Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Z perspektywy widać coraz wyraźniej, że Jeremi Przybora był jedną z najważniejszych postaci polskiej kultury powojennego półwiecza. Po pierwsze, ze względu na mistrzostwo językowe jego tekstów, które wzbogaciło polszczyznę, uwrażliwiło nas na jej niuanse i stanowiło szczepionkę na toporność nowomowy. Po drugie, bo niezwykły wehikuł czasu, jakim stał się Kabaret Starszych Panów (tu oczywiście Przybora dzieli zasługi z Jerzym Wasowskim), ocalił pewne wzorce kulturowe (ci dżentelmeni w spodniach w prążki, które podobno ręcznie malowano!) i pozwolił przetrwać w przestrzeni publicznej cennemu rodzajowi poczucia humoru: humoru nonsensownego, czyli bezinteresownego. W kwestii teorii nonsensu odsyłam do wstępu Michała Rusinka oraz cytowanego tam Stanisława Barańczaka.
W tej książce nie ma wierszy/piosenek, ani „Pomidorów”, ani „Szui”, ani „Rodziny”. Są prozy, w których występują dwaj anonimowi, ale przecież dobrze nam znani z Kabaretu przyjaciele, a także gromadka innych postaci. Przygarnięcie zbiegłej z klasztoru Sióstr Solenizantek siostry Odoraty wiele będzie narratora kosztowało – niepohamowana ekspansywność jej poszukiwań duchowych skłoni w końcu jego samego do szukania schronienia u Ojców Azylianów. Spotkamy panią Verę – wdowę po kwartecie smyczkowym, którego członkowie zatruli się kalafonią; znakomitego chirurga i melomana docenta Dżdżystego, albo też pana, któremu podczas pracy przy reaktorach trafił się wyjątkowo długi łańcuch, przez kilka lat nie opuszczał instytutu i teraz wiewiórka myli mu się z biedronką, a pachnący krzew bzu to wedle niego „wraz”.
Obyczajowe realia, niby wyjęte ze staroświeckiej powieści, stają się tłem historii niezwykłych, strasznych, czasem zaś wybrzmiewających dziwnie serio. Niekiedy bowiem zaglądamy w nich za kurtynę oddzielającą nasz świat od zaświatów – starczy się zagapić i w starej kamienicy wyjść o piętro za wysoko. „Płaszcz” to opowieść o fascynacji przyodziewkiem firmy Burberry, ale przede wszystkim o utracie ukochanej kobiety. A podupadły, obskurny hotel Pod Orłem – w jego neonowym szyldzie świeci się już tylko jedna litera, a o dawnej świetności świadczą resztki starej boazerii i niedobitki secesyjnych witraży łatanych zwykłym szkłem – może się okazać bramą do przeszłości. W której dawno wycięta aleja czereśniowa wciąż jest w pełnym rozkwicie. ©℗
Jeremi Przybora, WRAZ, CZYLI BEZ. OPOWIADANIA I LISTY Z KRAINY NONSENS, Wybrał Michał Rusinek. Kraków 2022, Znak, ss. 286.