Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Otóż nowoczesna demokracja opiera się na debacie publicznej. Ponieważ nie możemy jako wszyscy obywatele jednego państwa spotkać się na forum, czyli na jednym, największym nawet placu, to mamy reprezentantów. Ponieważ jednak wiele spraw albo nie podlega decyzji ustawodawczej, albo wymaga ukształtowania silnej opinii publicznej, albo po prostu potrzebuje przedyskutowania, więc prowadzimy publiczne debaty. I można zarysować następujący trójkąt: demokracja - debata publiczna - mass media. Rola mass mediów nie sprowadza się do praktycznego umożliwiania debaty publicznej, ale media powinny ją także inspirować i do pewnego stopnia nią kierować.
Jakie jednak wymagania musimy stawiać debacie publicznej? Jak każda debata powinna - jeżeli ma doprowadzić do jakichkolwiek rozsądnych i praktycznych skutków - być toczona we wspólnym języku, w języku akceptowanym przez wszystkie zainteresowane strony. To zaś oznacza, że nikt nie powinien przystępować do debaty publicznej w demokracji, jeżeli nie jest gotów na wymianę argumentów i ewentualnie na zmianę zdania. Jeżeli jest pewien swojego poglądu i nie ma najmniejszego zamiaru ani odrobinę ustąpić, to po co uczestniczyć w debacie? Debata publiczna z góry przekonanych staje się fikcją i spektaklem pozorującym demokrację. Tak było na przykład w przypadku debaty dotyczącej “teczek". Uczestniczyli w niej ludzie, którzy uważali, że cokolwiek by powiedział antagonista, oni i tak wiedzą lepiej. Niestety, tego rodzaju debaty coraz częściej zastępują rzeczywistą wymianę poglądów i w gruncie rzeczy dostarczają zapewne przyjemności uczestnikom, zapełniają czas antenowy czy szpalty gazet, ale dla obywateli nie mają najmniejszego znaczenia. Nic im nie dają, a wręcz przeciwnie - niepotrzebnie zabierają czas i mieszają w głowie.
Debata publiczna powinna pełnić dwie funkcje. Pierwszą, i nie bójmy się nadmiernej wzniosłości, jest docieranie do prawdy, czy też do rozwiązania najbliższego prawdy. Drugą zaś jest docieranie do kompromisu, a w takim przypadku debata publiczna przypomina nieco negocjacje biznesowe, tyle że jest prowadzona jawnie. Te dwie funkcje debaty publicznej często znajdują się w sprzeczności. Bo przecież prawda nie podlega kompromisowi. Jednak ta sprzeczność logiczna w praktyce daje się pokonać, jeżeli celem debaty jest kompromis, ale kompromis praktycznie najlepszy z możliwych. Takie prowadzenie debaty publicznej wymaga jednak od wszystkich jej uczestników i tych czynnych - czyli polityków i publicystów, i tych biernych - czyli widzów, słuchaczy i czytelników, przekonania, że istnieje wspólny interes, który ma wymiar zarówno polityczny, jak moralny. A przede wszystkim wymaga osobistej bezinteresowności, bo nie ma i nie powinno być żadnego bezpośredniego związku między moim prywatnym interesem a interesem publicznym.
Czy w Polsce mass media (tym razem nie biorę pod uwagę polityków, bo dość już narzekań) są przygotowane do takich debat publicznych? Jestem całkowicie przekonany, że nie są i że nie pełnią tej funkcji, ponieważ debata oznacza dla nich starcie poglądów, nie zaś docieranie do wspólnego zdania, do roztropnych wniosków. Dziennikarze prowadzący debaty nie odważają się powiedzieć uczestnikom, że wypowiadają się demagogicznie, że nie przytaczają argumentów, że mają z góry ustalone zdanie i że nie wiadomo po co uczestniczą w debacie, skoro interesuje ich tylko wypowiedzenie własnego zdania, a nie wysłuchanie cudzego. Dziennikarze ponadto nie są przygotowani do tego, żeby korygować kłamstwa dotyczące faktów, kłamstwa, jakie masowo dostrzegamy w polskich debatach publicznych. Mass media nie mogą poprzestać na stwarzaniu miejsca dla domniemanych debat i na przyciąganiu publiczności dzięki zapraszaniu osób znanych z wyrażania stanowczych poglądów. Mass media powinny także nadzorować debatę, zapewniać, że jest to walka na zasadach fair play.