Skazani na klęskę?

23 października 1956 r. budapeszteńscy studenci zorganizowali pokojową manifestację poparcia dla zmian, które właśnie zachodziły w Polsce. Jej symbolem stał się pomnik wspólnego bohatera z 1848 r. Józefa Bema i hasło: "Wszyscy Węgrzy, chodźcie z nami, pójdziemy za Polakami!. Sformułowali też własne żądania, a wśród nich: niepodległość. Tak zaczęła się rewolucja, która w kilka godzin zmiotła komunistyczny system nad Dunajem, a potem została skąpana we krwi. Czy Węgrzy musieli przegrać?.

26.10.2006

Czyta się kilka minut

 /
/

Zanim jeszcze sowieckie czołgi ruszyły na Budapeszt, wielu Węgrów zdawało sobie sprawę, że o losie ich maleńkiego kraju, który na chwilę stał się wolny, zadecyduje przede wszystkim nie to, co dzieje się w Budapeszcie, lecz stosunki między mocarstwami kształtującymi politykę światową. Oraz to, co zrobi Moskwa.

Po roku 1989 na Wschodzie i Zachodzie otwierały się archiwa, przechowujące dokumenty związane z węgierską rewolucją. Dzięki nim wiemy dziś, jak reagowano na wieści z Budapesztu w Waszyngtonie i w Moskwie. Jeśli chodzi o stanowisko tej ostatniej, mamy już odpowiedź na zasadnicze pytania: Co działo się na Kremlu? Czy węgierska rewolucja miała choćby minimalną szansę na zwycięstwo? Czy w Moskwie popierano rząd Imre Nagya, a jeśli tak, jak długo? Gdzie przebywał i na jaki temat prowadził rozmowy János Kádár między 1 a 4 listopada? Jak następnie utworzono "rząd", na którego czele stanął?

Artykuł ten opiera się przede wszystkim na dostępnych dziś źródłach archiwalnych, a także wspomnieniach.

23 października

Tego dnia po południu - mniej więcej w chwili, gdy w Budapeszcie zaczynała się manifestacja - Nikita Chruszczow odbył rozmowę telefoniczną z I sekretarzem węgierskiej partii komunistycznej Ernő Gerő. Przywódca ZSRR chciał go zaprosić na poufne moskiewskie spotkanie, na którym miał zamiar poinformować sojuszników o wydarzeniach w Polsce. Gerő odparł, że w Budapeszcie sytuacja jest napięta i nie może wyjechać. Prawdopodobnie już podczas tej rozmowy (a później jeszcze kilkakrotnie) poprosił o interwencję wojsk sowieckich, mimo że miał jeszcze do dyspozycji cały węgierski aparat bezpieczeństwa (wojsko, bezpiekę, milicję). Ostrzegawcze sygnały słał także ambasador ZSRR w Budapeszcie Jurij Andropow; wysyłała je też wewnętrzna sieć informacyjna wojsk sowieckich.

23 października między godziną 20 a 21 czasu budapeszteńskiego Prezydium KPZR omawiało sytuację na Węgrzech. Minister obrony marszałek Żukow przedstawił sprawozdanie z manifestacji, jakie odbyły się w Debreczynie i Budapeszcie (gdzie, jak mówił, było "ponad sto tysięcy uczestników"), oraz poinformował, że w stolicy zaatakowano budynek radia. Chruszczow od razu zawyrokował, że "oddziały sowieckie powinny wkroczyć do Budapesztu".

Prezydium poparło Chruszczowa - z jednym wyjątkiem. Przeciw był Anastaz Mikojan, uchodzący w Prezydium KPZR za najlepszego znawcę spraw węgierskich (przebywał w Budapeszcie w lipcu 1956 r., gdy usunięto wypadłego z łask dyktatora Mátyása Rákosiego i mianowano na jego stanowisko Gerő). Mikojan zaproponował teraz, by przywrócić do węgierskiego kierownictwa Imre Nagya, odsuniętego w 1955 r., i że nie należy spieszyć się z wprowadzaniem do akcji wojsk. Argumentował, że potrzeba kroków politycznych, a "zaprowadzenie ładu" należy zostawić kierownictwu węgierskiemu. Mikojan miał nadzieję, że skuteczne będzie takie "tańsze" rozwiązanie: rozgrywane według "polskiego wzoru" i przeprowadzone siłami miejscowymi w oparciu o Nagya.

Jego opinia została jednak odrzucona przez resztę i Prezydium zdecydowało o interwencji, choć Chruszczow przyjął niektóre elementy propozycji Mikojana, m.in. przywrócenie Nagya do "aktywności politycznej", choć "na razie" nie jako premiera. Prezydium postanowiło też wysłać do Budapesztu dwóch swych członków, właśnie Mikojana oraz Susłowa, by nadzorowali polityczną stronę rozwiązania "problemu węgierskiego". Do nich dołączono gen. Malinina (zastępcę szefa sztabu generalnego) i Iwana Sierowa, szefa KGB [w 1945 r. odpowiadał za likwidację AK, m.in. aresztował przywódców Polski Podziemnej - red.].

Decyzje te podjęto w ciągu zaledwie godziny - po czym stacjonujący 60 km od Budapesztu sowiecki Korpus Specjalny oraz inne jednostki, także stacjonujące poza granicami Węgier (na Rusi Zakarpackiej i w Rumunii), otrzymały rozkaz wkroczenia do Budapesztu i udzielenia pomocy władzom komunistycznym.

Chruszczow już wówczas sygnalizował Gerő, że potrzebna będzie formalna "prośba" rządu węgierskiego o interwencję, ale Gerő odpowiedział, że obecnie nie ma możliwości zwołania rządu. Nie mogło to jednak opóźniać ważnych posunięć, więc "prośbę" o udzielenie przez wojska sowieckie pomocy w opanowaniu sytuacji podpisał pięć dni później (z datą wsteczną) premier András Hegedüs, odwołany nocą 23 października.

Wraz z pojawieniem się wojsk sowieckich w Budapeszcie rewolucja przerodziła się w walkę wyzwoleńczą przeciw napastnikowi. Większość powstańców należała do młodego pokolenia i pochodziła głównie ze środowisk robotniczych. Z poświęceniem stawiali opór przeważającym siłom. Ich bohaterstwo wywołało podziw świata zachodniego - i było zaprzeczeniem tezy, że młodzież i robotnicy popierają komunizm. Okazało się, że ponad 10-letnie wychowanie komunistyczne, propaganda i odcięcie społeczeństwa od świata poniosły klęskę. Pragnienie wolności było silniejsze.

Misja Mikojana

Na posiedzeniu Komitetu Centralnego partii węgierskiej, rozpoczętym 23 października o 23 wieczorem, Gerő poinformował, że oddziały sowieckie zostały odkomenderowane do Budapesztu, a wprowadzenie zmian w kierownictwie należy odłożyć na następny dzień. Nie zdradził, że o zwłokę prosił Chruszczow, który chciał, by zaczekano z tym do przybycia do stolicy Węgier delegacji sowieckiej.

Jednak z powodu mgły Mikojan i Susłow wylądowali dopiero około południa 24 października. Do tego czasu w kierownictwie węgierskim przeprowadzono już nowe wybory, zaakceptowano też nominację Nagya na premiera.

W ciągu następnych dni Mikojan i Susłow słali do Moskwy meldunki. Początkowo oceniali, że władze węgierskie wyolbrzymiają możliwości "wroga". Zdawali sobie też sprawę, że Gerő i Nagy inaczej tłumaczą sytuację. 25 października wnioskowali o usunięcie Gerő z funkcji I sekretarza; jego następcą został János Kádár.

Nowy premier Nagy już 25 października po południu informował Mikojana, że szuka wyjścia politycznego i chce włączyć do rządu kilku niekomunistów: cieszących się autorytetem polityków o rodowodzie demokratycznym. Delegaci sowieccy ostrzegli go, że "droga współpracy z burżuazyjnymi demokratami jest śliska i trzeba uważać, by się nie poślizgnąć".

Rozwiązanie polityczne stało się najważniejszym tematem toczonych w następnych dniach dyskusji. Nagy w coraz mniejszym stopniu włączał do rokowań delegatów moskiewskich. Dopiero 28 października o świcie poinformował ich o planowanym zwrocie politycznym, który Mikojan w końcu zaakceptował, choć ostrzegał też, że ustępstwa mają granice. Wieczorem tego dnia Susłow poleciał do Moskwy, by osobiście przedstawić najważniejsze punkty przemówienia radiowego, wygłoszonego przez Nagya tego dnia.

W tych dniach, 28-29 października, rewolucja i walka o wolność odnoszą zwycięstwo. Na zdobytą w czasie II wojny światowej chwałę wojsk sowieckich cień rzuca porażka odniesiona w starciu z powstańcami węgierskimi: jednostki sowieckie opuszczają stolicę Węgier, co jest równoznaczne z przyznaniem się do (przejściowej) klęski. Pod przewodnictwem oddalającego się od idei komunistycznych Imre Nagya powstaje rząd koalicyjny, który poparła zdecydowana większość obywateli, gdyż Nagy - który dotychczasowe wydarzenia określił jako powstanie narodowe - złożył obietnicę zrealizowania najważniejszych postulatów społeczeństwa: rozwiązano znienawidzony Urząd Bezpieczeństwa (ÁVH), przywrócono system wielopartyjny, zapowiedziano przeprowadzenie wolnych wyborów do parlamentu i zainicjowano rokowania z Moskwą o wycofaniu wojsk ZSRR z Węgier.

Ameryka porzuca pryncypia

O ile październikowe zmiany w Polsce przyjęto w Waszyngtonie z zadowoleniem, o tyle wiadomość o wybuchu powstania na Węgrzech wywołała konfuzję: administracja prezydenta Eisenhowera nie miała przygotowanej strategii na podobne wypadki. Co więcej, Amerykanie zdali sobie w tym momencie sprawę, że mimo nadziei na wolność, jaką żywiła Europa Wschodnia (także na skutek prowadzonej przez USA wolnościowej propagandy), Stany nie mają w istocie - przy politycznym status quo - żadnych możliwości wpływu na sytuację na terytoriach należących do sowieckiej strefy wpływów.

Wobec wydarzeń w Polsce, a jeszcze bardziej w dniach węgierskiej rewolucji i coraz mocniej wyrażanych tendencji antykomunistycznych, rząd amerykański - który kilka miesięcy wcześniej przewartościował już "na użytek wewnętrzny" swoją politykę wobec państw "bloku" sowieckiego - został zmuszony uczynić to samo publicznie. Trudność polegała dodatkowo na tym, że w niespokojnych dniach października 1956 r. nie było czasu na gruntowną pracę przygotowawczą. W efekcie wypracowywanie nowej linii przez władze USA odbywało się w trakcie zwoływanych ad hoc narad.

Potrzeba przewartościowania polityki USA wypłynęła na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Narodowego 26 października, gdy Harold Stassen, doradca prezydenta ds. rozbrojenia, zaproponował, by zapewnić ZSRR, że odzyskanie przez kraje wschodnioeuropejskie wolności nie zagrozi jego interesom bezpieczeństwa, ponieważ mocarstwa zachodnie nie wykorzystają powstałej sytuacji do podjęcia kroków wojskowych przeciw Moskwie.

Choć Rada nie przyjęła jego propozycji, Stassen nie poddawał się i tego samego dnia odwiedził Sekretarza Stanu Johna F. Dullesa, a w liście do prezydenta przedstawił szczegółową wersję swego projektu. Zakładał on, że należy zawiadomić kierownictwo ZSRR, iż Stany zgodziłyby się na nadanie krajom satelickim statusu neutralnego wzorem Austrii, nie stałyby się więc one członkami NATO.

Stassen zakładał, że skoro w 1955 r., podczas rokowań między mocarstwami nad statusem Austrii, deklaracja neutralności i zakaz członkostwa w NATO były warunkami strony sowieckiej, to podobne deklaracje wobec krajów satelickich uspokoją Kreml, obawiający się o interesy bezpieczeństwa ZSRR. Problem polegał jednak na tym, że o ile sytuacja Austrii była przedmiotem rzeczywistego targu między mocarstwami, o tyle za "neutralizację" państw należących do sowieckiej strefy wpływów Zachód nie miał nic do zaoferowania.

Ponieważ jednak projekt pozornej transakcji, zawarty w propozycji Stassena, wydawał się jeszcze ciągle najpoważniejszym gestem, jaki administracja USA mogła w tym momencie uczynić w interesie państw wschodnioeuropejskich, przede wszystkim Węgier, Eisenhower uznał go za odpowiedni.

Po posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Narodowego 26 października prezydent zwrócił się do Dullesa, aby w przemówieniu, które miał wygłosić następnego dnia podczas kampanii wyborczej w mieście Dallas, zamieścił passus o tym, iż USA nie dążą do wciągnięcia do NATO krajów wschodnioeuropejskich i nie zamierzają ich uczynić swymi sojusznikami wojskowymi, a jedynie mają nadzieję, że kraje te będą mogły uzyskać status podobny do Austrii.

Jednak Dulles, który od początku nie popierał propozycji Stassena (bo uważał, że jest zbyt dużą koncesją ze szkodą dla pryncypiów), z jednej strony starał się przekonać prezydenta do swego zdania, a z drugiej samowolnie mocno stonował wymowę propozycji, nie wspomniał bowiem ani o statusie neutralnym i przykładzie Austrii, ani też konkretnie o nierozszerzaniu NATO. Sławne odtąd zdanie z przemówienia Dullesa brzmiało więc następująco: "Nie traktujemy tych narodów jako naszych potencjalnych sojuszników wojskowych".

Sformułowane tak defensywnie i w takim momencie stanowisko USA zostało zinterpretowane przez Moskwę w ten sposób, że Stany nie zamierzają uczynić żadnego kroku ani w interesie Polski, ani Węgier.

Cytowane oświadczenie - powtarzane później przy licznych okazjach i przekazane kierownictwu ZSRR również drogą dyplomatyczną - nawet w tej zmodyfikowanej formie miało jednak znaczenie historyczne. Dotąd bowiem wszystkie oświadczenia administracji Eisenhowera dotyczące Europy Wschodniej bazowały na założeniu, że jeśliby tamtejsze kraje któregoś dnia odzyskały wolność, to naturalnie przyłączyłyby się do świata zachodniego, co w kontekście "zimnej wojny" oznaczało także członkostwo w NATO. Ogłoszenie, że Stany nie traktują tych krajów jako potencjalnych sojuszników wojskowych, oznaczało więc odrzucenie wcześniejszego stanowiska i stanowiło punkt wyjścia dla rozpoczętego w latach 60. i trwającego w latach 70. procesu, którego skutkiem było - prócz powolnego zaniku propagandy wyzwoleńczej - odejście od dwutorowości amerykańskiej polityki zagranicznej, w której miejsce "podżegania" zajęło "rozmiękczanie".

Europa się nie miesza

Wydarzeniami w Europie Wschodniej, a szczególnie nad Dunajem, zaskoczone były także rządy zachodnioeuropejskie. Natomiast opinia publiczna w tych krajach z entuzjazmem poparła rewolucję węgierską. Dzięki powstaniu przeciw dyktaturze komunistycznej zmienił się też pozytywnie obraz Węgier, postrzeganych dotąd na Zachodzie jako "ostatni sojusznik Hitlera" podczas II wojny światowej.

W całkowitym przeciwieństwie do tego pozostawało natomiast stanowisko rządów zachodnioeuropejskich, które zdawały sobie sprawę z wąskiego pola manewru, jakie wytyczała polityka status quo, stanowiąca fundament stosunków między Wschodem a Zachodem. Na doniesienia z Węgier od pierwszych chwil reagowano ostrożnie i w większości oficjalnie zajęto postawę "niemieszania się". Motywowała ją przede wszystkim świadomość, że jakakolwiek interwencja wojskowa ze strony Zachodu musiałaby pociągnąć za sobą konflikt zbrojny z ZSRR. A zatem także niebezpieczeństwo wojny światowej prowadzonej środkami nuklearnymi, co - zamiast pomocy - przyniosłoby narodom wschodnioeuropejskim spustoszenie. Wyjątkiem była Austria, której rząd 28 października wydał oświadczenie wzywające ZSRR do zakończenia rozlewu krwi.

Przywódcy dwóch mocarstw, Anglii i Francji - przygotowujących się właśnie do ataku na Egipt w celu odzyskania kontroli nad Kanałem Sueskim - przyjęli wprawdzie z zadowoleniem fakt, że w czasie ich interwencji na Bliskim Wschodzie Moskwa będzie zajęta "zaprowadzaniem porządku" na Węgrzech, ale prowadziły politykę jeszcze ostrożniejszą niż pozostałe rządy zachodnioeuropejskie, zachowujące - najogólniej rzecz biorąc - rezerwę wobec zaistniałej sytuacji. W dniach rewolucji węgierskiej przedstawiciele rządów angielskiego i francuskiego uznali interesy bezpieczeństwa ZSRR, w oświadczeniach podobnych z ducha i treści do tego wygłoszonego przez Dullesa.

"Sprawa Węgier" w ONZ

Swą przymusową bezczynność USA próbowały ukryć przed własną i międzynarodową opinią publiczną, starając się przekonać świat środkami propagandowymi o wadze węgierskiej rewolucji - tak jednak, by nie obciążyło to stosunków z ZSRR. Dlatego już 25 października zdecydowano w Waszyngtonie, że USA wraz z krajami sojuszniczymi zainicjują przedyskutowanie sytuacji na Węgrzech na forum ONZ.

Kiedy 26 października Dulles zaproponował, by trzy kraje razem wystąpiły o zwołanie Rady Bezpieczeństwa, Anglicy i Francuzi początkowo ociągali się z akcesem do amerykańskiej inicjatywy. O rozpoczęciu akcji wojskowej nad Kanałem w dniu 29 października już zadecydowano i oba rządy obawiały się, że jeśli sprawa interwencji sowieckiej na Węgrzech stanie na porządku dziennym w ONZ i będzie przedmiotem dyskusji, to powstanie precedens dla podobnej inicjatywy w sprawie izraelsko-angielsko-francuskiego ataku na Egipt.

Ponieważ jednak nie powiadomiły Amerykanów o swych planach wojennych, zmuszone były ulec naciskom: 27 października USA, Wielka Brytania i Francja wspólnie wystąpiły o zwołanie Rady Bezpieczeństwa dla zbadania sytuacji na Węgrzech. Rada wyznaczyła termin debaty na następny dzień. Jednak podczas wstępnej, tajnej narady przedstawiciele trzech mocarstw postanowili na razie grać na zwłokę, oceniwszy sytuację na Węgrzech jako niepewną. Ustalili też, że swe wystąpienia ograniczą jedynie do napiętnowania interwencji ZSRR i nie przedstawią żadnego projektu rezolucji.

Wszystko odbyło się według tego scenariusza. Przedstawiciel ZSRR protestował przeciw przedstawieniu tej kwestii w Radzie, co nie przeszkodziło jej członkom (z wyjątkiem wstrzymującego się od głosu przedstawiciela Jugosławii) potępić polityki ZSRR na Węgrzech. Po czym, bez przedstawienia propozycji rezolucji, posiedzenie odroczono.

28 października

W tym dniu Prezydium KPZR odbyło dwie narady. Podczas pierwszej członków tego gremium zirytowały wieści o rozprzestrzenianiu się rewolucji poza Budapeszt i o dojrzewającej w węgierskim kierownictwie decyzji o politycznym przełomie. Zaniepokoiły ich szczególnie dwie informacje: odsunięcie od władzy polityków prosowieckich oraz fakt, że rząd węgierski zaakceptował żądanie narodu dotyczące wycofania jednostek ZSRR z kraju.

Pod koniec pierwszego posiedzenia Chruszczow zapytał: "Jakie warianty wydarzeń są możliwe?". I sam sobie odpowiedział: "Możliwe są dwa warianty. Albo rząd Nagya przejdzie do akcji, a my udzielimy mu pomocy. (...) Albo Nagy zwróci się przeciw nam, zażąda zaprzestania działań wojskowych i wycofania oddziałów". W drugim wypadku trzeba będzie, mówił Chruszczow, "utworzyć komitet" [tj. własny, prosowiecki rząd Węgier - red.], który "przejmie władzę". Myśl o utworzeniu takiego "komitetu rewolucyjno-wojskowego" pojawiła się w trakcie chaotycznej dyskusji Prezydium już 26 października, ale teraz, dwa dni później, Chruszczow nadal był zdania, iż byłby to "najgorszy wariant". Liczył jeszcze na rząd Nagya.

Na tym pierwszym posiedzeniu postanowiono, że Susłow zostanie wezwany do Moskwy; prawdopodobnie dlatego on, gdyż w minionych dniach wielokrotnie krytykowano "zbyt pojednawczą" postawę Mikojana, który, jak uważano, jest odpowiedzialny za ustępstwa udzielone Nagyowi.

Susłow przybył do Moskwy wieczorem (czyli już po wygłoszeniu przez Nagya kluczowego przemówienia w węgierskim radiu). Meldunek Susłowa dotyczył przede wszystkim wielkich rozmiarów powstania zbrojnego i rozprzestrzeniania się antysowieckiej propagandy. Susłow opowiedział się za Nagyem, dlatego po dłuższej dyskusji Prezydium - post factum - zaakceptowało obietnice, jakie węgierski premier złożył w swym przemówieniu tego dnia. Co więcej, zielone światło otrzymała też idea wycofania wojsk sowieckich z Budapesztu. Nową akcję wojskową uznano za krok niebezpieczny.

Większość członków Prezydium, w tym Chruszczow, w dalszym ciągu wyrażała obawy. Ale miano nadzieję, że Nagy i Kádár opanują sytuację na warunkach ogłoszonych 28 października. Aby im to ułatwić, postanowiono, że z Budapesztu usunięci zostaną prominentni staliniści minionego okresu, z Gerő i Hegedűsem na czele - co natychmiast nastąpiło.

Kreml zmienia zdanie

Podjęta 23 października decyzja o pierwszej wojskowej interwencji i fakt, że Węgrzy ją odparli, postawiły Chruszczowa w trudnej sytuacji. Eskalacja przemocy rozbiłaby jego wizerunek polityka, który głosił, że - w przeciwieństwie do Stalina - dąży do "wyzwolenia" ludzkości pokojowymi środkami. Z kolei ustąpienie powstańcom niewielkiego państwa, które w 1945 r. zajęły wojska sowieckie, osłabiłoby prestiż militarnego supermocarstwa.

30 października rząd ZSRR wydał uroczystą deklarację, w której przyznał się do krzywd popełnionych w okresie stalinowskim wobec krajów sojuszniczych i obiecał rozpoczęcie rokowań o wycofaniu wojsk z Węgier. Podczas dyskusji w Prezydium KPZR wielu członków uznało za możliwe wycofanie wojsk także z innych krajów wschodnioeuropejskich.

Jak się wydaje, kilkugodzinna dyskusja na temat sformułowań tej deklaracji była punktem szczytowym destalinizacji - przynajmniej jeśli chodzi o kierownictwo KPZR. Wątpliwości, niepewność, skłonność do odwrotu łączyły się z nadzieją, że w krajach satelickich możliwe są ustroje, w których socjalizm będzie budowany z woli społeczeństw, przy ich poparciu.

Następnego dnia, 31 października, z inicjatywy Chruszczowa te same osoby po krótkiej zaledwie dyskusji zadecydowały o czymś odwrotnym: podjęto decyzję o zbrojnym stłumieniu węgierskiej rewolucji.

Było to skutkiem całościowej analizy wielu czynników. Uległość zagrażała pozycji Chruszczowa, narażała na kontratak ze strony jego krajowych przeciwników-stalinistów. Dowództwo armii bało się o prestiż. Ogłoszenie w Budapeszcie systemu wielopartyjnego i podejrzliwość wobec Nagya sprawiły, że przywódcom ZSRR stanęło przed oczami widmo Węgier odrzucających całkowicie model sowiecki, co mogło stanowić wzór dla pozostałych krajów satelickich. Moskwa była też przekonana, że uległość ZSRR w kwestii Egiptu (co zresztą nie było prawdą) oraz węgierska porażka mogą dodać Zachodowi odwagi. Chiny, które właśnie zaczęły podważać "przodującą rolę" ZSRR w międzynarodowym ruchu komunistycznym, także naciskały na rozwiązanie siłowe - groził więc rozłam między dwoma największymi krajami komunistycznymi. Ryzyko związane z następną interwencją wydawało się więc warte podjęcia, by tego wszystkiego uniknąć.

I tak przywódcy ZSRR uznali za "mniejsze zło" utratę wiarygodności świeżo zadeklarowanej polityki pokojowej i postawienie pod znakiem zapytania wizerunku "humanistycznego komunizmu". Przyszło im to tym łatwiej, że w świetle oświadczenia USA stało się jasne, iż podczas swych akcji wojskowych w Europie Wschodniej nie muszą obawiać się interwencji amerykańskiej.

Między 1 a 3 listopada Chruszczow osobiście poinformował o planowanej inwazji swych polskich (w Brześciu), rumuńskich i czechosłowackich (w Bukareszcie) oraz bułgarskich (w Sofii) sojuszników, a na wyspie Brioni przywódcę jugosłowiańskiego Josipa Broza-Tita. Jedynie Gomułka się sprzeciwił. Tito, który bał się demokratycznego charakteru węgierskiej rewolucji (odrzucającej komunizm, a więc i "model jugosłowiański"), nie tylko przyjął do wiadomości plan inwazji, ale obiecał, że pomoże "w wyłączeniu z gry" Nagya i jego rządu.

Kádár na Kremlu

1 listopada późnym wieczorem János Kádár ogłosił w radio powstanie nowej partii komunistycznej o nazwie Węgierska Socjalistyczna Partia Robotnicza. Na posiedzeniu rządu poparł postanowienie Nagya o zadeklarowaniu neutralności i wystąpieniu z Układu Warszawskiego. Jeszcze tego wieczoru ambasador sowiecki zaprosił go na rozmowę, po czym zabrano go do Moskwy, gdzie wziął udział w posiedzeniu Prezydium KPZR. Wygląda na to, że wtedy jeszcze Kádár nie wiedział, iż przybył tam już po podjęciu przez Rosjan decyzji o inwazji. Zapewne poproszono go, by przedstawił sytuację i zaprezentował swe stanowisko. 2 listopada uczynił to wszystko, jeszcze jako członek rządu Nagya.

Przemawiając do Sowietów, Kádár podkreślał, że "rozruchy" mają charakter masowy, ale ich celem nie jest obalenie ustroju demokracji ludowej, jedynie do ruchu dołączyli w niewielkiej liczbie "kontrrewolucjoniści". Ta ocena Kádára odzwierciedlała w ogólnych zarysach stanowisko węgierskie z 28 października. Dalsze posunięcia polityczne tłumaczył względami taktycznymi. Pośrednio, ale mocno Kádár skrytykował interwencję zbrojną ZSRR, na skutek której ruch nabrał innych wymiarów. Szanse koalicyjnego rządu Nagya oceniał pesymistycznie, przede wszystkim z powodu organizacyjnej słabości komunistów i nacisku sił stojących "na prawo" od koalicji. Z podobną nieufnością odnosił się do dowódców wojskowych wyniesionych przez rewolucję na pozycje kluczowe. Przedstawił decyzje podjęte przez gabinet 1 listopada. Wystąpienie z Układu Warszawskiego i deklarację neutralności ocenił jako odpowiedź na interwencyjne ruchy wojsk ZSRR i choć zaznaczył swój dystans wobec nich, oświadczył: "Głosowałem wczoraj za tymi dwoma decyzjami rządu".

Kádár wstrzymywał się jeszcze wówczas od jednoznacznego opowiedzenia się za rozwiązaniem politycznym lub wojskowym. Ale najwyraźniej bardziej obawiał się tego drugiego niż walki politycznej, czekającej komunistów po ewentualnym wycofaniu wojsk ZSRR. Groźbę "zmiecenia partii koalicyjnych przez kontrrewolucję" uważał za realną. Ale nie widział żadnego wyjścia politycznego w wypadku interwencji wojskowej i próbował ostrzec przed niebezpieczeństwami wywołanymi taką decyzją: "Będzie to ze szkodą dla krajów socjalistycznych". Nie wątpił, że siły sowieckie "rozbiją kontrrewolucję", ale pytał, "co nastąpi potem, gdy pozycja moralna komunistów będzie równa zeru".

Godzina 4.15

Według wspomnień Chruszczowa, po złożeniu sprawozdania 2 listopada Kádár chciał wracać do Budapesztu jako członek rządu Nagya. Wzmacniało to pozycję znajdującego się razem z nim w Moskwie ministra spraw wewnętrznych Ferenca Münnicha, uważanego za człowieka bezwzględnie oddanego Moskwie, którego Prezydium KPZR na posiedzeniu 31 października "wyznaczyło" na węgierskiego premiera. Ale podczas rozmów z Titą Chruszczow musiał dojść do wniosku, że Kádár, mający sławę przeciwnika Rákosiego i Gerő, i przebywający w latach 50. w więzieniu, będzie lepszy od nijakiego i "tylko" zaufanego Münnicha.

3 listopada na posiedzeniu Prezydium KPZR, w którym udział wzięli członkowie powracającej od Tity delegacji Chruszczowa, Mikojan zaproponował Kádára jako

premiera. W swym wystąpieniu Chruszczow nie szantażował Kádára tym, że jeśli nie przyjmie kierowniczej roli, to wrócą dawni stalinowscy przywódcy, Rákosi i Gerő. Przeciwnie, dał do zrozumienia, że Moskwa ostatecznie ich "odstawiła". Chruszczow oświadczył też, że premier Nagy nie może być już uważany za komunistę, po czym dodał, że jeśli Nagy nie poda się do dymisji, będzie to oznaczać, iż "pozostaje w służbie wroga".

Odpowiadając na to przemówienie, Kádár nie poszedł w ocenie Nagya tak daleko jak Chruszczow. Najważniejsze słowa jego wystąpienia brzmiały: "Co należy uczynić? Nie można oddać socjalistycznego kraju siłom kontrrewolucji. Zgadzam się z wami. Słusznym krokiem będzie utworzenie rządu rewolucyjnego" [tj. prosowieckiego - red.].

Po czym Kádár wrócił jakby do tych elementów wygłoszonej dzień wcześniej analizy, które należałoby wziąć pod uwagę w nowej sytuacji. Znów przypomniał masowy charakter ruchu narodowego, dodał, że "naród nie chce zniesienia ustroju ludowo-demokratycznego". Wspomniał o krzywdach zadanych przez Rosjan Węgrom, a nawet posunął się do stwierdzenia, że "nowy rząd nie może być rządem marionetkowym".

Niezależnie od tego życzenia, nowy rząd Węgier został utworzony w Moskwie decyzją Prezydium KPZR na posiedzeniu 3 listopada. Przyjęto tam też tekst orędzia rządu Kádára i ustalono termin wyjazdu z Moskwy: 4 listopada, 7-8 rano. Według czasu węgierskiego była to 5-6 rano. Wcześniej, o 4.15 rozpoczęła się sowiecka akcja wojskowa przeciw Węgrom.

O inwazji w ONZ

O ostrych dyskusjach toczonych na forum Rady Bezpieczeństwa ONZ ówczesna opinia publiczna dowiadywała się natychmiast z prasy i radia. Dlatego na podstawie retoryki tamtejszych wystąpień, skierowanych przede wszystkim do opinii publicznej, mogło się wydawać, że w ONZ trwa zasadniczy konflikt między ZSRR a mocarstwami zachodnimi.

Dziś wiemy, że w kwestii węgierskiej w ONZ zderzenie rzeczywistych stanowisk nastąpiło za kulisami, podczas tajnych rokowań między przedstawicielami USA oraz Anglii i Francji. Po ataku na Egipt Londyn i Paryż czyniły bowiem wszystko, by dla odwrócenia uwagi sprawa Węgier z forum Rady Bezpieczeństwa została przeniesiona na nadzwyczajne Zgromadzenie Ogólne, gdzie 31 października rozpoczęto omawianie sytuacji bliskowschodniej. Natomiast Amerykanie, koncentrujący się na rozwiązaniu kryzysu sueskiego, robili wszystko, aby to uniemożliwić - i dlatego trzymali się stanowiska, że oba problemy należy rozważać nie tylko osobno, lecz także na innych poziomach tej organizacji.

Tę odwlekającą taktykę stosowano z sukcesem do 4 listopada. Wtedy, na wieść o inwazji sowieckiej, dyplomacja amerykańska przy ONZ i poza nią zaczęła pełną parą działać na rzecz potępienia tego kroku, aby świat mógł być przekonany, że USA odgrywają pozytywną rolę nie tylko w sprawie rozwiązania kryzysu sueskiego, lecz także o d początku w kwestii węgierskiej. I tak, na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa zwołanym 4 listopada o 3 nad ranem przedstawiciel USA przedstawił wcześniejszą, francusko-angielską propozycję, którą Amerykanie dotychczas sabotowali. Rada sprytnie ominęła weto ZSRR i zagadnienie odesłała do rozpatrzenia na nadzwyczajnym posiedzeniu Zgromadzenia Ogólnego ONZ.

Drugie nadzwyczajne Zgromadzenie Ogólne, zwołane dla omówienia problemu węgierskiego (na pierwszym omawiano kryzys sueski), zebrało się po południu

4 listopada. Wysuniętą przez przedstawiciela USA propozycję rezolucji zebrani przyjęli 50 głosami przy 8 sprzeciwach i 15 wstrzymujących się. Rezolucja potępiła inwazję, wezwała ZSRR do wycofania wojsk i uznała prawo narodu węgierskiego do wyłonienia rządu odpowiadającego jego interesom narodowym. Rezolucja stanowiła nadto o wysłaniu na Węgry obserwatorów ONZ i pomocy humanitarnej. O zadeklarowanej przez Budapeszt 1 listopada neutralności - zgodnie z amerykańskim stanowiskiem - nawet nie wspomniano.

Na tym zakończył się "pierwszy etap" omawianej w ONZ sprawy Węgier, po którym istniała przynajmniej teoretyczna szansa na pomoc dla rewolucji.

Etap drugi, rozpoczęty już post mortem, trwał aż do grudnia 1962 r. W tym okresie ONZ nie zdejmowała problemu z porządku dziennego, przegłosowała liczne rezolucje, powołała dla zbadania sytuacji komisję, która przygotowała obszerny materiał o rewolucji. Ale wszystko to nie miało już dla Węgier znaczenia.

Koniec "poputczyków"

Przed węgierską rewolucją zachodnioeuropejskie partie komunistyczne różnie odnosiły się do zmian w ZSRR po śmierci Stalina. Kierownictwo partii francuskiej (w szczególności Maurice Thorez) nie identyfikowało się z destalinizacyjnymi posunięciami Chruszczowa. Przeciwnie włoska partia (i jej przywódca Palmiro Togliatti), która starała się pogłębić ten proces. Wypowiedzi Togliattiego krytykujące stalinizm przyjmowano w Moskwie z oburzeniem.

Węgierska rewolucja i sowiecka inwazja zjednoczyły zachodnioeuropejskie partie komunistyczne: najważniejsze z nich poparły politykę ZSRR i rząd Kádára. Gazety komunistyczne stanowiły odrębną wysepkę we wspierającej rewolucję zachodniej prasie i opinii publicznej. W liście do Chruszczowa z 30 października 1956 r. Togliatti wyraził obawę, czy kierownictwo ZSRR wystarczająco poważnie traktuje niebezpieczeństwo kontrrewolucji. Po 4 listopada zachodnioeuropejscy komuniści także poparli agresję sowiecką; jednak w mniejszych organizacjach, jak partia duńska czy holenderska, nastąpił rozłam. Na wieść o tym, że Togliatti poparł inwazję na Węgry, włoska partia socjalistyczna zerwała z komunistami, którzy byli dotąd jej sojusznikiem.

Węgierska rewolucja zadała więc cios "polityce frontu ludowego": odtąd zachodni komuniści stali się partnerami non grata. Inteligencja masowo występowała z partii. Ilościowo nie wpłynęło to na ich elektorat, ale na dłuższą metę miało poważne konsekwencje. Po kilku dziesięcioleciach znowu pojawiła się nastawiona antykomunistycznie lewicowa myśl krytyczna (nazwana później "nową lewicą"). Znikło niemal środowisko "poputczyków", składające się głównie z przedstawicieli inteligencji i stanowiące otoczkę zachodnioeuropejskich partii komunistycznych. W ten sposób utraciły one dominującą pozycję w świecie kultury.

Natomiast w tych kręgach inteligencji, które odwróciły się od partii komunistycznych jeszcze przed 1956 r., rewolucję węgierską przyjęto raczej z sympatią. Było tak nawet w przypadku takich twórców jak Jean-Paul Sartre, który nie odważył się wyciągnąć ostatecznych wniosków z tej sympatii. Widzieli oni korzenie rewolucji w systemie stalinowskim, ale nie chcieli zrywać z ZSRR. Natomiast trockiści - Cornelius Castoriadis i Claude Lefort - potraktowali węgierskie powstanie jako autentyczną rewolucję robotniczą. Ich stanowisko było bliskie Hannah Arendt, filozofce lewicowej, lecz nie marksistowskiej, która wkrótce po rewolucji pisała o węgierskich radach robotniczych i radach rewolucyjnych jako o możliwej nowej formie państwowości, opartej na "republikach elementarnych".

Nagy, Belgrad, Moskwa

Podstawowym problemem scenariusza politycznego, obliczonego na zdławienie rewolucji środkami wojskowymi, było pytanie: jak nadać agresji z 4 listopada pozory legalności? Potrzeba było takiego węgierskiego ciała kierowniczego - legalnego i odpowiadającego zasadom prawa międzynarodowego - które "zwróci się z prośbą" o interwencję. To zadanie miał wykonać Nagy albo złożyć dymisję, by mógł to uczynić "z urzędu" były członek jego rządu i nowy premier Kádár.

Chruszczow i Tito ustalili w Brioni, że Jugosłowianie spróbują wpłynąć na Nagya w tym duchu. Jednak po tym, jak 4 listopada o świcie, na wieść o ataku sowieckim, premier przyjął propozycję Jugosłowian dotyczącą udzielenia mu azylu - ale wcześniej poinformował świat o inwazji i nie podał się do dymisji - plan sowiecko-jugosłowiański rozpadł się. Rosjanie nie byli tym zaskoczeni, specjalne oddziały KGB wyruszyły do parlamentu, by zaaresztować Nagya i jego rząd. Ale już ich tam nie znalazły.

Wczesnym rankiem Nagy wraz z grupą zaufanych polityków i ich rodzin (23 dorosłych i 11 dzieci) otrzymał azyl w ambasadzie jugosłowiańskiej w Budapeszcie. Rząd belgradzki próbował skłonić go do tego, by złożył dymisję choćby post factum, z datą wsteczną; na wszelki wypadek odcięto grupę od świata. Ale kierownictwu ZSRR Nagy nie był już potrzebny, żądało więc od Jugosłowian, by wydali jego grupę Rosjanom, którzy następnie przekażą ją rządowi Kádára.

Jugosłowianie znaleźli się w trudnej sytuacji: przywódcy węgierskiej rewolucji zostali im "na karku". Na dodatek Nagy nazajutrz poprosił, by całą grupę przewieziono do Jugosławii. Kádár nie miałby nic przeciw takiemu rozwiązaniu, ale Rosjanie nie chcieli o tym słyszeć. 10 listopada Chruszczow zwrócił się do Tity, by grupa Nagya zrezygnowała z azylu i aby jednocześnie poprosiła rząd Kádára o pozwolenie na wyjazd do Rumunii.

Jugosłowianie przez jakiś czas namawiali jeszcze Nagya i jego towarzyszy do wydania oświadczenia popierającego rząd Kádára. Ci odmówili. Wówczas Jugosłowianie zwrócili się do Kádára, by wydał pisemną gwarancję, że grupa Nagya będzie mogła bezpiecznie wrócić do domów, a wówczas spróbują oni nakłonić ich do rezygnacji z azylu.

Po dłuższej zwłoce, podczas której Kádár i Rosjanie przygotowywali wywiezienie grupy Nagya do Rumunii, 21 listopada Kádár wysłał do Belgradu list, w którym oświadczył, że jego rząd "nie zamierza wymierzać kary Imre Nagyowi i jego współpracownikom za minione postępki. Przyjmujemy do wiadomości, że w ten sposób azyl członków tej grupy ustanie, a oni sami opuszczą budynek ambasady jugosłowiańskiej i swobodnie powrócą do domów".

22 listopada Nagy i jego współpracownicy, bynajmniej nie do końca przekonani o słuszności tego kroku, zrzekli się na piśmie azylu i przygotowywali się do powrotu do domów. Jednak zaledwie opuścili gmach ambasady, przewieziono ich do siedziby KGB pod Budapesztem. Po czym, gdy jednogłośnie odmówili udzielenia poparcia rządowi Kádára i wydania oświadczenia, że dobrowolnie udają się do Rumunii, w tajemnicy zostali wywiezieni do położonej w Rumunii miejscowości Snagov - i tam uwięzieni.

Eksodus

Po wielkich migracjach, które były skutkiem II wojny światowej, aż do lat 90. (czyli do wojen bałkańskich) nie było w Europie tak wielkiej fali uchodźców jak eksodus Węgrów po rewolucji. Sąsiednia Austria już 27 października sygnalizowała, że przyjmie uciekinierów.

Zamontowane w końcu lat 40. wzdłuż granicy jugosłowiańskiej i austriackiej urządzenia - pola minowe, przeszkody z drutu, wieże strażnicze itd. - zostały w większości usunięte przez rząd węgierski latem 1956 r. Podczas rewolucji rozpadł się system kontroli granicznej, a oddziały sowieckie nie wykonywały już tego zadania. Granica pozostawała niestrzeżona: na zachodzie kraju do grudnia, a na południu do pierwszych tygodni 1957 r.

Główną przyczyną eksodusu była sowiecka inwazja, doświadczenie klęski i świadomość, że Węgry nie mogą oczekiwać żadnej pomocy z Zachodu. Nasilił się on jeszcze po pierwszych posunięciach rządu Kádára, który opór rad robotniczych i rad rewolucyjnych zwalczał środkami milicyjnymi i wojskowymi. Nowa fala ucieczek rozpoczęła się na wieść o tym, że Sowieci deportują schwytanych powstańców w głąb ZSRR; przypomniały się informacje z 1945 r. o masowych wywózkach na tzw. malenkij rabot. Upadek rewolucji przyniósł świadomość, której, co ciekawe, na Węgrzech nie odczuwano w pierwszej połowie lat 50.: że wpływy ZSRR i system zapanowały nie wiadomo na jak długo, może na zawsze.

Według danych komisji ds. uchodźców przy ONZ, w listopadzie 1956 r. przybyło do Austrii 113 810 osób, w grudniu 49 750, a w styczniu 1957 r. - 12 862. W Jugosławii w ciągu tych trzech miesięcy zarejestrowano przybycie 19 857 Węgrów. Nie licząc więc uciekinierów napływających sporadycznie w dalszych miesiącach i osób nierejestrowanych, kraj opuściło prawie 200 tys. Węgrów (już na początku 1957 r. rząd Kádára obiecał amnestię tym, którzy wrócą; wg danych amerykańskich do końca 1957 r. powróciło na Węgry 11 tys. osób).

Wysyłaniem uchodźców do krajów docelowego osiedlenia kierował Intergovernmental Committee for European Migration. Stany Zjednoczone znacznie podniosły obowiązujące wówczas kwoty przyjmowanych emigrantów, aktywność przejawiał też rząd Kanady; nawet rząd szwajcarski, który zwykle zamykał granicę przed uchodźcami, przyjął wielu Węgrów. Do końca 1957 r. w USA znalazło się ich 35 tys., w Kanadzie 24 tys., w Australii 9 tys. W Europie została ponad połowa uchodźców: w Wielkiej Brytanii 20 tys., w RFN 14 tys., w Szwajcarii 12 tys., we Francji 10 tys. W Austrii pozostało 19 tys. osób.

Większość uchodźców stanowili ludzie młodzi, w tym inteligencja i robotnicy wykwalifikowani. "To najbardziej wartościowa grupa emigrantów, jaka kiedykolwiek przybyła do USA" - oceniono w amerykańskim Senacie.

Wyrzut sumienia

Po raz pierwszy Imre Nagy znalazł się w centrum uwagi Zachodu w lipcu 1953 r., gdy ogłoszoną przez niego politykę "nowego etapu" oceniano jako odejście od stalinizmu. Odnotowano też odsunięcie go od rządów w 1955 r., co wiązano z walką o władzę w kierownictwie ZSRR. Wiosną i latem 1956 roku obserwatorzy zachodni zauważyli jego popularność w kręgach walczącej o reformy inteligencji komunistycznej i podobnie nastawionej opinii publicznej.

Mimo to po wybuchu rewolucji międzynarodowa ocena Nagya pogorszyła się. Powołanie go na premiera łączono z akcją oddziałów sowieckich w Budapeszcie i ze stanem wyjątkowym. W tej interpretacji Nagy jawił się jako przywrócony do władzy przez Rosjan po to, by ci, wykorzystując jego popularność, mogli spacyfikować powstanie.

Zapowiedziane przez Nagya 28 października zmiany potraktowano jako jedynie częściowe ustępstwa władz - i taka interpretacja utrzymała się aż do 4 listopada, choć wprowadzenie systemu wielopartyjnego, ogłoszenie wystąpienia z Układu Warszawskiego i deklaracja neutralności były, według coraz liczniejszych obserwatorów zagranicznych, posunięciem już nie tylko taktycznym, lecz rzeczywistą zmianą postawy politycznej. Większość zachodnich komentatorów porównywała Nagya albo do jugosłowiańskiego przywódcy, Tity (i nazywała "narodowym komunistą" lub "titoistą"), albo do Władysława Gomułki.

Przed 4 listopada z obu tych porównań Nagy wychodził z gorszą cenzurką. Komentator "New York Timesa" pisał 26 października: "Z powodu odmiennego biegu historii dziś w obu krajach istnieje zasadniczo różna sytuacja. W Warszawie wraz z Gomułką zwyciężyła wola polskiego narodu, wprawdzie w wąskich, zakreślonych sytuacją ramach, lecz jednak wbrew jawnej ingerencji Rosjan. Natomiast w Budapeszcie dojście do władzy Nagya (...) wywołało inną reakcję, choć jeszcze przed tygodniem polityka tego uważano by za węgierskiego Gomułkę. Różnica polega na tym, że Nagy (...) był zmuszony wezwać rosyjskie czołgi, by masakrowały węgierskich patriotów na ulicach Budapesztu. Znalazł się u władzy z rękami unurzanymi we krwi swego narodu i nie zachował się jak polityk, który ma zamiar sprzeciwić się Moskwie, lecz jak ktoś, kto zdaje sobie sprawę, że u władzy utrzymać go mogą jedynie siły okupujące kraj. Różnica między Polską a Węgrami jest więc olbrzymia. Ta różnica nie pozostaje bez wpływu na przyszłość obu krajów i w tym sensie będzie miała wpływ na nasz stosunek do obu powstałych w minionym tygodniu systemów".

Jeszcze gorszy był obraz Nagya w oczach zachodnich rządów. Odnoszono się do niego z antypatią albo traktowano jak polityka bez znaczenia. Podobnie jak w latach 1953-54, i teraz nie widziano w nim nikogo więcej ponad nieudanego "racjonalizatora" systemu sowieckiego, a w roli odegranej przezeń w 1956 r. podejrzewano manipulację sowiecką. Taki obraz Nagya pogarszały jeszcze fałszywe informacje, rozpowszechniane przez niektórych przedstawicieli emigracji węgierskiej na Zachodzie, którzy widzieli w Nagyu tylko "komunistę-moskowitę". W dniach rewolucji węgierska sekcja Radia Wolna Europa stawiała Nagyowi najpoważniejsze oskarżenia.

Orędzie, które wygłosił w radiu rankiem 4 listopada, wywołało poruszenie i zapoczątkowało radykalną zmianę w ocenie Nagya. Teraz mówiono, że poszedł za daleko w starciu z Rosjanami... Jego egzekucja w czerwcu 1958 r. - odpowiedzialność za nią obciąża głównie Kádára - dopełniła zmiany.

Utrzymujący się jeszcze dystans, a także wyrzuty sumienia Zachodu świetnie obrazuje ówczesny komentarz w "New York Timesie": "Pewnie niewielu wolnych ludzi wylewa łzy z powodu zamordowanych, którzy będąc komunistami, stali się ofiarami własnych nieludzkich dogmatów. Ale każdy wolny człowiek szanuje i opłakuje w nich patriotów i bohaterów, którzy w chwili kryzysu wznieśli się ponad te dogmaty i bronili wolności i niezależności ojczyzny przeciw obcej barbarzyńskiej władzy. A wolne narody, szczególnie zaś ONZ, do której Nagy skierował swe ostatnie, pełne rozpaczy wołanie, nie będą się mogły uwolnić od uczucia wstydu, że nie potrafiły udzielić pomocy".

JÁNOS TISCHLER jest historykiem i polonistą, pracownikiem "Instytutu 1956 roku" w Budapeszcie. W latach 1998-2001 był wicedyrektorem Węgierskiego Instytutu Kultury w Warszawie. Bada stosunki polsko-węgierskie w XX w. W 2001 r. opublikował w Polsce książkę "I do szabli... Polska i Węgry. Punkty zwrotne w dziejach obu narodów w latach 1956 oraz 1980-1981". Stale współpracuje z "TP".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2006

Artykuł pochodzi z dodatku „Historia w Tygodniku (44/2006)