Na Krakowskim Przedmieściu

10 kwietnia 2010 r. w tłumie przed Pałacem Prezydenckim pojawił się Artur Żmijewski. Zaczął filmować. Potem wielokrotnie wracał. Był też w Krakowie i w Smoleńsku. Rozmawiał z Polakami i z Rosjanami. Tak powstała 55-minutowa "Katastrofa".

12.04.2011

Czyta się kilka minut

Kadr z filmu Artura Żmijewskiego "Katastrofa" / fot. dzięki uprzejmości Fundacji Galerii Foksal /
Kadr z filmu Artura Żmijewskiego "Katastrofa" / fot. dzięki uprzejmości Fundacji Galerii Foksal /

W pierwszych kadrach widzimy stołeczne Krakowskie Przedmieście. Ludzie zaczynają się gromadzić pod Pałacem Prezydenckim, harcerze krzątają się wśród kwiatów i płonących zniczy. Kamera wyszukuje zdjęcia pary prezydenckiej. Obraz jest przerywany przebitkami z ekranu telewizora informującymi o katastrofie smoleńskiej. Wracamy pod pałac. Tłum gęstnieje. W pobliskim kościele i pod pałacem trwają modlitwy.

Mijają kolejne dni. Artur Żmijewski robi zdjęcia na trasie przejazdu trumien z ciałami ofiar ulicami Warszawy. Pokazuje ogromną kolejkę stojącą pod pałacem, by oddać hołd zmarłemu Prezydentowi. Jest podczas Mszy na Placu Piłsudskiego i ceremonii pogrzebowej na Wawelu.

Powstaje zapis żałoby. Oficjalnej, ale przede wszystkim indywidualnej. Widzimy ludzi, którzy próbują się odnaleźć w tej sytuacji, gdy rytuały świeckiego państwa i liberalnej demokracji okazują się niewystarczające. Odwołują się do religii: wspólne odmawianie różańca, śpiewanie pieśni powoli przeradza się w rytuał.

Modlitwa, czuwanie przy krzyżu stają się także rodzajem demonstracji, politycznej wypowiedzi tych wszystkich, którzy uważają, że jest to jedyna dostępna im forma zabrania głosu, artykulacji swych poglądów, odczuć, bólu.

Obcy

Przed "Katastrofą" powstały "Demokracje". Żmijewski przedstawiał w nich rozmaite formy demonstracji publicznych w Europie, Izraelu i na Zachodnim Brzegu. Sfilmował Paradę Lojalistów w Irlandii Północnej i "Marsz dla życia" zwolenników zakazu aborcji, pogrzeb Jörga Haidera i transmisję meczu Niemcy-Turcja. Pokazywał rytuały dzisiejszego społeczeństwa. Marsze, pochody, protesty, ale też uroczystości państwowe - przypominał - są formą ujawniania poglądów, bezpośredniego udziału w debacie publicznej, ale też przeżyciem wspólnotowym, sposobem formowania zbiorowych wyobrażeń. W ten sam sposób spojrzał na Msze i pogrzeby, wydobywając z nich pozareligijny aspekt.

W "Demokracjach" wszedł w rolę dokumentalisty (granica między sztuką a dokumentem nie tylko w jego przypadku coraz bardziej się rozmywa). Filmując, był tylko obserwatorem, ale jako artysta z kamerą w ręku znajdował się w uprzywilejowanej pozycji. Mógł więcej niż przeciętny uczestnik tych wydarzeń. Patrzył z dystansu, rzadko opowiadał się za którąś ze stron. W "Katastrofie" następuje zmiana formuły. Artysta nie tylko się przysłuchuje, ale stawia pytania. "Dlaczego państwo tu przyjechaliście?" - zaczepia stających w kolejce do Pałacu Prezydenckiego. "A jak pan przyjął wiadomość?" - pyta przechodniów. "Dlaczego tak się stało?". Padają różne odpowiedzi. "Polacy powinny się dowiedzieć , że to był zamach stanu!" - mówi jeden z zagadniętych mężczyzn. "To był nieszczęśliwy wypadek" - to zdanie innego. "Zastanawiałem się i nie mam odpowiedzi" - pada też taka kwestia.

Tym odpowiedziom i kolejnym wydarzeniom przygląda się "zimnym okiem". Patrzy "z punktu widzenia obcego", jak napisał o "Katastrofie" Tadeusz Sobolewski w "Gazecie Wyborczej" (20 grudnia 2010 r.). Na równych prawach cytuje głos zwolennika tezy o zamachu i głos szydzącego z tych, którzy w ten sposób myślą. Słyszymy biskupa, który grzmi z ambony: "to są męczennicy prawdy". Padają w filmie słowa: "zostali zamordowani", "to był spisek", "Tusk musi odejść". Artysta nie komentuje ani nie ocenia, ale też nie ekscytuje się skrajnym słowem, efektownym porównaniem. Nie ma sceny drwin z modlących się pod krzyżem ani ataku na księży, którzy próbują przenieść krzyż do kościoła św. Anny. Artysta pominął to, co wielokrotnie można było zobaczyć na ekranach telewizorów i co stało się symbolami dla obu stron konfliktu.

Sam Żmijewski w rozmowie opublikowanej na stronie "Krytyki Politycznej" mówi: "Mam wrażenie, że »Katastrofa« proponuje język, który nie dezawuuje rozmówców, choć się z ich opiniami nie zgadza. Ten film jest sposobem uważnego przyglądania się tym ludziom i sprawdzania ich opinii". Nie wiem, czy wszyscy mają podobne odczucie, ale dla mnie jego relacja z tamtych dni jest taką właśnie propozycją. Przy czym artysta nie daje nam komfortu, nie pozwala odnaleźć się wyłącznie we własnych racjach. Film jest nie-swój, trudny do zakwalifikowania, a nawet irytujący i chyba dlatego Jarosław Kaczyński wspomniał o nim w "Raporcie o stanie Rzeczypospolitej".

Ból i bunt

Dystans "Katastrofy" jest przecież dość ryzykowny, bo łączy się z chłodem. W filmie jest coś z prozy Ernsta Jüngera, z jego sposobu przyglądania się i ludziom, i minerałom z podobnym natężeniem emocji. Poszczególne sceny widzimy jakby zza szyby. Dzieją się blisko, są nieomal na wyciągnięcie ręki, ale nie jesteśmy w stanie przekroczyć granicy, zidentyfikować się z filmowanymi osobami, ani też łatwo ich odrzucić. Nie oznacza to wyprania filmu z dramatyzmu. Jedna z jego scen przedstawia starszego mężczyznę, który chce podejść pod krzyż. Zatrzymują go strażnicy. Tłumaczy, prosi, przekonuje, wreszcie krzyczy. Próbuje w innym miejscu sforsować ustawione na jego drodze barierki. Widzimy ból, autentyczne zaangażowanie, bunt na granicy szaleństwa.

Żmijewski stanął w obronie "Solidarnych 2010" Ewy Stankiewicz i Jana Pospieszalskiego. Mówił, że ten film zerwał z banałem płynącym z mainstreamowych mediów i wydobył polityczne deklaracje tych, którzy przebywali na Krakowskim Przedmieściu. Na pytanie, czy jego twórcy dali głos wykluczonym, odpowiada: "Niesłuchanym, nieważnym. Na co dzień większość nie ma głosu. Ten film był ich świętem". I dodaje: "Taki film jak »Solidarni 2010« nie rodzi we mnie lęku, lecz ciekawość. Ciekawi mnie, jak mogłaby wyglądać dyskusja z tymi, którzy się w nim wypowiadają? Może to byłoby ciekawsze, niż uleganie lękom elit, że to właśnie ci ludzie urządzą nam życie" ("Gazeta Wyborcza", 28 czerwca 2010 r.).

W swoim filmie także skupia się na głosie osób "z ulicy". Rejestruje przede wszystkim to, co się dzieje obok. Pokazuje ołtarz podczas Mszy za ofiary katastrofy odprawianej na pl. Piłsudskiego. Rozpoczyna się uroczystość. Stoją mówcy, w tle wielkie zdjęcia zmarłych. Są odczytywane nazwiska. Mijają minuty, trwa nabożeństwo. Jednak kamera skupia się na osobach stojących w tłumie, filmuje grupki z transparentami. Słyszymy rozmowy. To tam, z tła, artysta wyłuskuje opinie.

Przed kilkoma laty Żmijewski doprowadził do spotkania bardzo różnych środowisk: starszych kobiet przywiązanych do Kościoła, Młodzieży Wszechpolskiej, osób związanych z lewicą oraz młodych polskich Żydów. "Oni" - bo tak zatytułowana jest jego praca - została przez niektórych uznana za porażkę. Nie doszło do dialogu, jakiejś formy porozumienia. Jego uczestnicy potwierdzili wcześniejsze przekonania. Jednak debata nie musi prowadzić do uzgodnienia stanowisk - przypomina artysta. Dla niego wartością jest ujawienie różnicy. Bliskie jest mu spojrzenie na politykę belgijskiej filozofki Chantal Mouffe - jako na pole konfliktu, spięcia racji. Inaczej bowiem wiele poglądów usuwanych jest na margines. Wtedy "oni" - liberałowie, prawicowcy, lewicowcy, żarliwi katolicy, ateiści... - pozostają dla nas obcymi, chociaż są członkami tej samej wspólnoty. Może dzięki "Katastrofie" o tych "onych" wiemy więcej.

Artur Żmijewski, "Katastrofa". Premierowy pokaz: 9 kwietnia 2011 r., Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2011