Miłosz poza cenzurą

Gdy Czesław Miłosz otrzymał Literacką Nagrodę Nobla, w komunistycznej Polsce jego utwory wydawano tylko w podziemiu. Choć początkowo i to nie było oczywiste – drukarze nie chcieli narażać się dla poezji.

11.08.2019

Czyta się kilka minut

Konrad Bieliński (po lewej) i Mirosław Chojecki – ówczesny szef Niezależnej Oficyny Wydawniczej – w podziemnej drukarni. Konstancin, lipiec 1980 r. / TOMASZ MICHALAK / FOTONOVA
Konrad Bieliński (po lewej) i Mirosław Chojecki – ówczesny szef Niezależnej Oficyny Wydawniczej – w podziemnej drukarni. Konstancin, lipiec 1980 r. / TOMASZ MICHALAK / FOTONOVA

Autor „Zniewolonego umysłu” przez długie lata pozostawał w PRL-u poetą pomijanym w oficjalnym obiegu kultury. Był obecny jedynie w świadomości wąskiej elity intelektualnej – głównie dzięki docierającym nielegalnie do kraju publikacjom paryskiego Instytutu Literackiego, kierowanego przez Jerzego Giedroycia.

Decydując się na wydawanie Miłosza jeszcze w latach 50. XX w., Giedroyc postąpił wbrew znacznej części polskiej emigracji. Przez kilka powojennych lat poeta pracował bowiem w komunistycznej dyplomacji, jako attaché kulturalny w USA i Francji. W 1951 r. wystąpił w Paryżu o azyl polityczny, wcześniej nawiązawszy kontakt z Giedroyciem, co rozpoczęło ich wieloletnią współpracę. Jej efektem była publikacja w 1953 r. „Zniewolonego umysłu”, w którym Miłosz szukał odpowiedzi na pytanie, z jakich powodów wielu polskich intelektualistów poparło komunizm.

Decyzja Giedroycia o podjęciu współpracy z Miłoszem nie spodobała się wielu polskim emigrantom. Wielu działaczy emigracji niepodległościowej nie akceptowało Miłosza – niedawnego urzędnika komunistycznego reżimu. Niechętne wobec niego pozostawało najważniejsze pismo emigracji londyńskiej, czyli „Wiadomości” kierowane przez Mieczysława Grydzewskiego.

Wiersze, czyli kontrabanda

Giedroyc jednak, choć w ocenach bywał pryncypialny, przede wszystkim kierował się oceną wartości literackiej dzieł i realizmem politycznym – i w efekcie współpracował z tymi ludźmi, którzy mieli podobną ocenę sytuacji w kraju. Z czasem Miłosz stał się jednym z ważniejszych współpracowników paryskiej „Kultury”. Pozostawał nim po przeprowadzce do USA, gdzie wykładał na uniwersytecie w Berkeley.

Przez ćwierć wieku książki Miłosza, wydawane na Zachodzie, mogły więc trafiać do PRL jedynie jako przemyt – siłą rzeczy w niewielkiej liczbie. W drugiej połowie lat 70., kiedy powstała opozycja demokratyczna, jej działacze starali się propagować postać i twórczość emigracyjnego poety. Jego wiersze odczytywano lub omawiano na organizowanych najczęściej w prywatnych mieszkaniach nieoficjalnych wieczorach literackich, seminariach i wykładach.

Swoje interpretacje przedstawiali m.in. związani ze środowiskiem Komitetu Obrony Robotników aktorzy – Halina Mikołajska i Maciej Rayzacher, oraz poeta Nowej Fali Ryszard Krynicki. Postać Miłosza pojawiła się już w pierwszym numerze niezależnego literackiego pisma „Zapis”. Sekretarz redakcji pisma Barbara Toruńczyk w eseju „Poezja i wojna” zaliczyła go, obok Krzysztofa Kamila Baczyńskiego i Tadeusza Borowskiego, do „indywidualistów”, którzy stanowili w jej ocenie pozytywny punkt odniesienia (w przeciwieństwie do krytykowanej przez nią grupy Sztuki i Narodu, której to twórcy mieli endeckie sympatie).

Michnik kontra Chojecki

Do drukowania w podziemiu wierszy Miłosza nie wszystkich było łatwo przekonać. Wokół tej kwestii wybuchł spór między członkami kierownictwa Niezależnej Oficyny Wydawniczej (NOWA), największego wydawnictwa podziemnego. Większość relacji wskazuje na tych samych oponentów: Adama Michnika jako pomysłodawcę i głównego zwolennika drukowania dorobku Miłosza, oraz zaprzyjaźnionego z nim Mirosława Chojeckiego, jednego z głównych animatorów niezależnego ruchu wydawniczego w Polsce – jako reprezentanta osób sceptycznych wobec tego pomysłu.

Ich brak entuzjazmu wynikał z kalkulacji ryzyka. „Początkowo wśród ludzi NOW-ej panowało przekonanie, że nie warto ryzykować więzieniem dla wierszy; dla książki o Katyniu albo o innych białych plamach w historii – owszem” – wspominała współtworząca wydawnictwo Ewa Milewicz. Innym razem precyzowała: „Dzięki Adamowi Michnikowi Miłosz wszedł pod strzechy. Był spór, jeszcze przed Noblem, Adam uważał, że to jest wielki poeta i spierał się np. z Mirkiem, a Mirek miał za sobą drukarzy, którzy nie chcieli ryzykować odsiadki dla jakichś tam wierszyków”. Podobnie po latach widzieli to Seweryn Blumsztajn, który wspominał, że część kierownictwa chciała drukować antykomunistyczną literaturę i przedrukowywać numery paryskiej „Kultury”, oraz Konrad Bieliński podsumowujący po latach: „Miłosz – to całkowicie zasługa Adama”.


Czytaj także: Pożegnanie Czesława Miłosza w "Tygodniku Powszechnym", 2004 r.


Chojecki początkowo wolał wydawać np. książki historyczne. Ostatecznie udało się go przekonać, żeby wydrukować któreś z dzieł Miłosza, jednak do decyzji o powieleniu w podziemiu całego jego dorobku było daleko. Również wchodzący w skład kierownictwa NOW-ej Grzegorz Boguta opowiadał po latach: „Mirek przyszedł kiedyś z jego [Miłosza – JO] wielką amerykańską antologią, w której zaznaczył z kimś wiersze, żeby zrobić antologię z antologii. A Adam wówczas w dość ostry sposób zaprotestował: my musimy Miłosza polskiemu czytelnikowi pokazać, nie możemy sobie pozwolić Miłosza odfajkować jedną antologią”.

Jako pierwsze jesienią 1978 r. ukazały się w jednym woluminie dwa znane utwory Miłosza: „Traktat poetycki” i „Traktat moralny”. W kolejnym roku ukazały się tomiki „Miasto bez imienia” i „Gdzie słońce wschodzi i kędy zapada”.

Również w kolejnych latach nie wszyscy byli entuzjastami tej polityki wydawniczej NOW-ej. Zajmujący się głównie aktywizacją środowisk robotniczych Henryk Wujec wspominał: „Adam Michnik naciskał, żeby było dużo Miłosza. My mu czasem mówiliśmy: »Przestań Adam, same wiersze nam dajesz, tego już nikt nie chce czytać«. Ale racji nie mieliśmy”. Zdanie w tej sprawie zmienił również Piotr Szwajcer, czyli główny organizator kolportażu NOW-ej: „Byłem jednym z tych, którzy tłumaczyli Michnikowi, że nie trzeba wydawać 50. tomiku wierszy Miłosza, a później musieli to odszczekiwać i mówić, że było warto”.

Mniejsze wątpliwości podziemnych wydawców budził chyba „Zniewolony umysł” – jedna z ważniejszych analiz relacji uwikłania jednostki w totalitaryzm. Z anegdotycznego wspomnienia Michnika wynika jednak, że również do tego dzieła Chojecki nie był początkowo przekonany: „Zawsze byłem psem na książki. Właściwie jednym z powodów, dla którego zaangażowałem się w podziemny ruch wydawniczy, było to, żeby mieć na półce to, czego inaczej bym nie miał. Ale miałem na przykład »Zniewolony umysł« [wydanie emigracyjne – JO]. Powiedziałem Mirkowi Chojeckiemu, żeby to wydał, ale on się opierał. Mówił, że to intelektualne bara-bara i że nikt tego nie przeczyta. Kiedyś przyszedł do mnie i wpadł w kocioł, bo akurat miałem rewizję. To były najstraszniejsze chwile w moim życiu, bo oni ­zabierali mi książki. Wyciągali z półek, a ja dostawałem żyły. Spod tapczana wyciągnęli mi »Zniewolony umysł«. Prawie się rozpłakałem. Chojecki widząc to ­powiedział ­potem: trudno, niech ci będzie, wydam ten »Zniewolony umysł«. Tak więc Miłosz został wydany w podziemiu z litości Mirka”.

Czy rzeczywiście tak było, po latach trudno stwierdzić, ale wątpliwości chyba nie mogły być duże, bo wydanie „Zniewolonego umysłu” poza cenzurą pojawiło już w 1978 r., a rok później doczekało się pierwszego wznowienia.

Zamiast etykietek

Wydawanie poza cenzurą wiązało się wtedy w Polsce z ryzykiem oraz ciężką, monotonną pracą. „To było trudne fizycznie, ale dawało satysfakcję, że robisz rzeczy niezwykłe. Największym przeżyciem dla mnie było drukowanie »Zniewolonego umysłu« Miłosza. Znałem tę książkę, doceniałem jej wagę i miałem świadomość, że ja ją drukuję po raz pierwszy w Polsce” – wspominał Seweryn Blumsztajn.


Czytaj także: teksty Czesława Miłosza w "Tygodniku Powszechnym"


Z kolei Tomasz Jastrun wspominał po latach obawy Jerzego Wociala, u którego w domu składano właśnie „Zniewolony umysł” – a który wkrótce miał wziąć ślub i obawiał się, że w razie zatrzymania uroczystość się nie odbędzie: „Któregoś dnia budzę się ze snu i widzę na krześle obok ogromnie strapionego Wociala. Powierzył mi swój dramat: miał przeczucie, że go namierzyli, więc zaraz wpadnie i ślub się nie odbędzie, trzeba więc natychmiast ewakuować ten »Zniewolony umysł«, a ja mam samochód i jestem jego przyjacielem (...) W środku nocy wywoziliśmy to gdzieś z Cezarym Wodzińskim na dwa samochody, potwornie wyrzekając na Jurka i na nasz los. Kupa roboty, i to dosyć ryzykownej, lepiej było to zostawić, ale Jurek wpadł w paranoję (...) Potem opowiadałem Miłoszowi, ile się przez ten »Zniewolony umysł« nacierpiałem”.

Żeby zrozumieć tego rodzaju opowieści, trzeba mieć świadomość, że na jakąkolwiek formę współpracy z opozycją gotowych wówczas było niewielu i tego rodzaju zachowania, po latach składające się w zabawne anegdoty, były naturalne.

W wydawaniu dzieł zakazanego poety uczestniczyli również pracownicy państwowych drukarni. Niektóre książki drukowano bowiem na „dojściach”, czyli poprzez przekupienie zawodowych poligrafów, którzy na profesjonalnych maszynach po godzinach pracy zamiast np. spożywczych etykietek, powielali zakazaną literaturę. Jeden z czołowych drukarzy NOW-ej Adam Grzesiak opowiadał o kulisach wydania tomiku Miłosza „Światło dzienne”, który wydrukowano wiosną 1980 r. Wówczas Mirosław Chojecki oraz Bogdan Grzesiak (brat Adama, również drukarz) byli w areszcie. „Dostałem w tym czasie od Konrada Bielińskiego do zrobienia tomik poezji Miłosza »Światło dzienne«. Zaczęło się od tego, że Konrad przyszedł i mówi: »Jest tutaj taka rzecz, nie mam tego jak zrobić, a trzeba zrobić natychmiast, kasa jest, to sprawa prestiżowa«. Chodziło też o to, żeby odciążyć Bogdana [Grzesiaka] i Mirka, którzy siedzą. Pokazać, że NOWA działa, istnieje, to nie jest tylko dwóch ludzi; że nie da się tego zatrzymać ani zamknąć w więzieniu”.

Druk na „dojściach” był wygodniejszy, bo całą akcję można było zrobić od razu, bez straty czasu na organizowanie miejsca, sprzętu i materiałów. „Przyjechałem wtedy do Genia Rosińskiego, poligrafa z państwowej drukarni na Waryńskiego, który od początku z nami współpracował. Mówiliśmy na niego: tajny agent opozycji. Nikt nie wiedział o jego istnieniu, a myśmy właśnie przez niego załatwiali najtrudniejsze sprawy (...) Człowiek prosty, robotnik, fachowiec od przygotowalni (...) Nawet Mirek, nawet Konrad o nim nie wiedzieli. Tylko ja i Bogdan (...). Genio robił za pieniądze, ale z pełnym zaangażowaniem; te pieniądze były mu potrzebne nie po to, żeby sobie kupić mercedesa, tylko by opłacić ludzi w komunistycznej drukarni. Te lewusy z państwowej drukarni na Waryńskiego nawet nie wiedziały, co drukują (...) Tylko Genio wiedział, kto to Miłosz” – puentował po latach Adam Grzesiak.

Noblista dziękuje drukarzom

Kilka tygodni po podpisaniu porozumień sierpniowych do Polaków dotarła kolejna dobra wiadomość. 9 października 1980 r. Miłosz dostał Literacką Nagrodę Nobla. Adam Grzesiak wraz z Sewerynem Blumsztajnem powielał wtedy tomik poezji „Gucio zaczarowany”. O północy pojawili się tam związany z opozycją znawca literatury rosyjskiej i tłumacz Andrzej Drawicz oraz Wojciech Topiński. „Łysy, co ty mi tu pier...?” – tak z niedowierzaniem miał zareagować na informację o sukcesie Miłosza Grzesiak. Przekonało go dopiero podanie tej wiadomości przez Radio Wolna Europa.

Następnego dnia drukarze mieli jeszcze bardziej niespodziewanych gości – Mirosława Chojeckiego, Ewę Milewicz oraz dziennikarzy szwedzkiej telewizji. „Zrobili na nas chyba największy w życiu interes, bo potem ten materiał z naszej drukarni obiegł świat; szedł trzy dni w serwisach światowych, zrobił furorę (...). Miłosz, Nobel, a tu paru umorusańców potajemnie drukuje noblistę w jakiejś szopce, na powielaczu z drugiej wojny światowej” – wspominał Grzesiak.

Miłosz stawał się coraz bardziej znany na świecie, Polacy mogli czytać jego dzieła w dużej mierze dzięki „umorusańcom”. Chojecki i Boguta dostali zaproszenie na ceremonię wręczenia Nagrody. SB zastanawiała się nad zakazaniem im wyjazdu, ostatecznie jednak zdecydowano się na wyrażenie zgody. Dwaj członkowie kierownictwa NOW-ej pojawili się we frakach. W przemówieniu na bankiecie po uroczystości przyznania Nagrody Nobla Miłosz podkreślał, że tomiki jego wierszy publikowane przez niezależne oficyny są najcenniejszymi pozycjami na półkach jego biblioteki.

Po Noblu nikt już nie miał wątpliwości, czy drukować w podziemiu Miłosza. Zapotrzebowanie na jego utwory gwałtownie wzrosło. Przed Sierpniem ’80 tomiki poezji cieszyły się mniejszym zainteresowaniem niż choćby publikacje historyczne. Emil Broniarek wspominał, że szczególnie trudno było rozpowszechniać „Światło dzienne”. „Nikt nie chciał ode mnie tego kupować. Wiersze? Gdzie tam!” .

Po Noblu wiele się zmieniło. Popularność Miłosza ujawniła się w czasie dwu­tygodniowej wizyty w Polsce w 1981 r. Był to jego pierwszy pobyt w kraju po 30 latach emigracji. Wielu czytelników witało go już na lotnisku. W czasie wizyty Miłosz, chociaż tego nie lubił, chętnie podpisywał książki podsuwane mu przez czytelników. Wśród wielu spotkań wyjątkowy charakter miało to, do którego doszło w mieszkaniu Pawła Bąkowskiego – noblista spotkał się ze wspomnianymi „umorusańcami”, czyli drukarzami i innymi pracownikami NOW-ej. Chojecki po kolei przedstawiał słynnemu poecie całą ekipę z imienia i nazwiska. „Chyba trudniej moje książki wydawać, niż je napisać” – miał powiedzieć Miłosz. Jeden z drukarzy ponoć się z tym nie zgodził – żartował, że wraz kolegami próbował pisać podobne wiersze, ale się to nie udało.

Nobel sprawił, że wiersze Miłosza pojawiły się również w oficjalnym obiegu; pierwszą jego książkę, zgodnie z wolą autora, wydał Znak. Najbardziej polityczna część jego dorobku nie miała nadal szans na legalny druk. Śladem NOW-ej szły inne nielegalne wydawnictwa. Sam „Zniewolony umysł” wznawiany był ponad 20 razy. W sumie noblista stał się najczęściej wydawanym autorem w podziemiu; ukazało się ponad 130 wydań jego dzieł; znajdujących się na kolejnych miejscach autorów wyprzedzał niemal dwukrotnie. ©

Cytaty m.in. z książek: „Obieg NOW-ej”, wybór i oprac. Łukasz Bertram; „N jak Nowa: od wolnego słowa do wolności 1977-1989”, red. Wojciech Borowik i Tomasz Kuczborski; Andrzej Franaszek „Miłosz. Biografia”.

JAN OLASZEK jest pracownikiem Instytutu Studiów Politycznych PAN oraz Biura Badań Historycznych IPN w Warszawie; autor książek z dziejów PRL.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 33/2019