Mogiła dla Jastrzębia

Przez 60 lat leżał w anonimowym grobie: dowódca powojennych „leśnych braci”. Jego odnalezienie i uroczysty pogrzeb ożywiły dyskusję o antysowieckim ruchu oporu na Litwie.

15.10.2018

Czyta się kilka minut

Adolfas Ramanauskas pseudonim „Vanagas” („Jastrząb”), dowódca litewskich partyzantów. Zdjęcie wykonano pod koniec lat 40. lub na początku lat 50. XX wieku. /  / GENOCID.LT
Adolfas Ramanauskas pseudonim „Vanagas” („Jastrząb”), dowódca litewskich partyzantów. Zdjęcie wykonano pod koniec lat 40. lub na początku lat 50. XX wieku. / / GENOCID.LT

Był październik 1956 roku. Świat emocjonował się kryzysem sueskim, a w Związku Sowieckim trwała chruszczowowska odwilż. A przynajmniej tak się wydawało zewnętrznym obserwatorom. Tymczasem na biurko szefa KGB generała Iwana Sierowa w jego gabinecie na Łubiance trafił obszerny raport z „poszukiwań i ujęcia byłego dowódcy nacjonalistycznego bandyckiego podziemia Ramanauskasa »Vanagasa«”.

Kilka dni wcześniej w ręce KGB wpadł w Kownie Adolfas Ramanauskas – ostatni z ukrywających się dowódców litewskiej partyzantki antysowieckiej. Wraz z jego aresztowaniem „likwidacja bandyckich dowódców w republice została zakończona” – mógł z zadowoleniem zaraportować Kazimieras Laudis, szef KGB w Litewskiej Socjalistycznej Republice Sowieckiej.

O tym, że w chwili aresztowania 38-letni Adolfas zdążył wyszeptać do żony „Kocham cię, Birutė”, raport nie wspominał. Nie było też w nim mowy o 7-letniej Auksutė, która tego dnia po raz ostatni widziała ojca całego i zdrowego. Później zdąży go jeszcze odwiedzić w więzieniu.

„Gdy ogłoszono koniec widzenia, ojciec mnie objął. I nie mógł mnie puścić” – wspominała po latach Auksutė Ramanauskaitė-Skokauskienė. To było ich ostatnie spotkanie. KGB nie informowało o tym, gdzie chowa straconych „nacjonalistycznych bandytów”. Dopiero kilka dni temu, po ponad 60 latach, siwowłosa starsza kobieta, otoczona najbliższymi, mogła wreszcie p omodlić się przy grobie ojca. „Moje marzenie się spełniło” – powiedziała.

Rówieśnik niepodległości

Adolfas Ramanauskas pseudonim „Vanagas”, rozstrzelany przez Sowietów w listopadzie 1957 r., został pochowany w sobotę 6 października na cmentarzu Antokolskim w Wilnie.

Ostatnie pożegnanie z legendarnym partyzantem stało się możliwe dzięki specjalistom z Uniwersytetu Wileńskiego oraz z Centrum Badania Ludobójstwa i Oporu Mieszkańców Litwy (odpowiednika polskiego IPN). W czerwcu tego roku ogłosili oni, że szczątki jednej z osób, znalezione w nieoznakowanej zbiorowej mogile w tzw. cmentarzu sierocym na Antokolu, należą właśnie do „Vanagasa”. Leżały tam ponad 60 lat.

Odkrycie wpisało się w obchody stulecia urodzin „Vanagasa”. Rocznica ta zbiega się też z setnym jubileuszem odzyskania przez Litwę niepodległości. Ramanauskas urodził się bowiem 3 marca 1918 r. – nieco ponad dwa tygodnie po tym, jak 16 lutego w Wilnie Rada Litewska (Taryba) uchwaliła Akt Odrodzenia Państwowości. Był więc rówieśnikiem niepodległej Litwy – i jak wielu młodych z jego pokolenia wraz z końcem II wojny światowej ruszył do walki przeciw okupacji swego kraju przez Związek Sowiecki.

„Walka z sowieckimi siłami okupacyjnymi toczyła się w lasach i na bagnach. Najsilniejszy opór stawiała Litwa. O ile w Estonii i na Łotwie »leśni bracia« tworzyli niewielkie, samodzielne grupy, na Litwie w 1949 r. zdołano ustanowić nawet centralne dowództwo” – pisał w książce „Historia państw bałtyckich” estoński historyk prof. Andres Kasekamp. W latach 1944-53 na Litwie w walkach brało udział 50 tys. mężczyzn i kobiet. Wliczając osoby w różny sposób wspierające partyzantów, cały ruch oporu mógł liczyć nawet ok. 100 tys. ludzi – w kilkumilionowym zaledwie społeczeństwie. Spośród nich zginęło 20 tys. (strona sowiecka straciła 13 tys. ludzi). Skala oporu na Łotwie i w Estonii była dużo mniejsza.

Dziś wokół mitu walki niezłomnych „leśnych braci” budowana jest polityka historyczna Litwy. Ale mit utrudnia dyskusję o ciemnych stronach partyzantki: ofiarach cywilnych i wcześniejszej kolaboracji z Niemcami, której dopuścili się niektórzy z późniejszych partyzantów. Kontrowersje nie ominęły też „Vanagasa”, na którego przed kilkoma laty padło podejrzenie o udział w mordowaniu Żydów w czasie okupacji niemieckiej.

Otwartej i rzeczowej dyskusji nie pomaga też to, że rosyjska machina propagandowa wykorzystuje dziś przypadki litewskiej kolaboracji z nazistami w celu dyskredytowania całego ruchu oporu.

Między Hitlerem i Stalinem

Ramanauskas przyszedł na świat daleko od Litwy – w New Britain, w amerykańskim stanie Connecticut. Jego rodzice, podobnie jak tysiące innych Litwinów, na początku XX w. wyemigrowali za chlebem za ocean. Jednak w 1921 r. cała rodzina wróciła do ojczyzny.

Wychowywany – jak większość rówieśników – w patriotycznej atmosferze, ­Ramanauskas chciał służyć ojczyźnie jako nauczyciel. Ukończył studia pedagogiczne w Poniewieżu. Odbył także szkolenie wojskowe w Kownie. Nie zdążył jednak zostać oficerem armii wolnej Litwy – koniec szkolenia zbiegł się z aneksją kraju przez Związek Sowiecki w 1940 r. (Litwini nazywają to pierwszą okupacją).

Władze sowieckie szybko zaprowadziły nowe porządki, a przeciwników prześladowało NKWD. Kulminacją terroru były masowe wywózki w przeddzień niemieckiego ataku na Związek Sowiecki w czerwcu 1941 r.

Nic dziwnego, że wielu Litwinów upatrywało we wkroczeniu wojsk niemieckich szansy na odzyskanie niepodległości. 22 czerwca w miastach i miasteczkach Litwy wybuchło antysowieckie powstanie. Cieniem na niepodległościowym zrywie Litwinów położyły się wtedy pogromy Żydów, do jakich doszło po wkroczeniu Niemców. Szczególnie krwawy był pogrom kowieński – według niemieckich źródeł zginęło w nim ponad 3,5 tys. Żydów.

Hitler nie potraktował poważnie wolnościowych aspiracji Litwinów. Mimo to wielu z nich poszło na daleko idącą współpracę z okupantem. Powstała litewska cywilna administracja i pomocnicze formacje policyjne. Uczestniczyły w wyłapywaniu Żydów, zamykały ich w gettach, rekwirowały mienie i wreszcie – uczestniczyły w mordach. W latach 1941-44 zginęło 95 proc. spośród niemal 210 tys. litewskich Żydów. Większość nie w gettach czy obozach zagłady, lecz w masowych egzekucjach w pobliżu miejsc zamieszkania, prowadzonych głównie jesienią 1941 r.

„Vanagas”, czyli „Jastrząb”

Okres okupacji niemieckiej Adolfas Ramanauskas spędził jako nauczyciel w szkole w Olicie. Uczestniczył co prawda w powstaniu czerwcowym w 1941 r., ale nie brał udziału w poważniejszych starciach z Armią Czerwoną. Ponownie chwycił za broń, gdy Sowieci wrócili na Litwę. Przyjął pseudonim „Vanagas” – czyli „Jastrząb”. Dowodził oddziałami partyzanckimi w okolicach Olity i Mereczy. Stopniowo zdobywał coraz silniejszą pozycję na terenie historycznej krainy Dzukii: dowodził batalionem, a następnie okręgiem, a w 1948 r. został dowódcą Obszaru Południowego „Niemen”.

W walce z okupantem partyzanci wykorzystywali znajomość terenu, trudnego do opanowania, pełnego ogromnych puszcz i bagien. Mogli też liczyć na wsparcie ludności. Przeciwko nim Sowieci rzucili do walki zgrupowania NKWD i NKGB, a także tzw. bataliony niszczycielskie (istriebitielnyje bataliony), rekrutowane z lokalnych kolaborantów. „Stribai” – jak nazywali ich Litwini – siali popłoch, terroryzując mieszkańców wsi. Ale partyzantkę zwalczano także bardziej wyrafinowanymi metodami: sowieckie służby ­specjalne stworzyły rozbudowaną sieć agentury, do której wciągano także schwytanych i zmuszonych do współpracy byłych partyzantów.

Tymczasem, choć litewski ruch oporu był najlepiej zorganizowany ze wszystkich krajów bałtyckich, to przez parę lat nie udawało się powołać scentralizowanego dowództwa. Wreszcie w lutym 1949 r. w okolicach Szawli doszło do spotkania dowódców okręgów, wśród nich „Jastrzębia”. Powołano Ruch Walki o Wolność Litwy (LLKS). Symbolicznie – bo 16 lutego, w święto niepodległości. Polityczne kierownictwo organizacji objął Jonas Žemaitis ps. „Vytautas”, a jego zastępcą został właśnie „Jastrząb”, który potem był też – w wieku niewiele ponad 30 lat – głównodowodzącym partyzanckich sił zbrojnych.

Strzał w twarz

Nie jednak mieli szans. Za sprawą kolejnych masowych wywózek Litwinów w głąb Związku Sowieckiego pod koniec lat 40. i szybkiej kolektywizacji wsi ruch partyzancki został pozbawiony bazy społecznej. Ludność czuła się coraz bardziej zastraszona. Swoją pracę prowadziła też agentura, niszcząc oddziały „leśnych braci” od wewnątrz.

W 1952 r. Ramanauskas postanowił się wycofać. Przez parę lat ukrywał się w różnych miejscowościach na południu Litwy. W międzyczasie Sowietom udało się schwytać „Vytautasa” – przewieziono go do Moskwy, gdzie długo próbowano go zmusić do współpracy. Žemaitis nie wydał swoich towarzyszy, w 1954 r. został rozstrzelany.

Podobny los spotkał Ramanauskasa. W październiku 1956 r. został wraz z żoną Birutė pojmany w Kownie. W operacji jego ujęcia uczestniczyło kilkudziesięciu zwerbowanych agentów. Trafił do wileńskiego więzienia KGB (dziś mieści się w nim Muzeum Okupacji i Walki o Wolność).

Został poddany wręcz nieludzkim torturom. „Ramanauskas nie posiadał informacji, które kagebiści musieli z niego za wszelką cenę wydobyć. Tortury nie miały żadnego pragmatycznego uzasadnienia. Chodziło wyłącznie o zadanie schwytanemu możliwie największych cierpień (...), o zemstę na owianym legendą, nieuchwytnym partyzanckim dowódcy” – pisze w swojej pracy „Leśni bracia” prof. Rafał Wnuk, badacz podziemia niepodległościowego w Europie Wschodniej.

25 października 1957 r. Sąd Najwyższy Litewskiej Republiki skazał Ramanauskasa na śmierć. Wyrok wykonano 29 listopada w Wilnie – jak ustaliły badania, strzał został oddany nie w tył głowy (jak zwykło zabijać NKWD i KGB), lecz prosto w twarz. Zwłoki wrzucono do bezimiennego grobu.

Żona „Vanagasa”, Birutė, została skazana na 8 lat więzienia. Dożyła odzyskania niepodległości przez Litwę, zmarła w 1996 r. Córka Auksutė przez wiele lat musiała żyć ze stygmatem „dziecka bandyty”. W wolnej już Litwie zaangażowała się w politykę, zasiadała w Sejmie z ramienia centroprawicowego Związku Ojczyzny.

Miejsce w pamięci

W czasach Związku Sowieckiego o partyzantach nie mówiono publicznie inaczej jak o „bandytach”, „burżuazyjnych nacjonalistach” i „faszystowskich kolaborantach”. Nieco inne światło na członków ruchu oporu rzucił głośny film „Nikt nie chciał umierać” z 1966 r., w reżyserii Vytautasa Žalakevičiusa. Zrealizowany w konwencji westernu obraz toczonej na odległej wsi „wojny po wojnie” do dziś uchodzi – mimo ukłonów w stronę komunistycznej ideologii – za arcydzieło litewskiej kinematografii czasów sowieckich. W filmie nie pojawiają się jednak Rosjanie – walkę z partyzantami ukazano w nim jako bratobójcze starcie między Litwinami.

Dopiero po odzyskaniu przez Litwę niepodległości uczestnicy ruchu oporu mogli znaleźć miejsce w narodowej pamięci. Jak zauważa prof. Rafał Wnuk, „walka zbrojna z reżimem sowieckim z lat 1944–1953 odgrywa rolę mitu fundacyjnego państwa”. Przewodniczącego LLKS Jonasa Žemaitisa uznano pośmiertnie za osobę pełniącą funkcję prezydenta Republiki Litewskiej, a deklarację Ruchu z 1949 r. (zapowiadającą przywrócenie demokratycznej konstytucji z 1922 r., wolne wybory do parlamentu i szereg reform społecznych, równość wobec prawa itp.) włączono do oficjalnego porządku prawnego państwa.

Dziś zbrojny ruch oporu postrzegany jest jako część dłuższego procesu zmagań o wolność Litwinów, którzy – gdy walka z bronią okazała się nieskuteczna – sięgnęli po metody non-violence.

– W tym sensie „bałtycki łańcuch” [żywy łańcuch w 1989 r., w rocznicę paktu Hitler-Stalin, który połączył Wilno, Rygę i Tallinn – red.] i ruch niepodległościowy, który rozpoczął się po pierestrojce, mogą być postrzegane jako kontynuacja i kulminacja walki o wolność rozpoczętej w okresie powojennym – tłumaczy mi prof. Saulius Sužiedėlis, litewski historyk wykładający na amerykańskim Millersville University, zajmujący się dziejami Litwy w okresie okupacji.

Adolfas, jego żona Birutė i córka Auksutė. Zdjęcie wykonano w 1954 r., na dwa lata przed tym, jak żyjąca w ukryciu rodzina Ramanauskasów została aresztowana przez sowiecką KGB. / GENOCID.LT

„Jestem Vanagasem”

„Oficjalna, państwowa narracja dotycząca powojennego podziemia koncentruje się na heroizmie i cierpieniu jego uczestników i nie dotyka tematów drażliwych czy stawiających konspiratorów w niekorzystnym świetle” – konstatuje Rafał Wnuk.

I rzeczywiście, publiczne omawianie przypadków, nawet udokumentowanych, udziału partyzantów w zbrodniach na cywilach czy ich wcześniejszego udziału w formacjach kolaboracyjnych zawsze wywołuje emocje, a autorów takich tekstów naraża na nieprzyjemności czy ostracyzm.

Doświadczył tego również historyk Mindaugas Pocius, który niemal 10 lat temu opublikował pracę poświęconą zwalczaniu przez partyzantów kolaboracji z władzą sowiecką. Z jego ustaleń wynikało, że w ramach tych działań nieraz cierpiała ludność cywilna. Doliczył się on aż 9 tys. ofiar cywilnych, w tym ok. 300 dzieci. Organizacje kombatantów i ofiar represji zarzuciły Pociusowi, że oczernia bohaterów, a doniesienie na niego trafiło do prokuratury. Choć ta nie dopatrzyła się w pracy historyka znamion przestępstwa, cała sprawa miała efekt mrożący: do dziś badacze podchodzą do tematu z dużą ostrożnością.

Wiadomo też, że niektórzy uczestnicy ruchu oporu mieli za sobą epizod służby w kolaboracyjnej policji lub administracji za okupacji niemieckiej. Jedni „tylko” wydawali zarządzenia o rekwirowaniu żydowskiego majątku, inni konwojowali Żydów na rozstrzelanie, niektórzy uczestniczyli w egzekucjach.

Prof. Sužiedėlis wskazuje na przykład Jonasa Noreiki, naczelnika gminy w Szawlach, który wydał zarządzenie o zamknięciu miejscowych Żydów w getcie. Noreika później zwrócił się przeciw Niemcom, trafił nawet do obozu koncentracyjnego Stutthof. Po wojnie konspirował przeciw Sowietom i w 1947 r. został rozstrzelany.

Oskarżenia dosięgły też „Jastrzębia”: w 2009 r. organizacja skupiająca litewskich Żydów w Izraelu ogłosiła, że uczestniczył w mordach na ludności żydowskiej. Jednak zdaniem historyków z Centrum Badania Ruchu Oporu i Ludobójstwa nie ma na to żadnych dowodów. Strona organizacji, na której Ramanauskas został nazwany „okrutnym masowym mordercą”, zniknęła potem z internetu.

Z kolei w 2017 r. pisarka Rūta Vanagaitė (autorka głośnej książki „Nasi” o udziale Litwinów w Zagładzie) zasugerowała, że Ramanauskas mógł współpracować z sowieckimi służbami. Okazało się, że jej zarzuty wynikały z pobieżnej (delikatnie ujmując) lektury akt sprawy Ramanauskasa. Przez Litwę przetoczyła się fala oburzenia, a autorka musiała wycofać się z oskarżeń. Wielu Litwinów, zwłaszcza młodzież, zareagowało wtedy, dodając do swoich zdjęć profilowych na Facebooku hasło „Aš esu Vanagas” („Jestem Vanagasem”).

Wróciły za to zarzuty o udział Ramanauskasa w Holokauście, tym razem sformułowane przez izraelskiego historyka Efraima Zuroffa. Jego oskarżeń nie poparła jednak ani Litewska Wspólnota Żydów (która stwierdziła, że nie ma dowodów obciążających legendarnego partyzanta), ani ambasador Izraela w Wilnie Amir Maimon.

Antidotum na propagandę

Tłem dla tych dyskusji jest – nadal niezakończony – spór o to, czy Litwini rozliczyli się z udziału w Zagładzie. Choć jeszcze w 1995 r. ówczesny prezydent Algirdas Brazauskas przepraszał za to z trybuny Knesetu, to dziś nie brak głosów, że za gloryfikowaniem bojowników o wolność i za litewską martyrologią kryje się próba umniejszenia własnych win. Tablica ku czci Noreiki, która wisi na budynku Biblioteki im. Wróblewskich, gdzie tenże przez pewien czas pracował, nie wspomina o jego roli w prześladowaniu Żydów. Litewska Wspólnota Żydów od dawna domaga się jej usunięcia, co budzi z kolei protesty środowisk nacjonalistycznych.

Okazji, aby atakować tu Litwinów, nie marnuje Rosja. Gdy w 2017 r. na stronach NATO zamieszczono krótki dokument o bałtyckich „leśnych braciach”, rosyjskie MSZ zareagowało oburzeniem, że Sojusz promuje „wspólników faszystów”. Także teraz rzeczniczka rosyjskiego MSZ Maria Zacharowa tuż przed pogrzebem „Vanagasa” wydała oświadczenie, w którym partyzantów nazywa „unurzanymi we krwi”, a Ramanauskasa – mordercą ludności cywilnej. Medal ma jednak dwie strony: na Litwie ludziom dążącym do ujawnienia historycznej prawdy, nawet tym o czystych intencjach, łatwo przypiąć łatkę „agenta Kremla”.

Czy z kultem żołnierzy podziemia można pogodzić szczere spojrzenie na ciemne strony własnej historii? Zdaniem Sauliusa Sužiedėlisa nikt, kto uczestniczył w zbrodniach, nie powinien być w jakikolwiek sposób honorowany. – Byłoby jednak dużym błędem, gdyby badać biografię każdego członka antysowieckiego ruchu oporu tak, jak gdyby wszyscy oni byli winni – uważa historyk. Tak czynią jego zdaniem samozwańczy rosyjscy „badacze”, których celem jest dyskredytacja całego niepodległościowego podziemia.

– Najlepszym antidotum na rosyjską propagandę jest prawda, nawet wtedy, gdy ujawnia niewygodne fakty – konstatuje historyk.

Na wileńskim Antokolu

Żegnany przez prezydent Dalię Grybauskaitė, wileńskiego arcybiskupa Gintarasa Grušasa, premiera, ministrów i tysiące Litwinów „Jastrząb” spoczął na Antokolu – w panteonie przywódców państwa.

W tym samym miejscu pochowany jest prezydent Brazauskas – zarazem ostatni sekretarz Komunistycznej Partii Litwy. Miejsce wiecznego spoczynku pogodziło ludzi, którzy w życiu obrali tak różne drogi. I jest to chyba najbardziej wyrazistym symbolem skomplikowanych dziejów Litwy w minionym stuleciu. ©

Autor jest redaktorem portalu przegladbaltycki.pl, zajmuje się stosunkami polsko-litewskimi.

 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 43/2018