Milenium marnowanych szans

Chrzest Mieszka I w 966 r. zapoczątkował wzajemne wspieranie się, czy wręcz symbiozę Państwa i Kościoła w Polsce. Świętowanie milenium tego wydarzenia przyrównać można do złotego wesela urządzanego przez współmałżonków osobno i połączonego z wzajemnym oskarżaniem się przed dziećmi: obywatelami i wiernymi.

27.04.2003

Czyta się kilka minut

Książka Bartłomieja Noszczaka opisuje szczegółowo wieloletni spór komunistycznych władz państwowych i Episkopatu „o kształt obchodów tysiąclecia powstania państwa polskiego i jego chrztu” oraz sam konfrontacyjny przebieg tych obchodów. Dawnym publikacjom na ten temat autor zarzuca, że pisane były „propagandowym językiem władz państwowych”, w nowszych zaś dostrzega skłonność do apologetyki i idealizowania strony kościelnej. Dystansując się wobec obu tendencji, skupił się nie na ich analizowaniu, lecz na omówieniu programów, przygotowań i przebiegu państwowych i kościelnych uroczystości milenijnych.

Walka o człowieka

W normalnym demokratycznym kraju obchody takie uzupełniałyby się doskonale, a kościelni i państwowi przywódcy gratulowaliby sobie wzajem. Jedni dziękowaliby drugim za uczczenie Tysiąclecia tysiącem nowych szkół, ci zaś tym pierwszym za akcentowanie potrzeby podniesienia poziomu moralnego społeczeństwa w trakcie nowenny lat przed 1966 r. Ale było inaczej.

„Zarówno Kościół, jak i władze państwowe postrzegały obchody Tysiąclecia w sposób jednowymiarowy”, urządzając je równolegle, według osobnych programów i „starając się skupić wokół nich jak największą część społeczeństwa”. Była to nie tyle bitwa o pamięć, a więc o społeczną świadomość historycznych zasług czy win Państwa i Kościoła, co rywalizacja o miejsce ich teraźniejszej postaci w tejże świadomości.

„Cechą wspólną milenijnych programów Kościoła i władz państwowych była walka o człowieka. Obie strony organizowały szerokie akcje, które mobilizowały społeczeństwo”. Istotne różnice ideowe nie wykluczały - jak to w rywalizacji - zapożyczania środków i częściowego upodobnienia. Konkurujące strony nie pozostawiły przypadkowi frekwencji na głównych obchodach, a obchody w terenie odbywały się według scenariuszy układanych centralnie. Były czyny społeczne i czyny soborowe, peregrynacja „obrazu Nawiedzenia” i przemierzające także kraj „sztafety Tysiąclecia”, dbałość o emblematy, symbole.

Obie strony - dodajmy - eksponowały, jak w dziejach wszelkich konfrontacji, swych przywódców, za którymi podczas ich przemówień stawali murem pozostali prominenci, z rzadka dostępując prawa głosu. Do kolegialności było daleko zarówno Komitetowi Centralnemu, jak i Episkopatowi, chociaż obydwa ciała winny się do niej skłaniać, gdyby bardziej konsekwentnie stosowały się do własnych doktryn. Wojna, także słowna, ma jednak własne mechanizmy, które zamykają w nawias niejedną zasadę.

Niekonsekwencje napędzały się wzajemnie. Im bardziej rząd, wyznający wszak teoretycznie zasadę wolności sumienia, usiłował ograniczać zewnętrzne formy masowej pobożności, tym usilniej bronił ich Kościół, który w czasach wolności nie przywiązywał do nich aż takiej wagi. Utrudniana pielgrzymka, zakazana procesja, zatrzymany peregrynacyjny obraz co jakiś czas stawały w centrum kościelnej uwagi, bardziej niż wielkie problemy doktrynalne czy etyczne.

Im większa procesja czy pielgrzymka, tym odważniej występował przemawiający do niej hierarcha i tym mniej mówił o Bogu, a więcej o rządzących, że ograniczają wolność religii i źle pojmują rację stanu. Ludzie bili brawo, a władze zarzucały biskupowi, że robi z ambony trybunę, po czym jeszcze bardziej przeszkadzały urządzaniu następnych obchodów. Co, z przekonania czy przekory, jeszcze bardziej zachęcało do nich ludzi.

W sumie zwalczające kościelną aktywność milenijną władze bardziej tej aktywności pomogły niż zaszkodziły. I odwrotnie, szykanowani przez władze co bardziej upolitycznieni kaznodzieje, niezależnie od ich zamiarów, bardzo byli tym władzom potrzebni jako argument za dalszym uprzykrzaniem życia Kościołowi. Same obchody Tysiąclecia stanowiły tylko fragment wielopłaszczyznowego i zadawnionego konfliktu, w którym w miarę wzajemnego zaostrzania sytuacji w Partii wzmacniało się znaczenie ideologicznych jastrzębi, w Kościele zaś w górę szli bojownicy. Do dziś ich kiepscy imitatorzy nie potrafią żyć bez wroga i mają się za prześladowanych.

Głosowanie nogami

Książka omawia przede wszystkim podejmowane przez władze kościelne i państwowe działania i przeciwdziałania, używane przez przywódców argumenty i środki propagandowe. Skupiając się na tej interakcji, autor nie pomija przecież i tego, co obu stronom wyznaczało jej granice, czyli postaw społeczeństwa. W zdecydowanej większości nie akceptowało ono forsowanej przez rząd ateizacji i było przekonane, że tożsamość narodową gwarantuje bardziej Kościół niż Partia.

Te przekonania milionów ludzi głosujących nogami stanowiły najważniejsze ograniczenie rządowych działań przeciw Kościołowi i najważniejsze oparcie dla biskupów, gdy występowali przeciwko tym posunięciom. Gdyby nie wywołane rozgoryczeniem i oporem społeczeństwa osłabienie partyjno-państwowych struktur oraz przesilenie roku 1956, reżimowy dyktat wobec Kościoła trwałby nadal niewzruszony, a niezłomnym hierarchom - podobniejak w krajach sąsiednich - przybywałoby tylko lat w więzieniach, a nie rzesz słuchających ich w Gnieźnie, pod Jasną Górą czy na Skałce w Krakowie. Które to oczywistości docierają w minimalnym stopniu do części autorów heroizowanych biografii owych biskupów.

Na obchodach Milenium chrztu i państwa zaciążył antagonizm kościelno-państwowy, co spowodowało, że „Tysiąclecie stało się jubileuszem straconych szans na jego pełne, godne uczczenie. Przerodziło się ono w konflikt wzajemnych uprzedzeń i wywołało złudzenia zarówno władz państwowych, jak i Kościoła, w możliwość zdobycia władztwa nad duszami. Obchody Milenium pokazały, że w istocie żadna ze stron nie odniosła na tym polu zdecydowanego sukcesu. W tym świetle konflikt o Tysiąclecie był przegraną władz państwowych, ale okazał się także pyrrusowym zwycięstwem Kościoła. O duchowym programie Wielkiej Nowenny w istocie zapomniano szybko (nie wspominając o jego realizacji), zaś wprowadzanie w życie zasad Vaticanum Secundum trwa właściwie do tej pory”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2003

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (17/2003)