„Łukanomika” się chwieje

Rozpada się system państwa opiekuńczego, dotąd będący fundamentem władzy prezydenta Aleksandra Łukaszenki. Ale alternatywy nie widać.

13.09.2011

Czyta się kilka minut

Jeszcze niedawno wydawało się, że na Białorusi za chwilę "coś" się zacznie. W sklepach półki zaczynały świecić pustkami, a ludzie zdobywali się na odwagę, by brać udział w milczących protestach. Nie, nie opowiadali się za konkretną partią - na ulice pchał ich kryzys. A tymczasem prezydent Aleksander Łukaszenka rwał włosy z głowy, bo po rozpędzeniu protestów w grudniu 2010 r. kredytów odmawiały mu Rosja i Zachód.

Kraj popadł w klasyczną spiralę zadłużenia. Dziś ujemne saldo handlu zagranicznego wynosi 7 mld dolarów, inflacja bije rekordy. Białorusini czują, że grunt usuwa im się spod nóg: upada mit opiekuńczego państwa Łukaszenki, który przez 17 lat zapewniał reżimowi poparcie. Ale szukając porównań, Białorusini nie patrzą na Zachód, lecz w stronę Ukrainy i Rosji. Wiedzą, że może być gorzej; bo co z tego, że w Rosji zarabia się lepiej, jeśli państwo dawno przestało się troszczyć o obywatela.

Cenowe szaleństwo

CUM, największy dom handlowy w Mińsku, przeżywa zakupowy szał. Od towarów na półkach aż bolą zęby, ale ludzie i tak biorą, co popadnie. - Kupują, bo nocą znów nakleją nowe ceny - mówi Waleria, elegancka 50-latka, napotkana przy stoisku z bielizną. Którą, rzecz jasna, kupuje na zapas.

Rzeczywiście, każdy towar ma po 3-4 metki, ceny rosną w mgnieniu oka. To, co w poniedziałek kosztuje 15 tys. rubli, we wtorek może kosztować już 20 tys. Z cenami nie radzą sobie nawet sprzedawcy: przed wydaniem towaru sprawdzają "ostateczną" jego wartość. Automaty z kawą czy kioski z biletami oklejono kartkami: "Zmiana cen". Jak tu zaplanować domowy budżet, gdy nie wiadomo, ile pójdzie na jedzenie, ile na benzynę? Podobno w niektórych regionach kraju zabrakło kefiru i mięsa. Z aptek zniknęły leki, głównie sprzedawane bez recepty antybiotyki i... viagra. Farmaceutka rozkłada ręce: - Nie mam pojęcia, ile te medykamenty będą kosztować, gdy znów dotrą. Może dwa razy tyle? Odłożyć?

Obywatele mają więc wypchane portfele, ale po przeliczeniu okazuje się, że mogą zrobić tylko małe zakupy. Białoruski rubel leci na łeb na szyję. Jak ten kryzys przetrwać? Waleria ułożyła listę priorytetów. - Jedzenie? Ależ skąd, wcale nie jest na pierwszym miejscu - obrusza się. - Mięsa jeść nie musimy. Ziemniaki zawsze się załatwi, na zimę zamarynuję ogórki i pomidory. Będzie skromnie, ale z głodu nie umrzemy. Mam większe zmartwienia. Jak wnuka do przedszkola poślę?

Waleria otrzymała spis rzeczy, które należy dostarczyć do przedszkola, bo inaczej wnuka nie przyjmą. Kartka formatu A4 zapisana drobnym drukiem: m.in. kredki, blok rysunkowy, papier toaletowy, herbata, płyn do mycia podłogi i toalety, koc. Białorusini przyzwyczaili się, że państwo o nich dbało, tankowali za półdarmo, emeryturę zawsze dostawali na czas. Choć panowało ukryte bezrobocie, zawsze dało się załatwić sanatorium, a przy dobrych układach i mieszkanie. Z tym już koniec.

Waleria: - Wszystko kupuję na zapas. Farbę do włosów, środki czystości staram się ściągnąć z Polski. Nie stać mnie na kupowanie tego na Białorusi. Boję się pomyśleć, ile będą mnie kosztować leki po podwyżkach. A jak stracę pracę? Bo szeptają u nas o zwolnieniach.

Pożyczki zamiast reform

Przed bankami i kantorami - handlarze walutą. Według oficjalnego kursu dolar kosztuje ok. 5 tys. rubli, na czarnym rynku prawie dwa razy tyle. Białorusin ma szansę kupić obcą walutę w kantorze po przedstawieniu zaświadczeń o leczeniu czy nauce za granicą. Inaczej odprawią go z kwitkiem.

Siergiej Czałyj, niezależny ekonomista: - Każdy finansista, czy to z obozu władzy, czy niezależny, wie, co trzeba zrobić: uwolnić kurs rubla. Prezydent Łukaszenka zapowiada, że to uczyni w połowie września. Ale z drugiej strony kombinuje, co zrobić, żeby tego uniknąć. Zdaje sobie sprawę, jakie będą skutki: gwałtowny wzrost cen, spadek wartości rubla.

Na razie Białoruski Bank Centralny sztucznie powstrzymuje kurs rubla. - Białoruska giełda walutowa jest martwa. Władze boją się przekonać, jaki jest kurs startowy naszej waluty - mówi Czałyj.

W tak poważnym kryzysie finansowym reżim Łukaszenki jeszcze nie był. Na jak długo starczy pieniędzy? Łukaszenka pożycza, gdzie może. 3 mld dolarów (wypłacane w transzach, rozłożone na trzy lata) dostanie od kontrolowanej przez Rosję Euroazjatyckiej Wspólnoty Gospodarczej; za 2,5 mld mogą pójść w ręce Rosji akcje Bieltransgazu; 300 mln dolarów pożyczy Azerbejdżan; trwają rozmowy z Indiami. Prezydent liczy też na odmrożenie relacji z Zachodem (wtedy pieniądze mogłyby popłynąć z Międzynarodowego Funduszu Walutowego). Ale kolejne pożyczki nie zmienią jednego: kraj potrzebuje reform.

Walery Karbalewicz, politolog: - Przez 17 lat wmawiano nam, że istnieje unikatowy system gospodarczy stworzony przez Łukaszenkę. Teraz "łukanomika" się chwieje.

Na Białorusi funkcjonuje gospodarka nakazowo-rozdzielcza. Praktycznie nie ma prywatnego biznesu, małe restauracje i sklepy w większości należą do nomenklatury. Czałyj: - Z góry decyduje się, które przedsiębiorstwa są dochodowe, a które nie. Przemysł mleczarski jest na wysokim poziomie. Ale co z tego, jeśli system zarządzania tym biznesem jest chory? To urzędnicy wskazują, kto ma ile zarobić, dlatego kołchozy, które produkują mleko, są niedochodowe, a zakłady je przetwarzające - dochodowe.

Zaproszenie do rozmów

Łukaszenka potrafi sobie radzić z problemami. Każdy, kto wróży mu rychły koniec, powinien sobie przypomnieć, ile on już przeszedł: masowe demonstracje w latach 90., próbę

impeachmentu w 1996 r., próbę przeprowadzenia alternatywnych wyborów przez opozycję, trwającą ponad dekadę izolację Białorusi przez Zachód...

Tym razem kryzys skłania Łukaszenkę do szukania śmiałych rozwiązań: zaprasza do dialogu opozycję. Mówi, że każdy, komu zależy na losie Białorusi, powinien usiąść z nim przy stole. Opozycja pamięta, że podobne próby rozmów w latach 90. zakończyły się fiaskiem. Ale jej część nie wyklucza, że będzie rozmawiać. Dają się słyszeć warunki: "Siądziemy do rozmów, mając gwarancję, że reżim odda władzę".

Łukaszenka sprytnie proponuje dialog "wszystkim siłom politycznym". Prócz opozycji przy stole mogliby zasiąść więc klakierzy: przedstawiciele kontrolowanych przez państwo związków zawodowych, weterani, reżimowi dziennikarze, prołukaszenkowskie młodzieżówki. W takim gronie głos opozycji może być ledwie słyszalny.

Karbalewicz: - Dla opozycji rozmowy mogą się okazać pułapką. Wiele partii przygotowało program walki z kryzysem. Przewiduje on niepopularne kroki, jak odejście od dotowania państwowych przedsiębiorstw na obecnym poziomie, ścięcie wydatków socjalnych. Władza zaprowadzi te reformy, a potem stwierdzi, że to opozycja je podpowiedziała.

Polityka w zawieszeniu

Znów słychać pytanie: jeśli nie Łukaszenka, to kto może rządzić państwem? Trudny do wyobrażenia jest wariant przekazania władzy starszemu synowi dyktatora Wiktorowi Łukaszence. Nie ma on zaufania nomenklatury. Innych ambitnych z obozu władzy Łukaszenka odsunął. Podzielona i słaba opozycja wysyła coraz mniej jasne sygnały.

Karbalewicz: - Białorusini są w stanie zaakceptować kandydata na przywódcę, który ma doświadczenie polityczne i pokazał, że potrafi być liderem. Nie opowiedzą się za intelektualistą.

Na scenie politycznej są tacy kandydaci - choćby Aleksander Kazulin, były minister i rektor uniwersytetu; Aleksander Milinkiewicz, były zastępca mera Grodna; Andrej Sannikau, były minister spraw zagranicznych. Można wymieniać dalej. Ale nie sposób oprzeć się wrażeniu, że ich czas minął: byli rozpoznawalni w społeczeństwie podczas kolejnych wyborów, teraz mało kto o nich pamięta. Opozycja wiele wycierpiała: Łukaszenka brutalnie się z nią rozprawił w grudniu 2010 r., jej przedstawicieli powysyłał za kraty, zmusił do publicznych upokorzeń. Nie zmienia to jednak faktu, że na Białorusi bycie opozycjonistą bywa sposobem na życie. Zwalczające się partie opozycyjne wysyłają do społeczeństwa sprzeczne sygnały, już czytelniejszy wydaje się Łukaszenka.

Niezależny analityk Andrij Lachowicz uważa, że w tym, co robi opozycja, trudno się rozeznać nawet specjalistom obserwującym scenę polityczną od dwóch dekad: - Nasza opozycja liczy już 25 organizacji, aż sześć z nich mianuje się "socjaldemokracją". Białoruska scena polityczna to teatr absurdu - mówi Lachowycz.

Nawet gdyby opozycja miała dziś dojść do głosu, więcej energii zużyłaby na walki wewnętrzne niż reformy. Jest polifoniczna, co najmniej jak w rozwiniętej demokracji: część opowiada się za integracją z NATO i Unią Europejską, część za bliskimi związkami z Rosją. Jedni chcą gospodarki rynkowej, inni widzą w niej zagrożenie. Jak może coś z tego zrozumieć człowiek przez ostatnie 17 lat żyjący w reżimowym państwie, któremu codziennie serwowano propagandową papkę?

Aktywność społeczna na razie ustała. Zawieszono nawet milczące protesty, propagowane w internecie.

Czałyj: - Chodziłem na ciche protesty, popierałem tę akcję na mojej stronie internetowej. Ale teraz wiem, że trzeba szukać nowej formuły.

MAŁGORZATA NOCUŃ jest zastępczynią redaktora naczelnego dwumiesięcznika "Nowa Europa Wschodnia", stale współpracuje z "TP".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, reporterka, ekspertka w tematyce wschodniej, zastępczyni redaktora naczelnego „Nowej Europy Wschodniej”. Przez wiele lat korespondentka „Tygodnika Powszechnego”, dla którego relacjonowała m.in. Pomarańczową Rewolucję na Ukrainie, za co otrzymała… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 38/2011