Mołotowem w Dzierżyńskiego

Warszawa, luty 1982, godziny szczytu. Kilku nastolatków idzie ulicą: na głowach kominiarki, w ręku koktajle Mołotowa. Za chwilę podpalą pomnik twórcy komunistycznej bezpieki.

07.12.2011

Czyta się kilka minut

Na początku 1982 r. nawet analitycy PZPR przyznawali, że wśród sporej części młodzieży idee "Solidarności trafiają na podatny grunt. W pierwszych tygodniach stanu wojennego warszawscy uczniowie stali się nie tylko świadkami, ale też - toutes proportions gardées - uczestnikami wydarzeń.

Wcześniej, przed 13 grudnia, w stołecznych szkołach średnich wrzało: nie ominął ich "karnawał Solidarności". Kolportowano tu nielegalne wydawnictwa czy koszulki z prowokacyjnymi wobec władz nadrukami. Były też poważniejsze próby samoorganizacji, np. w Międzyszkolnym Komitecie Odnowy (MKO), Uczniowskim Ruchu Odnowy czy Federacji Młodzieży Szkolnej (FMS). A na to nakładała się aktywność kulturalna: organizowanie koncertów, spotkań poetyckich i kabaretowych, zakładanie gazetek itd.

Opór młodych

13 grudnia był szokiem, ale tylko na krótko. Zaraz po wznowieniu nauki (4 stycznia 1982 r.) młodzież zaczęła manifestować sprzeciw wobec stanu wojennego - i w ogóle systemu PRL. Przybierało to różne formy: zawiązywano struktury konspiracyjne, wydawano nielegalne pisma szkolne, kolportowano drugoobiegową literaturę, malowano antypaństwowe hasła, bojkotowano studniówki, zbierano pieniądze dla internowanych, protestowano przeciw zatrzymaniom wśród nauczycieli. Młodzież manifestowała też czarnym ubiorem i tzw. milczącymi przerwami.

Wśród warszawskich uczniów dochodziło też do bardziej spektakularnych protestów - co pokazuje działalność Konfederacji Młodzieży Polskiej "Piłsudczycy". Tę konspiracyjną grupę stworzył zaraz po wprowadzeniu stanu wojennego Emil Barchański ("Janek"), z pomocą kolegi z liceum im. Reja, Stefana Antosiewicza "Józefa" (szefa samorządu uczniowskiego tej szkoły). Organizacja rozrastała się przez krąg znajomych; jej członkowie składali przysięgę.

Akcja "Cokół"

"Piłsudczycy" - głównie 17- i 18-latkowie - uważali, że uprawnioną odpowiedzią na przemoc ze strony władz PRL nie musi być tylko działanie non violence; wyznawali zasadę "akcji bezpośredniej". Chcieli ostrzelać z katapulty gmach KC PZPR "koktajlami Mołotowa". Tego planu nie zrealizowali - zastąpiła go inna spektakularna akcja.

Najpewniej 6 lutego zapowiedział ją "Janek". Dwa dni później "Piłsudczycy" pod okiem Artura Nieszczerzewicza "Pruta", ucznia szkoły muzycznej im. Chopina i tzw. sorbonki, trenowali nad Wisłą rzucanie do celu. 9 lutego rozpoznali otoczenie placu Dzierżyńskiego (dziś plac Bankowy).

Akcję "Cokół" przeprowadzili 10 lutego. Wzięli w niej udział: Barchański, Marek Marciniak (ps. "Lis", uczeń technikum ogrodniczego), Nieszczerzewicz oraz nieustaleni z nazwiska "Kowal" i "Opty", i jeszcze jedna lub dwie osoby nieznane dotąd nawet z pseudonimów.

Wszyscy spotkali się o 16.15 pod sklepem "Jubilera", ale ze względu na słoneczny dzień zaplanowaną na 16.30 akcję przesunęli o godzinę. Wtedy ruszyli pod cel: pomnik Feliksa Dzierżyńskiego, twórcy sowieckiej bezpieki i patrona jej polskiego odpowiednika. Atak był ryzykowny: monument (usunięty w 1989 r.) stał w okolicy uczęszczanej, w sąsiedztwie władz Warszawy i kilkaset metrów od siedziby stołecznej SB; często obok pomnika przechodził patrol MO.

O 17.30 dowodzący akcją "Prut" zakłada biało-czerwoną opaskę i naciąga kominiarkę. To sygnał. "Lis" rzuca w podstawę pomnika słoiki z białą i czerwoną farbą (symbolizują barwy narodowe) i zgodnie z planem ucieka. Inni obrzucają pomnik butelkami z benzyną. Obok rusza autobus, który może im odciąć drogę ucieczki. "Prut" wyjmuje zorganizowany wcześniej rewolwer (autobus staje) i rzuca w Dzierżyńskiego płonącym "koktajlem Mołotowa". Pomnik płonie. - Pamiętam, że wszystko stanęło: ludzie, samochody, autobusy - wspomina Nieszczerzewicz.

Chłopak ucieka, z bronią w ręku. Na pasach wpada na maskę milicyjnego poloneza. Wykorzystując zaskoczenie, biegnie dalej. Na ul. Corazziego rzuca jeszcze dwa "mołotowy", by opóźnić pościg. Obok Muzeum Lenina (dziś Muzeum Niepodległości) gubi rewolwer, ale go znajduje. I ucieka pogoni. Los nie sprzyja za to Marciniakowi, zatrzymuje go milicja. Reszta chłopców wierzy, że nic im nie grozi, bo "Lis" zna tylko pseudonimy.

Śledztwo ws. "profanacji"

Nie wiemy, jakie były reakcje warszawiaków na tę akcję. Wiemy natomiast, że podpalenie pomnika jej patrona było policzkiem dla SB. "Trybuna Ludu", organ PZPR, próbuje bagatelizować sprawę, publikuje notkę o "chuligańskim napadzie". Ale dla MSW rzecz jest prestiżowa: do śledztwa angażuje się "gorące serca, zimne głowy i czyste ręce" (cechy "czekisty" wg Dzierżyńskiego) aż z trzech wydziałów Komendy Stołecznej MO: Śledczego, Dochodzeniowo-Śledczego i III-1 (walka z opozycją); do tego włączony jest lokalny komisariat MO i Wydział Kryminalny Komendy Warszawa-Śródmieście. SB korzysta z konfidentów "Grażyny" i "Tomka" (ich personaliów dotąd nie ustalono).

Podczas przesłuchania Marciniak przyznaje się i podaje pseudonimy innych uczestników. Zeznaje, że podpalenie miało być sygnałem, iż "istnieje jeszcze w Polsce ruch oporu", gestem solidarności z internowanymi i protestem przeciw honorowaniu Dzierżyńskiego, "czerwonego kata". Być może to wyznanie zaostrza i tak brutalne śledztwo.

13 lutego SB otwiera formalnie sprawę "Feniks", której celem jest zatrzymanie "sprawców profanacji" i udokumentowanie procesowe ich winy. Sprawa niespodziewanie się komplikuje po tym, jak 18 lutego przy próbie rozbrojenia przez członków młodzieżowych "Sił Zbrojnych Polski Podziemnej" zostaje postrzelony podoficer MO Zdzisław Karos (umiera później w szpitalu). SB błędnie podejrzewa, że ma to związek z atakiem na pomnik - i w ramach sprawy "Terroryści" (dotyczy śmierci Karosa) prowadzi równolegle dochodzenie w sprawie "Piłsudczyków".

Wyroki i śmierć

Tymczasem 23 lutego Marciniak odwołuje zeznania. 17 maja Sąd Rejonowy skazuje go na rok ograniczenia wolności. Z kolei 25 czerwca sąd wojskowy za "udział w nielegalnym związku" wymierza mu 8 miesięcy ograniczenia wolności (nieodpłatny obowiązek pracy). Sądową epopeję kończy wyrok z 27 września 1982 r., skazujący Marciniaka na 2 lata więzienia w zawieszeniu.

Wcześniej, 3 marca 1982 r., SB odnotowuje postęp w sprawie pomnika. Najpewniej dzięki donosowi (kto doniósł, do dziś nie ustalono) aresztowano Barchańskiego i jego kolegę Szymona Pochwalskiego. Ten pierwszy zostaje dłużej w areszcie. Bity i szantażowany wymienia pseudonimy "Lisa" i "Pruta". Wskazuje też na ucznia liceum Reja Tomasza Sokolewicza "Halnego" (przed 13 grudnia 1981 r. jednego z założycieli MKO i FMS) jako inspiratora ataku na pomnik. - Nie mogłam się z tym pogodzić. Byłam oburzona, gdy powiedział mi, że świadomie złożył fałszywe oskarżenie. Zrobił tak, wiedząc, iż Tomek nie miał z tym nic wspólnego - wspomina Krystyna Barchańska, matka Emila.

Ale sprawa nie jest oczywista. Sokolewicz przyznaje dziś, że idea podpalenia pomnika była jego (inna wersja mówi, że była to wspólna inicjatywa); niewykluczone, że zainspirował też "Janka" do założenia "Piłsudczyków". SB zatrzymała "Halnego" 3 marca; podczas ciężkiego śledztwa nie przyznał się do "profanacji" pomnika.

Barchański miał być sądzony w trybie doraźnym przed trybunałem wojskowym, ale ze względu na niepełnoletność sprawę przejął sąd cywilny. Rozprawa odbyła się 17 marca 1982 r. Sąd uznał, że atak na pomnik był działaniem politycznym, próbą zamanifestowania stosunku młodego człowieka do stanu wojennego i skazał Barchańskiego na 2 lata w zawieszeniu oraz ustalił nad nim dozór kuratora.

Dwa miesiące później, występując jako świadek w sprawie Marciniaka i Sokolewicza, Barchański odwołał wcześniejsze zeznania. Na sali sądowej mówił, że zostały wymuszone szantażem i biciem, a jego kolega z Reja jest niewinny (Sokolewicz wyszedł z więzienia w czerwcu 1982 r.; dostał 2 lata w zawieszeniu). Wystąpienie Barchańskiego wywołało rezonans w Radiu Wolna Europa i podziemnej prasie. Licealista wyraził gotowość wskazania esbeków, którzy go bili. Ale do tego nie doszło. W czerwcu 1982 r., tuż przed swymi 17. urodzinami, zginął w niewyjaśnionych do dziś okolicznościach - jego zwłoki znaleziono nad brzegiem Wisły (obecnie sprawę jego śmierci bada pion śledczy IPN).

***

Ostatecznie SB nie udało się ustalić żadnych nowych uczestników ataku na pomnik. Bezpieka musiała przyznać się do prestiżowej porażki. W marcu 1984 r. zamknęła sprawę "Feniks", konstatując, że jej kontynuacja "wymagałaby zbyt dużego nakładu sił i środków nieproporcjonalnych do oczekiwanych efektów, przy czym jej wynik jest wątpliwy".

Dr BARTŁOMIEJ NOSZCZAK (ur. 1976) jest pracownikiem warszawskiego IPN, redaktorem "Przeglądu Archiwalnego IPN". Przygotowuje monografię o konspiracji uczniowskiej w Warszawie 1944-1989.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 50/2011