Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Mało mamy niewygód w naszym życiu codziennym, i to chronicznych, a nie doraźnych? Więc tylko ktoś znający niesprawność z własnego doświadczenia uświadomi sobie, słysząc taki komunikat, jak to mogło wyglądać dla człowieka sędziwego, niezdolnego nieść walizkę, dla inwalidy, dla matki z małymi dziećmi i wózkiem, którego może nawet nie było gdzie pchać w tym przypadkowym miejscu... Dla wszystkich zresztą pasażerów, jeżeli na przykład wypadło to w deszcz albo jeśli trzeba było zdążyć gdzieś na czas, a już się nie dało. I dla oczekujących na próżno na dworcu: tych, co mieli przywitać, pomóc, poinformować. Sedno sprawy zresztą nie w niewygodach, lecz w pogardzie okazanej tym ludziom przez organizatorów protestu, którzy narazili ich na to wszystko świadomie. I pewnie wywieszając równocześnie “solidarnościowe" transparenty, mające wymowę głęboko niestety ironiczną. Tak to już bowiem jest od dawna, że firmowane także przez dawną legendarną “Solidarność" akcje protestacyjne często uderzają nie w sprawców sytuacji, przeciw którym związkowcy chcą wystąpić, lecz w zwykłych ludzi, akurat tych, co nie tylko niewinni, lecz słabsi od innych. I nikt ani się tym nie zajmuje, ani nie zamierza tego wstydzić.
Media zajmowały się za to aż w nadmiarze inną “globalną" niewygodą: warszawiakami, którym wyłączono część miasta z racji owego “podwójnego szczytu". Zabawne: najpierw same media stworzyły atmosferę, którą potem nazwały “paniką" albo “histerią": pokazując gęsto, na długo przed forum, migawki z destrukcyjnych protestów podczas poprzednich szczytów w innych krajach, starcia z policją, zniszczenia. A potem relacjonując i ilustrując warszawskie środki ostrożności. Jeśli się widziało pierwszych przedsiębiorców zabezpieczających własne lokale, cóż dziwnego, że następni dochodzili do wniosku: też trzeba tak zrobić? A na końcu wybuchły komentarze o histerii właśnie, bo manifestacje okazały się tym razem niewinne. Czy nie dlatego także, że zabezpieczenie było skuteczne, i ze strony mieszkańców, i sił porządkowych? Może zamiast ironizować, lepiej było powinszować wszystkim, że się udało, nerwy nie puściły, i skupić się na racjach obu stron? A narzekającym przypomnieć, że gdyby coś się jednak stało (także ze strony potencjalnych prowokatorów czy autentycznych terrorystów), ich lament - w pełni usprawiedliwiony - byłby bez porównania większy, jeśliby w zabezpieczaniu ludzi zrobiono za mało?
Dbający o porządek zawsze stoją na pozycji niewdzięcznej. Są namolni i narażeni na zarzut, że przesadzają i że nas kosztują. A kiedy ów porządek akurat zadziała bez zakłóceń, nie budzi niczyjej wdzięczności, co najwyżej stwierdzenie: “jest tak, jak trzeba żeby było". Bo kiedy żądamy, zawsze mamy rację, a kiedy jesteśmy niezadowoleni, też mamy rację narzekając. I na “dziękuję" czas nigdy właściwie nie przychodzi.