Młodzież z partią (się rozlicza)

Historia rozmaitych buntów i rewolucji wskazuje, że ich siłą napędową najczęściej była młodzież. Nie inaczej było w Polsce przez cały okres 1945-1989. Także wielki bunt społeczny, który zrodził Solidarność, był dziełem ludzi młodych.

18.08.2010

Czyta się kilka minut

Gdańsk, 1 maja 1982 roku: starcia z mnilicją na ul. Św. Ducha podczas demonstracji przeciwko stanowi wojennemu i likwidacji NSZZ "Solidarność" / fot. Stanisław Składanowski, KFP /
Gdańsk, 1 maja 1982 roku: starcia z mnilicją na ul. Św. Ducha podczas demonstracji przeciwko stanowi wojennemu i likwidacji NSZZ "Solidarność" / fot. Stanisław Składanowski, KFP /

Historia buntów i rewolucji pokazuje także, że nawet jeśli wśród ich przywódców przeważali ludzie starsi, to i tak niewiele zdziałaliby bez wsparcia młodzieży. Przyczyny tego są oczywiste i wiążą się z charakterystycznym dla ludzi wchodzących w dorosłe życie radykalizmem ocen, maksymalizmem celów i zdolnością do daleko idących poświęceń dla dobra publicznego, wynikającą m.in. z braku obowiązków związanych z posiadaniem rodziny. Pragnąc zmieniać rzeczywistość, młodzież w naturalny sposób angażuje się we wszelkie ruchy i organizacje, które stawiają sobie za cel zmianę status quo.

Szczególnego znaczenia zjawisko to nabiera w systemach niedemokratycznych, gdzie możliwość artykulacji niezadowolenia jest z natury rzeczy ograniczona, a większość przejawów młodzieńczego buntu jest uznawana za działalność antypaństwową. Jak jednak pokazała rewolta w 1968 r. w Europie Zachodniej, także w państwach demokratycznych młodzież może, w sprzyjających okolicznościach, doprowadzić do protestów wstrząsających ich systemami politycznymi.

PRL była modelowym przykładem państwa totalitarnego, a później posttotalitarnego, w którego historii młodzież odegrała niezwykle istotną rolę. Najpierw jako jeden z najważniejszych fundamentów, na których oparły się władze komunistyczne, pozbawione szerszego poparcia społecznego, a później jako główna siła w kolejnych buntach społecznych, zmierzających do osłabienia, a następnie likwidacji reżimu.

Młodzi kontra młodzi

W dramatycznej drugiej połowie lat 40., kiedy komuniści z pomocą masowego terroru "utrwalali" na ziemiach polskich władzę "ludową", młode pokolenia zostały poddane bodaj najsilniejszemu procesowi polaryzacji w całym powojennym okresie. Nie ma wprawdzie szczegółowych badań na ten temat, ale nawet pobieżna lektura dokumentów dotyczących walki z podziemiem niepodległościowym wskazuje, że zarówno w oddziałach partyzanckich, jak i w zwalczających je formacjach UB, KBW i MO przeważali ludzie młodzi.

Hieronim Dekutowski, "Zapora", dowódca oddziałów WiN-u działających na Lubelszczyźnie, miał w chwili egzekucji w 1949 r. niespełna 31 lat. Tropiący go szef lubelskiej bezpieki Faustyn Grzybowski, który zrobił później błyskotliwą karierę w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego, objął to stanowisko w wieku 32 lat. Józef Kuraś, słynny "Ogień", który okrążony w lutym 1947 r. we wsi pod Nowym Targiem popełnił samobójstwo, miał wówczas 31 lat. Józef Czaplicki, w tym czasie kierujący w MBP Departamentem III, zajmującym się walką z partyzantką niepodległościową w skali całego kraju, był zaledwie cztery lata starszy. Ich podwładni byli zaś w zdecydowanej większości ludźmi jeszcze młodszymi. Większość z tysięcy ofiar krwawego konfliktu, jaki miał miejsce wtedy w Polsce, nie przekroczyła w chwili śmierci 30. roku życia.

Konspiratorzy - i obrońcy systemu

Z końcem lat 40., gdy większość oddziałów partyzanckich zakończyła nierówną walkę, na arenę wkroczyło najmłodsze pokolenie Polaków, urodzone w latach 20. i 30. Wielu z nich, jako członkowie Związku Młodzieży Polskiej (ZMP) czy junacy "Służby Polsce", z większą bądź mniejszą wiarą budowało Nową Hutę i inne sztandarowe inwestycje epoki stalinowskiej, korzystając ze stworzonych przez komunistów mechanizmów awansu społecznego. Ale równocześnie ponad 10 tys. młodych Polaków i Polek zaangażowało się w tworzenie organizacji konspiracyjnych, których niemal tysiąc funkcjonariusze UB zlikwidowali do 1956 r. O wielu ich przywódcach mówiono później, że byli "młodsi od swoich wyroków" - na ich procesach zapadały bowiem często wyroki 25 lat więzienia, a niektórych skazano nawet na karę śmierci.

Nie wiadomo, ilu z prawie dwóch milionów członków ZMP rzeczywiście uwierzyło w komunistyczne hasła. Ale nie ulega wątpliwości, że musiało ich być więcej niż te szacunkowe 10 tys., które zaryzykowało swą wolność, a nawet życie, by przeciwstawić się próbie budowy nad Wisłą totalitarnego państwa.

To właśnie z uformowanego na przełomie lat 40. i 50. tzw. pokolenia zetempowskiego przez cztery kolejne dekady rekrutowali się najwierniejsi obrońcy systemu. Odnajdziemy ich zarówno wśród tzw. aktywu pałującego studentów w 1968 r., jak i potępiającego "warchołów" po protestach robotniczych w Radomiu i innych miastach w czerwcu 1976 r. To oni wreszcie tworzyli trzon osobliwych jednostek pomocniczych MO, których uczestnicy - z opaskami opatrzonymi napisem "Emeryt PRL" - pojawiali się na niektórych demonstracjach w latach 80.

Oczywiście następcy ZMP - najpierw Związek Młodzieży Socjalistycznej, a później Związek Socjalistycznej Młodzieży Polskiej - skupiały statystycznie nawet większą liczbę młodzieży. Ale poziom zaangażowania większości z nich w aktywne poparcie dla władz był coraz słabszy.

Dramatyczny rok 1956

Pierwszy - i kto wie, czy nie najsilniejszy cios - ulubionemu hasłu kierownictwa PZPR ("Młodzież razem z Partią") zadał kryzys polityczny roku 1956. Nie było sprawą przypadku, że jednym z jego katalizatorów stał się tygodnik "Po prostu". To początkowo sztampowe i nudne pismo ZMP dla studentów zdołało jesienią 1955 r. wyzwolić się spod ścisłej kontroli swego patrona i podjęło problematykę, dzięki której szybko stało się najbardziej poczytnym tygodnikiem w Polsce. Na jego łamach atakowano metody ZMP, dominację prymitywnego socrealizmu w sztuce, fałszywe oceny historyczne (zwłaszcza dotyczące roli AK), interesowano się jugosłowiańskim systemem społeczno-politycznym (do niedawna określanym jako titofaszystowski). Najważniejszą jednak zasługą "Po prostu" okazało się zainicjowanie ruchu klubów młodej inteligencji, które w 1956 r. stały się najbardziej popularną formą samoorganizowania zwolenników reform. Wiosną 1956 r. działało już 130 klubów, które wywierały znaczny wpływ na mieszkańców większych i mniejszych miast.

Większość uczestników rewolty robotniczej w Poznaniu w czerwcu 1956 r., która gwałtownie przyspieszyła proces destalinizacji Polski, była wprawdzie starsza od 13-letniego Romka Strzałkowskiego, zabitego przez funkcjonariuszy UB. Ale wystarczy obejrzeć wydany przez IPN album dotyczący tych wydarzeń, by zauważyć, że na zdjęciach przeważają ludzie młodzi. I to właśnie oni wznosili okrzyki żądające wolnych wyborów i usunięcia wojsk sowieckich z Polski, gdy demonstrujący tłum - zignorowany przez władze wojewódzkie - zaczął się radykalizować. Także w kolejnych demonstracjach, które jesienią 1956 r. przetoczyły się przez ulice (niekiedy, jak w Bydgoszczy czy Szczecinie, przybierając formę gwałtownych zamieszek), dominowali ludzie młodzi.

Wielu z nich nie miało złudzeń, czym jest ustrój narzucony Polsce po 1945 r. Jednak ton wciąż nadawali ci, którzy marzyli o naprawie ustroju, a nie jego obaleniu.

1968-1970: bunt pokoleniowy

Młoda redakcja "Po prostu" - redaktor naczelny tygodnika Eligiusz Lasota miał w 1956 r. zaledwie 27 lat - torując drogę do polskiego Października i powrotu do władzy Władysława Gomułki, nie zmierzała oczywiście do likwidacji realnego socjalizmu, ale do nadania mu tzw. ludzkiej twarzy. Podobną wiarę żywiło wielu młodych ludzi, którzy tworzyli wyrosłe na gruzach ZMP organizacje, ze Związkiem Młodzieży Rewolucyjnej na czele.

Udziałem większości z nich stało się rozczarowanie, którego początkiem była likwidacja "Po prostu". "Albo »Po prostu« będzie się mieściło w linii partii i będzie prowadziło tę politykę, jaką partia prowadzi, albo »Po prostu« nie będzie w ogóle wychodzić - mówił Gomułka 21 września 1957 r. - Nie ma innej rady, towarzysze! Myśmy dawno już mówili, że pomylili się ci wszyscy, którzy powiadali, że październik to etap - etap do odrodzenia stosunków burżuazyjnych, kapitalistycznych! Nie! Nie będzie etapu, towarzysze!".

Nie wydaje się, by większość z tysięcy młodych ludzi, która w pierwszych dniach października 1957 r. wyszła na ulice Warszawy, żeby zaprotestować przeciwko likwidacji "Po prostu" - w tym zabity wówczas przez milicję 17-letni Henryk Wasilewski - dążyła do "odrodzenia stosunków kapitalistycznych". Ale rzeczywiście liczyli na wspomniany "drugi etap", czyli większy zakres swobód niż było im skłonne dać nowe, gomułkowskie kierownictwo PZPR.

Na tak rozumiany "drugi etap" liczyli też studenci demonstrujący w marcu 1968 r. i młodzi robotnicy, strajkujący w grudniu 1970 r. Warto zresztą zauważyć, że wbrew rozpowszechnionym stereotypom większość z zatrzymanych w marcu 1968 r. przez milicję demonstrantów nie stanowili studenci, ale młodzi robotnicy, a do protestów doszło też w kilku miastach, w których - jak w Tarnowie czy Legnicy - nie było szkół wyższych. Demonstrowali tam uczniowie, co dodatkowo uzasadnia pogląd, że w 1968 r. mieliśmy do czynienia nie tyle z buntem studenckim, co pokoleniowym.

Jego druga faza nastąpiła w grudniu 1970 r., a dobrze ilustruje to wiek demonstrantów zatrzymanych wówczas przez milicję w Trójmieście: ponad 80 proc. z nich miało mniej niż 26 lat. Podobnie wyglądał wiek przywódców strajkowych w Trójmieście (Edmud Hulsz - 21 lat, Stanisław Słodkowski - 26 lat, Lech Wałęsa - 27 lat, Kazimierz Szołoch - 33 lata), a i tych ze Szczecina też trudno byłoby określić mianem ludzi starszych (Mieczysław Dopierała - 37 lat, Edmund Bałuka - 37 lat).

Solidarność: młoda rewolucja

Po grudniu 1970 r. większość społeczeństwa, w tym młodzieży, udzieliła ekipie Gierka kredytu zaufania, ale był to kredyt wysoko oprocentowany. Dopóki władze były w stanie go obsługiwać - przy pomocy niespotykanego w dotychczasowych dziejach PRL tempa wzrostu stopy życiowej, której symbolem stały się masowe budownictwo mieszkaniowe i motoryzacja - dopóty poziom kontestacji systemu utrzymywał się na niskim poziomie.

Gdy jednak boom na kredyt załamał się w 1976 r., to właśnie młodzi Polacy okazali się najbardziej radykalnymi krytykami reżimu - i głównie spośród nich rekrutowali się działacze przedsierpniowej opozycji. W kilku następnych latach dołączyło do nich wielu z tych, którzy - w większości z przyczyn koniunkturalnych - powiększyli w latach 70. szeregi PZPR o prawie milion członków (w końcu tej dekady PZPR osiągnęła rekordowy poziom 3 mln członków).

Na krytycyzm najmłodszych Polaków wobec systemu niebagatelny wpływ miał rosnący z każdą dekadą poziom wykształcenia młodzieży. O ile w 1946 r. aż 65 proc. uczniów kończyło edukację na szkole podstawowej, o tyle w 1960 r. było ich tylko 35 proc. W dziesięć lat później ten odsetek stopniał do 26 proc., a w latach 70. spadł poniżej 10 proc. W okresie rządów gen. Jaruzelskiego edukację na poziomie podstawówki kończyło już poniżej 5 proc. młodych Polaków.

Także wielki bunt społeczny, który zrodził Solidarność, był głównie dziełem dwudziesto- i trzydziestolatków, co można łatwo stwierdzić, patrząc na daty urodzenia przywódców i większości działaczy związku. A wprowadzenie stanu wojennego i tzw. normalizacja lat 80. tylko pogłębiły proces odwracania się młodzieży od władz PRL.

Ostatnia dekada PRL: emigracja lub radykalizm

W latach 80. starzał się już nie tylko aparat partyjny (co zaczęło się już w okresie gomułkowskim), ale i szeregi rządzącej partii. Odsetek jej członków mających mniej niż 29 lat stopniał z i tak niewysokiego poziomu 15 proc. w 1981 r. do zaledwie 6,9 proc. w 1986 r., a średni wiek członka PZPR wzrósł do 46 lat.

Wszystko to dotyczyło partii sprawującej monopolistyczne rządy - i obsadzającej około 300 tys. kierowniczych stanowisk w aparacie państwowym i gospodarczym, co dla młodych ludzi, marzących o szybkiej karierze, powinno być znaczącym magnesem. A jednak nie było. Polacy wchodzący w dorosłe życie w ostatniej dekadzie PRL-u w większości marzyli bądź o wyjeździe na Zachód (takiego wyboru dokonało kilkaset tysięcy), bądź o likwidacji istniejącego systemu.

Ze znanych dziś analiz, opracowywanych w końcu lat 80. w Komitecie Centralnym PZPR oraz w MSW, wynika, że ich autorzy byli mocno zaniepokojeni antykomunistycznym radykalizmem ówczesnych dwudziestolatków. I to właśnie obawa przed ich buntem okazała się jedną z najważniejszych przyczyn uruchomienia przez ekipę Jaruzelskiego zmian, które w ostatecznym rezultacie doprowadziły do upadku systemu.

Prof. ANTONI DUDEK (ur. 1966) jest pracownikiem UJ i IPN. Od 2006 r. do kwietnia 2010 r. był doradcą prezesa IPN Janusza Kurtyki. Opublikował m.in.: "Historia polityczna Polski 1989-2005" (2007), "PRL bez makijażu" (2008), "Zmierzch dyktatury. Polska 1986-1989 w świetle dokumentów" (2009, redaktor tomu) i "Polska 1989-2009. Ilustrowany komentarz historyczny" (2009, wspólnie z Pawłem Śpiewakiem).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 34/2010

Artykuł pochodzi z dodatku „Zbuntowani dwudziestoletni (34/2010)