„Mój los szczególny”

Twórczość literacka Brunona Schulza wyrosła z jego sztuki epistolarnej. W nielicznych ocalonych odłamkach tego rozbitego zwierciadła odbija się biografia oraz doświadczenia artysty „zaklętego we własną samotność”.

16.02.2003

Czyta się kilka minut

Po dwudziestu siedmiu latach otrzymujemy drugie, poszerzone i uzupełnione, wydanie korespondencji Schulza. Obok zachowanych tekstów prozatorskich, krytycznych oraz dzieł plastycznych stanowi ona ważną część jego twórczości. Jerzy Ficowski, prowadzący niestrudzenie od ponad półwiecza Schulzowską kwerendę, pisze: „Jest to zaledwie nikły szczątek niezmiernie obfitych zbiorów epistolograficznych, które bezpowrotnie zaginęły, a które Schulz pieczołowicie przez całe lata segregował i gromadził. Zachowana resztka nie daje o tej kolekcji wyobrażenia, ale przez sam fakt przetrwania jest szczególnie cenna jako niemal symboliczny ślad po masowej egzekucji ludzi i pamiątek po nich”.

Ten wyjątkowy dokument tworzą w pierwszej części książki listy autora „Sklepów cynamonowych” do różnych osób, a także pisma o charakterze urzędowym, uzupełnione informacjami zaczerpniętymi z kartotek odnalezionych w lwowskim archiwum. W części drugiej czytelnik ma okazję zapoznać się z blokiem odnalezionych listów, wysłanych do Schulza w latach 193739. Całość uzupełniają przypisy, noty biograficzne, a także skrupulatne relacje Ficowskiego dotyczące listów zaginionych. Listy zostały skonfrontowane z rękopisami (niektóre z nich były niedostępne, gdy przygotowywano do druku pierwsze wydanie „Księgi”), co pozwoliło prawidłowo odczytać budzące wątpliwości fragmenty.

„Zyję tu całkiem samotnie”
Autor „Sanatorium pod Klepsydrą” całe życie związał z „osobliwą prowincją” i miastem „jedynym na świecie”. O jego Drohobyczu mawiano czasem „półtora miasta”, gdyż zamieszkiwała go w równym stopniu ludność polska, żydowska i ukraińska. Biografia Schulza i jego sztuka pozostawały w symbiozie z tym szczególnym miejscem, które, jak pisał w „Republice marzeń”, przypominało „samowystarczalny mikrokosmos zainstalowany na własne ryzyko na samym brzegu wieczności”. Wyjeżdżał stamtąd rzadko, na krótko, jakby obawiając się, że jego nieobecność sprowadzi na tę krainę nieokreślone niebezpieczeństwo.

Prowadząc samotniczą egzystencję prowincjonalnego nauczyciela, wypełnioną niedostatkiem i ciągłymi kłopotami, szukał kontaktu z ludźmi skłonnymi do dialogu i wymiany przemyśleń, ludźmi, od których mógłby liczyć na dobre słowo, twórczą inspirację czy odzew związany z lekturą jakiegoś przesłanego im utworu. W liście do Tadeusza Brezy pisał: „Potrzebny mi jest towarzysz. Potrzebna mi jest bliskość pokrewnego człowieka. Pragnę jakiejś poręki świata wewnętrznego, którego istnienie postuluję. (...) Potrzeba mi wspólnika do przedsięwzięć odkrywczych. To, co dla jednego człowieka jest ryzykiem, niemożliwością, na głowie postawionym kaprysem - odbite w czterech oczach staje się rzeczywistością”.

Z domu przy Floriańskiej płynęły w świat listy, podtrzymujące obieg myśli. Pokryte równym, drobnym pismem kartki docierały do „pokrewnych dusz”, doskonalona z czasem sztuka epistolograficzna niepostrzeżenie przeradzała się w pisarstwo. Tak było w nieistniejących już dziś listach wysyłanych do Debory Vogel i Władysława Riffa. To właśnie z listów wyłaniały się stopniowo „Sklepy cynamonowe”. „Wyżywałem się kiedyś w pisaniu listów - wyznał Schulz w jednym z listów do Andrzeja Pleśniewicza - była to wówczas jedyna moja twórczość”.Partnerami trwającej przez lata korespondencji byli różni ludzie. Na początku znajomi i przyjaciele z drohobyckiego kręgu, których ocenie powierzał zapewne swe pierwsze literackie próby. Niektórzy wypłynęli później na szersze wody, innych zapomniano. Później, gdy autor „Komety” zaczął drukować i nawiązał kontakty ze środowiskiem literackim, grono korespondentów powiększyło się o wybitnych i pożądanych adresatów. Trudna „drohobycka sytuacja” poprawiała się na chwilę, gdy na biurko artysty trafiały listy od Gombrowicza, Witkiewicza, Sandauera, czy te oczekiwane najbardziej, skreślone przez Zofię Nałkowską, Deborę Vogel, Romanę Halpern czy Józefinę Sze-lińską - „oficjalną narzeczoną” pisarza.

Zagłady uniknęła tylko niewielka część korespondencji. Jak twierdzi Ficowski: „dzieło zniszczenia jest w swej nieodwracalności trwalsze od arcydzieł”.

Recepta na rzeczywistość
Wgląd w świat literacki Brunona Schulza przynoszą zachowane fragmenty korespondencji do Andrzeja Pleśniewicza, Stanisława Ignacego Witkiewicza, Witolda Gombrowicza, Tadeusza Brezy. To dzisiaj jedyne autorskie przesłanie dotyczące istoty zmitologizowanego świata, który stworzył w swoim Dziele.

Niemało w tych listach wewnętrznych rozterek pisarza, który poszukuje bezpiecznego azylu dla twórczości, a jest skazany na „żywiołowy wandalizm” podopiecznych, monotonną egzystencję nauczyciela, rozdartego między potrzebą pisania a koniecznością pracy zapewniającej środki do utrzymania rodziny. W liście do Pleśniewicza, krytyka literackiego, autora recenzji „Sklepów cynamonowych” Schulz pisze: „Przecenia Pan korzyści mojej drohobyckiej sytuacji. Czego mi i tu brak nawet - to ciszy, własnej, muzycznej ciszy, uspokojonego wahadła, podległego własnej grawitacji, o czystej linii toru, nie zmąconej żadną obcą influencją”.

W przeznaczonym do druku liście do Witkiewicza objawia się z kolei pewna zasada, której jako artysta pozostawał wierny: niechęć do urealniania obiektów stano-wiących przedmiot zainteresowania sztuki. Uchylając się od filozoficznej interpretacji rzeczywistości przedstawionej w „Sklepach cynamonowych” stwierdza: „Sądzę, że zracjonalizowanie widzenia rzeczy tkwiącego w dziele sztuki równa się zdemaskowaniu aktorów, jest końcem zabawy, jest zubożeniem problematyki dzieła”. Schulz przywiązywał wielką wagę do tajemnych powiązań własnych „historii” z jakimś ukrytym sensem rzeczywistości poddawanej zabiegom deziluzji, „panmaskarady”. Odpowiadając zachwyconemu jego twórczością Witkacemu wolał jednak powstrzymać się od ostatecznych uzasadnień, poprzestając na próbie opisu „sposobu bycia” własnego pisarstwa i sztuki plastycznej.

Wołanie do muz
Spośród bogatej korespondencji słanej przez Schulza do jego muz, przetrwały listy do Romany Halpern (to największy ocalały blok epistolarny) oraz odnalezione w Borysławiu listy do Anny Płockier. Halpern pełniła w jego życiu rolę zaufanego powiernika intymnych tajemnic. Zajmowała się także prozaicznymi zmartwieniami Schulza, załatwiając w Warszawie sprawy urzędowe, przez które sam nie przebrnąłby nigdy. „Droga Pani Roma” z kolei czekała na opinię „zdeprymowanego klęskami” nadawcy dotyczącą jej spraw rodzinnych i zawodowych. Dzięki jej listom, odnalezionym na strychu drohobyckiego domu pisarza, możemy choć w niewielkim zakresie skonfrontować obie strony tego wyjątkowego dialogu. Gdy kiedyś porównała Schulza do Rilkego, zareagował wyraźnie poruszony: „Że ja mogę dla kogoś reprezentować to, co Rilke dla mnie - wydaje mi się zarówno wzruszające i zawstydzające, jak niezasłużone”. Przeżyła przyjaciela o dwa lata, do końca ukrywała swe pochodzenie, nie złamało jej ciężkie więzienie na Montelupich. Zginęła w egzekucji tuż przed wyzwoleniem Krakowa.

Garść zachowanych listów do Anny Płockier ukazuje przeżycia pisarza w ostatnim okresie życia. „Pokrewna dusza”, której tak potrzebował w tym najtrudniejszym czasie, była dla niego „jedynym jasnym punktem”. Tylko ona mogła wówczas zapewnić intelektualne wsparcie tkwiącemu w Drohobyczu artyście. Wielokrotne zaproszenia zaowocowały wyczekiwanym przyjazdem malarki. Do spotkania jednak nie doszło, oboje rozminęli się...

Gdy Anna Płockier wraz z narzeczonym i jego rodziną została zamordowana w listopadzie 1941 roku w lesie pod Truskaw-cem, Schulz stracił wolę walki o własne zagrożone życie. W ostatnim liście do Annyz 19 listopada 1941 roku, który napisał dokładnie rok przed własną, a kilka dni przed jej tragiczną śmiercią, wyznał uprzedzając bliskie zdarzenia: „Jak smutno pomyśleć, że pod Mazepy 30, gdzie tyle miłego przeżyłem, już nikogo nie będzie, że to wszystko już tylko legenda”.

Wieczna dyskrecja
Najważniejsi partnerzy korespondencyjnych dialogów autora „Drugiej jesieni” po-zostają niestety w regionach wiecznej dyskrecji. Jerzy Ficowski kreśli ich portrety, starając się sprecyzować rolę, jaką pełnili w życiu Schulza.

Korespondencja z Władysławem Riffem, młodszym od Schulza studentem krakowskiej polonistyki, wiecznie kurującym wątłe zdrowie w zakopiańskim pensjonacie, krążyła wokół wspólnych pasji, spraw sztuki, pomysłów twórczych, czasem pokrewnych inspiracji, idei. Wiemy o tym ze skąpych relacji świadków.

Korespondencja z Deborą Vogel, pierwszą muzą artysty, poznaną w zakopiańskiej pracowni Witkacego, mogłaby odsłonić początki twórczości literackiej Schulza. To właśnie w listach do Debory Vogel stopniowo pojawiały się fantastyczne „historie” Schulza, rodziły się „Sklepy cynamonowe”.

Nie przeczytamy już nigdy listów do narzeczonej pisarza Józefiny Szelińskiej. Możemy poznać jej oszczędne relacje dzięki Jerzemu Ficowskiemu, chociaż wedle jego słów „przekazują niewiele w stosunku do tego, co byłoby do przekazania”. Listy do protektorki i przyjaciółki Schulza Zofii Nałkowskiej pochłonął ogień powstańczej Warszawy.

Ocalało natomiast kilkanaście listów, które w latach 30. dotarły na drohobycki adres Schulza. W roku 1946 były uczeń Schulza odnalazł je na strychu jego domu, po czym odbyły długą drogę z licznymi postojami do rąk Jerzego Ficowskiego. Ciekawy, choć szczątkowy zbiór zawiera listy m.in. od Debory Vogel, Romany Hal-pern, Witolda Gombrowicza oraz jedyny list od Witkacego.

*

„Księga listów” Brunona Schulza, dzieło literackie „Czarodzieja z Drohobycza” i ważny przyczynek do jego biografii, owoc ogromnej pracy edytorskiej Jerzego Ficowskiego, dla czytelnika jest przejmującym świadectwem losu artysty. Sztuka epistolograficzna pozwalała Schulzowi odnajdywać w obcowaniu z drugim człowiekiem to, czego pragnął najbardziej: pewność siebie i wiarę w „ostateczną przychylność bytu”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 7/2003

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (7/2003)