Więź z opozycją

W odrodzonym przed 60 laty środowisku inteligencji katolickiej pismo „Więź” znalazło się na lewym skrzydle. Wbrew nadziejom władzy nie stało się jednak koniem trojańskim...

13.02.2017

Czyta się kilka minut

Tadeusz Mazowiecki oraz (od lewej): Wojciech Wieczorek, Juliusz Eska, maszynistka pani Rusek i Krystyna Wieczorek. Redakcja „Więzi”, 1961 r.  / Fot. Archiwum miesięcznika „Więź”
Tadeusz Mazowiecki oraz (od lewej): Wojciech Wieczorek, Juliusz Eska, maszynistka pani Rusek i Krystyna Wieczorek. Redakcja „Więzi”, 1961 r. / Fot. Archiwum miesięcznika „Więź”

Dwutygodnik „Droga” miał być związany z Ogólnopolskim Klubem Postępowej Inteligencji Katolickiej. W jego tworzenie zaangażowani byli m.in. Tadeusz Mazowiecki i Janusz Zabłocki – tzw. frondyści, którzy w 1955 r. opuścili Stowarzyszenie PAX, krytykując jego lidera Bolesława Piaseckiego – przedwojennego przywódcę ONR „Falanga”, który po wojnie poszedł na współpracę z komunistami. Nie podobał im się jego niedemokratyczny styl rządzenia, integryzm i przekonanie o konieczności „walki wewnątrzkatolickiej” (zbliżone do tezy o „zaostrzającej się walce klasowej”). W „Drodze” mieli też być ludzie z innych środowisk, jak pedagog z KUL-u Adam Stanowski (żołnierz AK i więzień stalinowski), socjolog związany z Klubem Krzywego Koła Zygmunt Skórzyński czy filozof Stefan Wilkanowicz, współzałożyciel Klubu Inteligencji Katolickiej.

Od „Drogi” do „Więzi”

Jesienią 1956 r. wydawało się, że na fali popaździernikowych zmian obok odrodzonego „Tygodnika Powszechnego” i „Znaku” szybko pojawi się nowe pismo. Tak się jednak nie stało.

Zabłocki pod datą 30 listopada 1956 r. pisał w dzienniku: „Wygrana! Dziś Tadeusz pokazał mi świeżo przyniesione z cenzury zezwolenie na wydawanie dwutygodnika »Droga«. Można by to więc uznać za sukces, gdyby nie pewne okoliczności. Po pierwsze – zezwolenie to tym różni się od koncesji dla »Tygodnika Powszechnego«, że dotyczy nie wydawania pisma w sposób ciągły, ale wydania tylko jednego numeru w objętości 12 stron. Na nasze pytanie wyjaśniono w Urzędzie Kontroli Prasy, że po jego zrealizowaniu będziemy mogli otrzymać zezwolenie na stałe. Ba, ale jaka pewność? Druga okoliczność niepokojąca to ta, że czas biegnie, a my ciągle jeszcze z naszym ogromnym i zróżnicowanym zespołem redakcyjnym nie jesteśmy gotowi do pracy nad pismem. Ani w sensie programowym, ani też co do koncepcji, w jakim lokalu będzie się mieścić redakcja i z czego opłacimy papier, drukarnię i inne koszty. Musimy więc teraz naprawdę ruszyć z rozwiązywaniem tych problemów”.

To ostatnie Mazowieckiemu i Zabłockiemu się nie udało. Jeszcze przed nowym rokiem otrzymali informację z Urzędu ds. Wyznań, że zezwolenie cenzury traci moc, gdyż nie wydali pierwszego numeru „Drogi”. Zabłocki miał o to pretensje do Mazowieckiego: „Był to dla nas »frondystów« bolesny cios. W przypływie złego humoru doszło nawet do spięcia na tym tle między mną a Tadeuszem, któremu czyniłem wyrzuty, że do tego dopuścił. Redakcja »Drogi« przyjęła bowiem założenie, iż zanim numer pierwszy pisma się zmaterializuje, musi naprzód dogadać się w gronie całego zespołu redakcyjnego tak co do wspólnych założeń ideowych dwutygodnika, jak i jego formuły” – notował w styczniu 1957 r.

Mimo fiaska „frondyści” nadal starali się o zgodę na własne pismo. To doprowadziło do powstania miesięcznika, którego pierwszy numer ukazał się dopiero w lutym 1958 r. Jego skład założycielski był bardziej jednolity niż w niedoszłej „Drodze”. Większość redaktorów nowego tytułu należała do „frondystów”, jak Stefan Bakinowski, Ignacy Rutkiewicz i Wojciech Wieczorek. Ale nie tylko byli działacze PAX-u znaleźli się w grupie tworzącej to pismo – przykładem Juliusz Eska, który nigdy do PAX-u nie należał.

Na pomysł nadania pismu tytułu „Więź” Mazowiecki wpadł przypadkiem. Pewnego dnia, gdy patrzył na swą domową biblioteczkę, zobaczył książkę „Więź społeczna i dziedzictwo krwi” socjologa Stanisława Ossowskiego. „I pomyślałem: więź – świetne słowo! Dobre na nazwę pisma”.

Na lewicy

„Więź” stała się częścią szerszej formacji, która odegrała ważną rolę w historii Kościoła katolickiego, polskiej inteligencji i opozycji w PRL-u. Należało do niej też kilka Klubów Inteligencji Katolickiej, „Tygodnik Powszechny” i „Znak” oraz wspomniane koło poselskie w Sejmie PRL. Uczestnicy tej formacji byli zwolennikami tzw. Kościoła otwartego, nastawionego na dialog z innymi i w większym stopniu opartego na refleksji nad wiarą niż nad rytuałami. Na tle popieranego przez prymasa Wyszyńskiego katolicyzmu ludowego nurt ten w Polsce stanowił niewielką mniejszość. Ale pod względem intelektualnym zajmował znaczące miejsce.

W tej formacji – nazywanej dziś złośliwie przez przeciwników „katolewicą” – tworzone przez Mazowieckiego pismo sytuowało się na... lewym skrzydle. Władze PRL-u zgodziły się na jego wydawanie, licząc, że stanie się koniem trojańskim w ruchu Znak. Miały nadzieję, że jego zespół, zafascynowany ideami lewicowymi, zneutralizuje całe środowisko.

Faktycznie, wewnątrz ruchu istniały różnice, ścierały się poglądy i wizje wpływania na rzeczywistość. Ludzie „Tygodnika” powstrzymywali się bowiem od krytyki systemu ze względu na swoisty realizm polityczny i formułowaną przez Stanisława Stommę koncepcję neopozytywizmu (nie zgadzamy się z ustrojem, ale staramy się robić, co się da, w jego realiach). „Więź” natomiast wierzyła w możliwość pogodzenia, czy wręcz syntezy, socjalizmu z katolicyzmem, a nawet szerzej – z chrześcijaństwem.

Było to zresztą przyczyną tarć środowiskowych w pierwszych latach po powstaniu pisma. Według notatki Służby Bezpieczeństwa – sporządzonej na podstawie podsłuchu zainstalowanego w redakcji „Więzi” w lutym 1960 r. – w czasie spotkania z redaktorami „Więzi” Jerzy Zawieyski narzekał na Stefana Kisielewskiego, który w jednym z felietonów na łamach „Tygodnika” stwierdził, że ruch Znak nie ma nic wspólnego z socjalizmem, bo jego strategii i socjalizmu „nie da się pogodzić jak ognia z wodą”. Zdaniem Zawieyskiego Kisiel nie miał prawa składać takich deklaracji w imieniu całego ruchu. Miał też pretensje do redakcji „Tygodnika”, że wydrukowała tekst Kisiela.

Dokument SB pokazuje, iż relacje w ruchu były niełatwe. „Mazowiecki i Zabłocki starali się potęgować oburzenie Zawieyskiego” – raportowała SB. – „Mazowiecki powiedział, że to niemożliwe, aby tylko oni w Warszawie zauważyli ten aspekt felietonu Kisiela, a w Krakowie nikt go nie widział. Zdaniem Mazowieckiego jest to rozmyślna ignorancja lub całkowity rozkład w »Tyg[odniku] Powszechnym«”. Ostre słowa padały też publicznie. W tym samym roku Kisiel na wspólnym zebraniu redakcji obu pism mówił, że socjalizm to „totalizm”, a więc „Więź” to „albo frajerzy, albo totaliści”.

Kolejne dekady pokazały, jak bardzo słynny felietonista się mylił.

Socjalizm, ale antytotalitarny

W dzienniku Zawieyskiego znalazł się zapis, że na zebraniu Klubu Inteligencji Katolickiej 16 czerwca 1958 r., na którym omawiano trzy pierwsze numery „Więzi”, wielu zabierających głos domagało się, by pismo było „czymś jak »Po Prostu«” (niezwykle popularne w dobie odwilży pismo studenckie domagające się radykalnych reform, w 1957 r. zamknięte przez władze). Zawieyski wyraził wtedy pogląd, że na początku trzeba się skupić na tym, by powstało środowisko, a dopiero później należy myśleć o piśmie, które powinno być wyrazem ideowym takiego środowiska.

Grupa tworząca „Więź” oczywiście nie była jednolita poglądowo, ale pewne założenia wszyscy podzielali. Bez wątpienia było to przywiązanie do wartości lewicowych (co nie znaczy: komunistycznych), takich jak sprawiedliwość społeczna czy przekonanie o potrzebie powszechnego i równego dostępu do dóbr i kultury. Ważna była niezgoda na nacjonalizm i antysemityzm oraz chęć odejścia od katolicyzmu ludowego, a wprowadzanie w jego miejsce katolicyzmu pogłębionego, duchowego, otwartego na dialog z niewierzącymi, osadzonego w nowoczesnej cywilizacji.

Szerokie otwarcie na zewnątrz, pod którym podpisywała się „Więź”, miało być odpowiedzią na odgradzanie się Kościoła od świata, na „gettowość” katolickich środowisk intelektualnych, ale też na zamykanie katolicyzmu przez oficjalną politykę kulturalną w tym, co było już tylko przeszłością, na ustawianie Kościoła gdzieś na uboczu. Dlatego środowisko „Więzi”, zresztą podobnie jak „Tygodnik Powszechny”, od początku mocno popierało zmiany, które wprowadzał II Sobór Watykański. To publicyści „Więzi” – Juliusz Eska i Anna Morawska – wypowiadali najdalej idące postulaty reform Kościoła, przywołując pojęcie nowej lewicy chrześcijańskiej z Zachodu.

„Więź” od początku nawiązywała do personalizmu francuskiego działacza społecznego i filozofa z pierwszej połowy XX wieku Emmanuela Mouniera i środowiska, które stworzył wokół pisma „Esprit”. Personalizm Mouniera wychodził z pozycji katolickiej, by dojść do antytotalitarnego socjalizmu. Mazowiecki w jednym z wywiadów mówił o personalizmie – skupiającym uwagę na osobie ludzkiej, jej wartości i godności – jako o kontrpropozycji do marksizmu. Kontrpropozycji, „ponieważ mówiła o tym, że człowiek nie może być traktowany jako narzędzie, i poprzez tę tezę inaczej można było spojrzeć na problem społeczeństwa, inaczej można je było rozumieć. Jeżeli później została sformułowana teza o podmiotowości społeczeństwa, to było to możliwe właśnie dzięki personalizmowi”.

Pojęcie podmiotowości społeczeństwa miało się stać dla „Więzi” sztandarowym hasłem przez kolejne dekady.

Spór wewnętrzny

W latach 60. w środowisku „Więzi” rozpoczął się poważny spór. Zespół podzielił się na zwolenników wizji dwóch silnych osobowości – Zabłockiego i Mazowieckiego.

Zabłocki zaczął się opowiadać za ewolucją w kierunku partiotyczno-narodowym, przy zachowaniu idei socjalistycznych. W umacnianiu się idei narodowej wewnątrz rządzącej Polską partii komunistycznej (taką linię w PZPR reprezentowało środowisko „moczarowców”) widział szansę zbliżenia na płaszczyźnie Kościół– –państwo, a tym samym zwiększenie możliwości wpływu na wydarzenia. Jego wizja zakładała bliższą współpracę z władzą PRL-u, ale przy zachowaniu lojalności wobec prymasa Wyszyńskiego.

Nie oznacza to jednak, że Mazowiecki unikał nawiązań do tradycji narodowej. W kierowanej przez niego „Więzi” ważne miejsce zajmował dział poświęcony historii najnowszej, na łamach którego już we wrześniu 1959 r. cały numer poświęcony został wydarzeniom września 1939 r., z perspektywy zupełnie innej niż oficjalnie dominująca w tamtych czasach. W kolejnych latach „Więź” odkrywała białe plamy w historii dwudziestolecia międzywojennego czy II wojny światowej.

Od Zabłockiego najbardziej różniło Mazowieckiego to, że naczelny „Więzi” był generalnie przeciwny mieszaniu religii i polityki – pisał o tym wprost na łamach pisma w 1961 r. Chodziło mu raczej o niezgodę na dążenie do państwa wyznaniowego, raczej o podpisanie się pod twierdzeniem, że nie ma polityki chrześcijańskiej (za to jest odpowiedzialność chrześcijan w polityce), a nie o zamknięcie się na politykę – bo warto zauważyć, że od tego roku redaktor naczelny „Więzi” zasiadał w Sejmie PRL jako poseł Koła Znak. To on w kolejnych latach miał zdecydowanie większy wpływ na linię „Więzi” niż – lepiej oceniany i popierany przez władze komunistyczne – Zabłocki. Ten ostatni utworzył instytucję niejako konkurencyjną wobec KIK-u, czyli Ośrodek Dokumentacji i Studiów Społecznych, wydający swoje pismo „Chrześcijanin w Świecie”, o linii programowej odmiennej od „Więzi”.

Koniec złudzeń

Popaździernikowa formuła, którą przyjęła „Więź”, ostatecznie upadła dopiero wraz z wydarzeniami Marca ’68, w czasie których ruch Znak w większości stanął po stronie przeciwnej do władz PRL-u.

Wcześniej, mimo ostrej polityki władz wobec Kościoła – kwestii religii w szkołach, represji wobec księży, odbierania majątku Kościołowi, mimo „dokręcania śruby” w kwestiach kulturalnych i społecznych, mimo cenzury – środowisko ruchu Znak ciągle się łudziło, że drogą neopozytywizmu wpłynie na demokratyzację („Tygodnik Powszechny”), że socjalizm da się zhumanizować („Więź”), albo że droga od Października ’56 jest kręta, ale nadal wszyscy nią idą.

Wydarzenia Marca ’68, reakcja władz na interpelację posłów Koła Znak w obronie bitych studentów, na przemówienie Jerzego Zawieyskiego (za które spotkała Zawieyskiego nagonka), nie pozostawiała żadnych wątpliwości.

Wiara w łączenie ognia z wodą wygasła.

Moralnie całe środowisko wyszło z tych wydarzeń zwycięsko, ale politycznie ruch Znak przegrał. Znakowe koło poselskie w Sejmie zdominowane zostało przez katolickich działaczy „prorządowych”, dalsza egzystencja pism związanych z ruchem, czyli „Tygodnika Powszechnego”, „Znaku” i „Więzi” przez pewien czas była zagrożona.

W efekcie także i „Więź” stawała się coraz bardziej krytyczna wobec systemu. W styczniowym numerze pisma z 1971 r., w tekście pt. „Po wydarzeniach grudnia 1970”, redakcja pisze: „Tym razem, podobnie jak kilkanaście lat temu, napięta struna pękła. Było to rezultatem długiego procesu, który wzbierał zwłaszcza na przestrzeni ostatnich lat; formalizm, do jakiego sprowadzone zostało funkcjonowanie (...) kanałów porozumiewania się władzy i społeczeństwa, wytwarzał coraz większy przedział między ośrodkiem politycznych decyzji i szerokimi kręgami społeczeństwa”.

Dalej czytamy, że redakcja odniosła się z ulgą i nadzieją do zmian w ekipie rządzącej, ale też z ostrożnością połączoną z troską, „by to, co się stało, nie poszło na marne”.

To oczywiście wersja komentarza, która przeszła przez cenzurę. Sam Mazowiecki pojechał wówczas do Trójmiasta, by zbierać informacje o ofiarach protestu. Był to niewątpliwie akt odwagi. Niewiele osób ze spacyfikowanego po Marcu środowiska opozycyjnej inteligencji podejmowało wtedy takie działania.

Ku opozycji

W kolejnej dekadzie Mazowiecki i jego pismo przechodzą już na stronę opozycyjną wobec władz PRL-u.

Towarzyszą temu pogłębiające się kłopoty „Więzi” i całego środowiska – wynikające z faktu, że po objęciu władzy w kraju przez Edwarda Gierka pozycja Stowarzyszenia PAX wzrosła. Gierek spotkał się z Piaseckim już 16 stycznia 1971 r., a parę miesięcy później przywódca PAX-u został członkiem Rady Państwa PRL, w której kilka lat wcześniej przestał zasiadać Zawieyski.

Tymczasem konflikt między Mazowieckim a Zabłockim, dotyczący ustawienia się wobec władz, narastał. Ostrość konfliktu związana była też ze sporem wokół Libelli – firmy, która stanowiła zaplecze gospodarcze „Więzi”. W 1975 r. zapowiedź władz dotycząca wprowadzenia zmian do konstytucji PRL spotkała się z krytyką i Episkopatu, i środowisk intelektualnych. Mazowiecki, jak też środowisko „TP” stanęli po stronie krytyków, podczas gdy Zabłocki nie widział sensu w takich „romantycznych” gestach.

Kiedy 10 lutego 1976 r. w Sejmie odbywało się głosowanie nad poprawkami do konstytucji, spośród pięciu posłów Znaku czterech – Zabłocki i trzech jego stronników – zagłosowało za nimi. Jedynie Stomma ostentacyjnie wstrzymał się od głosu, wiedząc, że od tego gestu uzależnia swą dalszą obecność w Sejmie. Rzeczywiście – już w marcu jego miejsce w Kole zajął Ryszard Bender. Prymas Stefan Wyszyński nie przyjął delegacji nowych posłów, co odebrane zostało jako opowiedzenie się po stronie Stommy, a pośrednio i środowiska skupionego wokół Mazowieckiego.

Miejsce i przyczółek

Ważnym momentem dla ewolucji „Więzi” była zgoda Mazowieckiego na zostanie rzecznikiem uczestników głodówki Komitetu Obrony Robotników wiosną 1977 r. O tak jawne zaangażowanie po stronie opozycji pretensje do niego miała nawet część krakowskiego środowiska związanego z „TP”. Mazowiecki i szef działu historycznego Zdzisław Szpakowski byli związani z Towarzystwem Kursów Naukowych, a Juliusz Eska wspomagał Polskie Porozumienie Niepodległościowe. Na łamach pisma już wcześniej pojawiali się opozycjoniści z kręgów lewicowych, jak stały jego współpracownik Wiktor Woroszylski czy nawet Adam Michnik (pod pseudonimem).

Z czasem lokal przy ulicy Kopernika, w którym mieściła się nie tylko redakcja „Więzi”, ale też warszawski KIK, stał się świadkiem coraz silniejszego przenikania się środowiska skupionego wokół pisma i tworzącej się opozycji. Np. Kazimierz Wóycicki należał do redakcji, a jednocześnie był współpracownikiem KOR-u.

Z kolei po powstaniu Solidarności wielu ludzi związanych z „Więzią” zaangażowało się w ten ruch. Sam Mazowiecki w 1981 r. stanął na czele redakcji „Tygodnika Solidarność” – głównego organu prasowego niemal dziesięciomilionowego związku zawodowego. Potem, w stanie wojennym, środowisku „Więzi” przyszło zapłacić za tak silne związki z opozycją: internowany został Mazowiecki i czterech pracowników redakcji. Z czasem pismo zostało jednak wznowione – i starało się nadal wspierać ludzi opozycji, a wręcz współtworzyć myśl opozycyjną, w granicach wyznaczonych przez cenzurę.

Do 1989 r. kierowana przez Wojciecha Wieczorka redakcja „Więzi”, podobnie jak siedziba KIK-u w Warszawie, stanowiła ważne miejsce spotkań opozycjonistów. Zatrudnienie w niej znaleźli opozycyjni dziennikarze, jak Jacek Kalabiński i Krystyna Jagiełło czy historyk Andrzej Friszke.

Spośród pism ruchu katolików otwartych to chyba właśnie „Więź” była wtedy najmocniej związana z podziemną opozycją. Wielu jej działaczy publikowało też na jej łamach. No i w latach 80. „Więź” sprawiała też wiele kłopotów cenzurze. Jak wynika z akt Głównego Urzędu Kontroli Publikacji i Widowisk, pismo było w czołówce tytułów, w których treść ingerowano.

Wbrew zatem nadziejom komunistów i obawom części środowiska „Więź” nie okazała się koniem trojańskim władz PRL-u w ruchu katolików otwartych. A pod koniec PRL-u – podobnie jak kilka innych pism katolickich – stała się quasi-oficjalnym już przyczółkiem opozycji w świecie oficjalnej, „nadziemnej” prasy. ©


MAGDALENA CZOCH jest absolwentką dziennikarstwa, pracowniczką Biura Edukacji Narodowej IPN. Uczestniczyła w pracach redakcyjnych nad edycją dzienników Jerzego Zawieyskiego. Interesuje się historią emigracji, zwłaszcza paryskiej „Kultury”.

DR JAN OLASZEK jest historykiem, pracownikiem Biura Badań Historycznych IPN. Autor książek, m.in. „Rewolucja powielaczy. Niezależny ruch wydawniczy w Polsce 1976–1989” oraz „»Nieliczni ekstremiści«. Podziemna Solidarność w propagandzie stanu wojennego”. Zajmuje się historią opozycji w PRL-u.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2017