Misja: parafia

„Księża mieszkają z rodzinami i siostrami! Nigdy wcześniej nie było w Kościele takich zwyczajów”. Dlaczego niektórym tak trudno zaakceptować nową wspólnotę w warszawskiej Wesołej?

29.07.2013

Czyta się kilka minut

Członkowie wspólnoty: Lucyna i Zbigniew Słup, s. Edyta Klejn, s. Anna Parcheta oraz Dorota i Maurycy Gontarczykowie z dziećmi. / Fot. Archiwum o. Krzysztofa Charańczuka
Członkowie wspólnoty: Lucyna i Zbigniew Słup, s. Edyta Klejn, s. Anna Parcheta oraz Dorota i Maurycy Gontarczykowie z dziećmi. / Fot. Archiwum o. Krzysztofa Charańczuka

Jest, dajmy na to, czwartek.

Szósta rano – Maurycy wyjeżdża do pracy.

Szósta trzydzieści – Dorota (żona Maurycego), Jeremiasz i Zuzia (ich dzieci) jedzą śniadanie w swojej kuchni. Ale w domu jest jeszcze jedna kuchnia. W niej przy stole siadają: ojciec Krzysztof, siostra Edyta i siostra Ania.

O ósmej Dorota odprowadza do przedszkola Jeremiasza. Pół godziny później pozostali domownicy spotykają się na jutrzni.

Potem, do południa, prace domowe: Dorota gotuje obiad (pomaga jej w tym córka), ojciec Krzysztof kosi trawnik, siostra Edyta plewi w ogródku, a siostra Ania – idzie po zakupy. O dwunastej trzydzieści – modlitwa południowa, po której każdy wraca do swoich obowiązków.

Ale dzień jeszcze się nie skończył. Kiedy do domu wrócą Jeremiasz i Maurycy, wszyscy zasiądą do obiadu. A potem zacznie się wspólna Msza św. (w jej trakcie posługiwać będą, ubrani w białe alby z kapturami, z hebanowymi krzyżami na szyjach, Maurycy i Dorota). Dopiero wtedy skończy się kolejny dzień we wspólnocie Chemin Neuf.

Dajmy na to, czwartek.

WSPÓLNY DOM, JEDNA KASA

„Domownicy” – tak mówi o sobie siódemka mieszkańców pewnego domu pod Mińskiem Mazowieckim. Sam dom nazywają „fraternią życia”. Do budynku wszyscy wchodzą tymi samymi drzwiami. Rodzina ma oddzielną część, siostry i bracia konsekrowani mieszkają w swoich pokojach na dwóch piętrach. Osobno kobiety, osobno ojciec Krzysztof. We wtorki wieczorem spotykają się na grupie modlitewnej. Co środę przyjeżdżają do nich inni członkowie wspólnoty z okolicy. Wieczory: czwartkowy i piątkowy poświęcają na spotkania parafialne. Posiłki jedzą wspólnie dwa razy w tygodniu; w pozostałe dni rodzina do swojego stołu zasiada sama.

Na takiej samej zasadzie działa w Polsce kilka – a w świecie kilkaset – domów Chemin Neuf, wspólnoty, której korzenie sięgają początku lat 70 XX w. Jest to wspólnota katolicka o powołaniu ekumenicznym (w jej domach na Zachodzie mieszkają wspólnie przedstawiciele różnych wyznań chrześcijańskich), ale w polskich „fraterniach” żyją na razie tylko katolicy.

– Małżeństwo nie potrzebuje prywatności, pobycia sam na sam w swoim własnym domu? – pytam Katarzynę Łukomską, która z mężem mieszka w innej „fraternii życia” w Warszawie-Wesołej. Pierwsi członkowie Chemin Neuf wprowadzili się do domu rekolekcyjnego przy miejscowej parafii Bożej Opatrzności w 1998 r.

– Najpierw jest małżeństwo, później wspólnota. Domownicy nie zakłócają naszej intymności – mówi Katarzyna. I dodaje, że razem z mężem mają oddzielną łazienkę i kuchnię. Wspólny dla wszystkich jest natomiast budżet: – Każdy dom ma kasę, do której domownicy wkładają wszystko, co zarobili. Osoba odpowiedzialna za sprawy finansowe wydaje nam tyle, ile potrzebujemy.

JAK TO SIĘ MÓWI

Ale w okolicy nie wszyscy są szczęśliwi.

Warszawska Wesoła sąsiaduje z dzielnicami Rembertów i Wawer. To tam ci niezadowoleni z obecności wspólnoty w parafii rozpoczynają tydzień niedzielną Mszą świętą.

– Jeszcze dwa lata temu chodziły do swojego kościoła. Dzisiaj nawet słyszeć nie chcą, w kółko tylko: sekta i sekta. Tłumaczę takiej jednej: „Co pani mówi? Nie była pani na święceniach? Nie widziała pani, że to ksiądz z krwi i kości?” – tak swoją rozmowę z parafianką relacjonuje spotkany po drodze do wspólnoty mieszkaniec Wesołej.

Od przystanku do parafii piechotą jest jakieś 25 minut. W tym czasie słowo „sekta” pada z ust kilku napotkanych osób.

Skąd takie zarzuty? „Księża mieszkają z rodzinami i siostrami w jednym domu – nigdy wcześniej nie było w Kościele takich zwyczajów”. „Mają dziwne stroje z kapturami, służą w nich nieraz do Mszy św.”. „Sznury małżeństw i młodych z całej Polski przyciągają, spędzają u nich całe dnie”. „Mają jakieś swoje nabożeństwa”. „Kiedyś kościół w parafii był przybrany kwiatami, dziś na ołtarzu goło”.

No i jeszcze ten problem z nazwą. „Chemin Neuf” – jak to się mówi?

– Coś jak „szem” albo „szam”. Ale na pewno nie „szaman” – precyzuje kobieta spotkana w połowie drogi do wspólnoty. – To jakaś niepolska nazwa, chyba francuska.

CZESKI OBÓZ

Choć członkowie wspólnoty mieszkają przy parafii w Wesołej od 1998 r. (prowadzenie domu rekolekcyjnego powierzył im ks. biskup Kazimierz Romaniuk), oskarżenia pod ich adresem pojawiły się dopiero dwa lata temu. Wtedy abp Henryk Hoser oddał wspólnocie zarządzanie parafią. Nowym proboszczem został ojciec Mariusz Tłokiński z Chemin Neuf.

– Cztery starsze panie, w tym dwie emerytowane nauczycielki, zbierały podpisy pod listem w sprawie przywrócenia wcześniejszego proboszcza, który został przeniesiony do innej parafii w Warszawie. Próbowały też zaprosić telewizję. Nic jednak nie wskórały. Teraz chodzą do innego kościoła – mówi córka jednej z parafianek.

Idę dalej. Rozmawiam z grupą młodych ludzi. Wiedzą o wspólnocie znacznie więcej od starszych parafian. I chwalą. Głównie za skierowane do nich pomysły.

Tych zaś jest rzeczywiście dużo. Wspólnota prowadzi m.in. dom studencki w centrum Łodzi, organizuje rekolekcje i wakacyjne szkoły języka obcego. Tylko na ten rok przygotowała dla młodych w wieku od 14. do 18. roku życia obóz wakacyjny w czeskim ośrodku Chemin Neuf w miejscowości Bilá Voda. Dla starszych – nawet trzydziestolatków: szkołę angielskiego w St. Gildas Christian Centre w Somerset, staże w tzw. centrum formacyjnym i rekolekcje pod hasłem „Wybory w moim życiu” we Francji – a także rekolekcje sylwestrowe w Wesołej.

BISKUPI ZAPRASZAJĄ

Zapytany o to, czy nie bał się powierzyć wspólnocie parafii w Wesołej, abp Henryk Hoser odpowiada „Tygodnikowi” bez wahania: – Nie miałem żadnych obaw. Znam tę wspólnotę i jej działalność w innych krajach. Jej celem jest zawsze to, co jest istotą Kościoła, czyli docieranie z Dobrą Nowiną do jak największej liczby ludzi, z uwzględnieniem młodzieży i rodzin. To jest dziś niezwykle ważne zadanie Kościoła. Oni to robią.

Obawy przed nowymi wspólnotami w Kościele, zwłaszcza u ludzi starszych, pojawiły się także w parafii pw. Matki Bożej Fatimskiej w Mistowie (okolice Mińska Mazowieckiego), która jako pierwsza w Polsce została powierzona przez biskupa wspólnocie Chemin Neuf. – Nawiązanie z parafianami relacji, wyjaśnienie istoty misji wspólnoty i włączenie ich w nasze działania rozwiały wszelkie obawy – zapewnia o. Krzysztof Charańczuk, proboszcz parafii.

Ostatnio biskupi oddali wspólnocie prowadzenie parafii w wielu miastach Europy i Afryki, m.in. w Berlinie, Paryżu, Grenoble, Marsylii i Perugii. Na miejsce Chemin Neuf wysyła wówczas małą fraternię, w której skład wchodzi jeden lub kilku księży, rodziny i celibatariusze.

Wreszcie staję przed bramą ogrodu. Zaraz za nią kilkudziesięciu członków wspólnoty przygotowuje się do obchodów 40-lecia Chemin Neuf. To feeria barw: białe koszule na tle zakwitłego, soczystozielonego ogrodu, na nich – hebanowe krzyże. Widok bardzo niepolski. Nadaje wyrazistości. Przyciąga.

„CHODŹCIE, A ZOBACZYCIE”

Czterdzieści lat... Historia wspólnoty w Polsce jest o połowę krótsza. W 1994 r. łódzcy jezuici oraz grupy modlitewne z Warszawy zaprosiły jej przedstawicieli do zorganizowania pierwszej w Polsce tzw. sesji Kana dla małżeństw w Wolborzu k. Łodzi. „Sesja Kana” – informuje strona internetowa wspólnoty – to kilka dni danych małżeństwu, „aby się odnaleźć razem na nowo, wzmocnić i pogłębić życie duchowe”.

Zbigniew Słup, obecnie tzw. odpowiedzialny Chemin Neuf w Polsce, był wtedy studentem geofizyki i teologii. Przychodził też na spotkania wspólnoty „Nowe Życie” działającej u krakowskich dominikanów. Po spotkaniu z duchowością ignacjańską, wraz z narzeczoną – dziś już żoną – poczuli potrzebę życia wspólnotowego. W 1992 r. wyjechali do Francji, by poznać je lepiej. Najbliższa okazała się Chemin Neuf.

We Francji zobaczyli to, co dziś widać w warszawskiej Wesołej: małżeństwa z dziećmi, siostry konsekrowane i księży, którzy żyją razem, pod jednym dachem. Na co dzień.

– Czasami zastanawiam się, jak zapamiętujemy imiona wszystkich dzieci – żartuje Agnieszka Capała, członkini wspólnoty. Biega ich po ogrodzie rzeczywiście dużo.

Agnieszka i jej mąż przyjechali do Warszawy z Lublina. Z Chemin Neuf zetknęli się pierwszy raz 14 lat temu. Byli wtedy narzeczeństwem.

– Wróciliśmy do domu i początkowo nie wiedzieliśmy, jak podzielić się tym, co tutaj przeżyliśmy. Każde z nas doświadczyło spotkania z Panem Bogiem. Silnego i osobistego. Zapraszającego. W uszach dźwięczało takie: „chodźcie, a zobaczycie” – opowiada.

Dochodzi południe. W ogrodzie wspólnoty zapach lata miesza się z innym, unoszącym się nad stołami z jedzeniem. Pisk bawiących się dzieci przeplata się z dźwiękami gitary. Trwają ostatnie przygotowania do obchodów święta wspólnoty. Podjeżdżają kolejne samochody. Nikogo nikomu nie trzeba przedstawiać. Na odgłos dzwonka wszyscy idą do kaplicy.„Idziemy się pomodlić. Zapraszamy”.

Z KRZYŻEM I BEZ

Betlejem trwa rok. To pierwszy okres we wspólnocie, porównywany przez jej członków do początku związku między chłopakiem a dziewczyną. – Wtedy przyglądają się sobie nawzajem, poznają się, spędzają coraz więcej czasu razem. Na końcu zaczynają zadawać poważniejsze pytania – tłumaczy Zbigniew Słup.

Potem jest Nazaret. To już narzeczeństwo. Rodzaj zobowiązania, życia zgodnie z modelem, który proponuje wspólnota.

To dwa etapy rozeznania powołania do wspólnoty. Na tej drodze każdy musi zedrzeć swoje buty. Małżeństwo ma jedną parę. Jeśli któreś zrezygnuje, drugie nie może zostać we wspólnocie. Dzieci nie są członkami Chemin Neuf, towarzyszą rodzicom. Na mecie nowym członkom zawiesza się na szyi hebanowe krzyże.

– Lubi pan swój? – pytam Zbigniewa Słupa.

– Bardzo. Nie mamy obowiązku noszenia ich na co dzień. Ale niektórzy członkowie wspólnoty chodzą z nimi do pracy, do szkoły. Inni zakładają przed nabożeństwami i spotkaniami wspólnoty.

Krzyży nie noszą np. członkowie tzw. Komunii Chemin Neuf, którzy w co drugi poniedziałek miesiąca spotykają się na wspólnej modlitwie w parafii Matki Bożej Królowej Polski w krakowskiej dzielnicy Nowy Ruczaj. Przychodzi zwykle kilkanaście osób. Przez godzinę w salce przy parafii pada kilkadziesiąt intencji modlitewnych, przerywanych wspólnym czytaniem Pisma Świętego i wertowaniem śpiewnika wspólnoty.

Komunia Chemin Neuf jest tzw. ciałem apostolskim, które umożliwia chrześcijanom różnych wyznań modlitwę, pracę i ewangelizację razem ze Wspólnotą. W odróżnieniu od członków Wspólnoty, uczestnicy Komunii spotykają się rzadziej i nie są angażowani w przygotowywanie misji.

Agnieszka Capała: – Wyzwania, które Chemin Neuf stawia swoim członkom, nie są proste. Wymagają codziennego zaangażowania. Prowadzenie „misji Kana” dla narzeczonych, za którą w tym roku jesteśmy odpowiedzialni z mężem, oznacza wyjazdy do Francji, rozmowy, konsultacje, poszukiwania, pracę z dokumentami Kościoła.

„Sesja Kana” dla małżeństw odbywa się w ponad pięćdziesięciu krajach. „Zostaliście zaproszeni na wielką ucztę miłości, na wesele w Kanie Galilejskiej, gdzie Jezus uczyni prawdziwy cud” – mówił otwierając jedną z nich (w 1998 r.) ks. Laurent Fabre, francuski jezuita, założyciel całej Wspólnoty Chemin Neuf. Kana trwa tydzień. W tym czasie małżonkowie, którzy biorą w niej udział, mogą spotkać się na nowo i umocnić swoją relację – dzięki rozmowom i wspólnej modlitwie.

SIOSTRA Z POKOJU OBOK

Do Chemin Neuf należy blisko trzysta osób konsekrowanych, które „wybrały celibat dla Królestwa Bożego”. „Pragniemy być wolni poprzez nasz ślub czystości, aby być »wszystkim dla wszystkich«. Poświęceni Bogu w celibacie, pragniemy być »mężczyznami i kobietami« dyspozycyjnymi dla innych” – głosi fragment z Konstytucji Instytutu Zakonnego Chemin Neuf, który gromadzi księży i braci (siostry konsekrowane są członkami Publicznego Stowarzyszenia Wiernych).

Jak siostrze konsekrowanej żyje się w domu z małżeństwem za ścianą?

– Całkiem dobrze. To pierwsze miejsce, o którym pomyślałam »cały Kościół, który jest razem w drodze«. Rytm dnia jest wspólny dla osób żyjących w różnych stanach – mówi s. Joanna Sikorska, która śluby wieczyste złożyła w 2006 r.

A jak wiadomość o wstąpieniu do wspólnoty przyjęli jej najbliżsi?

– Wiedzieli, że szukam swojego miejsca w Kościele. Nie mieli wątpliwości, że znalazłam. Dużo rozmawialiśmy, z moich ust poznali wspólnotę bardzo dobrze. Zaufali mi.

Kiedy wspólnocie zaufają parafianie zza płotu? Część z nich już to zrobiła. Inni deklarują, że nie zaufają nigdy. Ci pierwsi to ci, którzy wiedzą o Chemin Neuf dużo. Drudzy – bazują na obserwacji. Rzadko uczestniczącej. Raczej bezpiecznej, z daleka.




Nowe w Kościele

Wspólnota Chemin Neuf powstała w Lyonie w 1971 r. jako tzw. wspólnota apostolska. Trzynaście lat później kard. Albert Decourtray, arcybiskup Lyonu, zatwierdził ją jako tzw. publiczne stowarzyszenie wiernych.

Za każdym razem, kiedy wspólnota pojawia się w nowym miejscu lub otwiera kolejny dom w diecezji, prosi o zgodę miejscowego biskupa.

W Polsce w 2005 r. kard. Józef Glemp powołał „Publiczne Stowarzyszenie Wiernych Wspólnota Chemin Neuf” na terenie archidiecezji warszawskiej. Pięć lat później abp Henryk Hoser przyjął ją na terenie archidiecezji warszawsko-praskiej.

W każdym kraju wspólnota stara się o uznanie jej statusu prawnego. We Francji jest kongregacją, w Polsce osobowość prawną posiada Dom Kleryckiego Instytutu Zakonnego Chemin Neuf.

Fundamentami formacji są „Ćwiczenia duchowe” św. Ignacego Loyoli oraz duchowość charyzmatyczna. Jedno z głównych powołań wspólnoty to praca na rzecz budowania jedności wśród chrześcijan, jedności w rodzinach i małżeństwach oraz jedności osoby ludzkiej. Pod koniec 2009 r. Instytut Chemin Neuf został uznany jako „Klerycki Instytut Zakonny na prawie papieskim” przez kard. Franca Rodé, prefekta Kongregacji ds. Instytutów Życia Konsekrowanego i Stowarzyszeń Życia Apostolskiego w Watykanie. Przełożonym Generalnym Instytutu jest o. Laurent Fabre.

Chemin Neuf prowadzi swą misję w ponad pięćdziesięciu krajach. Liczy prawie 2 tys. członków.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka i redaktorka „Tygodnika Powszechnego”. Doktorantka na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Do 2012 r. dziennikarka krakowskiej redakcji „Gazety Wyborczej”. Laureatka VI edycji Konkursu Stypendialnego im. Ryszarda Kapuścińskiego (… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2013