„Dobry towar” z Mołdawii

Chciały stanąć na własnych nogach, a wylądowały w domu publicznym. Mołdawia to najbiedniejszy kraj Europy, gdzie wciąż największym bogactwem bywa kobiece ciało.

08.11.2015

Czyta się kilka minut

W centrum pomocy ofiarom handlu ludźmi, Kiszyniów, 2015 r. / Fot. Centrum Kryzysowe Kiszyniów
W centrum pomocy ofiarom handlu ludźmi, Kiszyniów, 2015 r. / Fot. Centrum Kryzysowe Kiszyniów

Diana pochodzi z małej wsi – to raptem kilkanaście chałup i biegnąca pośrodku dziurawa droga. Czasem zaszczeka pies, czasem sąsiad przejedzie dobrym samochodem, na który zarobił za granicą.

Od zawsze chciała się stąd wyrwać. Najpierw była fabryka w oddalonym o 50 km miasteczku, a potem lepsza fucha w stołecznym Kiszyniowie. Diana pracowała jako szwaczka i zarabiała równowartość 80 dolarów na miesiąc. Ale po kilku miesiącach obniżyli jej pensję o połowę i nie było jak zapłacić za wynajem mieszkania. Wróciła więc do rodzinnej wsi i głowiła się, co dalej.

Z pomocą przyszła jej sąsiadka Aleksandra, która już od ponad roku pracowała w Rosji. Chwaliła się Dianie, jak dużo można zarobić, sprzątając w prywatnych mieszkaniach. Pisała: „Znam jedną miłą rodzinę, właśnie szukają gosposi. Zobaczysz, że będzie ci tu dobrze. Pożyczę ci pieniądze na bilet i paszport. Przyjeżdżaj!”.

Na ulicach Moskwy

Diana nie zastanawiała się długo – i już po miesiącu siedziała w pociągu do Moskwy.
Na miejscu odebrał ją Costea, znajomy Aleksandry. Gdy dotarli do mieszkania, w którym miała pracować jako gosposia, zrozumiała wszystko.

– Wchodzę, a tam powietrze przeżarte papierosami i alkoholem – wspomina Diana. – W salonie siedziało kilka dziewczyn w skąpych strojach i tonach makijażu. Wśród nich była Aleksandra. Nie chciała spojrzeć mi w oczy.

– Okazało się, że namówiła mnie do przyjazdu, bo zmusił ją do tego Costea. Tak jak ona, miałam być kolejną prostytutką, która zarobi dla niego pieniądze – mówi Diana. – Gdy zaczęłam płakać i krzyczeć, że nie będę handlować swoim ciałem, zabrał mi paszport i telefon. Nie mogłam nawet zadzwonić do matki. Wiedziałam już, że szybko się stąd nie wyrwę.

Największy koszmar zaczął się, gdy Diana trafiła na trasę na przedmieściach Moskwy. Stała tam w kusej spódniczce i bluzce z głębokim dekoltem. Wszystko jedno, że był mróz. Jak mówił Costea: „Dobry towar zawsze musi być na wierzchu”.

Zrozumiała, że aby przetrwać, musi siedzieć cicho. Brała więc wszystkich klientów, jak leci. Z prezerwatywą czy bez – zawsze jak chciał klient.

Wspomina, że przychodzili brzydcy i grubi, bez zębów i łysi, niektórzy pijani i brudni. Że traktowali ją jak przedmiot. Najgorzej wspomina pewnego kierowcę tira. Był wyjątkowo brutalny. Gdy nie chciała zrobić tego, co chciał, uderzył ją z całej siły pięścią w twarz. Złamanie nosa, krwotok i szpital.

– Do pracy wróciłam dopiero po dwóch tygodniach. Przez ten czas codziennie wydzwaniał do mnie Costea i klął, że nie zarabiam dla niego pieniędzy. Groził, że jeśli szybko nie wrócę, to o wszystkim dowiedzą się moi rodzice. Byłam w Rosji już od trzech miesięcy, a oni wciąż myśleli, że pracuję tu jako sprzątaczka – mówi Diana.

Bezrobocie i beznadzieja

Historia Diany łudząco przypomina losy wielu innych Mołdawianek, które z nadzieją na lepszą przyszłość uwierzyły nieuczciwym pośrednikom i wyjechały za granicę. Lidia Conceag z centrum kryzysowego dla ofiar handlu ludźmi w Kiszyniowie mówi, że szczególnie łatwym łupem są młode dziewczyny pochodzące z mołdawskiej wsi.

Słynąca za sowieckich czasów z dobrze prosperujących kołchozów, dziś Mołdawia jest synonimem bezrobocia i beznadziei. Ludzie żyją najczęściej z tego, co uda im się zebrać na polu, a większą gotówkę widzą rzadko.

Na wyjazd za chlebem decydują się zwykle samotne matki i młode dziewczyny z wielodzietnych rodzin. Są tak zdeterminowane, aby zarobić pieniądze, że przystaną nawet na mało wiarygodną propozycję. Tym bardziej że do wyjazdu najczęściej przekonują je osoby, które darzą zaufaniem: koleżanki ze szkoły, sąsiadki, krewni, a czasem nawet mąż lub chłopak.

Gdy kobiety zrozumieją, że padły ofiarą oszustwa, bardzo trudno jest im uciec. Handlarze żywym towarem często zamykają je w mieszkaniu i grożą, że zrobią krzywdę ich bliskim. Często mówią też, że mają do spłacenia dług. Zwykle jest to cena, jaką zapłacił za nie dom publiczny. A do swojego kraju mogą wrócić dopiero, gdy „odpracują” wskazaną sumę.

Sprzedana trzy razy

Diana wróciła do Mołdawii dopiero po roku. Tyle było trzeba, aby spłacić sumę 3 tys. euro.

Marina miała więcej szczęścia, bo do domu trafiła z powrotem już po czterech miesiącach. Ale zanim udało się jej odzyskać wolność, sprzedano ją trzy razy. Najpierw trafiła do Stambułu, gdzie z lotniska miał ją odebrać znajomy szkolnej koleżanki. To ona przekonała ją, by przyjechała do Turcji i podjęła tu pracę jako kelnerka.

– Ufałam jej bezgranicznie. Przyjaźniłyśmy się od kilku lat i nie miałyśmy przed sobą tajemnic. Nie mogłam uwierzyć, że zrobiła mi coś takiego – mówi Marina. – Po kilku dniach pracy w barze usłyszałam od szefa, że mam przespać się z jednym z klientów. Gdy odmówiłam, pobił mnie tak mocno, że przez trzy dni nie byłam w stanie wstać z łóżka.

– Od początku go drażniłam – wspomina Marina – dlatego po miesiącu sprzedał mnie do burdelu w Izmirze. Miałam obsługiwać klientów w hotelach i prywatnych mieszkaniach. Trafiało się po 5-6 mężczyzn dziennie. Zwykle żonaci, zdradzali żony na prawo i lewo. Świntuszyli i chcieli robić ze mną wszystko, czego odmawiały im ich kobiety. Nienawidziłam tych facetów. Pragnęłam tylko, aby jak najszybciej stamtąd uciec.

Marina wspomina, że po dwóch tygodniach razem z inną Mołdawianką zaczęła opracowywać plan ucieczki. Ale tego wieczoru, gdy już miały szykować się w drogę, koleżanka wsypała ją sutenerowi. Ten wpadł w szał i przez tydzień nie wypuszczał Mariny z mieszkania. Gdy w końcu otworzył jej drzwi, kazał się pakować i oświadczył, że sprzedał ją do klubu ze striptizem. Każdej nocy miała prężyć się przed zapitymi Turkami. Wszystko po to, aby któryś zapłacił za seks. Czasami wybierało ją nawet 10 mężczyzn.

Opowiada, że czuła się jak w matni i chciała ze sobą skończyć. Na szczęście uratował ją jeden z klientów. Marina: – To był młody Turek, który tak jak ja był nowy w mieście i czuł się obco. Przychodził do mnie co tydzień i wypytywał, czemu jestem smutna. Gdy opowiedziałam mu swoją historię, obiecał pomóc. Dzięki znajomościom w policji sprowokował nalot na nasz klub. Wraz z innymi dziewczynami trafiłam do aresztu za brak ważnej wizy.

W areszcie Marina dostała kontakt do Międzynarodowej Organizacji ds. Migracji (IOM), która pomogła jej załatwić dokumenty i kupić bilet powrotny do domu. Już w Mołdawii trafiła do centrum kryzysowego w Kiszyniowie, gdzie jest teraz pod opieką psychologa, prawnika i asystenta socjalnego.

Lidia Conceag podkreśla, że dla ofiar handlu ludźmi szczególnie ważne jest właśnie odpowiednie wsparcie. Wiele kobiet, już po powrocie, dławi poczucie winy i strach przed oprawcami. Niektóre, nie znając innej rzeczywistości, decydują się na powrót do domu publicznego. Po wszystkim, co je spotkało, często mają poważne problemy psychologiczne – zdarza się, że chorują na schizofrenię lub przewlekłą depresję. Traumę trudno wymazać, często przez lata.

Nowa strategia handlarzy

Handel ludźmi to problem powszechny w Mołdawii, ale trudno tu o twarde dane. Według statystyk mołdawskiej jednostki zwalczającej handel żywym towarem, w 2014 r. odnotowano 119 przypadków kobiet zwerbowanych przez nieuczciwych pośredników. Ale wiadomo, że to zaledwie ułamek poszkodowanych – niewiele ofiar zgłasza się bowiem po pomoc na policję lub do organizacji pozarządowych. Większość wstydzi się swojej przeszłości i boi, że dowiedzą się o niej ich bliscy.

Często przeważa też strach przed zemstą ze strony handlarzy żywym towarem.

A że jest to wciąż temat tabu, utrudnia to powstrzymanie kolejnych kobiet przed wątpliwymi wyjazdami. Jak mówi Nadejda Radu z kiszyniowskiego biura IOM, jest nadzieja, iż coraz mniej kobiet będzie wpadało w ręce handlarzy. Mołdawianom coraz łatwiej jest wyjechać legalnie za granicę. Zasady wizowe poluźniła nawet Unia Europejska: aby wjechać do strefy Schengen na nie dłużej niż trzy miesiące, wystarczy tylko paszport. Rosja i Turcja, gdzie trafiała dotąd większość ofiar handlu ludźmi, przestały być więc dla Mołdawian „mekką”.

Nadejda Radu dodaje, że zmienia się też strategia handlarzy żywym towarem: coraz częściej grają w otwarte karty i mówią, że rekrutują do domów publicznych. W zamian oferują zarobki w wysokości 100 euro miesięcznie; kobieta ma prawo dzwonić do rodziny i zachowuje paszport.

Taką właśnie propozycję otrzymała niedawno Cristina, 18-latka z Bielc. Do wyjazdu za granicę nagabywał ją syn właścicieli baru, w którym pracowała od ponad roku. „Po co się męczysz, nalewając naszym pijakom piwo? Jesteś taka ładna, a tam za granicą to docenią. Wskoczysz w dobre ciuchy, popracujesz chwilę i dostaniesz dobre pieniądze” – miał przekonywać.

Cristina: – Zaczął być tak napastliwy, że nie wytrzymałam i się zwolniłam. Jednak nawet to nie było w stanie go powstrzymać. Wydzwaniał do mnie i obiecywał coraz więcej. Na szczęście o wszystkim wiedziała policja, bo mój niedoszły pośrednik miał założony podsłuch. Okazało się, że rekrutował kobiety do burdeli już od lat. Wpadł, bo kilka kobiet złożyło przeciw niemu pozew. Teraz siedzi w więzieniu i na pewno szybko nie wyjdzie.

Marzenie o godnym życiu

Przypadek Cristiny pokazuje, że mołdawskie władze coraz skuteczniej walczą z handlem ludźmi. To przełom, bo jeszcze kilka lat temu państwo nie robiło z tym nic, a przestępcy mogli czuć się bezkarnie. Teraz za handel żywym towarem można dostać nawet 20 lat więzienia.

Ale Nadejda Radu studzi optymizm: dochodzenie sprawiedliwości wciąż utrudnia wszechobecna korupcja. Mołdawscy sędziowie za odpowiednią sumę są w stanie zablokować każdą sprawę. W szczególności kryte są osoby z wysokich szczebli władzy – powiązanie świata przestępczego z polityką jest tu nadal duże i dotyczy wszystkich jej struktur. Świadczy o tym np. głośna ostatnio afera, w wyniku której z mołdawskiego systemu bankowego zniknął miliard dolarów. Zbulwersowani Mołdawianie wyszli na ulice i protestują – mają dość korupcji, która pogrąża ekonomicznie kraj i ułatwia działanie siatkom przestępczym.

Cristina miała szczęście i nie wpadła w spiralę handlu ludźmi. Jak większość młodych Mołdawianek marzy o pracy, która pozwoli jej godnie żyć. Dziś uczy się na manicurzystkę i myśli o przyszłości.

– Wystarczą mi opowieści mojej koleżanki Oksany, która latami tułała się po burdelach od Rosji po Turcję i Macedonię – mówi osiemnastolatka. – Na pamiątkę zostały jej pręgi na plecach. Nawet nie chcę wspominać, co jej tam zrobili.

Oksana ma dziś męża i dwójkę dzieci, ale nadal leczy stare rany.

Cristina: – Tylko ja wiem o jej przeszłości. ©
 

Imiona niektórych bohaterek zostały zmienione.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka specjalizująca się w tematyce amerykańskiej, stała współpracowniczka „Tygodnika Powszechnego”. W latach 2018-2020 była korespondentką w USA, skąd m.in. relacjonowała wybory prezydenckie. Publikowała w magazynie „Press”, Weekend Gazeta.pl, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2015