Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
„Na każdym postoju wyskakiwali w pośpiechu , żeby kupić tanie wina, a potem zasypiali na podłodze, tworząc coś w rodzaju piramidy”.
Wszyscy wierzyli w socjalizm i jechali, by karabinami wspierać hiszpańską republikę. Jednym z nich był Brytyjczyk Eric Arthur Blair – dziennikarz, pisarz, trochę awanturnik. Z „romantycznej” wojny wrócił po niecałym roku, z bolesną raną postrzałową szyi i jeszcze bardziej boleśnie rozwianymi złudzeniami. Właśnie te rozwiane złudzenia „zmieniły” Erica Blaira w znanego nam George’a Orwella.
Walczył na froncie aragońskim, pisał „Hołd dla Katalonii”, a niejako przy okazji poznał, czym pachnie stalinizm stosowany. Okazało się, że na tej wojnie o pokój wszyscy republikanie są równi pod warunkiem, że należą do organizacji oraz bojówek wpieranych przez Kreml. Ci, co należą do innych frakcji, mają kłopot. Nawet to, że walczą na froncie z faszystami, nie zmienia faktu, że ostatecznie od braci komunistów należy im się tylko kulka w łeb. Taki los miał stać się udziałem pisarza i jego żony Eileen. (Jeden z przyjaciół opisywał, że zauważył u Eileen „symptomy typowe dla człowieka żyjącego w warunkach politycznego terroru”).
Orwell walczył bohatersko, odniósł ciężką ranę, ale nie zmieniało to faktu, że szykowano już dla niego oskarżenie o szpiegostwo i wyrok. Reporter Orwell opowiedział to wszystko w „Hołdzie dla Katalonii”. Pisarz Orwell opowiedział szerzej, jak działa system, w słynnej książce „1984”. Każdy, kto żył w 1984 r., przyzna, że opisał wiernie: „Klatka schodowa cuchnęła gotowaną kapustą i starymi, butwiejącymi wycieraczkami. Na jednym jej końcu wisiał barwny plakat”.
Interesował mnie zawsze proces opadania „końskich okularów”. Przeistaczania się młodego idealisty w doświadczonego przez życie cynika. Okazuje się, że nawet w burzliwym czasie proces jest delikatny i pełen niuansów. Orwell wraca z frontu na przepustkę rozklekotaną ciężarówką z towarzyszami broni. Bosy, pijany winem i anyżkiem, szczęśliwy. Ale rzeczywistość jest już inna – cywile mają dość wojny, władze wietrzą spiski, w prasie obowiązuje cenzura, a rewolucyjny zapał zastąpiła rewolucyjna czujność szpicli. Po kilku dniach towarzysze staliniści zaczynają strzelać do towarzyszy trockistów. Dzieci republiki pożerają się nawzajem.
„Zaczynało być coraz bardziej jasne, że rządy robotnicze są sprawą przegraną” – nagle notuje Orwell. W „1984” było podobnie. Pamiętacie? W jednej z pierwszych scen książki Winston Smith, urzędnik Ministerstwa Prawdy, spogląda na ścianę, na której wypisano państwowe hasła: „Wojna to pokój. Wolność to niewola. Ignorancja to siła”.
A potem usiłuje sobie przypomnieć, czy świat wyglądał tak zawsze. Od kiedy obowiązuje nowomowa? Od kiedy każdy fakt można przekręcić? A kogoś, kto się z „faktem” nie zgadza, poddać „ewaporacji”. Od kiedy wprowadzono ewaporację – więcej niż karę śmierci? Unicestwienie człowieka i zatarcie śladów tego, że w ogóle był.
Smith nie potrafi sobie tego przypomnieć. Wszystko ginie we mgle niepamięci. Sam przecież za to także odpowiada. Jego praca polega na usuwaniu z gazet, książek i pamiętników spraw niewygodnych i zamieniania ich na sprawy wygodne.
– Kto wynalazł samolot?
– Partia! Naturalnie, że Partia!
Za 10, 20, 50 lat – kiedy umrą ci, co pamiętają samoloty z dzieciństwa, wszyscy uwierzą, że to Partia je wynalazła.
Trzeba tylko zacząć i konsekwentnie prowadzić sprawy do końca. Oddzielić przeszłość linią. Powiedzieć, że to, co było dotąd, to był pozór, udawanie. Nową, prawdziwą prawdę zawrzeć w podręcznikach, książkach, środkach masowego przekazu. Tak żeby zagnieździła się w głowach milionów – uczciwych przecież ludzi, ale oszukiwanych i niewiedzących, jak było naprawdę. Trzeba tylko nadać właściwe znaczenie słowom. Kto się z tym nie zgodzi – zostanie ukarany. Będzie można mu przebaczyć, choć nie wolno przebaczać zbyt łatwo. Przebaczenie następuje wyłącznie po przyznaniu się do winy i wymierzeniu kary.
„1984” był u nas zakazany niemal do samego końca PRL. To sprawiło, że wszyscy się zaczytywali książką. Szeptali sobie o Wielkim Bracie, Ministerstwie Prawdy i z radością popełniali codzienne, niewinne „myślozbrodnie”.
Gdy zawalił się komunizm, książka Orwella straciła popularność. Po krótkim pobycie na półce „historia współczesna” trafiła na półkę „fantastyka naukowa”.
Bo wszyscy myśleli, że tamto już nie wróci. Było zbyt absurdalne, zbyt niewiarygodne, żeby mogło się powtórzyć. ©℗