Moja globalna parafia

Pandemia może zmienić oblicze Kościoła w Polsce, ale to nie pandemia wyprowadzi z niego ludzi.

01.02.2021

Czyta się kilka minut

Ks. Richard Reid przygotowuje internetową transmisję mszy z kościoła Matki Bożej  w Clapham, Londyn, kwiecień 2020 r. / HENRY NICHOLLS / REUTERS / FORUM
Ks. Richard Reid przygotowuje internetową transmisję mszy z kościoła Matki Bożej w Clapham, Londyn, kwiecień 2020 r. / HENRY NICHOLLS / REUTERS / FORUM

Od połowy października korzystam z dyspensy od uczestnictwa w mszy w niedziele i święta. Wcześniej przydarzyła mi się kwarantanna, a wiosną, tak jak wszystkim, lockdown i poprzednia dyspensa. Nie mam grzechu ani zasługi, ani też dylematu, czy to właściwe być kolejną osobą, której obecność na Eucharystii stanowiłaby przekroczenie limitu uczestnictwa.

Jestem z diecezji tarnowskiej – u nas nie musimy się martwić, że wierni nadmiernie korzystają z dyspensy, bo tak nie jest. Przypuszczam, że jestem w mniejszości. Nie oznacza to, że nie jest mi smutno, że niedzielna msza nie jest dla mnie fizycznym pójściem do kościoła. Wiele razy myślałam, żeby może iść, bo przecież inni wierni nie przejmują się limitami. Czemu ja mam być „pod linijkę”? Jednak całe moje dorosłe życie zbudowałam wokół bycia osobą odpowiedzialną za siebie i innych, akceptującą różne trudności i małe poświecenia w imię większego dobra. Moje momenty przekraczania uznanych norm były nieliczne, najczęściej mocno odżałowane, a powrót „pod linijkę” przynosił ulgę.

Niespodziewane możliwości

W pandemii pogodziłam się z czasową utratą normalności. Nie pojechałam na wakacje, nie urządziłam imprezy imieninowej, w wyborach głosowałam korespondencyjnie. Moja córka miała skromną, kameralną komunię w gronie najbliższych i urodziny na wolnym powietrzu, gdy latem poluzowano obostrzenia. Nie przeszkadza mi, że ograniczając aktywność społeczną w dobie epidemii mogę być porównywana do Michaela Jacksona, który najbardziej bał się zarazków, a i tak umarł młodo. Ja znam swoją motywację i wiem, że robię to w nadziei, że kiedyś będą jakieś wspólnotowe owoce moich wyrzeczeń.

W czasie pandemii słowo „wspólnota” sprawia mi jednak pewien kłopot, bo dotąd wspólnotę utożsamiałam z tym, co lokalne, fizycznie bliskie, a obecny czas wzmożonego siedzenia w domu daje wrażenie jakiejś globalnej kwarantanny na wszystkich kontynentach. W tym momencie dla mnie wspólnotą są ludzie, którzy tak jak ja poważnie podchodzą do tematu utrzymania stabilności zdrowia publicznego w dobie epidemii.


Czytaj także: Ks. Andrzej Draguła: Kościół na kwarantannie


 

Cotygodniowa, a nawet częstsza msza online także zmienia moją optykę wspólnoty. Bardziej czuję się częścią globalnego Kościoła niż parafianką w swoim mieście. Nie jest to uderzenie w parafię, która w pełni zaspokaja potrzeby wielu osób, w tym moich rodziców, ale poszukiwanie własnego katolicyzmu w szerszym kontekście nieograniczonego Boga i jego Kościoła. Wielu katolikom w mojej części Polski odpowiada retoryka karzącego palca Bożego, a moje potrzeby duchowe są inne i pozostają trudne do zrealizowania na gruncie lokalnym, gdzie przeważa narracja konserwatywna.

Odczuwam to zwłaszcza teraz, gdy globalny czas choroby i umierania jest wołaniem o miłosierdzie Boga i dla siebie nawzajem. Znamienne jest to, że towarzyszące mi od dawna pragnienie, by poznać mój Kościół bardziej miłosierny i bardziej różnorodny, stało się możliwe do zrealizowania w pandemii, przy wykorzystaniu internetu i daru rozumienia języka angielskiego. Odwiedziłam w ten sposób wiele miast w Kanadzie, USA, ­Irlandii, a także katolicką misję amerykańską w Berlinie. Wielu moich znajomych i krewnych mieszkających za granicą zapraszało mnie do swoich kościołów, z czego chętnie korzystałam.

Podróże online

Wielkanoc obchodziłam w niewielkim, zabytkowym kościółku w Loudonville, w amerykańskim stanie Ohio, a potem późną jesienią modliłam się tam również za ofiary HIV/AIDS w niedzielę poprzedzającą Światowy Dzień Walki z AIDS. Poleciłam ten kościół moim polskim znajomym, zmęczonym wałkowaniem tematyki grzesznego seksu ludzi świeckich. Byli wdzięczni za przesłanie radości chrześcijaństwa, które tam otrzymali, i za inspirację do niesienia pomocy potrzebującym.

W Niedzielę Miłosierdzia wybrałam się do Berlina i cieszyłam się, że Jan Paweł II jest nadal szczerze doceniany na Zachodzie właśnie z powodu usankcjonowania roli miłosierdzia w dziele zbawienia. Nawet przy ogólnie mniej entuzjastycznej ocenie jego pontyfikatu niż ta, do której jesteśmy przyzwyczajeni w Polsce, Karol Wojtyła pozostaje kimś ważnym w dziedzictwie Kościoła powszechnego jako człowiek wiary i przebaczenia oraz papież niezwykłych czasów. Warto pamiętać, że nie stał się nagle postacią negatywną, a stawiane obecnie w Polsce i na świecie bolesne pytania o odpowiedzialność Kościoła za czyny pedofilskie i inne grzechy przeciw godności ludzi młodych czy zależnych nie oznaczają negacji jego wielkości czy świętości. Rozważania o błędach przeszłości, by uniknąć ich w przyszłości, nawet za cenę odrobinę niższego piedestału dla naszego wybitnego rodaka są moim zdaniem potrzebne.

Mierząc się z trudnymi tematami słuchałam w Katedrze Chrystusa Króla w Lexington, w stanie Kentucky, kazania biskupa Johna Stowe’a, który w Niedzielę Dobrego Pasterza potępił manipulacje i zwodnicze działania tych duszpasterzy, którzy obdarzeni zaufaniem owiec perfidnie je wykorzystali – a mieli przecież zapewnić im bezpieczeństwo na drodze do zbawienia. Głos pasterza powinien być zawsze jednoznaczny, pozbawiony podstępu i prowadzący do Chrystusa.

Innym razem w tym samym kościele uczestniczyłam w komunii i bierzmowaniu dorosłej kobiety, dzieląc jej radość i wzruszenie, a w niedzielę Chrystusa Króla królewskie atrybuty Jezusa rozważałam przez pryzmat upokorzeń męki Pańskiej i wywyższenia na krzyżu. Zmartwychwstały Król przychodzi w chwale nie po to, by napawać się tryumfem, ale po to, by zadbać o dobro tych, których ukochał bezwarunkowo.

W Edmonton w Kanadzie oddawałam co boskie Bogu, a co cesarskie cesarzowi. Podkreślając nadrzędny charakter prawa Bożego biskup Richard William Smith zaznaczał, że praw ludzkich i norm życia społecznego nie należy lekceważyć, zwłaszcza jeśli wynika z nich jakieś szerzej rozumiane dobro. Odniósł to do przestrzegania zasad bezpieczeństwa w czasie pandemii i podkreślił rolę rodzin i Kościoła domowego w budowaniu wspólnego domu Bożego w życiu doczesnym, co oddziałuje na Królestwo Boże w wieczności.

W Polsce aspekt bezpieczeństwa i odpowiedzialności obywatelskiej w walce z chorobą niestety nie doczekał się aż takiej walidacji, ale pozytywne zaskoczenie przeżyłam w niedzielę Świętej Rodziny w Łęgu Tarnowskim (Zamoście), gdzie nie tylko pięknie podkreślono rolę domu i rodziny w budowaniu kościelnej wspólnoty, lecz także wypracowano ogólną wspólnotową zgodę w kwestii przyjmowania komunii na rękę. Kapłan, który nie wstydził się publicznie dezynfekować rąk przed podaniem komunii wiernym, nie tylko zadbał o powierzonych mu parafian, ale też okazał im szacunek i wdzięczność za osobiste przybycie na Eucharystię. W diecezji, gdzie takie standardy nie są oczywiste, jest to chlubny przykład wzajemnej troski w tej parafii.

Gorycz i perły

Nie zamykając się na polski katolicyzm, brałam udział w mszach w różnych częściach kraju, także w mojej diecezji i parafii. Nawet w obrębie kraju mamy różnorodność, ale zasadniczo widać dwa nurty postrzegania roli dziecka Bożego. Nurt pierwszy z silnymi akcentami konserwatywnymi i inklinacjami przedsoborowymi, które są nadal mocne nie tylko w obrządku trydenckim, oferuje archetyp dziecka Bożego, które zostanie sprawiedliwie osądzone i ma się czego bać. Drugi nurt, który całkiem niedawno przypomnieli mi warszawscy dominikanie na Freta, to afirmacja dziecka Bożego, z którego Bóg pragnie być dumny. W obu przypadkach chodzi o zachowanie przykazań i ludzkiej godności, ale dla mnie możliwy zachwyt Boga nad człowiekiem jest dużo piękniejszą obietnicą i motywacją niż strach przed gniewem Boga i miejscówką w piekle. Zamiast przełykać gorycz duszpasterstwa potępiającego inność czy samodzielne myślenie, chcę w ramach mojej wiary szukać pereł.


Czytaj także: Z powodu pandemii tegoroczna kolęda przybrała nieznane dotąd formy. Czy to początek nowych tradycji w polskim Kościele?


 

W Polsce tych pereł było i jest wcale niemało. Niedziela Palmowa w Opolu z ojcem Grzegorzem Kramerem była kameralnie piękna i pełna ciepła. W Tarnowie w parafii Chrystusa Dobrego Pasterza w Nowy Rok poczułam się dowartościowana jako matka i wdzięczna za miłość moich dzieci, a także bardzo potrzebna w zwyczajności dnia codziennego. W Łodzi u jezuitów uczyłam się współpracy z Duchem Świętym, a u dominikanów usłyszałam, że zaraz po swoim zmartwychwstaniu Jezus ukazał się kobietom, żeby je docenić – w czasach, gdy kobiety niewiele znaczyły w swoich społecznościach. Czyniąc je świadkami Dobrej Nowiny, wywyższył je i wskazał ich znaczenie dla Kościoła, które współcześnie powinno być lepiej zaznaczone. Chciałabym, żeby było, bo głos kobiet nadal nie jest tym, który Kościół w Polsce chce usłyszeć. Pytania kobiet są denerwujące, ich emocje traktowane po seksistowsku, jako histeria, ich intencje podejrzane i kwestionowane.

W Polsce raczej nie uda się zobaczyć kobiety rozdającej wiernym komunię i to jeszcze na rękę. Zobaczyłam to w Irlandii, również u dominikanów, i poczułam ukłucie zazdrości.

Wartość różnorodności

I to właśnie tam, w Galway w Irlandii, pięć dni przed Bożym Narodzeniem, z ust starszego, z trudem poruszającego się kapłana padły słowa, że łatwiej zbudować kościół niż wspólnotę. W tym samym kazaniu zaznaczył, że Jezus jest naszym najpiękniejszym prezentem na Boże Narodzenie i rozpakowując ten prezent, mamy obowiązek dzielenia go z innymi. Jestem wdzięczna, że Jezus dzisiaj żyje w bogactwie różnorodności Kościoła i tym chciałabym się podzielić z tymi, którzy również pragną szerszej wspólnoty. Dla mnie Kościół w dobie pandemii to globalna parafia, w ramach której Jezus zaprasza mnie do przyjmowania jego słów wypowiadanych w różnych językach i z różnymi akcentami, do miłosiernego spojrzenia na bliźniego, a przede wszystkim do powszechności zbawienia.

Pandemia może zmienić oblicze Kościoła w Polsce, ale to nie pandemia wyprowadzi z niego ludzi. Duchowni o tym wiedzą, ale niewielu przyzna się do odpowiedzialności swojego stanu za zniechęcenie wiernych, którzy przyjaźnią się z gejami i nie głosują na prawicę. Niewielu też dostrzeże niezgodę dużej części katolików na podwójne standardy moralne stosowane wobec świeckich i kleru i na różne oceny bardzo podobnych grzechów.

Na razie w południowej Polsce przywiązanie do Kościoła jest silne. Obawy, że osoby korzystające z dyspensy opuszczą Kościół na stałe, są raczej przesadzone. Katolicy regularnie obecni na mszach online w większości mają szczere intencje powrotu do regularnych praktyk w stacjonarnym kościele. Możliwe, że znajdą się między innymi i tacy, którzy po opanowaniu sytuacji epidemicznej niejedną niedzielę planować będą wokół mszy w innej miejscowości niż ta, w której mieszkają. Nadal jednak Eucharystia będzie dla nich esencją niedzieli. Nie wrócą zaś ci, którzy odejście już od jakiegoś czasu brali pod uwagę, być może dlatego, że Kościół w Polsce o nich nie zawalczył dobrym słowem, przyjaznym gestem czy szczerym zrozumieniem. ©

Autorka jest socjolożką, absolwentką UJ i University of Exeter w Wielkiej Brytanii, tłumaczką tekstów akademickich, pracownicą samorządową.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 6/2021