Masłowska kontra rap

Prób zaanektowania Masłowskiej było sporo. Wiadomo, każdy by chciał. Ale ona miała zawsze gotowe wyjście ewakuacyjne. Bo gdy robi się stabilnie, czas na wymyk. Tak jak teraz.

13.05.2023

Czyta się kilka minut

Dorota Masłowska, sierpień 2020 r. / GRAŻYNA MAKARA
Dorota Masłowska, sierpień 2020 r. / GRAŻYNA MAKARA

To była, być może, zbawienna kraksa. W maju 2022 r. na kanale wytwórni SBM, założonej przez raperów Solara i Białasa i specjalizującej się w nowym hip-hopie, pojawił się teledysk do utworu „Motyle” Doroty – nowego muzycznego wcielenia Doroty Masłowskiej. Wyreżyserowana przez Aleksandrę Terpińską miniatura zapowiadała nowy sublabel wytwórni – SBM A, której specjalnością miała być muzyka bardziej eksperymentująca, skierowana do nieco starszego odbiorcy niż bestsellerowe wydawnictwa Maty czy Kinny’ego Zimmera.

Wyprodukowane przez Solara „Motyle”, rzecz raczej à propos rapu niż należąca do gatunku, bliższa outsiderskiej poezji w duchu Synów czy Niwei, potwierdziły, że za sprawą różnych źródeł dystrybucji nie ma już jednej polskiej (pop)kultury. Jest wiele odległych planet, które nie komunikują się ze sobą. Ich mieszkańcy mają swoje oczekiwania, bardzo zresztą konkretne, i egzekwują ich realizację. Rapowa publiczność zderzona z propozycją z innej bajki zupełnie nie chciała słuchać Doroty, czemu ochoczo dawała wyraz.

Ale przejście przez tę dyslajkową („Śniło mi się, że mam dużo dyslajków / Same dyslajki, bardzo niewiele lajków” – z płyty „Wolne”) ścianę ognia okazało się dla Masłowskiej niespodziewaną szansą. Tak, to był reset. Jej nowa publiczność powiedziała nie, ale też ujawniła, że nie ma pojęcia o całym wizerunkowym bagażu autorki, stojącej za tą sceniczną kreacją, że dorastała wśród zupełnie innych punktów odniesienia i nie ma dla niej znaczenia „jakaś nagroda Najki” (jak powiedział raper i streamer Young Multi).

To oznaczało ulgę. Można wreszcie przestać być tym wszystkim, czym dotąd Masłowska była: cudownym dzieckiem, okropnym dzieckiem, wirtuozem językowego nasłuchu, przenikliwą komentatorką rzeczywistości, pisarką dresiarską, maszyną do mielenia języków polskich, warzycielką esencji z Polski, a nawet pastiszową artystką okołorapową znaną uprzednio z projektu Mister D – i zrobić sobie, zgodnie z tytułem nowej płyty, „Wolne” od wizerunku.


DOROTA MASŁOWSKA W "TYGODNIKU": CZYTAJ ROZMOWY I FELIETONY >>>


– Przez te dwadzieścia lat obecności publicznej, a przecież ja dorastałam publicznie, więc wygadywałam i robiłam mnóstwo głupot publicznie, moja persona stała się ciężkawa, męcząca, dusząca. Myślę że trochę tak jest, że próbuję się wywinąć zarówno z uścisków, jakie niewątpliwie się na mnie sypią, ale też z rozmaitych agresji, które mnie spotykają od ludzi, którzy coś tam sobie na mój temat wyobrażają. To bywa przytłaczające, bo jedni i drudzy mają względem mnie jakieś oczekiwania, roszczenia, wyobrażenia, i próbują je wyegzekwować. A ja chcę być wolna od nich, bo mnie trzymają w miejscu, w ryzyku samopowielania się, kiedy ja chcę się rozwijać i w muzyce właśnie szukam takiego przekroczenia tego, co umiem dobrze i znam, i pójścia w nieznane. Szukam w tym wolności – mówi Dorota Masłowska.

Głód bigosu

Reset – no bo ile w końcu można funkcjonować jako autorka „wiecznie młodzieżowa”, owszem, zasłużona, z solidnym dorobkiem i do tego taka, z którą strach dyskutować, bo wiadomo, że się przegra pojedynek na gadane, ale cały czas nawiedzana przez widmo bezprecedensowego debiutu? Od „Wojny polsko-ruskiej pod flagą biało-czerwoną” (2002), transmisji na gorąco z dziwnego, przygnębiającego, ale toksycznie zajmującego czasu początku naszego milenium, minęło przecież dwadzieścia lat.

Doskonale pamiętam, jak siła rażenia „Wojny” przyprawiła rówieśników Doroty Masłowskiej, ale i moich (urodzonych w pierwszej połowie lat 80.), o powszechny kryzys ćwierćwiecza, bo z tak mocną już na dzień dobry literaturą trudno było stawać w szranki. Z drugiej strony książka zadziałała jednak jak katalizator i pomogła wydawnictwu Lampa i Iskra Boża, którego obdarzony wybitnym instynktem założyciel Paweł Dunin-Wąsowicz zaryzykował i wydał wywrotowy debiut. Sukces „Wojny polsko-ruskiej” utorował drogę kolejnym Lampowym autorom, jak Agnieszka Drotkiewicz, Małgorzata Rejmer czy Jakub Żulczyk – spora część spośród dzisiejszych trzydziesto- i czterdziestolatków miała jakiś epizod związany przynajmniej z czasopismem „Lampa” (ukazywało się do 2015 r.).

Ten „kawał lekko nadpsutego literackiego mięsa”, jak określił powieść zafrapowany nią Marcin Świetlicki, zdumiewał jako popis języka wówczas w literaturze niespotykanego, fuzji mowy osiedla, ulicznej antysystemowości, chłopskiego rozumu, treści marketingowych, teleturniejów i telezakupów zarazem. To był zapis języka i myślenia pozostawionych własnej, swobodnej ewolucji, polszczyzny, która „sama się zepsuła”, a raczej dopasowała się do wyrażania paradoksów i niekonsekwencji.

Nieco niefortunnie nazywano debiutancką powieść Masłowskiej „dresiarską” lub „blokerską”, bo też tematyka młodzieży bez perspektyw, za to z tendencją do agresji i drobnych wykroczeń, należała wówczas do gorących. Główny bohater, Silny, ze swoim bigosem sprzecznych wewnętrznie przekonań, nieufnością i ustawicznym szukaniem wroga, to nie był typowy dla swoich czasów dresiarz, tylko everyman, jakiego spotykamy i dzisiaj w świecie oraz w internecie. Przecież i nam samym zdarza się tak samo jak jemu chałupniczo radzić sobie z własnym dysonansem poznawczym. W ten sposób powieść można czytać jako wykrzywiającą czasy własne, a zarazem nieco profetyczną. Ale „dresiarska” etykietka przykleiła się też do samej Masłowskiej, którą pomimo konsekwentnych wypraw w różne tematyczne rejony wciąż wysyłano na symboliczne osiedle, gdzie miała pełnić funkcję ekspertki od tego, co kostropate, pospolite, niezgrabne, gdzie konsumowano ofertę supermarketów i telewizję. I nic więcej.

Bez powiek

Skoro osiedle, to i hip-hop; to skojarzenie w pełni wybrzmiało przy okazji triumfu nagrodzonego Nike „Pawia królowej” (2005), eposu powykręcanego z języków zasłyszanych i zapożyczonych, spisanego rytmiczną frazą i upstrzonego nieprzypadkowym i celowo niedoskonałym rymem („celem naszym dla każdego było książkę stworzyć, książkę, którą czyta się w ten sposób, że nie trzeba tego wcale robić”).

Związki „Pawia królowej” z gatunkiem wydają się mocno umowne – żywiołem książki jest wchłaniający wszystko monolog, którego hip-hop – wówczas bezwzględny monopolista polskiej kultury popularnej, wraz ze swoim landrynkowym krewnym hip-hopolo – jest tylko jednym z wielu składników. Na tę polifonię składa się też podstępny język marketingu, lizusowskie strategie show-biznesu, doskonale pozbawiony właściwości język europejsko-urzędowy, dlatego naturalnie splata się ze sobą tu mowa trawa teflonowa i dydaktyzująca („zawiera ona liczne udogodnienia mające stworzyć warunki intelektualne dogodne dla osób mentalnie chromych lub wyjałowionych z przyczyn od siebie niezależnych i przez siebie niezawinionych”), oraz niespójne, ale naładowane emocjami manifesty, ujawniające przy tym pewną bezradność („opluwa chłopak chłopaka, opluwa dziewczynę dziewczyna, dziecko nie słucha matki, kierowca pieszego zabija, a ty znowu pytać zaczynasz, na co ci te kombinacje, o co ci w ogóle chodzi, na o co chodzi pytanie to ty mi dziś odpowiedz (...) Wiesz co ci na pytanie to odpowiem? Czasem śni mi się, że chcę zamknąć oczy, ale w tym śnie nie było powiek”).

Takie z jednej strony koślawe, a z drugiej wygładzone i utarte formuły dopiero zaczynały wówczas zapełniać naszą językową rzeczywistość. Masłowska zsamplowała je do swojego poematu, by zilustrować jałowienie ludzkich relacji, marzeń, żadność show-biznesu, daremność aspiracji, zjadanie świata przez swoje własne symulacje. Strategia niby oczywista i przez to w swoim czasie budząca czasem irytację, a jednak trudna do spastiszowania, o czym przekonał się sam Tadeusz Różewicz, próbując „pisać »Pawiem«” w tomie „Kup kota w worku”.

Jan Gondowicz pisał niegdyś o „Pawiu królowej”, że to „przyłapanie na gorącym uczynku narzucanej nam wszechobecnej mowy, za pomocą której nie sposób powiedzieć prawdy”. Dzisiaj, niemal dwadzieścia lat później, mowa, o której wspominał Gondowicz, wydaje się już wyściełać wszystko szczelnie. Literatura wyprzedziła rzeczywistość i nietrudno trafić dziś na wypowiedzi publikowane z pełną powagą, również na piśmie, które przypominają fragmenty z wczesnych powieści Masłowskiej. To, wraz z niewątpliwym i wielokrotnie ujawnianym zamiłowaniem pisarki do pochłaniania wyrobów z obrzeży pola widzenia kultury wysokiej, za to z samego środka kosza z promocjami albo serca najkomercyjniejszej telewizji („Jak przejąć kontrolę nad światem, nie wychodząc z domu”), groziło utkwieniem na wieki w roli ironistki, obnoszącej po polskich miastach bardzo krzywe zwierciadło.

Córka Rydzyka

Jednak to, co dzięki autopastiszowemu flow MC Doris w „Pawiu królowej” mogło budzić współczucie i śmiech, w późniejszych o trzynaście lat „Innych ludziach” (2018) zmieniło się już w dojmujący chłód, samowstręt, który teflonowa mowa jedynie nieudolnie znieczula, ale widać zbyt wyraźnie, że to próby daremne. Bohaterowie wcześniejszych książek Masłowskiej są w swoim miotaniu się nieporadni, ale i dzięki temu niezbyt groźni; w „Innych ludziach” panuje mróz, wyobcowanie, twarde łokcie i traktowanie siebie wzajemnie jak meble, a konsumpcja już nie cieszy, nawet przewrotnie, jedynie zagłusza.

„Inni ludzie” i oparty na książce ponury musical (tak!) filmowy w reżyserii Aleksandry Terpińskiej (2021) oznaczał pierwszy krok w stronę ponownego zmierzenia się z tym, co realnie niemiłe, a nie tylko umownie i umiarkowanie, jak np. społeczeństwo w tytule płyty Mister D. Na tym albumie z 2014 r. celowo chałupniczo brzmiący elektroniczny pop (nieco w tradycji łódzkiej – jednym z współtwórców albumu był Kuba Wandachowicz z Cool Kids of Death) akompaniował śmieszno-strasznym obrazkom z Polski, wyciągniętym z uniwersum powieści Masłowskiej, ale celowo ukiczowionym w sposób wręcz radosny. Ich bohaterami stali się kobieta, która od kiedy „chleb swój wypieka, o śmierci już nie marzy”, Kinga Rusin, Ryszard Kalisz oraz sama Dorota Masłowska w wielu wcieleniach, m.in. jako „córka Rydzyka”.

– To było po „Między nami dobrze jest”, że prawicowi dziennikarze rozważali cofnięcie ekskomuniki na mnie, bo „Między nami” było o wartościach takich jak Polska i został tu wyczuty potencjał uprawicowienia i unarodowienia mnie. No ale wydaje mi się, że się do tego jednak nie nadawałam i szybko się z tego pomysłu wycofano – wyjaśnia pisarka.

Prób zaanektowania autorki przez rozmaite stronnictwa i grupy było więcej, jednak za każdym razem Masłowska skutecznie znajduje wyjście ewakuacyjne. To najbardziej konsekwentny rys w jej karierze: gdy robi się zbyt stabilnie, to oznacza, że czas na wymyk. „Inni ludzie”, czyli ponowna konfrontacja z hiphopową frazą, ale też z medium filmu, przyniosła nagłe spoważnienie po zdystansowanej publicystyce i fascynacji światem reality TV. Wcześniej hip-punkowy kabaret Mister D. powstał dla odreagowania wyprawy na terytorium powagi, po napisanej na zamówienie Teatru Rozmaitości w Warszawie i Schaubühne am Lehniner Platz w Berlinie sztuce „Między nami dobrze jest” (2008) i próbie zmierzenia się z językiem psychopapki w „Kochanie, zabiłam nasze koty” z 2012 r. (tu teflonowy język okazał się podstępnym przeciwnikiem, co uczyniło powieść zaskakująco konwencjonalną).

Ta uparta odmowa osiadania na przewidywalnej pozycji oznacza jednak rezygnację z niewątpliwych profitów. Ironiczny dystans czy wystawianie współczesnemu światu diagnoz to bowiem postawy, które gwarantują wygodną pozycję, nienaruszalność i nieustanne brawa z offu. Kpiarza trudno traktować poważnie, ale też łatwo się ośmieszyć atakując go; etatowy malkontent za to bywa traktowany jako szczyt ewolucji pisarza czy intelektualisty w ogóle, do tego zyskuje glejt na nurzanie się w przyjemnościach zgorzknienia i narzekania na świat. Odrzucenie tych pokus to śmiały ruch, który zapewnia jednak coś bezcennego: wolność od zaskorupienia.

– Myślę, że skutecznie broni mnie przed tym coś takiego, co nazwałabym „dreszczem sztuki”. Czuję, że to jest coś, czego doświadczyłam parę razy, że praca artystyczna zaszła nagle tak daleko, że był to rodzaj lotu i poczucia przenikania rzeczywistości, wglądu. No i to jest głód, coś jak pierwsza dawka heroiny: że zawsze już tego szukasz całą sobą, a rzeczy w rodzaju odcinanie kuponów, brylowanie towarzyskie, pisanie książek podobnych do innych książek tego nie dają. Więc ja znalazłam na to taki sposób, że ciągle szukam jak najprawdziwszego, najbardziej trafionego wyrazu siebie w danym momencie. To wiąże się z pewną czasem niezgrabnością, coś się nie uda, wykrzaczy, ludzie mnie krytykują, obrażają, no ale mobilizuję całą swoją odwagę, jestem w zgodzie ze sobą, powiem więcej: tak ryzykując, doświadczam jakiejś pełni. No i nagrodą jest właśnie, że jestem bardzo nierozgoryczona – tłumaczy Masłowska.

Co mówi masło

Płyta „Wolne”, nagrana już jako Dorota, jest z tych wszystkich konfrontacją najodważniejszą, bo z samą sobą i z tym, co uznawała za niezręczne, z językiem prostym, piosenkowym, takim, który wcześniej pewnie stanowiłby paliwo ledwie dla pastiszu. Tu rzeczy pozornie banalne nastręczają trudności twórczyni znanej z wyrafinowanego obchodzenia się z banałem, co obserwujemy w czasie rzeczywistym.

Słychać, że to zapis zmagań, jakby prób wejścia gołą nogą do bardzo zimnej wody: rymy jawnie z typowej muzyki pop, jakby celowo te najbardziej oczywiste („to, o czym marzyłam po nocach, dziś się zdarzy”, „Ale teraz przyszła wiosna / Patrzę w słońce / Jestem radosna”), a jednocześnie odruchowe wywracanie, wybebeszanie frazy „po Masłowsku” („Przez pustynie i akweny / Przez Orleny”, „Po klatce piersiowej jak lampart krąży miłości mej bękart”) czy jeszcze chwytanie się sprawdzonych rozwiązań, czyli mielenia produktów popkultury (przez nawiązanie do piosenki z „Klanu”). To zapis niełatwego procesu upraszczania własnej artystycznej wypowiedzi, właśnie procesu – bo to, co słyszymy na płycie, to właśnie kadry z przepoczwarzania.

Utwory noszą ostentacyjnie proste i popowe tytuły, jak z poradnika ABC pisania przebojów: „Motyle”, „Światło”, „Serce”. Jak przyznaje Masłowska, proces ten jest kuszący: – To się wzięło z naturalnej dla mnie potrzeby pójścia w miejsca skompromitowane, wstydliwe. Wychodzę z założenia, że jeśli coś robi się właśnie takie ogólnie żenujące, to znaczy, że coś tam jest zaklętego, ukrytego, emocjonalnego. I tak jest moim zdaniem z „sercem” i innymi tego typu przeeksploatowanymi popsymbolami, że zostały zużyte przez piosenki disco polo, reklamy, Disneye itp., aż do przezroczystości. Może robię sobie taki challenge, żeby wziąć taki symbol śmieć i użyć go tak, żeby stał się częścią czegoś literacko głębokiego, zawiesistego.

Wraz z płytą „Wolne” zakończył się eksperymentalny żywot wytwórni SBM A, nic nie wskazuje jednak na to, by ten los miały podzielić poważne próby muzyczne Doroty Masłowskiej. Starcie z dezaprobatą, ale przede wszystkim mocowanie się z własnymi ograniczeniami tym bardziej budzi w niej artystkę przekorną. I koniec końców wygraną – ulubiona inwektywa niemile zaskoczonych słuchaczy Doroty brzmiała bowiem „asłuchalny”, co jak na wyjątkowo przewrotną ironię wiele zawdzięcza „mówieniu Masłem” (określenie pożyczone od Jerzego Pilcha). W końcu to w „Wojnie polsko-ruskiej” pojawiła się „aempatia”.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Badaczka i pisarka, od września 2022 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Autorka książek „Duchologia polska. ­Rzeczy i ludzie w latach transformacji”, „Wyroby. Pomysłowość wokół nas” (Nagroda Literacka Gdynia) oraz rozmów „Czyje jest nasze życie” ­(… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 21/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Czego ona tu szuka