Makowe Widmo

Jak to jest - nie dożyć własnego czasu? Tak mocno naznaczyć go sobą, a jednocześnie nie zdążyć samemu rozkwitnąć? Urodzony pod Kielcami malarz o brzmiącym z francuska nazwisku na weselu w Bronowicach był już tylko Widmem.

30.01.2006

Czyta się kilka minut

Ludwik de Laveaux, "Praczki", 1889 /
Ludwik de Laveaux, "Praczki", 1889 /

Ludwik de Laveaux zmarł jako dwudziestosześciolatek w 1894 roku na galopujące suchoty. Do legendy Młodej Polski wszedł dzięki Stanisławowi Wyspiańskiemu, niemal rówieśnikowi, któremu tę magiczną datę udało się przekroczyć o niecałą dekadę. Widmo z "Wesela", narzeczony Marysi Mikołajczykówny, najmłodszej z trzech sióstr, w których kochali się artyści, osobowość nadwrażliwa i chłopięca. Potomek Lotaryńczyka, który w XVIII wieku przyjechał do Polski w ucieczce przed konsekwencjami nielegalnego pojedynku. Ale czy malarz?

Na to pytanie próbuje odpowiedzieć wystawa w Kamienicy Szołayskich, oddziale krakowskiego Muzeum Narodowego, w którym mieści się też stała ekspozycja poświęcona Wyspiańskiemu. To druga w historii indywidualna prezentacja twórczości Ludwika de Laveaux. Pierwsza odbyła się w 1919 roku w krakowskim Towarzystwie Przyjaciół Sztuk Pięknych.

Miejsce tworzy dla obecnej wystawy ważne konteksty. Po pierwsze - zestawienie de Laveaux z Wyspiańskim (choć niestety, nie bezpośrednie) pozwala rozpisać dzieje Młodej Polski na etapy, zrozumieć jej źródła i rozwój. Druga konstatacja ma bardziej interwencyjny charakter: naprzeciw Kamienicy Szołayskich znajduje się Pałac Sztuki, w którym niegdyś odbywały się najważniejsze wystawy TPSP. Dlaczego dziś galeria ta nie odkrywa już młodych artystów, nie wydaje sądów, niewiele znaczy w rozwoju sztuki polskiej.

Wróćmy do pytania: czy Ludwik de Laveaux w swoim krótkim życiu zdążył stać się malarzem? Jan Matejko, u którego absolwent Gimnazjum św. Jacka przez jakiś czas studiował, twierdził, że w chłopcu tkwi wielki potencjał twórczy. Uczeń historiozofa wolał jednak innych mistrzów: Stanisława Witkiewicza i Aleksandra Gierymskiego, którego poznał w Monachium.

I to jest pierwsze, wcale nieoczywiste odkrycie, dokonane w Kamienicy Szołayskich. Młodopolska chłopomania ma swoje źródło nieco wcześniej, w czasach, gdy Witkiewicz-ojciec uczył podhalańskich górali i warszawskich inteligentów stylu zakopiańskiego. Ta współzależność istnieje niezależnie od tego, że poszukiwanie stylu narodowego - racjonalne i pozytywistyczne - różniło się znacznie od neoromantycznych emocji fin de si?cle'u. Istnieje, mimo że dla krakowskiego studenta podkrakowskie Bronowice były ważniejsze od Tatr.

O tych preferencjach świadczy być może różnica klasy między dwoma obrazami de Laveaux. Olej "W drodze do Morskiego Oka" (1889), choć próbuje grać światłem i nastrojem, pozostaje płaski, głuchy i matowy. Czerwienią i błękitami lśnią tymczasem rozświetlone, czerwono-błękitne stroje bronowiczanek idących "Do miasta", czy też "Na targ" (1889). Tu zauważyć trzeba, że czerwień jest chyba najdoskonalej rozpracowanym kolorem w całej twórczości krakowsko-paryskiego malarza, który sam siebie sportretował z makowym pasem, kontrastującym mocno z ciemnymi brązami i zieleniami (1892).

Dynamika, ciężar i ruch, wreszcie jakaś nieokreślona radość bijąca z bosonogich, dorodnych postaci chłopek na drodze "Do miasta" dodaje jeszcze uroku temu przedstawieniu. Ciekawe, że kompozycja nie traci swych walorów nawet w wersji rysunkowej, przygotowanej na konkurs "Tygodnika Ilustrowanego" (de Laveaux otrzymał wówczas drugą nagrodę). Zmienia się jeden drobny szczegół: bronowiczanki włożyły na nogi szerokie, rozczłapane, ale na pewno wygodne buty z cholewami. Czyżby zmieniła się pora roku?

Późną jesienią roku, w którym powstały wszystkie te prace, Ludwik de Laveaux wyjechał do Paryża. Miał tam pozostać na zawsze, jeśli nie liczyć wizyt u rodziny w Polsce, dokumentowanych rozlicznymi szkicami. Pobyt w Paryżu to nie tylko czas postępującej choroby. To także okres intensywnych studiów nad impresjonizmem i techniką

pointylistyczną. Warto by w tym kontekście porównać de Laveaux z Podkowińskim, Pankiewiczem i Wyczółkowskim, którzy do stolicy Francji wyjechali dokładnie w tym samym czasie.

Zmagania de Laveaux z doświadczeniami Francuzów były trudne i nie zawsze kończyły się sukcesem. Namalowany w Bretanii "Wschód słońca po burzy" (1891) zbyt mocno przypomina pocztówkowe "landszafty". Ale powstały rok później "Zachód słońca nad morzem" prowokuje już zupełnie inne emocje. Grozę budzi jednak nie tyle klockowata postać topielca na plaży, ile słoneczna tarcza: oślepiająco biała, rozedrgana, brutalna, jakby wydarta niebu.

Bo twórczość de Laveaux bardzo rzadko - może tylko w obrazach malowanych miłością do szesnastoletniej Marysi - jest radosna. I tu pojawia się kolejne odkrycie: Aleksander Gierymski i w ogóle - monachijczycy. "Ubogi pogrzeb", olej Ludwika de Laveaux z 1889 roku, przypomina słynną "Trumnę chłopską" (namalowaną zresztą także w Bronowicach). Utrzymany w sinoniebieskiej tonacji, ukazujący bezgraniczną pustkę zamieszkanej przestrzeni, jest wcześniejszy o pięć lat od słynnego obrazu Gierymskiego.

A "Praczki", gwasz z 1889 roku, przypominający zarówno realistyczne "Święto Trąbek" (1888), jak i naturalistycznych "Piaskarzy" (1887) warszawskiego malarza? Trudno doszukać się w tym przedstawieniu jakiegokolwiek epigoństwa. Na brzegu Wisły, na tle mostu łączącego Kazimierz z Podgórzem i fabrycznych kominów robotniczej dzielnicy (jakże jednak różnej od Powiśla!), widać kobiety o wydatnych brzuchach, szerokich biodrach, podkreślonych jeszcze fałdami spódnicy, i obwisłych piersiach, zajęte czynnością codzienną, żmudną i prozaiczną.

Bez nich nie byłoby zapewne tego, co w twórczości de Laveaux najbardziej interesujące: bolesnego poczucia przemijania, kruchości istnienia, które objawia się w portretach i scenach symbolicznych, z tą najstraszniejszą, choć jeszcze niedoskonałą formalnie z 1885 roku. Na ramionach malarza zasiadł kościotrup przystrojony w kapelusz z szeroką, makowej barwy szarfą. Błaha scenka rodzajowa z lat spędzonych w Akademii Sztuk Pięknych zdaje się zapowiadać niespodziewaną i bliską tragedię.

Podobny charakter mają nieporównanie doskonalsze portrety malowane przez de Laveaux - nigdy ponure, ale trochę jak z innego świata. Oto monachijskie "Studium starca" (1888). Ten człowiek nie przekroczył zapewne siedemdziesiątki. Jego zmęczone oczy starsze są jednak od reszty twarzy o całe dziesięciolecia. Obok czerwono-wrzosowa "Dziewczynka z baziami" (1887) o pełnych policzkach i szczupłych ramionkach. Wpatrzona w jakiś odległy punkt, jakby uspokojona świadomością nieuchronności zdarzeń. Jak smutne, dorosłe dzieci z portretów Wyspiańskiego.

Dlatego wystawa w Kamienicy Szołayskich jest kolejnym preludium do nie powstałej dotąd wystawy. Prezentacja sztuki polskiej około roku 1900, która miała miejsce w Muzeum Narodowym przed kilku laty, była ciekawą monografią epoki. Dlaczego jednak, skoro tak często szukamy początków polskiej nowoczesności (nie tylko artystycznej) właśnie w tamtych czasach, nie chcemy poddać krytycznej analizie ich współczesnych konsekwencji? Co zostało w nas z Młodej Polski? Może nic?

Ludwik de Laveaux, "Mus mnie woła..."; Muzeum Narodowe w Krakowie - Kamienica Szołayskich; kurator: Anna Zeńczak; konsultant naukowy: Aleksandra Melbechowska--Luty. Wystawa, której towarzyszy katalog i film "Widmo" Teresy de Laveaux, czynna będzie do 28 lutego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, historyk i krytyk sztuki. Autorka książki „Sztetl. Śladami żydowskich miasteczek” (2005).

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2006