Omijając źródło

Coraz więcej moich przyjaciół i znajomych rezygnuje z uczestnictwa w mszy. To mój największy ból duchowy jako księdza. Czy rzeczywiście wiedzą, komu wyrządzają krzywdę?

27.01.2020

Czyta się kilka minut

Plac św. Piotra, Watykan, 16 października 2013 r. / BEATA ZAWRZEL / REPORTER
Plac św. Piotra, Watykan, 16 października 2013 r. / BEATA ZAWRZEL / REPORTER

Zwykle zaczyna się od rezygnacji z mszy w tzw. święta nakazane, takie jak niedawne Objawienie Pańskie. Księża, przypominając o obowiązku uczestniczenia w mszy w te dni, uciekają się do różnych argumentów. Padają słowa o zadośćuczynieniu trzeciemu przykazaniu Dekalogu, o obowiązku wynikającym z przykazania kościelnego, o konieczności spowiadania się z zawinionej nieobecności na mszy. Padają słowa o grzechu ciężkim czy śmiertelnym, a są i tacy księża, którzy odwołują się do sankcji ostatecznej, czyli piekielnej kary wiecznego potępienia, na którą zasługuje każdy, kto w grzechu ciężkim umiera.

Dominują więc dwie metodologie: albo przypomnienie normy, albo sankcji, tak jakby wyjaśnienie samego sensu nakazu nie było już potrzebne, bo przecież to takie niby oczywiste, po co się idzie na mszę. Oni wiedzą, dlaczego mają iść do kościoła, tylko im się nie chce – tak by można zrekonstruować myślenie niejednego duszpasterza o swoich wiernych. Ale czy oni rzeczywiście wiedzą, dlaczego właśnie w te dni winni uczestniczyć w Eucharystii? I czy rzeczywiście wiedzą, komu i jaką krzywdę wyrządzają swoją nieobecnością?

Niedziele i święta nakazane

Zacznijmy jednak od przypomnienia obowiązującej normy. Jej sformułowanie prawne przynosi kan. 1247 Kodeksu Prawa Kanonicznego: „W niedzielę oraz w inne dni świąteczne nakazane wierni są zobowiązani uczestniczyć we Mszy świętej”. To sformułowanie zostało powtórzone w punkcie 2180 Katechizmu Kościoła Katolickiego przy omawianiu – co ważne! – przykazań Dekalogu. Ostatecznie bowiem moralny obowiązek świętowania niedzieli, w tym uczestnictwo w Eucharystii, wywodzi się z przykazania Bożego. Wiemy jednak, że nakaz uczestnictwa w mszy niedzielnej sformułowany został także w przykazaniach kościelnych. W wersji ogólno­kościelnej pierwsze przykazanie pierwotnie brzmiało w Katechizmie następująco: „W niedziele i święta we Mszy świętej nabożnie uczestniczyć”, natomiast czwarte stanowiło jego uzupełnienie: „Ustanowione przez Kościół dni święte święci”.

Corrigenda z roku 1998 przyniosły nowe sformułowanie przykazań kościelnych. Nowa wersja brzmiała: „W niedziele i w inne nakazane dni świąteczne wierni są zobowiązani uczestniczyć we Mszy świętej i powstrzymać się od prac służebnych” (2042). W roku 2002 Kongregacja Nauki Wiary zatwierdziła polską wersję przykazania pierwszego: „W niedzielę i święta nakazane uczestniczyć we Mszy świętej i powstrzymać się od prac niekoniecznych”.

Z przeglądu stanu prawnego wynikają dwie konkluzje. Po pierwsze, podstawową i obowiązującą formą świętowania Dnia Pańskiego jest uczestnictwo tego dnia w mszy świętej. Po drugie, obowiązek dotyczy także „najważniejszych świąt liturgicznych, w których czcimy tajemnice Chrystusa, Najświętszej Maryi Panny i Świętych” (2042), a więc tak zwanych świąt nakazanych (de praecepto).

Zmienne minimum

Zależność między przykazaniami Bożymi a przykazaniami kościelnymi Katechizm wyjaśnia następująco: „Przykazanie kościelne określa i precyzuje prawo Pańskie” (2180). A w innym miejscu dodaje: „Przykazania kościelne odnoszą się do życia moralnego, które jest związane z życiem liturgicznym i czerpie z niego moc. Obowiązujący charakter tych praw pozytywnych ogłoszonych przez władzę pasterską ma na celu zagwarantowanie wiernym niezbędnego minimum ducha modlitwy i wysiłku moralnego we wzrastaniu miłości Boga i bliźniego” (2041). Można by powiedzieć, że przykazanie kościelne służy uszczegółowieniu ogólnej normy i dostosowaniu jej do współczesnych okoliczności. Jak zauważa Dominik Ciołek SJ w książce pt. „Pięć słów Kościoła” (Warszawa 2005), „chodzi o minimum praktyk religijnych, poniżej którego rozpoczyna się erozja życia duchowego”.

Jak się jednak okazuje, to minimum nie jest stałe. Cechą charakterystyczną przykazań kościelnych jest ich zmienność, a także zróżnicowanie terytorialne. Jeszcze do niedawna obowiązywało przykazanie mówiące o zakazie urządzania zabaw hucznych w czasach zakazanych, do których zaliczano zarówno Wielki Post, jak i Adwent. Dzisiaj Adwent określa się mianem okresu radosnego oczekiwania, a „czasy zakazane” zastąpiono kodeksowymi „okresami pokuty” (o tym, co z tego wynikało, pisałem na tych łamach w tekście pt. „Ona tańczy dla mnie w piątek”; „TP” 26/2013).

Przykładem zmienności terytorialnej niech będzie przykazanie dotyczące obowiązkowej komunii. Otóż w Niemczech Eucharystię należy przyjmować nie tylko w okresie wielkanocnym, ale także w niebezpieczeństwie śmierci ­(Todesgefahr). Podobnie jest ze świętami nakazanymi. Ich obowiązkowy charakter wiąże się de facto z kwestią, czy w danym kraju dzień świąteczny łączy się z dniem wolnym od pracy, czy też nie. Kodeksowa lista świąt nakazanych dla Kościoła powszechnego obejmuje aż dziesięć dni, w tym uroczystość św. Józefa, Niepokalanego Poczęcia NMP czy też świętych Piotra i Pawła. W Polsce – prócz tych, które zawsze przypadają w niedzielę – jest ich sześć, a we Francji na mocy konkordatu z roku 1801 tylko cztery – Boże Narodzenie, Wniebowstąpienie Pańskie, Wniebowzięcie NMP i Wszystkich Świętych.

Uzupełnienie Dekalogu?

Istotnym problemem pozostaje kwalifikacja moralna i związana z nią sankcja przypisana przykazaniom kościelnym. Chyba wszyscy uczyliśmy się z katechizmów do bierzmowania, że grzech ciężki to „świadome i dobrowolne przekroczenie przykazania Bożego lub kościelnego w rzeczy ważnej”. Ale – jak słusznie zauważa o. Ciołek – „odmienność natur przykazań Bożych i kościelnych implikuje różną kwalifikację moralną”. Obowiązywalność przykazań kościelnych nie może być identyczna z obowiązywalnością Dekalogu. To oczywiste. Pozytywne prawo stanowione Kościoła nie jest tożsame z prawem objawionym, nawet jeśli przyjąć za ks. Adamem Kokoszką, że przykazania kościelne są „rozszerzeniem, uzupełnieniem i konkretyzacją nakazów Dekalogu – zwłaszcza trzeciego przykazania” („Pięć słów Kościoła. Przykazania kościelne”, Tarnów 2001). Co do konkretyzacji – zgoda, ale z pozostałymi dwoma sformułowaniami chciałoby się jednak dyskutować. Czy normę objawioną można rozszerzać bądź uzupełniać?

Fakt, że zmieniano liczbę przykazań kościelnych i ich treść, a w różnych krajach przyjmowano i przyjmuje się różne ich katalogi, czyni te nakazy daleko względnymi i wcale nie sprzyja ich przestrzeganiu. Zmienność przykazań skutkuje tym, że – jak zauważa o. Ciołek – „czasami Kościół określał jako grzech coś, co nigdy nim nie było”. To, co jeszcze niedawno grzechem było, dziś nim wcale nie musi być, a dzięki dyspensie biskupa obowiązek piątkowego postu może sięgać tylko „do rzeki”. Nawiasem mówiąc, norma, od której dyspensuje się coraz powszechniej, choćby z powodu piątkowych wesel, zabaw, studniówek itp., traci sens. Przyznać trzeba, że dla naszych wiernych jest to sytuacja często niezrozumiała. O. Ciołek pisze: „to, co kiedyś było zagrożone sankcją grzechu śmiertelnego, może być dziś jedynie lekkim lub nie być nim wcale”. Kanoniści i teologowie sobie z tym poradzą, ale dla całej reszty jest to trudne do zaakceptowania.

Pod sankcją grzechu

Wróćmy jednak do kwestii sankcji za nieprzestrzeganie przykazań. Przed laty pytał o to Józef Majewski na łamach „Więzi” w artykule o znamiennym tytule „Arytmetyka grzechu”: „Oczywiste jest, że przykazania kościelne domagają się od katolika posłuszeństwa sumienia pod sankcją grzechu, ale czy należy domagać się respektowania przykazań, które nie są ius divinum, pod sankcją grzechu śmiertelnego, czyli sankcją piekła?” (12/1999). Katechizm mówi jedynie o ich „obowiązującym charakterze”, nie precyzując moralnej kwalifikacji ich nieprzestrzegania. Ks. Kokoszka pisze o sytuacji dyspensy, która dotyczy tych świąt nakazanych, które nie są dniami wolnymi od pracy: „Na mocy dyspensy wierni nie są zobowiązani pod sankcją grzechu do uczestnictwa we Mszy świętej i powstrzymania się od prac niekoniecznych”. Jaki to grzech, autor nie pisze. Z kolei w odniesieniu do kwestii świętowania niedzieli, Katechizm precyzuje: „Ci, którzy dobrowolnie zaniedbują ten obowiązek, popełniają grzech ciężki” (2181).


Czytaj także: Abp Grzegorz Ryś: Kościół statystyczny


Trudno jednak nie zauważyć, że tenże sam Katechizm w rozdziale dotyczącym grzechów rozróżnia jedynie grzech śmiertelny i grzech powszedni. Czy wzmianka o grzechu ciężkim, a nie śmiertelnym w odniesieniu do mszy niedzielnej to celowe zróżnicowanie, czy też przeoczenie? Przyjmijmy jednak, że – choć trwa na ten temat dyskusja – grzech ciężki jest tożsamy ze śmiertelnym, a ten dokonuje się przez „poważne wykroczenie przeciw prawu Bożemu” (1855), poza tym musi dotyczyć poważnej materii oraz zostać popełniony z pełną świadomością i całkowitą zgodą (1857). Jedno jest pewne: jeśli nieobecność na mszy – świadoma i dobrowolna – kwalifikuje się jako grzech śmiertelny, to wyłącznie z powodu przekroczenia prawa Bożego, a nie kościelnego (konsekwentnie śmiertelnym ­grzechem musiałoby być także złamanie postu, jak to zresztą uważali dawni moraliści). I jeśli nawet duszpasterze powołują się na prawo kościelne, to w ­nieobecności na Eucharystii chodzi o coś więcej niż przekroczenie kościelnej normy.

Nauka o grzechu śmiertelnym podkreśla pełną świadomość popełniającego ten grzech jako okoliczność konieczną. Nie wystarczy jednak świadomość normy. Ta jest przecież powszechnie znana. Chodzi raczej o świadomość sensu normy, wiedzę co do zła, które się dzieje w przypadku jej przekroczenia, o dobro chronione. W internetowym opracowaniu ks. Michała Kaszowskiego, który w pytaniach i odpowiedziach przedstawia katechizm, znalazłem takie oto wyjaśnienie: „Nie popełnia grzechu ciężkiego ten, kto przed czynem nie zdawał sobie w pełni sprawy z powagi zła, którego wielkość pojął dopiero po dopuszczeniu się go”. Ano właśnie, jakie zło kryje się za moją nieobecnością na Eucharystii? I czy zdaję sobie sprawę z powagi zła? Innymi słowy: komu ja wyrządzam krzywdę?

Niekorzystanie z łaski

Utarło się przekonanie, że pierwsze trzy przykazania Dekalogu obejmują obowiązki wobec Boga, a pozostałych siedem – wobec drugiego człowieka. Nieobecność na mszy byłaby wykroczeniem przeciwko cnocie religijności. Czy rzeczywiście? Ciekawe, że Katechizm Kościoła Katolickiego nic nie mówi o obowiązku uwielbienia Boga, którego spełnieniem mogłaby być niedzielna msza. Przeciwnie, Katechizm podkreśla, że „Eucharystia niedzielna potwierdza i uzasadnia całe działanie chrześcijańskie” (2181) i dlatego wierni są zobowiązani do uczestnictwa w Eucharystii. Jest w tym sformułowaniu echo słynnej deklaracji św. Emeryta (zm. 304 r.), który oskarżony o udostępnianie swego domu na niedzielną Eucharystię powiedział: „Nie możemy żyć bez świętowania niedzieli”.

W kolejnym punkcie Katechizm wylicza następne „argumenty” za mszą niedzielną: świadectwo przynależności do Chrystusa i Kościoła, wspólnotowe świadectwo o świętości Boga i nadziei zbawienia, umocnienie pod przewodnictwem Ducha Świętego. Mówiąc inaczej: msza, choć jest modlitwą uwielbienia Boga, bardziej potrzebna jest nam niż Jemu. Wszak, jak śpiewamy w prefacji, „nasze modlitwy niczego Tobie nie dodają”. A co daje nam uczestnictwo w niedzielnej Eucharystii? Św. Jan Paweł II w Liście apostolskim „Dies Domini” o świętowaniu niedzieli pisał, że „jest (...) konieczne, aby [człowiek wierzący] sobie uświadomił, jak kluczowe znaczenie dla jego życia wiary ma zgromadzenie niedzielne, podczas którego razem z braćmi świętuje Paschę Chrystusa w sakramencie Nowego Przymierza”.

Trudno nie zapytać: czy polski wierny katolik ma taką świadomość? Z mojego duszpasterskiego doświadczenia wynika, że nie. Znakomita większość pytanych przeze mnie – także w kontekście sakramentu pokuty – powołuje się na przykazanie, na normę, na obowiązek wobec Boga, ale prawie nikt nie mówi o obowiązku wobec własnego życia duchowego, o zbawczej konieczności korzystania z łaski Eucharystii. O tym, że Eucharystia to „źródło i szczyt”, bez których de facto nie ma życia wiary.

Rachunek kosztów i zysków

Powszechnym wyjaśnieniem nieobecności na niedzielnej mszy jest lenistwo. Muszę przyznać, że zawsze miałem trudności z określeniem, czym ono jest. Sądzę, że lenistwo nie istnieje. Istnieje jedynie brak motywacji do podjęcia określonego działania, także w sferze religijnej. I tutaj dochodzimy do zastosowania mechanizmów ekonomicznych w wierze. Zgodnie z tą koncepcją wyznawcy podchodzą do całej sfery religijnej tak, jak do innych sfer życia.

Według Rodneya Starka „wiarygodne dowody wskazują, że zachowania religijne są tak samo racjonalne jak inne formy ludzkich zachowań”. Stark twierdzi, że w obszarze religii ujawniają się wszystkie zachowania, które znamy z obszaru ekonomii. „W interesach z bogami” – jak to formułuje Stark – ludzie targują się, robią zakupy, ociągają się z płatnością, ważą koszty i zyski, pomijają raty, a nawet oszukują. Mówiąc krótko, w dziedzinie religii ludzie zachowują się na sposób ekonomiczny. Inaczej mówiąc, „jednostki – pisze Ewa Stachowska w „Leksykonie socjologii religii” – podchodzą do dokonywanych przez siebie wyborów w sposób w pełni przemyślany, gdyż racjonalnie analizują ewentualne korzyści, które mogą uzyskać w efekcie podjęcia określonego rodzaju zachowania religijnego, (...) m.in. przez wyznaczanie wartości czasu poświęconego na modlitwę, precyzowanie wielkości kwoty, jaką mogą one przeznaczyć na wsparcie działalności określonej instytucji religijnej lub na zakup przedmiotów (dóbr) religijnych, np. Biblii, a jednocześnie starają się określić przewidywaną wartość zysków – zarówno w wymiarze materialnym, jak i duchowym – które mogą z owej partycypacji uzyskać”.

Istotą przeniesionej na grunt religii teorii racjonalnego wyboru jest przyjęcie założenia, że również w działaniach religijnych funkcjonuje maksymalizacja zysków i minimalizacja strat. I tutaj dochodzimy do sedna. Czy niedzielna i świąteczna msza postrzegana jest jako taki zysk (duchowy), dla którego wierny gotów jest ponieść adekwatnie wysokie koszty? Moim zdaniem – nie. To tutaj należy szukać przyczyn tak szybkiego i coraz bardziej powszechnego zwalniania się z Eucharystii. Sankcji ostatecznej, czyli ewentualnego wiecznego potępienia z powodu nieobecności, boi się coraz mniej wiernych (czy słusznie, to już inna kwestia).

W konsekwencji norma traci na znaczeniu. Co pozostaje? Świadomość, wiedza, przekonanie co do wartości obecności na Eucharystii. A tego jest bardzo mało. Grzech nieobecności to przede wszystkim poważne zaniedbanie wobec własnego rozwoju duchowego, karmienia swej wiary Eucharystią, wzmacniania miłością wspólnoty Kościoła. Odpowiedź na pytanie, czy każda nasza niedzielna Eucharystia daje takie wzmocnienie i jest zdrowym pokarmem, to materiał na zupełnie osobny esej.

Badania dominicantes pokazują, że ewangelizację należy rozpocząć od tych, którzy jeszcze w niedzielę pojawiają się w kościele. Nie będą przychodzić, jeśli nie będą wiedzieć po co. Strachem się ich nie weźmie. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teolog i publicysta, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”, znawca kultury popularnej. Doktor habilitowany teologii, profesor Uniwersytetu Szczecińskiego. Autor m.in. książek „Copyright na Jezusa. Język, znak, rytuał między wiarą a niewiarą” oraz "… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 5/2020