Myśli o męczeństwie

Wielu pamięta wstrząsający film, który (najczęściej w okrojonej wersji) obiegł świat cztery lata temu.

01.07.2019

Czyta się kilka minut

Morderstwo 21 chrześcijan (głównie Koptów) dokonane w lutym 2015 r. przez fanatyków z tzw. Państwa Islamskiego (IS) na śródziemnomorskiej plaży w okolicach libijskiej Syrty – zaplanowane i wyreżyserowane niczym przekoszmarny spektakl. Wszystko grało tu rolę: procesja wprowadzenia ofiar przez oprawców, kolory strojów i jednych, i drugich, pompatyczne „słowo wstępne” o krwi chrześcijan, która mieszana będzie odtąd z wodą morza – morza, które przyjąć miało szczątki zabitego przez amerykańskich komandosów Osamy bin Ladena. Trudno wyobrazić sobie bardziej wyrachowane bestialstwo, większą pogardę dla człowieczeństwa, kpinę ze swojej religii.

Sceny z libijskiej plaży znów stanęły mi przed oczyma dzięki książce „The 21. A Journey into the Land of Coptic Martyrs” niemieckiego pisarza i dziennikarza Martina Mosebacha, który nie dość, że ze szczegółami przenalizował przebieg tej zbrodni, to zadał sobie też wiele trudu, by niejako wyjąć zabitych mężczyzn z ikon, pokazać ludzki wymiar symbolu. Główny ton książki Mosebacha to zdziwienie kształtem, myślą, swoistą dumą, odwagą, dyscypliną i mocnym eschatologicznym wychyleniem koptyjskiego chrześcijaństwa. Które dla mnie – mającego jakieś kontakty z wiernymi tego Kościoła w Afryce – nie jest wielkim zaskoczeniem, jest nim jednak dla autora przywykłego do luterańskiej i kalwińskiej powściągliwości czy katolickiego (mam na myśli europejski katolicyzm) talentu do dzielenia włosa na czworo i rzucania kłód pod własne nogi. Wszyscy męczennicy z Syrty (włącznie z pochodzącym z Ghany Matthew Ayarigą, który prawdopodobnie był wiernym jakiegoś odłamu protestantyzmu, stał się jednak Koptem przez chrzest krwi, wspólne przyjęcie męczeństwa, wyznanie, że jest chrześcijaninem tak jak i jego towarzysze niedoli) zostali kanonizowani przez koptyjskiego papieża. W rodzinnej wsi większości z nich w środkowym Egipcie stoi okazała katedra, do której przewieziono ich szczątki.

Rozmowy Mosebacha z żonami, dziećmi, rodzicami męczenników pokazują ludzi przeżywających, co oczywiste, żałobę, ale też bardzo wyraźne poczucie wybrania. Ci ludzie, naprawdę biedni, spracowani, skatowani walką z nieprostą dla Koptów codziennością, mają w sobie organiczny dla chrześcijanina instynkt przekuwania śmierci w życie. W ich rodzinnej wsi męczennicy są wszędzie – w portretach, w swoich dawnych pokojach zamienionych na pełne relikwii kaplice, przede wszystkim zaś w modlitwach. Mosebach słucha opowieści o wciąż trwającej relacji żon z mężami, których proszą o cudowną interwencję, gdy ich dzieci wpakują się w kabałę. Gdy o pomoc przychodzi prosić sąsiadka, muzułmanka, żeby razem się modlić, poprosić o rzecz, która należała do świętego, i zostaje wysłuchana – wkrótce może się cieszyć z narodzin dziecka.

Mosebach notuje, że koptyjskie chrześcijaństwo, jakie mu pokazano, nie jest religią Księgi. Jest religią nieustannej relacji, rozmowy, znaków, dla postronnego obserwatora na pierwszy rzut oka może tak przeładowanych kiczem jak niektóre koptyjskie dewocjonalia. Ostatecznie jednak – czy rozmowa zakochanych w sobie ludzi rzeczywiście powinna być poddawana ocenie przez badające artystyczny ciężar wyrazu niezależne jury? Koptowie, których pokazuje Mosbach, nie są w stanie wytyczyć linii demarkacyjnej między religijnością a życiem, bo w ich życiu takiej linii nie ma. Ojcowie rodzin wyjeżdżający regularnie na saksy do Libii, gdzie w dobrych czasach można było liczyć na zarobek nawet 45 dolarów dziennie, żegnali się z domami jak biskupi wyruszający w delegację, przy okazji rozmów telefonicznych dopytywali, czy dzieci się modlą, mówili też podobno, że mają świadomość ryzyka. Ale – od tylu lat będąc przecież de facto gościem w Egipcie, swoim dawnym domu – gotowość oddania życia za swoją wiarę Kopt musi mieć chyba niejako we krwi.

Czytając tę książkę, robiłem rachunek sumienia. Czy umiałbym tak jak oni konsekwentnie iść drogą pobożności tak wszechogarniającej, że przyjmującej męczeństwo jako coś naturalnego (ważna uwaga: nie wygląda to na dorabianie świętym legendy post factum, takie po prostu było i jest ich naturalne środowisko) – szczerze wątpię. O co innego chyba wypada mi się modlić. O to, by umieć podjąć właściwą decyzję ad hoc, gdyby miał przyjść moment próby. Za szczególnego patrona przyjąć owego Matthew, który przecież nie musiał, niejako sam zgłosił akces do grupy, a gdy mu powiedziano, że nie jest Koptem, powiedział wprost, że co z tego – i tak jest chrześcijaninem. Być jak ów przywoływany przez Mosebacha w tym kontekście święty Adauctus (co oznacza po prostu „dodany”) – człowiek, który widząc odprowadzanego na miejsce kaźni bohatersko wyznającego swą wiarę (później świętego) Feliksa, poruszony tym, co zobaczył, też ją wyznał i – bezimiennie – zginął wraz z nim.

Przecież sprawa z męczeństwem od tylu lat wygląda najczęściej tak samo: wystarczy jedno twoje słowo, proste poruszenie cząsteczek powietrza, przekonanie siebie, że Bóg wie, co masz w sercu, że wie, że to wymuszone, że wykonujesz tylko jakiś pozór – a ocalisz życie. Co trzeba mieć w owym sercu, by woleć dezintegrację ciała od dezintegracji ducha – od sytuacji, w której usta przestają wyrażać to, czym żyje serce? Większość z nas pewnie nie będzie musiała sprawdzić się na tym wymiarze w tak koszmarnie spektakularnych okolicznościach. Ale to nie zmienia faktu, że małe, codzienne męczeństwa wymagają od nas dokładnie tego samego, czego nie zabrakło egipskim męczennikom. Tego, o czym mówił papież Franciszek, gdy przekonywał, że „Jezus nie lubi półotwartych drzwi. Jezus nie lubi dróg przebytych do połowy. Jezus nie lubi podwójnego życia”. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Polski dziennikarz, publicysta, pisarz, dwukrotny laureat nagrody Grand Press. Po raz pierwszy w 2006 roku w kategorii wywiad i w 2007 w kategorii dziennikarstwo specjalistyczne. Na koncie ma również nagrodę „Ślad”, MediaTory, Wiktora Publiczności. Pracował m… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 27/2019