludzi do Papieża, żeby mógł przysłuchać się ich dyskusjom. Tak narodziła się idea kolokwiów w Castel Gandolfo, które odbywały się co dwa lata, począwszy od sierpnia 1983 r.

Cezary Wodziński w książce „Między anegdotą a doświadczeniem” stwierdza, że nie sposób porównać wiedeńskiego instytutu z jakąkolwiek instytucją naukowo-badawczą na świecie. „Niepoliczalna ilość debat, dyskusji, konferencji, wykładów, odczytów, seminariów z udziałem najwybitniejszych intelektualistów świata. Z wielkich żyjących myślicieli nie zabrakło bodaj ani jednego, który by bezpośrednio lub pośrednio nie brał udziału w budowie i rozbudowie tej niezwykłej przestrzeni wymiany myśli”. Ze środków zdobywanych przez Michalskiego i jego współpracowników korzystali młodzi uczeni, którzy przygotowywali swoje pierwsze książki, i światowe sławy, które mogły w Wiedniu pracować nie niepokojone przez nikogo.

CZAS I BÓG

Tylko sam Michalski nie miał czasu na pisanie. W 1986 r. opublikował książkę o Husserlu „Logika i czas”, na kolejną, o Nietzschem, trzeba było czekać prawie dwie dekady. Kierowanie instytutem było niezwykle absorbujące, a przecież na tym nie kończyły się jego obowiązki. Od 1986 r. wykładał filozofię w Bostonie; z czasem wrócił też na Uniwersytet Warszawski, gdzie stworzył Katedrę im. Erazma z Rotterdamu i prowadził seminarium. Brał udział w niezliczonych konferencjach, zasiadał w wielu międzynarodowych gremiach. Sam inicjował coraz to nowe przedsięwzięcia: był m.in. jednym z pomysłodawców krakowskich Dni Tischnerowskich oraz nagrody, a potem także stypendium imienia Tischnera. W 2005 r. wspólnie z Marcinem Królem zaczął organizować w Warszawie Debaty Tischnerowskie wedle sprawdzonych na Zachodzie wzorów – obok wybitnych intelektualistów z kraju i zagranicy sadzał za stołem zawsze dwóch rodzimych polityków. „Niech się podciągną”, mówił.

Znajomość z Tischnerem zaowocowała jeszcze jedną niezwykłą przygodą. W 1993 r. Michalski i Tischner zaproponowali Papieżowi serię rozmów „o jego życiu i ideach, które to życie organizowały”. Miała z tego powstać książka-wydarzenie, bo Papież dotąd nie udzielił jeszcze żadnego tak obszernego wywiadu. Przez parę dni siadywali w ogrodach Castel Gandolfo, z widokiem na Lago Albano, i nagrywali. „Ja byłem kimś w rodzaju hydraulika”, opowiadał Michalski. „Kimś, kto z zawodowej konieczności musi orientować się w debatach filozoficznych czy ideologicznych na Zachodzie. Podawałem więc, kiedy było trzeba, uszczelki i rurki. A Józek doprowadzał do tego, że płynęła woda”.

Zapis tych rozmów był później wielokrotnie przeredagowywany, odkładany na półkę, znów redagowany i uzupełniany. Michalski cierpliwie współpracował przy powstawaniu kolejnych wersji, w końcu jednak dał za wygraną; książkę zatytułowaną „Pamięć i tożsamość” przygotowali do druku watykańscy redaktorzy.

Bardzo przeżył chorobę, a potem śmierć Tischnera. Kiedyś wyznał mi, że mimo upływu lat wciąż nie jest w stanie słuchać płyt z jego głosem, po prostu ściska go w gardle. „Pisząc o religii i Nietzschem”, mówił w jednym z wywiadów, „starałem się oddać ducha tej religijności, jakiej nauczyłem się przede wszystkim od Tischnera”. Książka „Płomień wieczności” ukazała się w 2007 r. Krzysztof miał już w planach kolejną. „Z czasem już skończyłem, teraz zajmę się Bogiem”, powiedział mi kiedyś przez telefon.

***
Wiadomość o tym, że nie żyje, była jak cios obuchem w głowę. A przecież w jakimś sensie nas na nią przygotował. „Siła śmierci i miłości polega na tym, że potrafią rozbić, co jest, i wyzwolić moje życie na nowe, niepojęte możliwości”, pisał. „Niepojęte – a więc nie ma tu miejsca na pewność, jaką może dać wiedza, nie ma tu miejsca nawet na szacunek prawdopodobieństwa. Co najwyżej na nadzieję – ale nadzieję inną niż te, jakie znamy. (...) Nadzieja, o jaką tu chodzi, to nadzieja na nieznane, dotąd ukryte, nadzieja, co nie podważa rzeczywistości śmierci, nie usuwa jej grozy”, lecz „nadaje śmierci inny, nowy sens”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Poeta, publicysta, stały felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Jako poeta debiutował w 1995 tomem „Wybór większości”. Laureat m.in. nagrody głównej w konkursach poetyckich „Nowego Nurtu” (1995) oraz im. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego (1995), a także Nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2013