Moc głosu zagłuszanego

Październik 1956 r. w Polsce i na Węgrzech stał się "próbą ognia dla Radia Wolna Europa. Dla amerykańskiej administracji rozgłośnia ta była kluczowym instrumentem w wojnie psychologicznej prowadzonej przeciw "blokowi sowieckiemu, a dla rzesz ludzi za żelazną kurtyną najczęściej słuchaną zachodnią stacją.

26.10.2006

Czyta się kilka minut

Według większości obserwatorów polska sekcja RWE (Głos Wolnej Polski) dobrze zdała ten egzamin, nie zaogniając i tak skrajnie już napiętej sytuacji w kraju, popierając destalinizację i liberalizację systemu w wydaniu powracającego do władzy Władysława Gomułki. Natomiast Głos Wolnych Węgier był oskarżany o rozniecanie radykalnych nastrojów wśród słuchaczy, zagrzewanie ich do walki, nieuprawnione obietnice pomocy militarnej Zachodu.

Po upadku węgierskiej rewolucji wiele znaczących gazet i liczni politycy nie przebierali w słowach potępienia Wolnej Europy. Rząd Republiki Federalnej Niemiec (który gościł w Monachium najważniejszą część rozgłośni), ONZ oraz Rada Europy przeprowadziły w tej sprawie dochodzenia. Nie wynikały z nich żadne praktyczne wnioski, ale na długi czas wspomnienie rewolucji węgierskiej pozostawało najważniejszą plamą na wizerunku RWE. Amerykańscy politycy oraz urzędnicy nadzorujący rozgłośnię winę za linię programową Głosu Wolnych Węgier przerzucali na węgierskich redaktorów, których oskarżano o skrajnie prawicowe poglądy i niezrozumienie rzeczywistych nastrojów rodaków w kraju.

Strategia i taktyka

W ciągu roku 1955 polski zespół radiowy wnikliwie analizował informacje, jakie dochodziły z kraju na temat ograniczonej liberalizacji i odchodzenia od skrajnie represyjnej polityki poprzedniego okresu. Już we wrześniu 1955 r. dyrektor Jan Nowak Jeziorański zebrał cały zespół redakcyjny na dwudniowym spotkaniu poza Monachium, gdzie dyskutowano, jakie stanowisko RWE powinno zająć wobec "odwilży". Konkluzją była decyzja o wsparciu ewolucyjnej drogi destalinizacji i tych sił w aparacie władzy i środowiskach opiniotwórczych, które opowiadają się za wewnętrzną liberalizacją i zwiększeniem autonomii wobec Moskwy. Powinny one cały czas czuć nacisk mas domagających się demokratyzacji. Głos Wolnej Polski był - jak pisał Nowak w memorandum podsumowującym programową naradę polskiego zespołu - "jedyną siłą zdolną przekształcić niezorganizowane masy we wspólny front walki przeciw komunizmowi", hamował sowietyzację i proponował zatomizowanemu społeczeństwu sensowny program polityczny.

W przełomowych dniach października 1956 roku, gdy setki tysięcy ludzi demonstrowały na ulicach polskich miast, polska sekcja RWE przyjęła bardzo ostrożną linię programową. Obawiano się interwencji ZSRR lub przewrotu ze strony rodzimych stalinistów. Od samego początku Wolna Europa wzywała do rozsądku i opanowania. Przypominając tragedię Powstania Warszawskiego, przestrzegano słuchaczy, że radykalne i nierozważne działania mogą pogrążyć Polskę we krwi i zniszczeniach.

"Oto uczucia buntu i doznanych krzywd, które ludzie dławili w sobie przez tak długi czas, wydobywają się na zewnątrz często z nieokiełznaną gwałtownością - mówił Jan Nowak przed mikrofonem RWE. - Rozumiemy aż nadto dobrze te nastroje, które osiągnęły dziś punkt wrzenia. Dzieliliśmy te uczucia zawsze z naszymi słuchaczami. A jednak dziś właśnie manifestowanie zrozumiałych uczuć nienawiści do sowieckiego ciemiężyciela na publicznych wiecach, zebraniach i pochodach stanowi groźne niebezpieczeństwo i może być z łatwością wykorzystane jako pretekst do ataku na tę ograniczoną niezależność, która stała się zdobyczą ostatnich kilku tygodni".

Informując o walce w PZPR między orientacją stalinowską a reformatorską, której symbolem stał się Gomułka, polska sekcja RWE faktycznie wzywała Polaków do udzielenia poparcia temu ostatniemu. Nie oznaczało to rezygnacji z wewnętrznej wolności i niepodległości jako celów dalekosiężnych. Wielokrotnie w audycjach przypominano, że Gomułka jest komunistą, który planuje wprowadzić tylko ograniczone zmiany, ale podkreślano, że są one zgodne z interesami polskiego społeczeństwa, a próba zbyt szybkiej realizacji dalej idącego programu mogłaby ściągnąć na Polskę tragedię taką, jaka nastąpiła na Węgrzech.

"Obecne reformy z pewnością nie zaspokoją tych wszystkich tęsknot, ale są one jednak zapowiedzią znośniejszego, swobodniejszego życia (...). W naszym położeniu żadnej szansy otwierającej nadzieję na poprawę i na lepszą przyszłość nie można ani lekceważyć, ani zaprzepaścić - głosiła polska sekcja RWE w jednej ze swych najważniejszych audycji. - Nie znaczy to bynajmniej, by społeczeństwo miało się pogodzić raz na zawsze z obecnym stanem rzeczy, zrezygnować ze swoich aspiracji i słusznej walki o ich urzeczywistnienie. Powodzenie tej walki zależeć będzie jednak od tego, czy potrafimy wyczuć i postawić granice między tym, czego chcemy, co stanowi nasz cel dalekosiężny, a tym, co jest w danej chwili realne i możliwe do osiągnięcia".

Gomułka: nowy Tito?

Linia przyjęta przez Głos Wolnej Polski była z jednej strony wyrazem postawy Jana Nowaka i jego monachijskiego zespołu, z drugiej zaś była zgodna ze stanowiskiem, jakie wobec wydarzeń w Polsce i samego Gomułki zajęła amerykańska administracja. Zmiany, które przyniosło VIII Plenum PZPR, wywołały w Waszyngtonie entuzjazm. W Gomułce widziano nowego Titę i zakładano, że przyjęta przez niego orientacja na "polską drogę" do socjalizmu i autonomię w stosunkach z Moskwą może stać się zaraźliwym przykładem dla innych krajów satelickich i zaczynem zasadniczych zmian w skali całego sowieckiego "bloku".

Praktycznym przejawem wspierania "narodowego" reżimu Gomułki była decyzja o udzieleniu mu amerykańskiej pomocy ekonomicznej. Jednocześnie starano się unikać wszelkich kroków, jak np. zbyt ostentacyjne, przyjazne gesty ze strony USA, które mogłyby pogarszać położenie "polskiego Tity" wobec Moskwy. Stale obawiano się albo kontrakcji ze strony "twardogłowych" stalinistów, albo wybuchu społecznego niezadowolenia wywołanego pogarszającą się sytuacją materialną, który sprowokowałby sowiecką interwencję.

Przykładem amerykańskiego poparcia dla Gomułki, a także dobrą ilustracją ograniczeń, w których przyszło funkcjonować polskiemu zespołowi radiowemu, były audycje dotyczące wyborów do Sejmu PRL w styczniu 1957 r. Kiedy polska sekcja RWE wezwała do skreślania kilkunastu kandydatów najbardziej skompromitowanych stalinowską przeszłością, władze PRL wystosowały ostry protest. W jego wyniku Departament Stanu USA udzielił kierownictwu radia bardzo ostrej reprymendy i zagroził wprowadzeniem cenzury prewencyjnej.

Nowak był zmuszony ugiąć się pod tak silnym naciskiem i w ostatniej chwili, w audycjach wieczorem w przeddzień wyborów oraz w dniu głosowania, Głos Wolnej Polski ostrzegał, że skreślanie oficjalnych kandydatów osłabi pozycję Gomułki i zwiększy groźbę powrotu do stalinizmu, a nawet sowieckiej interwencji. Francuski ambasador w Warszawie Eric de Carbonnel w swoim raporcie do Paryża stwierdził, że to stanowisko RWE mogło mieć istotny wpływ na decyzje wyborców.

Węgry: "zdrajca" Nagy

Z kolei zapowiedzią maksymalistycznego stanowiska węgierskiej sekcji Wolnej Europy wobec wydarzeń na Węgrzech w październiku i listopadzie 1956 r. był sposób, w jaki rozgłośnia traktowała "nowy kurs" realizowany po śmierci Stalina przez Imre Nagya stojącego na czele węgierskiego rządu. Umniejszano znaczenie cząstkowej liberalizacji systemu (ograniczenie terroru, zwalnianie więźniów politycznych) i nowej polityki gospodarczej (zahamowanie kolektywizacji rolnictwa i forsownej rozbudowy przemysłu ciężkiego). Nagya zrównywano de facto z chwilowo osłabionymi twardogłowymi stalinowcami i znienawidzonym na Węgrzech Rakosim.

Za symboliczną może być uznana reakcja na odsunięcie Nagya od władzy w kwietniu 1955 r. Balony wysyłane przez Komitet Wolnej Europy nad "żelazną kurtyną" rozrzucały nad Węgrami tysiące ulotek, na których widniał satyryczny rysunek przedstawiający leżącego w trumnie sowieckiego przywódcę Malenkowa (pozbawionego właśnie stanowiska premiera), a obok, w mniejszej trumnie, Imre Nagya. Towarzyszący rysunkowi komentarz (zatytułowany "Moskiewski lokaj") głosił, że "nie ma żadnego znaczenia, który z towarzyszy jest u władzy, Rakosi, Nagy czy Hegedüs [premier-stalinista - red.], bo im dłużej rządzą zdrajcy i sowieccy lokaje, tym więcej roztrwonią owoców naszej pracy i naszych dóbr na rozkaz swoich moskiewskich panów".

W Waszyngtonie i Monachium traktowano Nagya - jeszcze w trakcie trwania rewolucji, nawet gdy stał już na czele wielopartyjnego rządu - jako komunistę, któremu nie należy udzielać nawet ograniczonego kredytu zaufania. Trzeba przyznać, że sam Nagy w pierwszych dniach powstania zrobił wiele, by roztrwonić popularność, którą uzyskał wśród Węgrów jako partyjny reformator z lat 1953-55. Nie potrafił nawiązać kontaktu ze zrewoltowanym tłumem, gdy przemawiał wieczorem 23 października 1956 r. z gmachu parlamentu. Obejmując stanowisko premiera, nie odciął się od stalinowców odpowiedzialnych ze wezwanie wojsk sowieckich do Budapesztu, wprowadził stan wyjątkowy i wzywał powstańców do złożenia broni.

Głos Wolnych Węgier bezpardonowo atakował go we wszystkich audycjach, oskarżając m.in. o współudział w decyzji wezwania rosyjskich czołgów dla stłumienia buntu w Budapeszcie, co nie było - jak dzisiaj wiemy - prawdą. "Sowieckie czołgi przybywają na życzenie Imre Nagya, którego ręce umazane są w węgierskiej krwi - głoszono 26 października w redakcyjnym komentarzu. - Ty, Imre Nagy, powinieneś się zatrzymać, paść jak skruszony grzesznik na kolana przed narodem, spróbować odrobić straszną zbrodnię, jaką było ściągnięcie na nas sowieckich legionów. Jeśli chcesz nadać jakiś sens swojemu zmarnowanemu życiu, pozostał ci tylko jeden obowiązek: krzyknij »dość!« sowieckim najemnikom, których tak ohydnie poszczułeś na nasz naród. A potem ręce do góry, poddaj się przemożnej woli narodu".

"Bliżej wojny światowej"

W poufnym memorandum sporządzonym kilka tygodni po upadku węgierskiej rewolucji William Griffiths, główny doradca polityczny RWE, wymieniał grzechy popełnione przez węgierskich redaktorów. Po pierwsze, było to zagrzewanie powstańców do walki zbrojnej - przez wezwania, by na apel premiera Nagya nie składać broni, a także przez nadawanie audycji o taktyce starć w mieście, metodach walki partyzanckiej, technikach zwalczania czołgów, i głoszenie, że armia sowiecka jest w rzeczywistości słabsza, niż się węgierskim bojownikom może wydawać. W jednej z audycji twierdzono (zupełnie bezpodstawnie), że morale sowieckich żołnierzy jest niskie i wielu z nich nie chce walczyć. Przekonywano też, że armia węgierska mogłaby stawić skuteczny opór nawet znacznie większym siłom ZSRR. Ta ostatnia audycja kończyła się płomiennym apelem: "Węgierscy żołnierze, bierność jest zdradą". W innym programie przypominano, że w 1943 r. jugosłowiańscy partyzanci stawili czoło w południowej Serbii przeważającym siłom niemieckim i pokonali je.

Być może jeszcze poważniejszym przewinieniem było sugerowanie słuchaczom, że jeżeli powstańcy na Węgrzech będą stawiać opór dostatecznie długo, Zachód udzieli im wsparcia. I tak w audycji 28 października przekonywano, że Węgrzy powinni kontynuować walkę, ponieważ będzie to miało wielki wpływ na stanowisko Rady Bezpieczeństwa ONZ. Nie wspominano, że wszelkie decyzje podejmowane przez to ostatnie ciało mogą być sparaliżowane wetem ZSRR. W innych programach sugerowano, iż nacisk opinii publicznej na Zachodzie jest tak silny, że rządy będą musiały udzielić pomocy walczącym Węgrom.

W ocenie Griffithsa najpoważniejszy błąd Głos Wolnych Węgier popełnił w audycji nadawanej 4 listopada, w dniu, gdy rozpoczęła się druga interwencja sowiecka. W przeglądzie prasy odczytano fragmenty artykułu opublikowanego w piśmie "Observer". Ta londyńska gazeta twierdziła, powołując się na źródła w Waszyngtonie, że jeżeli powstańcy będą stawiali opór jeszcze przynajmniej przez trzy lub cztery dni, "nacisk na rząd Stanów Zjednoczonych, by wysłał pomoc zbrojną, stanie się nie do odparcia". "Observer" pisał też, że jeżeli Węgrzy będą walczyli jeszcze kilka dni dłużej, "będziemy bliżej wybuchu wojny światowej niż kiedykolwiek od 1939 roku". Odredakcyjny komentarz wzmacniał jeszcze wymowę cytowanego artykułu.

W swoim raporcie Griffiths oceniał, że większość audycji Głosu Wolnych Węgier nie była w jawnej sprzeczności z wytycznymi Komitetu Wolnej Europy. Problem miał polegać na ich wyostrzaniu, używaniu bardzo emocjonalnego tonu i zbyt otwartym udzielaniu słuchaczom bezpośrednich wskazówek, co powinni robić. Główny doradca polityczny RWE przyznaje, że sam wydawał zgodę na nadawanie audycji omawiających metody walk w mieście czy niszczenia czołgów, pod warunkiem jednak, że nie będzie w nich bezpośredniego nawiązania do sytuacji na Węgrzech, a będą utrzymane w neutralnym tonie fachowych porad.

Fiasko polityki "wyzwolenia"

Historykowi trudno byłoby znaleźć przykłady bardziej jaskrawej hipokryzji, niż to ostatnie stwierdzenie Griffithsa. Niezależnie od wszystkich błędów popełnionych przez węgierskich emigrantów, przerzucanie na nich całej czy nawet głównej odpowiedzialności jest nieporozumieniem. Przypomina znany mechanizm poszukiwania kozła ofiarnego.

Bojowa linia Wolnej Europy wobec wydarzeń na Węgrzech była bowiem przede wszystkim konsekwencją polityki realizowanej od kilku lat przez amerykańskie instytucje wojny psychologicznej, a szczególnie od 1953 r., kiedy starano się w sferze propagandy wcielić w życie hasła polityki "wyzwolenia" Europy Wschodniej z sowieckiego jarzma.

Jest godnym podkreślenia paradoksem, że w odniesieniu do Węgier amerykańscy politycy i urzędnicy kierujący aparatem wojny psychologicznej nie potrafili wyjść poza schematy i wzory działania utrwalone w poprzednich latach. Udało im się to natomiast w odniesieniu do Polski, gdzie wspierano Gomułkę. Do Nagya w Waszyngtonie odnoszono się z nieufnością, nie doceniając jego proreformatorskiego nastawienia, którego dał dowody, gdy był premierem. Po kilku dniach z kolei uznano, że rewolucja zwyciężyła i wspieranie komunistycznego polityka (nawet o antystalinowskim nastawieniu) nie jest już potrzebne. Szokującym wręcz przykładem tej postawy mogą być słowa, wypowiedziane w Waszyngtonie 1 listopada - w momencie, gdy trwały już przygotowania do drugiej interwencji ZSRR - w trakcie posiedzenia Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Szef CIA Allen Dulles stwierdził w odniesieniu do sytuacji na Węgrzech, że "to, co się tam stało, jest cudem. Tamtejsze wydarzenia zaprzeczyły naszym dotychczasowym wyobrażeniom, że masowa rewolta jest w obliczu nowoczesnej broni całkowitą niemożliwością. A jednak, niemożliwe się wydarzyło". Jego brat i szef amerykańskiej dyplomacji John Foster Dulles zadeklarował, że "jesteśmy bliscy chwili odniesienia wielkiego i długo oczekiwanego zwycięstwa nad kolonializmem sowieckim w Europie Wschodniej".

Powyższe opinie można uznać za ilustrację braku zrozumienia w Waszyngtonie sytuacji na Węgrzech. Jego konsekwencją był brak jakiejkolwiek spójnej polityki ze strony wielkiego mocarstwa przez ostatnie lata deklarującego żywe zainteresowanie losem narodów za "żelazną kurtyną".

Gdybyśmy chcieli wskazać przyczyny tak różnego stosunku Waszyngtonu, jak również Radia Wolna Europa, do wydarzeń w Polsce i na Węgrzech, należałoby wymienić kilka czynników. Pierwszym, dotyczącym w najbardziej bezpośredni sposób audycji radiowych, jest bardziej realistyczne i umiarkowane stanowisko Jana Nowaka Jeziorańskiego i jego zespołu, dalekie od radykalizmu ich węgierskich kolegów.

Z kolei dla decyzji podejmowanych w kierowniczych kręgach administracji prezydenta Eisenhowera ważne było przekonanie, że Gomułka gwarantuje rzeczywisty odwrót od stalinizmu i ścisłego podporządkowania wobec Moskwy. O jego wiarygodności mogło świadczyć usunięcie ze stanowisk w 1948 r. i późniejsze kilkuletnie uwięzienie. Nagy, w przeciwieństwie do Gomułki, przez prawie cały okres stalinowski pełnił wysokie stanowiska państwowe i partyjne. 23 października zgodził się przyjąć tekę premiera z rąk stalinowskiej ekipy Ernő Gerő, nie zaznaczył swojego wyraźnego sprzeciwu wobec działań węgierskich stalinowców.

Niezależnie od chwiejności i poważnych błędów popełnionych przez Nagya w pierwszych dniach rewolucji, nie ulega jednak wątpliwości, że Waszyngton po prostu popełnił błąd, traktując go jako jeszcze jednego stalinowca. Wydaje się, że Amerykanie - a co za tym idzie także Wolna Europa - dysponowali znacznie lepszą wiedzą na temat sytuacji w partii i nastrojów społecznych w odniesieniu do Polski niż Węgier. Źródłem wiedzy o kapitalnej wręcz wadze byli Józef Światło [wysoki funkcjonariusz bezpieki, uciekł na Zachód w grudniu 1953 r. - red.] i Seweryn Bialer [członek KC PZPR, w styczniu 1956 r. uciekł na Zachód - red.]. Brak węgierskich "defektorów" podobnej miary ograniczał wiedzę amerykańską o sytuacji w tym kraju.

Marsz po linie

Węgierska tragedia miała doniosłe konsekwencje zarówno dla polityki amerykańskiej, jak i samego Radia Wolna Europa. Waszyngton zrezygnował z agresywnej retoryki "wyzwolenia" i prowadzonej od końca lat 40. wojny psychologicznej. Zastąpiło je bardziej pragmatyczne nastawienie na wspieranie ewolucyjnych zmian w krajach satelickich, m.in. przez zacieśnianie współpracy z dziedzinie gospodarczej, kulturalnej.

W Radiu Wolna Europa starano się poddać ściślejszej kontroli emigrantów przygotowujących audycje. Zrezygnowano nawet z nazw Głos Wolnej Polski i Głos Wolnych Węgier - na rzecz bardziej neutralnych określeń: Rozgłośnia Polska i Rozgłośnia Węgierska, które nie mogły sugerować, że radio przemawia w imieniu wychodźstwa. W przypadku polskich programów amerykańskie kierownictwo przez kilka lat ograniczało wszelką ostrzejszą krytykę rządów Gomułki. Prowadziło to do licznych konfliktów z Nowakiem, który już w 1957 r. uważał, że należy jednoznacznie wskazywać na odchodzenie od październikowych swobód.

W całym sporze wokół roli odegranej przez Radio Wolna Europa w październiku i listopadzie 1956 r. najtrudniej ocenić, jaki był rzeczywisty wpływ jego audycji na wydarzenia w obu krajach. Byłoby niewątpliwie przesadą uznać go za decydujący, ale uważanie go za marginalny byłoby równie poważnym błędem. Była to zachodnia rozgłośnia, której najczęściej słuchano, choćby dlatego że górowała wyraźnie nad innymi pod względem mocy nadajników, zakresów emisji i długości programu. Dla wczesnego okresu działalności RWE brak jest wiarygodnych danych dotyczących słuchalności, ale o jej szerokiej skali mogą świadczyć z jednej strony stałe, zajadłe ataki komunistycznej propagandy, jak i powszechnie formułowane w Polsce w 1956 r. żądania zaprzestania zagłuszania. Można też wspomnieć, że spośród węgierskich uchodźców, do których dotarli zachodni ankieterzy jeszcze w obozach przejściowych w Austrii, niemal 40 proc. twierdziło, że słuchało audycji radiowych obiecujących pomoc wojskową Zachodu.

Zdając sobie sprawę, że niemożliwe jest precyzyjne ocenienie wpływu RWE na polskie i węgierskie wydarzenia, uprawnione będzie twierdzenie, iż Głos Wolnej Polski współtworzył sukces, jakim było pokojowe odejście od stalinizmu nad Wisłą, a Głos Wolnych Węgier ponosi część odpowiedzialności (przynajmniej w wymiarze moralnym) za klęskę i tragedię powstania.

Bo przecież, jak mówił Jan Nowak Jeziorański w marcu 1957 r. na naradzie polskiego zespołu redakcyjnego, "jeżeli ma się do czynienia z człowiekiem chodzącym po linie (...) nie wymaga to specjalnej siły, by go zrzucić. Czasem wystarczy dotknąć palcem, a czasami krzyknąć".

Dr hab. PAWEŁ MACHCEWICZ, profesor Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, badacz w Instytucie Studiów Politycznych PAN, autor książek na temat XX-wiecznej historii Polski i Europy, m.in. "Polski rok 1956", "Władysław Gomułka", "Emigracja w polityce międzynarodowej".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2006

Artykuł pochodzi z dodatku „Historia w Tygodniku (44/2006)