Mamusia z Paryża

Mołdawia to najbiedniejszy kraj Europy. Już jedna czwarta Mołdawian opuściła swoją ojczyznę – za chlebem. Unia Europejska, z którą Kiszyniów właśnie parafował umowę stowarzyszeniową, to przede wszystkim nadzieja: na lepsze, godne życie.

28.12.2013

Czyta się kilka minut

Mołdawia na zdjęciach autorki tekstu. Od lewej: Olga (bohaterka pierwszej z opowiedzianych w tekście historii) w pociągu z Polski do rodzinnego Kiszyniowa; bloki w Besarabesca (w regionie Gagauzja).  / Fot. Magdalena Chodownik
Mołdawia na zdjęciach autorki tekstu. Od lewej: Olga (bohaterka pierwszej z opowiedzianych w tekście historii) w pociągu z Polski do rodzinnego Kiszyniowa; bloki w Besarabesca (w regionie Gagauzja). / Fot. Magdalena Chodownik

Olga ma 37 lat, dwie córki oraz paszport, który cały wypełniony jest czerwonymi stemplami z polskich i ukraińskich przejść granicznych. Zjeździła je we wszystkie strony: Mołdawia–Polska, Polska– –Mołdawia, Mołdawia–Polska... I tak w koło. Innych pieczątek brak.

ZA PRACĄ DO POLSKI

Olga do Polski przyjechała ponad 5 lat temu. Za pracą. Nie znała wtedy języka i co gorsza nie znała polskich realiów. Wyjazd zorganizowała jej mołdawska agencja pośrednictwa pracy, która miała o wszystko zadbać. Olga wzięła kredyt, by ją opłacić. Hipoteka, bo jedyne, co mogła zastawić, to mieszkanie. Ryzykowna decyzja. Ale była pewna, że z polskiej pensji opłaci raty, pomoże rodzinie i coś odłoży.

W końcu tylu ludzi wyjeżdża i jakoś im idzie.

Jej mąż – jak mówi – prace miewa. Z tego, co przynosili do domu, ciężko było związać koniec z końcem. Średnia dobra miesięczna wypłata to w Mołdawii około 3 tysięcy lei (równowartość 150-200 euro). A ceny? Chleb – 5, mleko – 10, śledź – 7. Kupując tylko te produkty, w miesiącu wydaliby prawie 1/4 pensji. Wykarmić, ubrać i ogrzać za tę kwotę całą rodzinę nie graniczy, a zwyczajnie jest cudem. Klamka zapadła. Walizka w dłoń.

Ale na lepsze dni trzeba było czekać. Polska pensja była niewielka i znów nie starczało. Przecież doszedł kredyt. A jeśli nie spłacałaby rat, bank zająłby nieruchomość i nie obchodziłoby go, że zastawione mieszkanie to wciąż dom dla jej dwóch córek i męża. Zmiana pracy w Polsce też nie wchodziła w grę, bo umowy, papiery, pozwolenie na pobyt...

Zacisnęła więc zęby, zakasała rękawy i przetrwała.

Po roku mogła zmienić pracę, wreszcie było lżej. Tymczasem jedna z córek zaczęła studiować, druga zastanawiać się nad kierunkiem. To wielka duma – i kolejne wydatki.

Ale dla dzieci Olga podwija rękawy jeszcze wyżej. I dla nich jeździ z Polski do Mołdawii, w każdej wolnej chwili.

POMNIK DLA SKYPE’A

Niedziela – to dzień telekonferencji.

Tatiana zamyka się w swoim pokoju i rozmawia z rodzicami przez Skype – to łącze podtrzymuje wiele rodzinnych więzi. W Mołdawii ironizują, że Skype’a (darmowe połączenie wideo przez internet) powinien mieć swój pomnik – obok Stefana cel Mare, narodowego bohatera.

Tatiana siada wygodnie, włącza komputer, na biurku stawia talerz pełen włoskich ciasteczek. Parząca się w kubku kawa też jest z Włoch, podobnie jak laptop, kapcie, obrus czy szampon, którym przed chwilą umyła włosy.

Pierwszy za granicę wyjechał ojciec. Opłacił przewoźników, ukrył się w wozie i odjechał. Kierunek – Włochy. To, że pracował nielegalnie, latami powstrzymywało go od powrotów do domu. Jego europejska pensja żywiła całą rodzinę i bał się, że jeśli opuści Zachód, nie uda mu się wrócić. Pochłonięty pracą, dla najbliższych stał się tylko głosem w słuchawce, przesłaną paczką słodyczy, przelewem na konto.

Wrócił, kiedy łatwiej było o rumuński paszport. Aby go dostać, należy udowodnić, że przodkowie urodzili się w Rumunii (w okresie międzywojennym tzw. Besarabia była częścią Rumunii, w 1940 r. na mocy paktu Ribbetrop– –Mołotow, a potem po 1945 r. została zajęta przez ZSRR). Przyjechał, wyrobił dokument, rozejrzał się i szybko wrócił do Włoch, zabierając żonę.

Kiedy matka wyprowadzała się do męża do Włoch, Tatiana miała 16 lat. Dziś ma 22.

Buna ziua!” – po starym, sowieckim mieszkaniu rozlega się radosny krzyk i zaczyna cotygodniowy rytuał. Jak zawsze rodzice wypytają Tatianę o oceny, o to, czy starcza jej na życie i czy czegoś nie potrzebuje. Ale człowiekowi zawsze czegoś brak. Zachęcona pytaniem, wyciągnie więc listę i odczyta najbliższe wydatki: kawa, czekolada, płyn do płukania, opłata za gaz, kurs językowy, sukienka, drobne wydatki, wyjścia ze znajomymi...

Wszyscy wysłuchają się nawzajem, pouśmiechają do monitorów i rozejdą do swoich spraw.

Na przelew Tatiana nie będzie długo czekać.

JAK EUGENIA ZOSTAŁA RUMUNKĄ

Rano spotykam na schodach sąsiadkę.

Eugenia jest w wyjątkowym humorze, bo po kilku latach czekania wreszcie może odebrać swój rumuński paszport. To drobnej postury nauczycielka angielskiego, która nigdy nie pozbyła się twardego akcentu. Wynajmuje pokój w mieszkaniu obok. Jest sama. Prócz niej, mieszka tam jeszcze małżeństwo ciut po pięćdziesiątce – Swietlana i Andrej. Zajmują drugi pokój.

Kiedy tego samego dnia wracam wieczorem do domu, przybiega do mnie Swietlana. Nie zdążyłam zdjąć butów, kiedy już stała w progu. Musiała nasłuchiwać.

– Proszę wejść. Coś się stało? – pytam.

– Eugenia rano odebrała rumuński paszport, a potem wsiadła do autobusu do Brasova [w Rumunii – red.]. Już nie wróci. Pomyślałam, że może zajmiesz jej pokój? My z mężem sami nie opłacimy mieszkania...

Swietlana i Andrej oprócz siebie praktycznie nie mają nikogo. Ich dzieci wyjechały pracować do Rosji i rzadko (jeśli w ogóle) odwiedzają rodziców.

W zamian na święta przysyłają im zdjęcia.

15 GRAM MASŁA

Stołówka wydaje obiad o 12.00, ale zmierzających w jej stronę widać i słychać na długo przed posiłkiem. Kroki stawiają powoli, ostrożnie. Jedni podpierają się laskami, inni podtrzymują się nawzajem pod ręce, jeszcze inni chwytają się ogrodzeń. Gdyby się przewrócili, nie byłoby ani na lekarza, ani na obiad. A tak, mogą zjeść za darmo. Tylko muszą dojść.

– Gdybym nie mógł chodzić albo nie przyjęliby mnie do stołówki, umarłbym z głodu – przyznaje Eugen. – Nie poradziłbym sobie.

Eugen przeżył już 80 lat, z czego 25 na syberyjskiej zsyłce. Jego emerytura to niecałe 1000 lei (ok. 65 euro). Za te pieniądze musi nie tylko przeżyć, ale i zadbać o zdrowie. Bo lekarz zaleca mu tygodniowe porcje mięsa i jajek, aby utrzymać organizm w relatywnie dobrej kondycji.

Ale przy takiej emeryturze nie ma szans na wypełnienie lekarskich zaleceń. – Nie mam czasu – śmieje się Eugen i tłumaczy, że woli mówić tak, niż gdyby miał narzekać: „Nie mam pieniędzy”. Po długich debatach uzgodnili z doktorem, że w zamian będzie jadł codziennie 15 g masła.

Przychodzących do stołówki łączy nie tylko sędziwy wiek i ciepły, darmowy posiłek. Wspólna wszystkim jest też samotność. Większość ich dzieci wyjechała za granicę i jeśli nie musi, nie wraca do kraju, a wnuki mają inne sprawy na głowie. Może gdyby dziadkowie potrafili obsłużyć Skype’a, ich relacje rodzinne wyglądałyby inaczej? Ale nie potrafią.

PIENIĄDZ NIE LECZY RAN

Mołdawia to najbiedniejszy kraj Europy. Upadek sowieckiego imperium, kryzysy finansowe, korupcja, brak inwestycji – to czynniki, które wpłynęły na ekonomię tego państwa. Niespełna 10 lat temu aż 20 proc. społeczeństwa żyło poniżej progu ubóstwa (za mniej niż 2 dolary dziennie). I choć sytuacja w ostatnich latach powoli się poprawia, daleko jej do dobrej – globalny wskaźnik rozwoju społecznego plasuje ten kraj na dalekim 111 miejscu.

Szacuje się, że już około 25 proc. obywateli opuściło Mołdawię w poszukiwaniu pracy. To oznacza, że statystycznie w każdej czteroosobowej rodzinie jeden z jej członków zarabia poza krajem. Bywało, że pieniądze przysyłane przez nich z zagranicy stanowiły nawet równowartość 40 proc. budżetu państwa.

Wyjeżdżają głównie do Włoch, Rumunii, Portugalii, Rosji, Turcji lub na Ukrainę, gdzie podejmują zwykle prace fizyczne: kobiety są sprzątaczkami lub opiekunkami, mężczyźni kierowcami lub robotnikami na budowach. Ostatnio – na przykład w Soczi, gdzie na gwałt powstawała infrastruktura dla Zimowej Olimpiady 2014.

Ale taka sytuacja rodzi też patologie, które ciężko uleczyć walutą: rozpad więzi rodzinnych, przewartościowanie (wynikające z często obsesyjnej pogoni za pieniądzem), niska samoocena, kompleksy, po rozwój czarnego rynku, który oferuje nie tylko nielegalne wyjazdy, ale też fałszywe rumuńskie akty urodzenia. Wielu z pozostających w kraju Mołdawian deklaruje gotowość natychmiastowego wyjazdu za granicę.

Wyboru nie mają seniorzy i dzieci – zostają w domu. Zdarza się, że porzucani, jak chłopiec z sierocińca w Czadyr Lunga. Po dwóch latach samotnego życia znalazła go opieka społeczna. Nie miał nikogo prócz matki, która wyjechała do Turcji. Skontaktowano się z kobietą, ale ta nie była zainteresowana synem. Do kraju przyjechała tylko na rozprawę, na której odebrano jej prawa rodzicielskie. „Skoro przez dwa lata sobie radził, poradzi sobie dalej” – skwitowała.

***

Jadąc przez mołdawską wieś, trudno dostrzec ludzi w tzw. wieku produkcyjnym. Zawinięta w koc babcia siedzi przed domem, obok dziadek rąbie drewno, po podwórku biega za kotem wnuczka.

Gdy zapytać ją o rodziców, dziewczynka z uśmiechem pobiegnie do domu. Za chwilę wróci z kolorowym naszyjnikiem. I powie: „Mamusia przysłała mi go z Paryża”. 


MAGDALENA CHODOWNIK jest dziennikarką i fotoreporterką; przez prawie rok mieszkała w Mołdawii.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 01/2014