Miłosierny jak kierowca

Rybka na samochodzie ma mobilizować do życzliwości. A przynajmniej powinna. Czy rzeczywiście pomaga?

30.06.2014

Czyta się kilka minut

 / Fot. CORBIS
/ Fot. CORBIS

Ichtis – w języku starogreckim ryba, znak pierwszych chrześcijan. W Europie, także w Polsce, można ją zobaczyć na niektórych samochodach w formie naklejek. Moda ta, jak twierdzi ks. Tomasz Kancelarczyk, przyszła do nas z protestanckich Niemiec.

– To forma świadectwa i przypominania, że my, chrześcijanie, wciąż tu jesteśmy, że nie daliśmy się zepchnąć do katakumb – tłumaczy Bernarda Korycka ze stowarzyszenia „Civitas Christiana”, które zorganizowało w Szczecinie akcję rozdawania naklejek kierowcom. Ks. Robert Skrzypczak (duchowny, duszpasterz akademicki, bloger, psycholog) stwierdził, że łamanie przepisów drogowych to grzech.

Czy można być dobrym chrześcijaninem na polskich drogach, zastanawiają się: instruktor jazdy, handlarz samochodami, kierowca-katolik i kierowca-ateista.


Instruktor: drogowy stoicyzm

– Na przykład na tym moście – tłumaczy R., instruktor jazdy ze sporym doświadczeniem. – Ruch powinien się odbywać suwakowo, bo są trzy pasy, w tym jeden, który kończy się przy zjeździe z mostu. Ale nie! Ci na zewnętrznym jadą na chama, jeszcze dodają gazu, żeby ci z wewnętrznego nie mogli wjechać. Z kolei ci z wewnętrznego pchają się na zderzaki, żeby tylko zjechać z przeprawy. Nawet nie pomyślą, że tamci wcale nie chcą ich wpuścić, i że w ten sposób narażają się na stłuczkę. A uprzejmość, żeby ruch odbywał się płynnie, bez kopania po hamulcach? Gdzie tam! Żona siedzi na pasażerskim? Trudno, najwyżej żona dostanie gonga.

R. jest nadzwyczaj spokojny. I chociaż ryby na samochodach szkoły jazdy nie przykleja, na drodze stara się być chrześcijaninem. Po tylu latach obcowania z Polakami na drodze udoskonalił sztukę „drogowego stoicyzmu”. W każdej sytuacji zachowuje zimną krew, a nawet stara się do innych kierowców – po chrześcijańsku – uśmiechać. Wpuszcza mniejsze auta, ustępuje pierwszeństwa rowerzystom, którzy łamią przepisy, przejeżdżając po zebrze i – uwaga! – nie przekracza prędkości.


Kierowca: zgodnie z sumieniem

– Rybę nakleił mój ojciec. Passata mam właśnie po nim; rodzice kupowali nowe auto, a passat był w bardzo dobrym stanie. Naklejkę zostawiłem i nie mam z tym większego problemu – mówi Mateusz Karpiński z Torunia, lat 24, student bezpieczeństwa wewnętrznego, absolwent politologii, na co dzień katolik, na drodze chrześcijanin. Nie tylko samochód, ale i system wartości odziedziczył po rodzicach. Jak mówi, Kościół był w jego życiu od zawsze, i nic dotąd się nie zmieniło.

Ostatnio podjechał pod wydział właśnie tym ciemnozielonym passatem ze znakiem ryby.

– Wiesz co, ja się po prostu staram zachowywać zgodnie ze swoimi zasadami, z sumieniem. Za kierownicą, jak i w życiu – mówi. – Jakie to zasady? Chyba taka autentyczność, uczciwość, nie udaję kogoś, kim nie jestem. No i staram się być kulturalny. Niezależnie od tego, czy ktoś wozi naklejkę, czy nie. Chociaż... Ostatni taki jeden gościu, golfem trójką...


Instruktor: protestanci kulturalni

Mówi instruktor R., drogowy stoik: – Polacy, niby naród katolicki, a z miłosierdziem na drodze nie mają nic wspólnego. Jeździłem trochę po Europie, to mam porównanie. Zobacz, takie Niemcy... Protestanci i luteranie, ale na drodze naród kulturalny. Ustępują pierwszeństwa, chociaż nie muszą, wpuszczają mniejszych i wolniejszych, nie wyprzedzają przed skrzyżowaniem, wypadki na pasach to u nich rzadkość. Powiem ci więcej: jak Niemiec zobaczy, że jesteś na obcych blachach, to nie wciśnie ci się na chama z podporządkowanej, nie przytrze ci błotnika – uważaj teraz – on się zatrzyma i podpowie, jak masz jechać dalej!


Kierowca: ryba Darwina

– Powiem ci szczerze: na drogach można wyczuć spór w tej kwestii – mówi Mateusz Karpiński z Torunia. – Pewnie zauważyłeś, że oprócz chrześcijańskiej rybki, są pewne kontrsymbole? Nie zauważyłeś? Ja się z nimi spotykam kilka razy w miesiącu. Na przykład „ryba Darwina”, symbol ateistów, agnostyków, generalnie niewierzących; rysunek ryby z wpisanym w nią słowem „Darwin”. Ale są jeszcze lepsze! Na przykład rekin pożerający mniejszą, w domyśle chrześcijańską rybkę. Czy jakaś tam inna, drapieżna ryba. Jest tego sporo, coraz więcej.

– Czy za tymi symbolami idzie jakieś specyficzne zachowanie na drodze? – pytam Mateusza.

– Nie jest tak, że jak ktoś ma inną naklejkę niż ja, to mam do niego mniejsze zaufanie – twierdzi Mateusz. I wraca do historii z golfem trójką: – Wiesz, kiczowaty tunning, techno z głośników i naklejka z rekinem. Ciśnienie mi trochę podniósł, szczerze powiedziawszy. Wieśniak. Ale jestem tolerancyjny. Rozumiem, że każdy może naklejać na samochód, co mu się podoba. Jeden ma rybkę, a drugi „Pokaż cycki”.


Handlarz: w niedzielę kościół, w tygodniu grzech

Włodzimierz z Łodzi (imię zmienione) nie bardzo chce występować jako bohater reportażu.

– Bo, wie pan, klient ostrożny, płochliwy, wyklika w tych Google’ach, zobaczy, że się mądrzę, i pójdzie do konkurencji – twierdzi pan Włodek i cmoka na znak wątpliwości. Wysoki, zwalisty, przed pięćdziesiątką. Odchował dzieci, teraz zajmuje się własną pasją. Samochody! Od lat utrzymuje się z ich sprowadzania. Zaczynał jako detalista: jechał swoją, załóżmy, skodą felicią, parę kilometrów za granicę z Niemcami. Na pasażera brał zaufanego kumpla. Rozglądał się, węszył, przy okazji zdobywał kontakty, i brał, załóżmy, mazdę 323 F, auto modne na początku stulecia. Opychał ją polskiemu klientowi (uczciwie!) w tydzień, a za przychód tankował do pełna, na kolejną podróż do Niemiec.

Kiedy czasy się zmieniły na tyle, że każdy łepek chciał mieć swojego, załóżmy, golfa trójkę, brał coraz więcej pasażerów.

W końcu kupił dużego vana; ośmiu chłopa weszło naraz. Tym vanem wozi Polaków do dziś. Nie tylko do Niemiec, ale i Holandii, Francji, nawet do Włoch, chociaż „Włocha nie poleca”.

Po pierwsze, uważa, że nie po chrześcijańsku jest opychać Polakom auto powypadkowe jako bezwypadkowe, a tak się zdarza często. Pan Włodek nigdy rodaków nie oszukuje, wozi ich tylko na sprawdzone giełdy. Po drugie, nigdy nie zdziera. A jak ktoś dobrze poprosi, to po chrześcijańsku daje nawet zniżki za przejazd.

– Czasami myślę o tych, którzy opychają młodym usterkowe samochody. I dochodzę do wniosku: będzie wam to policzone! – mówi. – Przyprowadzi taki, powiedzmy, tego peugeota, tłuczonego, że gołym okiem widać. Ale taki młokos się nie zorientuje, weźmie, bo autko ładne, umyte, w środku elektronika, klimatyzowane schowki i chwytak na napoje. A pod maską amortyzator zgięty jak ręka w łokciu! Jeśliś katolik, nie sprzedawaj bitego auta, bo będziesz miał czyjeś życie na sumieniu.

– Chrześcijan na drodze jest mnóstwo, ale tylko takich od znaczków – dodaje pan Włodzimierz. – Teraz coraz częściej jeżdżę autostradami, to widzę, co się dzieje. Jadę te polskie 140 km/h, po Bożemu, a tu mi lewym pasem jakaś beta śmiga, że słychać tylko jeden huk, jak z odrzutowca. Prawie pod trzysta jeżdżą. I czasami specjalnie patrzę: czy ryba jest nad zderzakiem. No jest. To ja bym się takiego klienta spytał: do kościoła co niedzielę chodzisz, a w tygodniu autem grzeszysz?


Kierowca: nie wierzę w chrześcijaństwo na drodze

Rynek naklejek z rybami jest skromny. Można je kupić na kilku portalach oferujących naklejki na samochód i na popularnych serwisach aukcyjnych. Ceny: od 5 zł (długość naklejki 12 cm) do 12 zł (30 cm). Do wyboru są naklejki papierowe, plastikowe i aluminiowe; z ostrymi i obłymi końcami.

Znalazłem też jeden portal, na którym można dostać rybkę Darwina. „Rybka Darwina różni się od zwykłej ryby, bo ma nóżki. Tak naprawdę to nie ryba, ale rybopłaz, ichtiostega, czyli forma między rybą a płazem. Rybka Darwina ma więc w ten sposób symbolizować poparcie dla ewolucjonizmu i teorii Darwina. Jednocześnie, zdaniem twórców symbolu, wyraża otwartość na wiedzę i odrzucanie sprzecznych z rozumem dogmatów” – napisał na stronie internetowej sprzedawca.

M., urzędnik, kierowca z pięcioletnim stażem i zdeklarowany ateista, miłośnik żarliwie ateistycznej publicystyki Christophera Hitchensa, żadnego symbolu na auto nie przykleił, ale nie wyklucza, że zrobi to w przyszłości. Zastanawia się nad rybką Darwina lub pożerającym rybkę chrześcijan rekinem.

– A tak! Rekina sobie walnę! – mówi, ale chyba niezbyt poważnie. Dodaje: – Jeżdżę dużo i wiem, że na drodze można się wiele nauczyć o ludziach. O wszystkich ludziach. Całe to gadanie, że jak się naklei symbol chrześcijaństwa, to się nie łamie przepisów, jest dla mnie bez sensu. Albo jest się dobrym, uczciwym kierowcą, albo nie. Dobrym, tzn. potrafiącym się odnaleźć w ruchu drogowym. Bo spójrz na to z drugiej strony: jeśli taki chrześcijanin postanowił nie łamać przepisów, to musiałby się np. zatrzymywać za każdym razem przed zieloną strzałką. I od razu dostałby sto klaksonów. Ty się zatrzymujesz? No widzisz. Ja też nie. Więc nie wierzę, że ci z rybką to robią. Też muszą się dostosować.

Przejeżdżamy ruchliwą ulicą w Toruniu, obok której mieści się supermarket. Co chwila ktoś próbuje przejść przez jezdnię w niedozwolonym miejscu. Jedziemy 40 km/h, M. rozgląda się na boki, żeby niczego nie przeoczyć. W końcu, kiedy przed maską pojawia się kobieta objuczona zakupami, M. zatrzymuje samochód, wykonuje gest, którym zezwala kobiecie na przejście, i krzyczy:

– Przechodź, k...!

– Dlaczego krzyknąłeś? - pytam.

– No, żeby przeszła.

– Ale dlaczego zakląłeś?

– Nieważne – irytuje się. – Ważne, że wykazałem się uprzejmością.


Kierowca: cham zapada w pamięć

Mateusz Karpiński: – Trzeba być po prostu kulturalnym. Ja zawsze staram się ustępować, pomagać. Wpuszczać wyjeżdżających z dróg podporządkowanych. Wszystkich. Mając znak ryby, a więc manifestując to, że jestem chrześcijaninem, czułbym się strasznie zakłamany, gdybym tak nie postępował. Ta rybka to rodzaj dodatkowej mobilizacji, bo czasem, wiesz, człowiek się spieszy, woli wybrać „drogę na skróty”. Za kierownicą jak w życiu. Ja, wożąc ten symbol, czuję się zobowiązany dawać dobry przykład życzliwości innym. Życzliwości, która jest wpisana w moją wiarę. A przynajmniej powinna być.

– Jakimi kierowcami są Polacy?

– Jesteśmy nerwowi. Prowadzimy coraz szybsze życie, bo się dorabiamy. Dlatego pędzimy też na drodze. Jesteśmy mało wyrozumiali, tolerancyjni. Kiedyś jeździłem po Poznaniu na rejestracjach pilskich, czyli „PP”, podczas gdy w Poznaniu mają „PO”. I czułem ich niechęć do mnie. Na skrzyżowaniach, na których będąc pierwszy raz, nie ustawiłem się idealnie, od razu było trąbienie i pukanie się w czoło. Poza tym, czasami traktujemy samochód jako jedyną rzecz, którą możemy komuś zaimponować. Więc jeżeli gościu ma tego przysłowiowego golfa, to chce zaszpanować brawurą. Współczuję facetom, dla których jest to jedyne pole do wyładowania się. Chociaż ostatnio zdarzyła mi się niemiła historia z kobietą. Zaparkowałem pod sklepem niemal idealnie w „widełkach”, ale ona, z racji gabarytów swojego samochodu – przyjechała hummerem – nie mogła się obok mnie zmieścić. I co zrobiła? Posłała mi parę długich. Ale nie chcę generalizować. Ciągle jestem zdania, że życzliwych kierowców jest więcej niż tych chamskich. Tyle że tych drugich dłużej się pamięta.

– Ostatnio coraz modniejsze staje się manifestowanie ateizmu, agnostycyzmu, szczególnie wśród młodych ludzi – mówi Mateusz. – W ogóle mi to nie przeszkadza, jeśli nie narusza mojej wolności. Ale przeszkadzają mi osoby, które same pokazują swoje poglądy, a zabraniają to robić nam, katolikom. To dla mnie strasznie obłudne. W kwestii wiary nie powinno się ze sobą walczyć, rzucać w siebie mięsem, robić happeningów w stylu Palikota. Lepiej dyskutować, wymieniać się poglądami. A symbole, takie jak ryba na samochodzie? Chyba ważniejsze od symboli jest nasze zachowanie. Zamiast nosić wielki krzyż na klacie albo koszulki z Maryją, wolę być przykładem dla znajomych.

– Ciągle mówisz o świeceniu przykładem – wtrącam. – Dobry z ciebie chłopak...

– Chodzi o codzienne zachowania, nawet takie drobne: pomóc w przeprowadzce, podwieźć. Pogadać. A na drodze ustąpić.


Człowiek przede wszystkim

Według badań EuroRAP (Europejskiego Programu Oceny Ryzyka na Drogach), organizacji, która ocenia bezpieczeństwo na europejskich drogach, to na polskich drogach krajowych jest i będzie (dane i przewidywania dotyczą lat 2011-20) największe ryzyko wypadków. Najczęściej – w 95 procentach – do wypadku przyczynia się zachowanie człowieka. Na drugim miejscu wśród czynników ryzyka znalazł się stan drogi (35 proc.), a na trzecim stan pojazdu (10 proc.).

Najmniejsze ryzyko wystąpienia wypadków odnotowano w luterańskiej Szwecji, katolickiej Austrii i coraz bardziej zlaicyzowanej Holandii.


Niektóre cytaty za portalami Fronda.pl, Opoka.org.pl.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, z „Tygodnikiem” związany od 2011 r. Autor książki reporterskiej „Ludzie i gady” (Wyd. Czerwone i Czarne, 2017) o życiu w polskich więzieniach i zbioru opowieści biograficznych „Himalaistki” (Wyd. Znak, 2017) o wspinających się Polkach.

Artykuł pochodzi z numeru TP 27/2014